SZUKAJĄC WYBAWCY, czyli kto zabije Jedynego Boga…

„Człowiek powinien umierać dopiero wtedy,

gdy nie będzie nikogo, kto by za nim tęsknił …”

(Chepcher Jones)


Dawno, w początkach istnienia tej Nienazwanej Ery, Jedyny Bóg za przewinienia, których nikt nie pamiętał, unicestwił wszystkich Wielkich Dobrych Magów w Szkarłatnej Porze Purpurowej Nocy Rzeki Krwi. Świat powoli nauczył się obywać bez wielkiej magii, ale zemsta Boga objęła wszystkie pokolenia. Ciemiężony lud czekał na wyzwoliciela, tego, który dokona rzeczy niemożliwej … zabije Jedynego Boga.

Tych, którzy cierpieli nie obchodziło czy będzie to człowiek, czy zwierzę, demon, bestia czy dziki ifrit. Zwykli ludzie pragnęli tylko spokoju … czegoś, czego nie umieli zdefiniować.

Ale jeżeli ktoś myśli, że będzie to zwykła historia o ratowaniu świata, to grubo się myli, tak na 52 tony i jeszcze pół.


***

Pająk był zwykłym pająkiem, żadnym bóstwem czy świętym, ale jako taki, po prostu obecny i istniejący mógł być wybawcą. Chyba jednak jeszcze o tym nie wiedział. A może w małej, pajęczej główce takie rzeczy nie mogły by zaistnieć. Bo czy Jedyny Bóg był też Jedynym Bogiem pająka ? Podobno i wśród pająków zdarzali się wielonożni filozofowie, ale czy oni umieli odpowiedzieć na to pytanie ? Czy w ogóle obchodziło ich to istnienie, które niszczyło ich sieci ?

Nasz pająk wyglądał najbardziej okropnie-pajęczarsko. Miał owłosione, czarne, grube nogi i tłusty odwłok pokryty węglistym zarostem. Był obrzydliwy … pomijając doskonałość jego budowy …

W gruncie rzeczy, podobno prawie każdy pająk był strasznym zboczeńcem. Głównie z powodu swoich gabarytów i częstej „ziemskości” miały najdogodniejszy sposób by pod babskie spódnice zaglądać.

Taki był też ten pająk … ale ten pająk tylko szedł. Tak po prostu i najzwyklej w zaganianym świecie. Chwilę temu znalazł świeżo zdechłą muchę i był szczęśliwy … Pełny, a to znaczy, że szczęśliwy. Chociaż syty najwyżej na kilka godzin, pajęczych godzin, które były inne niż te dwunożne …

Księżyce, słońca i gwiazdy zmieniały swoje konstelacje; to znaczy księżyce i słońca tych gwiazd, bo cała reszta była zwykle po staremu. Pająk po prostu sobie żył i nawet jeżeli miał być wybawcą, to nie przyjmował tego do wiadomości.

***

Kapitan miał problem. Idąc ulicą tylko kątem oka zauważył pająka. Nie zdążył go nadepnąć, zresztą … Miał swoje problemy, a taki człowiek z problemami też w końcu może stać się wybawcą. Chociaż miał ochotę sprawić komuś ból, a nadepnięcie pająka, chrupnięcie i mlask pod grubą podeszwą na pewno poprawiłyby mu humor.

Musiał znaleźć to, czego szukał. Ale niestety jego cel, a dokładniej wiele celów, które błąkały się po zagraconym targowisku omijały go. Dokładniej to uciekały na sam widok bujnej, ryżej brody … Dokładniej to szedł Kapitan, a wokół niego była pustka. A on musiał dostać kobietę, chociaż jedną, chociaż jedną i to też przed zachodem słońca … Spróbuje dorwać białą, ale ludzie jej pomogą i obiorą za swoją wybawicielkę. Jego zabiją i nikt się już nie dowie, że na pokładzie trzeba mieć kobietę, że przesądy są tylko przesądami … Nie pozwoli by coś się stało jego „Sannie Lucie” na pełnym morzu.

***

A w wielkim worze wrzało. Zbyt wiele dusz sprawiało, że szwy omal nie puszczały. Jednak same dusze nie mogły zadecydować. Potrzebowały żyjących, by ich nosili … A problem był w tym, że kobiety … znaczy się samice wszelkich rodzajów nie chciały rodzić. Nie miały na to czasu, ani ochoty.

Jakoś tak się na świecie pokićkało, że nawet zwykły robak nie chciał mieć potomstwa. Ale nagle coś się zdarzyło. Mały promyk rozwiązał wór i wybrał ludzką duszę … tylko jedną … a to było zbyt mało.

***

To nie wydarzało się często. Nawet nie rzadko, czy sporadycznie … nie wydarzało się nigdy, i to było najdziwniejsze. Ale zdarzyło się właśnie dzisiaj.

Jej i tak było wszystko jedno. Miała pamiętać tylko to, by raz dziennie połykać małą, zieloną kuleczkę, których cały mieszek telepał się u jej chudego boku. Miała też zapomnieć to co się wydarzyło, co działo się przez dziesięć lat. Ale wiedziała, że nigdy nie zapomni.

