A gdzie tam, jaki Zmierzch?
Ostatnio dostaję mdłości, co dla bulimiczki może i jest dobrą stroną medalu, aczkolwiek… książki można popluć, a to niefajnie, bo rzygowinki śmierdzą. Do rzeczy. Mdłości dostaję, bo za sagą Meyer nie przepadam, a książki w tzw. typie paranormal romance 🙂 no lubię sobie poczytać. A oni mi ciągle, że to jest tak dobre jak: „Zmierzch”. Won mi stąd! Wcale nie jest tak dobre. Jest inne i dla mnie… lepsze. Bo bohaterka intryguje, świat, który wraz z nią poznajemy jest jakby ziszczeniem halucynacji, a cała reszta, jest możliwa, choć się przecież nie dzieje, no i lekko zalatuje Gaimanem, a dokładnie to jakoś tak Drzwiami 🙂
Nasza przewodniczka, a raczej specyficzny fioletowo odziany osobnik, z którym możemy się stopić, rozmawia ze zmarłym ojcem, uważa, że zabiła ciotkę i wieku nastu lat po raz pierwszy poznaje matkę. Ta raczej jest z tego dość niezadowolona. Ale jakoś dochodzą do porozumienia. Dziewczyna ma 2 tygodnie by przkeonać do siebie rodzicielkę, bajer w tym, że nie wie w jakim świecie się znalazła. Ona – dziwaczka, nienormalna, wyposażona w torbę środków uspokajających, antydepresantów i w ogóle groszków wspomagających życie. Ta, która gada ze zmarłym, jest w stanie rozorać swoje ciało w ramach dekoracji wnętrza oraz ma pilnującego ją łabędzia… jest na tyle nietuzinkowa, że nie można się jej oprzeć. Świat, miasto, w którym ma żyć, jakże odmienne od Finlandii, w której dorastała, cóż… okazuje się lekko stronić od „american dream”.
Złe potwory, miłe potwory, żrące czereśnie szmaciane lalki, zdolne pożreć człeka w całości pijawy i tym podobne cuda, to tylko początek. Czy naszej bohaterce uda się przekonać do siebie nie tylko własną matkę, ale i całe miasto, przy okazji oczywiście rozwiązując problemy innych, poznając trochę swą przeszłość i wpijając się w usta przystojniaka w zieleni? A to możecie sami zobaczyć. Bo warto. Może to niewymagająca lektura, ale na pewno świetnie spędzony czas. Z jednej strony pełen nastoletniej odwagi i miłości, owego oddania i odwagi, z drugiej naznaczone jakąś starą duszą. Najważniejsze! Nasza przewodniczka – ta naprawdę potrafi zaskoczyć samozaparciem i… bezczelnym ignorowaniem tego, co mówią dorośli.
Jak mówiłam… to nie „Zmierzch”, to raczej ubaw, rozrywka, trochę magii, przekonania, że dorośli niczego nie rozumieją i manii prześladowczej splątanej z wizjami, która staje się rzeczywistością.
„Krwawy fiolet” Dia Reeves, Wydawnictwo Nasza Księgarnia 2011.