„Może i nowy gatunek, może…
Może i należałoby jakoś tak toto łapać, opisać, jakoś tak po prostu obfotografować i jeszcze poznać, jak je, co je, czym je, gdzie sra, jak sra, kto to potem jada i tak dalej i jeszcze, jeszcze oczywiście wszelkie tam zachowania społeczne, aspołeczne i wszelakie inne… no i rozmnażanie, oczywiście, zamrażanie, odmrożenia, zamrożenia… wiadomo, przecież jakoś tak musiała coś robić, gdzieś robić, wielbić miejsca, jakieś tam mieć ulubione, jakieś mieć niekochane, jakieś znienawidzone…
Po prostu.
Nazwali ją Nadymaczką Pospolitą tak na razie, tak by było jakieś imię, no i wiecie, przy onym poznaniu, jakoś tak ona się powiększyła, balonikowała, czy coś… odsunęli się, bo przecież mogła może i zabić, może strzelała jakimiś igłami, może i gazy wypuszczała, albo coś nieznanego robiła… aurą obmacywała okolicę, by znaleźć żywiciela, czy coś… zbyt wiele filmów, zbyt wiele wiedzy…
Zbyt wiele zapomnianych stworzonych…
Tak, Pan Tealight miał czasem takie myśli, że przecież może to był on, może to jemu się przytrafiło, może… to było jego dzieło, ale nie pamiętał, wtedy tak bardzo się bawili, na samym początku Tego Czasu, na samym początku Stworzenia i Wybuchania… tak wyglądała jakoś, znajomo, ale jednak nie pamiętał jej. Czy też jego? Bo przecież wciąż nie określili płci…
I moe nigdy tego nie zrobią, bo nagle zniknęła…
Była i jej nie było.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones
Z cyklu przeczytane: „Łowca cieni” – … drugi tom serii… i muszę się przyznać, że wciąż trzyma w napięciu. Z jednej strony masa tajemnic wciąż nie wyjaśniona, z drugiej nasze główne postacie: penitencjariusz i policyjna fotografka, jakoś tak żyją osobno… oczywiście do czasu, gdy kolejne zbrodnie ich połączą, bo połączą.
W końcu jest w nich jakieś tam… przeznaczenie?
A tam razem brodnie wydają się być… jesce bardiej przerażające, przemyślane, jakby prowadzące do czegoś więszego, próbujące udowodnić coś, a może jednak odkryć zepsucie Watykanu? Nie wiadomo, bo krok za krokiem, agłębiając się w tę historię wiemy, iż trzeba czytać bardo uważnie. Trzeba w nią wejść, by naprawdę zroumieć więcej z tego, co było, oraz tego, co nadejdzie…
… trzeba być uważnym…
Wciąż obecne w naszych bohaterach demony przeszłości kierują nimi, ale jednak nie wiążą ich mysłów i pragnień. Coś się zmieniło… coś przeżyli, coś zrozumieli, ale jednak, czy potrafią współpracować? Odkryć nie tylko zbrodniarza, ale i nie ukarać samych siebie za grzechy innych… bo ona mroczność przywraca im wspomnienia… straszne, pokrętne… ale też naznacza ich w jakiś sposób.
Bardzo dobra kontynuacja poprzedniego tomu.
PS. Już jestem po trzecim!
Wieje…
3 stopnie, a mamy początek maja… i to nie w nocy! Wieczorem. Jasnym wieczorem, rozpychającym się tą swoją radosnością, której nie rozumiem, ale to ja, zwykle taka jestem w one ciepłe sezony. LOL 3 stopnie!!! Ale nic to, przynajmniej człowiek cieszyć się mógł onym całym dniem i nocą.
Wciąż pod kocem, dodatkowym…
Ale… jeśli chodzi o przyrodę, to jej chyba nie przeszkadza ni wiatr, ni susza czy jakieś tam zimności. Tu się rozwija to, tam tamto, może i jabłonka wciąż się buntuje przed wypuszczeniem listków, zachowawczo sama decyduje o tym kiedy, co i jak. Wiecie, taka dumna z samej siebie…
Mnie dojeżdża przeziębienie, no ale… każydy ma coś.
Trolling oczywiście ma się super i podobno nawet widzieli humbaka gdzieś pod Tejnem… zazdro, ale jakoś nie jest ze mnie typ żeglujący, ryby łowiący, czy też w ogóle, ogólnie na nych statkach przebywający… a, tak w ogóle, to nasz nowy i największy, fantastyczny prom… się zepsuł, czyli jak zawsze.
Wsio w pariadkie!
Czy jakoś tak, no wiecie, przecież zawsze się psują. Kurde, mam nadzieję, że to nic wielkiego, bo przecież nowy jest taki. Wszelako jeszcze mało używany, nie każdy miał możliwość dotknąć, poznać, pooglądać i się nim przepłynąć, na prykład ja, więc, no weźcie no, co się dzieje?
Kiedy to piszę jest weekend i zastanawiam się, kiedy to te weekendy przestały mieć w ogóle znaczenie? Poza tym, że książki mi się opóźnią, bo długi był, więc… a zaraz, przecież no znowu długi weekend, więc może to dlatego? Po prostu jako człowiek pracujący z domu nie mam onych wolnych dni… powinnam może je sobie zarządzić, człowiek się stareje, nie moe już tyle klikać w one klawiszki, no!!!
Ale kurde, jak to się robi?
Niedawno, wróć, na naszych ostatnich nibywakacjach, jakoś tak żyłam przez tydień be pracy, znaczy wróć, po prostu nie tykałam komputera, no i było w tym coś tak cudownego, i wydaje mi się, że kiedyś zwyczajnie to rzucę, pewno wtedy, gdy wszystko trza będzie robić przez telefony… łącznie z badaniem krwi. I będę ja, stara i całkiem technicznie niekumata. Znaczy kumata, ale nienawidząca tego wszystkiego tak mocno, że niedotykalska taka i tak dalej. Wciąż udaje mi się unikać telefonu i co mi zrobicie?
He he he, jak mówię to ludziom, że używam starego telefonu Chowańca do robienia zjęć i że o nikogo nie zadzwoniłam od ponad 10 lat, nie wierzą…
I dobrze…
W prawdę nikt nie wierzy.
No ale…
… weekend za weekendem, po nim znowu weekend i kurde, smutne to życie, jak tylko czekasz na ten weekend?! Czyż nie? Bo to znaczy, iż cały pozostały czas jest do dupy jakoś tak… ech, no ale przecież wielu z nas tak ma. Nie oszukujmy się… zapędzamy się w kozi róg z oną robotą zamiast się wyspać i polenić…
Ech…
Ale czy się da żyć jakoś tak wolno?
Może?