Bo i jak ? Jak zapomnieć ból, cierpienie, poniżenie … Jak odrzucić sny przynoszące znowu tą ciemną piwnicę, ludzi, którzy nieśli sobą ból … codzienność … Zapomnieć o jedynym świetle, które niosło zakratowane okienko … namiastka wolności i zmiany …

Białe mury, w których zamieszkała miesiąc temu nie przynosiły ukojenia. Pamiętała nagły hałas, nie pasujący do codzienności, nagłe poruszenie i pustkę wokół siebie, pustkę jakiej nigdy nie doświadczyła. Pamiętała prawdziwych ludzi w jednolitych mundurach i spokój jaki ze sobą przynieśli. Oraz nowy, biały dom z takimi, którzy nie byli sobą …

Ale proszki działały … szczególnie ta jedna pigułka … Wiedziała, że nigdy się z nimi nie rozstanie. Zamknęła je w pięknym puzderku o ochronnych runach, w które nigdy nie wierzyła, ale które udało jej się zachować z przeszłości przed piwnicą. Nigdy … teraz jednak chciała wierzyć, że ją ochronią. Chciała wierzyć w cokolwiek. W to, co nie pozwoli powrócić wspomnieniom. Chciała, by jej życie podzielone na to co było wtedy i teraz, było już tylko przyszłością, którą sama posteruje … Ale bała się

Za oknem rozpętała się burza … Kolejne, dziwnie kształtne błyskawice przecinały czerń niebios. Ich ramiona splatały się tworząc nowe, nieznane śmiertelnym kształty. Cienie były w swoim żywiole, a wszelkie potwory opuściły swe nory, by cieszyć się szkaradzieństwem.

Noc wzmagała strach, dawała upust wyobraźni, ale pigułka pomogła …

Woda w szklance zatrzęsła się gdy ziemią targnął kolejny grzmot. O okiennice szpitala załomotały gałęzie rozłożystych wierzb. Ich włosy, które najpierw głaskały odrapane mury, teraz zaczęły je oplatać, ale w tym geście nie było ni drobiny czułości. Jak złe rózgi, karzące niesprawiedliwie osądzonych …

Gałęzie z poszarpanymi liśćmi wtargnęły do jej małego pokoju akurat, gdy zasypiała. Nie poczuła już ich wilgotnych liści. Nie poczuła macek drzewa, które omotało jej głowę. Każdy z zielonkawo-różnych liści znalazł swoje miejsce na jej skórze.

Długie, żółtawe, wiotkie gałązki przytrzymały jej powieki, pod którymi gałki oczne rozpoczęły swój szalony taniec … I tylko one się ruszał, a ciało pozostało nieświadome tego, co działo się w głowie.

Nie zdarzyło się to nigdy …

By śniła.

Do tej nocy.

***

Była tam znowu. I nie był to sen. Wiedziała, że powróciła, by nigdy z stamtąd nie odejść.

Znowu leżała na zimnym łóżku, a oni pochylali się nad nią. Namiastki mężczyzn ze sterczącymi kośćmi, które miejscami przebijały skórę. Nagie ciała, które tańczyły wokół jej żywego jeszcze jestestwa. Dziwne zniekształcenia, przynoszące koszmary … Stwory, które sprawiały jej ból, znany od zawsze ból … część jej codzienności, stałą.

Mężczyźni złożyli swoje długie, zakrzywione palce na jej brzuchu, a ona poczuła żar, targający wnętrznościami. Zarazem jednak jakąś oczyszczającą siłę, która tworzyła w jej wnętrzu coś na kształt kokonu, otoczkę, która miała się stać mieszkaniem … Schronieniem dla kogoś … kto nie wydawał się być złem … kto nie był tym, co znała. A jednak przynosił ze sobą strach … obawę, niepewność.

Cienie błąkały się po krzywych ścianach, które były wyprofilowane szczególnie dla nich. Śmiały się do niej zatapiając się w swoim szalonym tańcu, zwykle nieprzerwanym, ale dziś nie miały tylko tańczyć. Cienie splotły swoje dłonie, a potem skupiły się na jej brzuchu. Otuliły ją, przynosząc ból i chłód … codzienność …

***

Trudno być Aniołem. I to na dodatek Jedynym Aniołem Jedynego Boga. Wyrzuconym z pracy, z połaci szczęśliwości i spełnienia, do których nie miał już mieć dostępu. I on mógł być wybawicielem ?

Wyrzucony za to, że pragnął życia, kobiety, która go kochała kiedyś, ulubionych zabawek, misia … Ale mógł tylko siedzieć i patrzeć niewidziany przez nikogo i nie słyszany …

A wszystko zaczęło się tak dziwnie i tak dawno … Jedyny Bóg potrzebował pomocy i wziął sobie jednego z nieumarłych jeszcze. Sprawił mu ból i nastała ciemność, a potem przyszło nowe życie, nieżycie. To miała być nagroda … ale nią nie była … Czas przestał istnieć i stare błahostki przestały istnieć. Ale pragnienia pozostały. One nie bały się czasu i też były

wieczne.

