„Coś mówiło, w lesie, w rzece, w kamieniach szepczyło, w mchach szurało… upierdliwie ciszę niszcząc… ciszę tak potrzebną w onym zagubionym świecie. W onym szaleństwie całym bycia tym czy tamtym, tylko przez chwilę, ale jednak, bycia czymś innym, kimś innym, wymaganym przez ten świat… a jednak nie do końca świata, oną rzeczywistość małych, ciemnych pudełeczek, onych filmików, ludzi nieznanych uznających za swoje życiowe zadanie mówienie innym jakimi mają być i dokąd podążać, nie znając ich, nie dbając o innych i tak naprawdę, nawet nie zdając sobie sprawy z ogromnych różnic jakich wszystkich dzielą… bo globalizacja, to ułuda… A ty… jeśli się zatrzymałeś, zapadłeś w śpiączkę na godzin kilka, to możliwe, że nawet przez cały czas mógłbyś być w onej erze, sytuacji, dramie i wszelakiej konsekwencji…
W końcu wsio kołem i o tym Coś Mówiło.
Ciągle i w kółko i gadało i szepczyło i darło się czasem, ale jakoś tak, nikt go nie słuchał. W ogóle. Bo przecież ono słuchanie człowiecze stało się tak bardzo wybiórcze, a brak followingu i onych tam profili w mediach społecznościowych ono leśne pierdololo zmieniało w papkę, wpadającą w defincję drzewa upadającego w lesie, gdy nikt na nie nie patrzy i nikt go nie słucha…
… bo przecież drzew trzeba słuchać…
Codziennie… ale kto o tym pamięta?
Jak tiktoka nie nagrali, to nie będą nawet wiedzieć… nie będą. Bo wsłuchać się w las sami już nie potrafią… nie.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Jedzenie!
W końcu!!!
Ostatnio zamawiałam w marcu.
Wiecie na jakim głodzie byłam?
Lizanie Instagram, czy innych tam generycznych zdjęć, tiktoków, onego puszenia się okładek bez możliwości wąchania…
To jest koszmar!!! Nie zaspokaja onej potrzeby posiadania. Mienia. I w końcu… po dotykaniu, patrzeniu, czytania… oj, nie oszukujmy się, zaraz po otwarciu pożarłam dwie nich i tyle! I nie wstydzę się tego!!!
Ciepło…
Za ciepło!!!
Co z tym sierpniem? Niby kurcze nie jest dołująco gorąco, ale cokolwiek ponad 23 stopnie odczuwa się jako duszną duchotę i wszelakie potliwości, chociaż… wciąż liczyć można na ten wiatr chłodniejszy, w tym roku rozpieszczający nasze letniości, a raczej je rozpraszający… nie toleruję gorąca i tyle! Deal with it! Wolno mi. Jak chodzi o akceptację inności, to proszę, oto mało popularna niechęć… do lata! Mało popularna – LOL, mało powiedziane. Ludzie już tęsknią za latem, ale i są ci, co chcą jesieni. Podejrzliwi tacy mi się zdają, no ale… mogą sobie być. Pewno ino na potrzeby jesiennych wyprzedaży na TikToku, no ale… team jesieniary? Nie ja. Ja jestem tą, którą palicie, by zima mijała, a mimo iż czasem płonę, to dojadą was i tak za nadmierne CO2 i będę trwać.
Upierdliwie.
LOL
No ale… ciepłość sierpnia okazała się być dołująca, jednak, i to chyba już mija, w końcu mija i on sam. Za to prognoza pogody? No serio… poszaleli, ale jak na razie sprawdzili się może raz w ciągu kilku miesięcy? A nawet artykuły zaczęły się pojawiać ich broniące, że się mylą, bo gdzieś tam orkan i on na północ zmierza, więc… oni się mylą. Nie wiem, zakochani w tym orkanie, czy co? Kłócą się kto z kim? Serial jakowyś nowy, o którym nic nie wiem, bo przecież, co ja tam wiem?
… no i zorze znowu.
Ja pierdziu, nadmierna aktywność słońca, a ci zamiast się przerażać, to cieszą ryje… ale, co tam… deszczu nie ma, ale nic to zapewne? Tajemne światło na niebie – hmmm… tego jeszcze nie doczytałam co to, ale jakoś nie mam siły. Ino wspominam, że wielu widziało i są już o tym opowieści. Strefa 51 może do otwarcia?
Ogólnie mówiąc, gdy to piszę Królewska Para właśnie kieruje się na Wyspę, ale… z powodów osobistych unikam i ludzi i ich odbić w sieci, czy innych miejscach, nowości, wiadomości, po prostu nie. Wiem ino, co mi tam Chowaniec podrzuci, więc nie wiem jak to im będzie, no chyba, że się w końcu dowiem…
… ale mogę wam napisać, że żniwa zaczęły się w tym roku w lipcu, na horyzoncie już ściernisko, tudzież zaorane, zaprawione gówienkiem, ekologicznie, aczkolwiek smrodliwie wybitnie… jarzębiny wielkie w tym roku, obfite i te wczesne, nawet liście Rowanowi zaczęły się już czerwienić wcześniej niż zwykle. W ogrodzie ciągłe zmiany, wszelakie szaleństwa, w codzienności lekkie potknięcia, zawsze może być gorzej, marzenia dziwnie skostniałe, uparcie stoją w miejscu…
Upierdliwie.
Ważne, że taras wyczyszczony, bo to, jak glony w tym roku nawet w durnym poidełku dla ptaszydeł i pszczelideł czy bączków, się rozwijają, to przechodzi nieludzkie i ludzkie pojęcie!!! W końcu je dzielimy. Czy to zależność między wilgocią i temperaturą? Nie wiem… różnie już było, a tego jeszcze nie doświadczałam. Może to one światła na nieboskłonie? Może te na horyoncie…
Może…
Za to morze…
… w tym roku wakacyjnym nie zakwitło. A ostatnimi czasy kwitło wciąż i wciąż i wciąż i… w ogóle. I piękne jest i fascynujące. I oczywiście pożarło tyle tej drugiej strony Wyspy, że aż strach. Plaża, którą tak lubiliśmy, niedaleko stolicy, nie istnieje właściwie… jest morze i wydma lekka i drzewa… na razie. Niby normalność, ale jak coś takiego wydarza się w jednym sezonie zimowym, właściwie przez jeden sztorm i już tak zostaje, to mocno oddziałuje na psychę… a nawet preraża.