Praga i dwaj nader podobni mężczyźni…
Hannie Fronczak udało się mnie zauroczyć. I czuję się tym zaskoczona. Bo… raczej lubię grube książki, sporadycznie sięgam po antologie. Zwyczajnie, jeżeli chodzi o książki preferuję rozmiar XXL, ale jej się udało. Udało się mnie oczarować krókimi formami, skupionymi wokół jednej osoby. Znaczy się tak było na początku, w: „Od nowiu do pełni”. Wtedy jeszcze była to jedna osoba. Ten tomik, który właśnie stygnie mi w dłoniach, dotyczył owej drugiej postaci. Specyficznej, podobnej, ale nie takiej samej. Intrygującej, mądrej, spragnionej nauki i poznania, ale też dziwnie niepewnej w swym nowym człowieczeństwie… ożywieńca.
Herbert Niemiec jest właściwie dzieckiem. Co prawda „narodził” się z cudzą wiedzą, ale jeżeli chodzi o życie… to żyje tak od nowa od kilku lat. Wygląda jak Bernhard, ale jest tylko „nieumarłym”. Pełnym alchemicznej wiedzy, pragnienia poznania, doświadczania wszystkiego i bycia jak najdalej „brata”. Oj tak, Herbert najchętniej nie odwiedzałby Bernharda, który w swoim życiu odnalazł całkiem nową drogę. Stateczną, rodzinną i zdaniem ożywieńca – ospałą. A on sam dopiero zaczyna. Pragnie tajemnic ludzkich i boskich, poznania tego, co po drugiej stronie i zadawania niecodziennych pytań. Pragnie owej empiryczności, ale też i miłości – a może tylko wybaczenia? Za to co uczynił niegdyś, jako ten inny, ten, który nie umarł? Może dlatego woli nie wracać do Pragi? Dlatego stawia czoła niebezpieczeństwom i tajemnicom?
To jest po prostu dobre pisanie.
Oto jedno zdanie opisujące właściwie wszystko. W powieść Fronczak się wkracza. Wkracza i czuje wilgotność płynącą znad Wełtawy, magiczne moce umysłów, duchy, skradające się za plecami żywych i ową dawną, piękną Pragę. Ale nie tylko. Hanna Fronczak przede wszystkim ma wspaniały dar. Dar, który pozwala jej w kilku słowach opisać osobowość bohatera. Oczywiście główny bohater zawsze ma swoje poczesne miejsce, ale ci poboczni, są dla niego dopełnieniem. Oni tłumaczą jego pragnienia. Jego pasje. To oni budzą pytania i pozwalają mu istnieć. Do tego zakochać można się w słownictwie. W tej uporządkowanej strukturze opowiadań – choć chce się krzyknąć: GDZIE JEST WIĘCEJ!!! to tak naprawdę otrzymujemy dokończenie pierwszego tomu. Owo subtelne dopełnienie. Hołd oddany stworzonemu ożywieńcowi. Jakby autorka nie chciała zmarnować żadnego pomysłu.
Jakby uznawała wszystkich za swoje ukochane dzieci!
Wydawać by się mogło, że to tylko fantastyka… a jednak. Jakoś więcej w tych opowiadaniach psychologii, owa alchemia zdaje się przenikać człowieczeństwo, zmieniać, ale tak naprawdę nie ingerując w ową subtelną cząstkę zwaną człowiekiem.
Przeczytajcie o przygodach Herberta. Poznajcie go, poprzez innych ludzi, poprzez jego przygody, jego postrzeganie świata… dajcie mu szansę. Bo warto. Nawet, jeżeli wolicie książki bardzo grube i nie składające się z miniatur – opowiadań.
Pingback: Mabon is on… | Chepcher Jones