***

–          Nie było z nią problemów, panie inspektorze, od czasu, gdy ją przywieźliście … Do dzisiaj … to chyba w nocy … –

–          Rzucała się, krzyczała, nie wiedziałyśmy co zrobić … –

–          Chcecie mi powiedzieć, że to ona ? –

–          Tak … oczywiście … –

Oddziałowa Marite tłumaczyła się chaotycznie, chcąc tylko jak najszybciej schronić się w swojej kanciapie. Chciała zapomnieć to, co zobaczyła w nocy i opatrzyć poranione ramiona. Pacjentka rzucała się tak bardzo, że w końcu ledwo ją przywiązali. Lekarz dzienny właśnie przytrzymywał opatrunek pod zranionym okiem, ale zrozumiała, że może już odejść.

Nie chciała, ale jej wzrok i tak spoczął na leżącej na łóżku kobiecie. Wybudzona pacjentka, dziwnie spoglądała na wszystkich, łkając i dziękując za ratunek. Ratunek, który odebrał ją dziwnej sekcie miesiąc temu … Ale nie to było najdziwniejsze … Czarnowłosa i smagła piękna kobieta o granatowych oczach zmieniła się w … białą wiedźmę. Świetliście, niebieskawo-biała skóra nie odcinała się od włosów, tylko oczy … one pozostały czarne, granatowe i złowróżbne …

–          Panie doktorze ? To badania … –

–          Siostro Pentos ? –

–          Badania krwi, miał pan rację, ona jest w ciąży … –

Inspektor spojrzał na lekarza, który jednym okiem spoglądał na wyniki badań.

–          Nie rozumiem, nie była, gdy ją znaleźliśmy … –

–          Wiem … wiem … –

Ona też wiedziała.

***

W ciągu tygodnia po wsiach i miasteczkach Krainy rozeszła się wieść, że ten, który wszystkich ocali narodzi się już niedługo. Kto wymyślił tę przepowiednię ? Nie wiadomo, ale tak to zwykle bywa z przepowiedniami. Bynajmniej Kapitan postanowił to wykorzystać … a i pająk znalazł się w tym miejscu, jako, że tak zwykle robią pająki, zjawiają się tam, gdzie można kogoś przestraszyć, lub komuś zajrzeć pod spódnicę … zarazem mając nadzieję, że nie trafi się na Szkota.

Wszyscy dążyli do Mglistej, małej osady położonej nad brzegami Bezkresnej Toni. Nie zrażeni przejmującymi podmuchami, wyciem wiatru w szczelinach klifów, targani obawami, strachem i bezkresnym lękiem, pragnęli choć iskry nadziei. Ciągnęli nieprzerwanym strumieniem, jakby odbierając reszcie Krainy swoją obecność … żywotność.

Lekarze nie byli z tego powodu zadowoleni, ale nie mieli wyjścia. „Spokojna Dolina” potrzebowała pieniędzy, a ci ludzie je tu zostawiali. Co prawda jako dary dla Białej Damy, ale … ona nie miałaby nic przeciwko temu … Zresztą od kiedy nią została nie mówiła nic, ale też nie szalała. Je spokój udzielał się wszystkim. Prawdę mówiąc w ciągu kolejnego miesiąca Dyrektor Szpitala wydał zgodę na jej wypuszczenie, ale jakoś zwlekano z wypełnieniem tego polecenia … pieniądze były potrzebne …

***

To nie był przypadek, że gdy ten co pilnował odszedł, ci, który byli pilnowani … poszukali wolności. Wiedziały, że kiedyś, dawno temu były takie, które powróciły do Krainy … Przetarły szlak …

Patrząc na łopoczące się w worze dusze zapragnęli wolności … I gdy pierwszej się udało … inne poszły w jej ślady … Najpierw nieśmiało, powoli i ostrożnie pierwsza ze zużytych wychynęła zza zasłony mroku w niebieskich komnatach. Strażnika nie było … choć może była to zwykła pułapka ? Może zaraz zostanie unicestwiona za nieposłuszeństwo ? Ale nie kolejne kroki przyniosły tylko pewność … a gdy nadeszła Myśl i zostało wypowiedziane jej Imię … dusza wróciła … na ziemię … do Krainy …

***

–          Ło matko, ło wszystkie bogi … ratujta ludzie, ratujta … –

Stara Borczykowa nie była kobietą, którą łatwo można było wyprowadzić z równowagi … Prowadziła karczmę od piętnastu lat i wszystko trzymała twardą ręką. Nie lubiła tylko jednego … krwi i nieboszczyków. Podobno nawet sama nie oglądała świętej pamięci Borczyka. Choć i nie był to przyjemny widok biorąc pod uwagę, że świętej pamięci mąż zmarł w dość krwawo-rozrywających okolicznościach maszyny do cięcia ziemniaków. Podobno, chodziły plotki, nie znaleziono wszystkich kawałków. Ludzie nawet się podśmiewali, że tego, najbardziej męskiego zatrzymała sobie sama małżonka, ale któż by wierzył w takie pomówienia.

