Do czego mogą posłużyć i jak okrutne są okrutne gumki recepturki, i co ułoży zupa pomidorowa?
Często zdarza się tak, że kolejna część danej opowieści jest gorsza niż poprzednia, bardziej okropna, paskudna, wstrętna, wrednie przeraźliwa, koszmarna, okrutna i naprawdę zła. Tak jest i w tym wypadku. Bo to najgorsza ósma część jakichkolwiek „przygód”, jakie czytałem. I „przygód” w bardzo dziwnym znaczeniu. Ostrzegali „Nie otwierajcie tej książki” – nie posłuchałem. Dlatego uważam, że to tylko moja wina, że pozwoliłem się porwać tej strasznej historii, zamiast poczytać coś miłego i spokojnego jak na przykład „Słownik światowych tortur wraz z ruchomymi, kolorowymi rycinami”. To tylko moja wina, że gotycki, biało czarny, dziwny świat mnie omotał. Świat zbyt okropny dla mnie samego, a co dopiero dla bohaterów. Realnych, prawdziwych… rodzeństwa Baudelaire. Sierot, które po śmierci rodziców, w niezbyt przyjemnym pożarze, jeżeli w ogóle można uznać, że pożar to przyjemna rzecz, starają się przeżyć i nie skończyć w łapach Hrabiego Olafa i jego paczki.
„Są dwa powody, dla których autor kończy zdanie słowem >>stop<<.” Szczególnie, gdy robi to na samym początku opowieści. Znaczyć to może na przykład, że naprawdę nie należy tego czytać, ale w takim bądź razie dlaczego w ogóle autor napisał tą opowieść? Przecież ma tak ważną sprawę do przekazania. A może to tylko dlatego, by nas zmylić? Abyśmy, gdy mówią NIE, podsycani niefortunnie niezdrową ciekawością, sięgnęli po tą książkę. I jak na razie Snicket’owi naprawdę się udaje. Seria Niefortunnych Zdarzeń święci triumfy. A przecież nie ma w niej nic przyjemnego… Na przykład weźmy ten tom. Już sam tytuł: „Szkodliwy szpital” jest tytułem, który straszy. Tytułem, który wyklucza sam siebie. Szpital to w końcu nie miejsce miłe i zabawne. To miejsce, gdzie mieszka ból i złe osoby. A już szczególnie jeżeli chodzi o szpital Schnitzel. Tam właśnie rodzeństwo Baudelaire przeżyje kolejne niefortunne zdarzenia. Dziwne i zaskakujące swoją szkodliwą bezsensownością, i budzące naszą wstrętną bezsilność. Bo tylko tacy możemy być. Paskudnie bezsilni, dziwnie wstrętni, podglądający, śledzący postępy Lemony Snicketa. Postępy, które nie postępują, zdarzenia, na które nie ma on wpływu. Ale czy tym razem nie będą to ostatnie postępy. Ostatnie podglądania, sprawozdania… przynajmniej dla jednego z rodzeństwa. W końcu jeżeli trojaczki Bagienne mogły zostać tylko we dwoje, to czy rodzeństwo… nie mogę nawet myśleć. Czy ząbki Słoneczka, umysły Wioletki i Klausa będą w stanie zwalczyć głupotę dorosłych? Przebić się przez moc teatrów operacyjnych, krwawszych niż jakakolwiek krwawica. I przeżyć… bo są o wiele mil bliżej od zagłady, niż byli wcześniej.
„Żaden z plakatów nie reklamował, niestety, pomocy, a właśnie tego Baudelaire’owie potrzebowali najbardziej.” Niestety, tym razem nikt im nie pomoże. Nawet cichaczem nie wysunie pomocnej ręki. Wszyscy uwierzą w ich winę. W morderstwo, które splamiło ich malutkie, dziecinne rączki. W końcu: „Jeżeli prasa pisze, ze ktoś jest mordercą, to jest i koniec kropka.”. Nawet, że mordercami są tak niewinne stworzenia. Dzieci poszukujące mitycznego, zdawało by się już WZS, które teraz będzie migotało jak kaganek nadziei w osobach Wolontariuszy Zwalczania Schorzeń. Czy tylko migotało, czy okaże się prawdą, a może to, co podejrzewa autorka tych słów, WZS Będzie tak naprawdę Wielce Zamożnymi Sierotami, specjalną kolekcja, do której obydwa rodzeństwa B. mają dołączyć? Ta ósma część to nowe tajemnice, naprawdę nie dająca żadnych wyjaśnień. Genialne tłumaczenie Jolanty Kozak, korekta… A treść… Koło się zacieśnia. To już nie zabawa, choć nigdy w gruncie rzeczy nią nie była, to walka o życie. Prawdziwa. Nie ma policji, wyjaśniania… Pan Poe dawno sobie wszystko odpuścił. A Hrabia Olaf robi co chce… i może zatańczy z rodzeństwem Baudelaire w tłumach Krwiożerczego Karnawału. W karnawale, którego krwawymi szczątkami mogą być ich ciała.
„Szkodliwy szpital” Lemony Snicket, Wydawnictwo Egmont Polska, (pod pseudonimem Tomasz Kowalski) recenzja publikowana na onet.pl