Bynajmniej Marii Borczykowej nie straszyło byle co. Jednakże gdy w scenerii dymu ze świeżo rozgarnianego paleniska i zapchanego komina ukazało jej się coś na kształt świętej pamięci … Krzyknęła …

***

Myśli, imiona docierały bezpośrednio do nich. Doskonale wiedziały gdzie wrócić … Nie było już barier, nie było strażnika … Wracały po kolei te wszystkie, które tu przybyły w odpowiednim czasie … Wszystkie te, które nie zostały unicestwione, przechowywane, na wszelki wypadek. Wypływały z więzienia nieprzerwanym strumieniem pełnym marzeń i pragnień.

***

Ciemność była tylko ciemnością … Pigułka … Ciemność tylko ciemnością …

Tomira wiedziała czego chcą od niej ci ludzie, ale nie rozumiała. Nie rozumiała, że jej powiększający się brzuch ma dać tym zebranym ratunek i wieczne szczęście … Nie pamiętała Jedynego Boga, a może miała własne problemy ?

Sny nie wróciły. Zresztą, wcale za nimi nie tęskniła, lubiła tak po prostu siedzieć i nie myśleć … nie myśleć, ale marzyć, zamykać się w swoim własnym świecie. Wiedziała co działo się na zewnątrz jej świata, ale nie chciała do niego dołączyć …

Ciemność … pigułka …

Zasnęła jak zawsze niespodziewanie. Nawet sama chyba tego nie zauważała. To tylko jej ciało odpoczywało …

Ale ciemność wiedziała kiedy zaatakować. W najczarniejszej światłości pojawił się Jedyny Bóg … a wraz z nim krew na alabastrowych nogach Tomiry …

Jedyny Bóg uśmiechnął się i rozejrzał dookoła. Wszyscy spali. Niektórzy rzucali się we śnie, inni pojękiwali cicho przez sen, oprócz niej … Biała kobieta była jak umarła. Umarła dla świata, tego świata, jego świata … i tak dobrze by było, gdyby pozostało …

Jedyny Bóg zarechotał w swojej przybranej, zwierzęcej postaci. Uwielbiał ten świat. Kochał go egoistycznie, za radość, jaką mu przynosił. Za ból, którym rozkoszował innych. Był wielkim Bogiem, bardzo hojnym … zwykle cierpieli wszyscy równo i bardzo, bardzo mocno.

***

Kraina nie wyróżniała się niczym szczególnym. Były tam góry na północy i pustynie na południu, nieprzebyte lasy na wschodzie i poszarpane klify na zachodzie. Stolica położona dokładnie w centrum Krainy, rozłożyła się pomiędzy warkoczowatymi splotami Rzeki. Porozrzucane dookoła wsie i miasteczka malowniczo wtapiały się w bujną przyrodę, ciężką od wielkich drzew i dziwnie powykrzywianych krzaków. Obrzuconą gdzie niegdzie kamiennymi ostańcami i … grobami … wieloma.

Zwierzęta, nękane niezbyt częstymi wypadami wojów, spokojnie podjadały ciężkie od ziaren zboże. Miejscowe niby-czarownice, łagodnie choć z lekką nutką stanowczości, nosiły pomoc, pomagały rozsądzać małe spory i od czasu do czasu zamieniały wodę w cierpką nalewkę (do użytku wewnętrznego). Ani Mały Niby-Mag Krainy, ani jej Władca nie byli złymi ludźmi, a jednak w Krainie działo się źle. Nikt nie tworzył piękna, nie zajmował się sztuką … Mieszkańcy Krainy nie myśleli o takich rzeczach … Ktoś wymazał z ich głów pragnienie piękna.

Ludzie bali się … codziennie. Bali się własnego istnienia … tego, co tej godziny może im zgotować Jedyny Bóg, prawdziwy władca Krainy. Bali się żyć … ale musieli żyć … Takie było ich przeznaczenie.

***

Niby znał ten świat, a jednak wcale go nie poznawał. Nie wiedział, że od dnia, gdy Jedyny Bóg wziął go na swego niewolnika i strażnika dusz, upłynęło tyle czasu … Nie było już jego bliskich, nie było żony i dzieci … I wtedy uświadomił sobie swój błąd i zapłakał … Gorzko zapłakał, a ci, którzy go mijali, wcale go nie zauważyli …

A on widział smutny, cierpiący świat i łkał … Anioł siedział na poboczu drogi i ronił łzy, które toczyły się po piasku, wtapiając się w niego zbyt szybko, by ofiarować tej ziemi niebiańskie, anielskie piękno …

***

Miały problem … i to wielki … Bliscy wcale nie cieszyli się na ich widok, a na dodatek panująca od dziesięciu lat moda bardzo utrudniała im „życie”. Bo jak sklecić ciało z kupki popiołów w, co prawda bardzo szykownej, ale jednak popielnicy ? Zresztą nawet ci, którzy pochowani zostali w całości też mieli problemy … Jak powrócić do samych kości, albo też do nadjedzonego i już cuchnącego ciała ? Jak rozwiązać mumię bez uszkodzenia zachowanej skóry i włosów ?

Niektórzy starali się malować swe szczątki, inni znowu doklejali co było pod „ręką”. Jeszcze inni postawili na pop kulturę i ekologię, i wykorzystali surowce wtórne …

Gdy w końcu lekko kształtne duszne zmarłych wcisnęły się w dawne „ciała”, świat okazał się być nie przygotowanym na ich przybycie …

***

Ludzie byli zaniepokojeni. Coś się działo w szpitalu, ale im, porozkładanym gdzie popadło, gdzie tylko znaleźli kawałek względnie prostej i trawiastej przestrzeni, nikt niczego nie mówił.

Małe sklepiki powstałe w zagłębieniach skał i pod poszarpanymi plandekami, tuż przy brzegu małego strumyka, sprzedawały co tylko można było sobie wymarzyć … Ale Bóg jak zwykle nie pozwalał im nawet cieszyć się nadzieją. Osady, które wyrosły wzdłuż „Spokojnej Doliny” targane były codziennie wszelkimi przejawami zła przyrody. Gdyby nie składane co świt ofiary ze świeżej ludzkiej krwi, Jedyny zabił by ich wszystkich … Jak zawsze dla ich dobra …

–          Wyglądają tak dziwnie … Jak mrówki, które garną się do swej matki … – Dyrektor szpitala odgarnął jedyny siwy kosmyk, jak zawsze niesfornie majtający mu się przed oczami.

Wszyscy zebrali się w jego gabinecie, w osobach pięciu lekarzy i garstki sióstr … jedynych, którzy jeszcze nie zwariowali, a może tylko tak im się wydawało ?

Gabinet, dokładnie wyciszony i opatulony wszelkimi skrawkami dywanów i kilimów, nie był wyposażony w krzesła, więc cały personel porozkładał się na podłodze. Żal było na nich patrzeć. Na ich skulone, zlęknione postacie, na te zaciśnięte na uszach dłonie, na trzęsące się ramiona i nogi … Dyrektor wiedział, że będzie potrzebował nowego zaciągu … ale nie miał już sumienia, by znowu odbierać rodzinom utalentowanych, młodych znachorów, niby-czarownice. Odbierać i skazywać na powolne umieranie w gnieździe bólu i szaleństwa, które zesłał „dobry” Jedyny Bóg …

–          Musimy ją wypuścić … ona jeszcze istnieje, jest zdrowa … może będzie normalna, ale nie tutaj … – szeptał nerwowo sam do siebie, wiedząc, że zebrani wokół niego i tak nie chcą niczego usłyszeć. – Straciła dziecko, ale sama żyje … może jest nawet normalniejsza niż my wszyscy … –

Szpital Psychiatryczny pod wezwaniem „Jedynego”, był „jedynym” w krainie, ale dokładnie mieścił wszelkiego rodzaju klechów i kapłanów, zawsze samozwańczych, z których to ust wydobywały się klątwy i przepowiednie … Od dawna nie brane na serio.

***

Bóg był zdziwiony. Bardzo zdziwiony … Siedząc na swym tronie z przyjemnością wdychał krwawe opary, ale nawet one go nie pocieszały. Nawet powolne konanie pewnej wioski, której zatruł wodę, nie poprawiło mu humoru … Nie cieszyły go już wrzody, a nawet duszące się, miesięczne niemowlę, przytulone, do nieżyjącego ciała, zmarłej przed chwilą matki … Nie bawiły go zwierzęta, szalejące wśród pól i tratujące własne mioty …

Jedyny Bóg był zły …

Ona mu się oparła. Dziecko nie, ale ona ? W jaki sposób …

***

Ludzie szemrali coraz bardziej. Co odważniejsi zaczęli nawet podchodzić do bramy szpitala i głośno, choć lękliwie domagać się odpowiedzi. Czuli, że nadzieja odeszła … Byli tego pewni i potrzebowali winnego …

Wszyscy byli zmęczeni … Nawet małe dzieci rodziły się już z dziwnym wyrazem twarzy … Nigdy nie płakały, nie skarżyły się, jakby powoli, pokolenie, za pokoleniem przyjmowało rzeczywistość i dostosowywało się do niej.

Nagły sztorm targną wybrzeżem i kilka położonych najbliżej klifu namiotów, stoczyło się w dół. Nikt nie zareagował. Ludzie tylko skulili ramiona i czekali, na kogo tym razem padnie, kto będzie cierpiał, by Go zabawić. Każdy z nich miał pocięte ramiona, bez wyjątku każdy oddawał codziennie swoją krew na małym, kamiennym ołtarzu, pod którym rozpalono ognisko, gdyż tylko po spaleniu ofiara jest przyjemna Jedynemu …

Nie modlili się … Nikt tych pokoleń co żyły nie nauczył się tego. Bóg nie słuchał … Tylko się nimi bawił … Nawet nie miał swoich kapłanów. Nie potrzebował ich. Przez usta obłąkanych przekazywał swą wolę, a takich zawsze znajdywał … i ciągle dawał nadzieję, że może teraz … może teraz … A ludzie zawsze nabierali się na nadzieję … Zbyt bardzo jej pragnęli, by nie skorzystać … może teraz ? Nadzieja …

Nauczyli się czuć, kiedy nadzieja mija. Wyssali to z mlekiem smutnych, poranionych matek … jeżeli takie mieli … Jeżeli im się udało i byli … „szczęściarzami” …

Szczęściarzami byli ci, których Bóg nie nawiedzał częściej niż raz dziennie …

***

Brama szpitala otworzyła się nad ranem. Dyrektor opatulił kobietę i wypchnął ją na zewnątrz. Miał nadzieję, że jej się uda, że może będą spali …

Nie spali …

Czekali na nią …

***

Pierwsze kamienie nawet nie zwróciły jej uwagi … Tak dawno nie widziała świata … Głębokie cienie mogły by ją wystraszyć, gdyby nie pigułka. Jednak cienie okazały się być rządnymi krwi ludźmi …

Kamienie spadały na nią ze wszystkich stron, ale nie czuła niczego … Nie rozumiała, zbyt bardzo oddalona od tego świata. Przyjmowała razy, jakby stając się żywym workiem, który przyjmował gniew, ujściem dla straconych nadziei … Jej członki postanowiły dać dziwną „przyjemność”, odkupić się, za stracenie innych członków … dopiero rozwijającego się człowieka …

Krew spływała po jej ciele, a jednak mimo to, nie czuła się słaba, nie opadała z sił, jakby miała w sobie wiele żyć, nie tylko jedno …

***

Ludzie szybko się zmęczyli … Powoli zaczęli rozchodzić się do domów, pakować ułudę … Kamienie spadały coraz rzadziej … Już nikt nie interesował się kłębkiem krwi i mięsa, który lekko dygotał na polanie, pod kamieniem.

Odchodzący, zajęci swoim cierpieniem, nie zauważyli, gdy Tomirę podniosły ledwo widoczne dłonie …

***

Obudziła się daleko od Doliny. Nie znała tych okolic, a może po prostu ich nie pamiętała, chociaż … Może tylko nie chciała. Tłumiła w sobie wszystko … pigułka …

Podniosła się pewnie na nogi i ciesząc się słońcem poszła prosto przed siebie, a słońce rzucało za nią cień … podwójny cień …

Gdy go zobaczyła, siedzącego, w pierwszej chwili zdziwiła się … nie wiedząc czemu, gdyż wyglądał jak wszyscy, może był tylko odrobinę bardziej świetlisty i piękny … i bardziej niż wszyscy smutny i nieszczęśliwy, nawet bardziej niż ona …

Nie wiedziała dlaczego, ale usiadła obok niego. Potem ujęła jego chłodną dłoń … Nie wiedząc dlaczego, poczuła do niego … coś …

***

Ludzie szaleli … Przyjęli wszystko jako nową klątwę Boga sadysty. To nie znaczy, że byli bezduszni. Nie, wcale … Po prostu opłakali już zmarłych, tak jak opłakiwali każdy dzień swego życia. Nie mogli przyjąć ich z powrotem. Po prostu nie mogli. Nie umieli …

Ale umarli powracali, gdy tylko ktoś o nich pomyślał, gdy wypowiedział ich imię … Pokraczne stworzenia, które z trudnością starały się wyglądać tak jak kiedyś. Jedni w swych poskładanych z popiołów ciał, inni z robakami wijącymi się wokół jeszcze gnijących resztek … Najwięcej było małych dzieci … ale i one nie wyglądały tak jak za życia. Matki uciekały na ich widok, mimo, że wolałyby je przycisnąć do serca … Szkielety trzymały się w jednym kawałku za pomocą soku z gumowca, ale i tak wydawały chodząc dziwny, klekocący, przeraźliwy dźwięk … Wszyscy nie pasowali to tego życia … To życie, mimo, że przyzwyczajone do okrucieństwa i ohydy, nie chciało ich tutaj, nie potrzebowało ich na ziemiach Krainy.

Wydawało by się, że mieszkańców straszonych zawsze, przerażonych, nic już nie może bardziej załamać, ale jednak … Mimo wszystko pozostali nadal ludźmi … nadal kochali swoich bliskich, ale bali się to okazać, bo utrata ukochanych boli najbardziej …

Ulice zapełniły się straszydłami, bardziej wystraszonymi, niż żywi …

***

–          Widzisz mnie ?! –

–          Widzę … Dlaczego … –

–          Nie możesz, nie powinnaś mnie widzieć. –

–          Ale widzę … –

***

Ona jaśniała swą bielą, okutana w stare, wyblakłe szaty darowane przez szpital, on … On jaśniał światłem wewnętrznym, mimo, że wyglądał jak zwykły człowiek.

Ona była jeszcze młoda i piękna, jej czarne oczy spoglądały na niego z troską, on, miał długie, ciemne włosy i zielone oczy, odziany był w dziwną, długą szatę z aureolą tlącą się nad głową …

–          Nie powinnaś mnie widzieć, jestem Jedynym Aniołem. Nie istnieję dla tego świata … –

–          Aniołem ? –

–          Tak, Aniołem. Jedynym Aniołem, Jedynego Boga … na dodatek zwolnionym ze stanowiska. –

–          Może nie było dla ciebie odpowiednie … Myślałam, że anioły są tylko w bajkach … tych miłych opowieściach, których już nikt nie pamięta ? – dorzuciła.

Pierwszy raz Anioł spojrzał na dziewczynę. Była taka młoda. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat … i była piękna, mimo, że dziwna. Zaśmiał się w duchu. Gdyby ktoś mógł ich widzieć … Dwoje dziwaków. Dopiero teraz zauważył, że była poraniona, w jakiś dziwny sposób biel jej skóry, włosów, przytłumiała czerwień krwi … Jakby krew-symbol życia przegrywała z bielą …

–          Kim ty jesteś ? – zapytał Anioł.

–          Tomira … Mam na imię Tomira … –

–          A coś więcej … –

–          Nie ma więcej. Jestem teraz i tutaj, jestem tylko Tomirą. –

Poranne, jeszcze niezbyt ciepłe słońce śmiesznie igrało z ich włosami. W bieli odnajdywało kolory, w złocie, refleksy bursztynu.

–          Musisz być kimś więcej, przecież skądś pochodzisz, masz rodzinę … –

–          Nie pamiętam i nie chcę pamiętać. – Tomira podniosła się z wilgotnej trawy i podeszła do płytkiego strumyka, który szemrał niedaleko nich, otoczony niskimi wierzbami i krzakami, obrzuconymi nadgniłymi owocami.

Chyba pierwszy raz poczuła głód. Wcześniej to wrażenie, podobnie jak inne domagania jej ciała, nie było tak aktywne … Mimo, że nadgniłe … zjadła wszystkie, a potem podeszła do strumienia …

***

Anioł spoglądał na nią i nie wierzył. Oczekiwał samotności. Taki był plan Jedynego. Oddać Anioła światu, światu, który go nie będzie widział, którym nie będzie się mógł cieszyć. Dać mu więcej cierpienia … Ale Biała Kobieta go widziała. Ona z nim rozmawiała …

Gdy krzyknęła klęcząc przy strumieniu, poczuł coś na kształt obawy, że ta kobieta też zostanie mu odebrana. Że zesłał ją Bóg tylko po to, by zaraz ją odebrać …

Ale gdy podbiegł do niej, gdy ją uniósł i zobaczył, że żyje, że nadal jest i go widzi, poczuł ulgę …

***

Jedyny Bóg wiedział, że coś jest nie tak. Miał o czymś pamiętać, ale o czym … Nie mógł sobie przypomnieć … I ten Anioł. Gdzie on mógł być ?

***

–          Ja tak wyglądam … Nie pamiętam … Myślałam, że jestem inna … inna … – Tomira łkała, a Anioł nie wiedział co ma odpowiedzieć. Nie umiał rozwiązać jej problemów, więc tylko tulił ją kołysząc miarowo ciałem w rytm uderzeń jej serca.

Wiedział, że ona cierpi, ale … cieszył się, był zadowolony z jej cierpienia, gdyż ono świadczyło, że nadal jest przy nim.

–          Jesteś piękna … – wyjąknął w końcu, ale ona go nie słuchała. Nagle wyrwała się z jego ramion i stanęła na chwiejących się nogach. – Tak wyglądam … Może wyglądałam tak zawsze, może … – z mieszka przy boku wyjęła zdobione puzderko, a następnie znowu pochyliła się nad strumieniem.

Pigułka.

–          Przepraszam. Wystraszyłam cię ? – zatroskała się po chwili widząc minę Anioła.

–          Ja … –

–          Zaraz się umyję … –

Anioł odwrócił się, chcąc dać jej maksimum prywatności. Jednak szelest zsuwanej odzieży i plusk wody zaciekawił go … Oczy same spojrzały na szczupłe ciało poznaczone bliznami i jeszcze świeżymi ranami. Nie mógł oderwać wzroku od długich włosów i smukłych kończyn, od małych piersi i cudownych zakrzywień …

Zauważyła go.

Wystraszył się i natychmiast odbiegł kawałek, ale nie przestał patrzeć i zobaczył to, co powinien był zauważyć od razu. Przez włosy wierzb, przez ich pobrużdżone konary przepływały snopy złoty promieni, oświetlając jej sylwetkę, zamieniając krople wody w diamenty … tworząc cień o dwu kształtach …

***

Pająk podobnie jak Kapitan i wszelcy inni przybyli, też opuścili Dolinę. Na dodatek poruszali się w tym samym tempie i kierunku. Dokładniej to pająk podążał na gapę, znalazłszy miłe gniazdko w zagłębieniu kapitańskiego kapelusza.

Kapitan szedł za Kobietą. Jako jedyny nie rzucał kamieniami … było mu jej żal, ale jednocześnie wiedział, że lepszej kandydatki nie znajdzie. Samotna, bez rodziny, na pewno bez środków do życia … weźmie każdą pracę. W końcu z nim, nie będzie jej tak źle … Uśmiechnął się pod wąsem …

***

Pająk dopiero na kapeluszu zdał sobie z tego sprawę, że nie jest zwykłym pająkiem. W gruncie rzeczy powinien był o tym pomyśleć o wiele wcześniej. Na przykład wtedy, gdy wygnano go z rozszczepionej gałęzi, a potem i z Pajęczego Zagajnika … Nie rozumiał wtedy dlaczego jest inny … Teraz wiedział. Za bardzo potrzebował ludzi by istnieć, za bardzo potrzebował ich myśli, by się nimi rozkoszować … Za bardzo lubił te myśli, by z nich zrezygnować …

***

–          Ty jesteś … –

Tomira lekko drżała po zimnej kąpieli, ale nie rozumiała nagłej zmiany, która zaszła w jej pierwszym przyjacielu. Wpatrywał się w ziemię za nią, jakby zobaczył ducha … stwora, którego potworności nawet mózg Jedynego Anioła nie był w stanie ogarnąć.

–          Jestem tym samym, co poznałeś … Tomira … – zbliżyła się do niego, ale on uciekł przed jej dotykiem.

–          Nie jesteś jedyna ? –

–          Jedyna ? –

Pole, na którego obrzeżach siedzieli pachniało sianem, pod stopami kruszały ciężkie od ziaren kłosy traw, dając początek nowym … potomnym, pobudzanym opadłą rosą i promieniami słońca.

–          Jedyna ? – powtórzyła, chcąc się upewnić, czy dobrze usłyszała, a jednocześnie sama zdziwiona zmianą, która w niej zaszła po wydostaniu się z białych murów szpitala.

–          Nie jesteś sama w ciele. – Anioł chwycił się za głowę i zakrzyczał, wznosząc swój głos do nieba. – Dlaczego ?! Dlaczego tak mnie doświadczasz, mamisz … Nie jestem Tobie potrzebny ! Nie jestem już Twój, daj mi żyć, pozwól … –

–          O czym mówisz ? –

Dopiero teraz się przestraszyła i zwątpiła w siebie … Choć może nigdy nie wierzyła ? Jak mogła dać się wygnać ze szpitala, jak mogła pozwolić, by przestano się nią opiekować ? Przecież nie umie żyć. Zamknięta, gdy jeszcze była prawie dzieckiem, pozbawiona nauk młodości, pierwszej miłości, zawodów i pomyłek … Teraz była dorosła. Dorosła ciałem, lecz nie dorosła do życia. Usiadła na trawie i zamknęła oczy, wtapiając się w swój wymyślony, bezpieczny świat … Nie było już Anioła, nie było białej jej … Był tylko świat, który uczył, nieświadomi …

Nie było tylko …

***

Kapitan zauważył ją od razu. Nie mógł jej pomylić z nikim innym. Drugiej takiej nie było. Ale jednocześnie odczuł, że nie jest sam, chociaż może tylko tak mu się wydawało ? Pole, na którym stał nie było duże. Z jednej strony otoczone zagajnikiem, z drugiej ścieżką i w oddali majaczącymi zabudowaniami. Kawałek dalej pasła się wychudła krowa, taplając się na podmokłej łączce pełnej kaczeńców.

Nie było nikogo innego.

Podszedł do niej, starając się iść jak najciszej, ale nie umiał tak się poruszać. Jakby wszystkie wyschłe gałązki skupiły się pod jego stopami. Ale ona nie obudziła się. Siedziała skulona, a jej białe włosy rozsypane dookoła, otaczały ją, trzymały jak pod kloszem.

Postanowił po prostu ją porwać. Zaniesie ją na statek i wszystkim udowodni, że pływanie bez kobiety na pokładzie jest złem. Stworzy z niej nową boginię, a sam zostanie wielkim Jedynym Stwórcą …

***

Jedyny Bóg nigdy nie słuchał myśli poddanych-zabawek … Nie były mu potrzebne, w końcu nie dbał o ich dobro … A zło, sam umiał wymyślić jak najlepsze tortury dla swej trzódki … Był mistrzem, Jedynym Mistrzem. Ale nadal nie wiedział o czym miał pamiętać … O czymś ważnym … istotnym … Może o jakiejś zabawie, nowej, przerażającej grze, w którą wciągnie Krainę …

***

Kapitan wziął w ręce małą sieć i zaczął nią motać ręce i stopy dziewczyny. Poddała mu się, jakby była w letargu, jakby nie była obecna na tym świecie duchem.

Poszło mu łatwo. Bardzo łatwo. To było pocieszające po tych tygodniach poszukiwań. Już czuł władzę w swoich rękach. Dobrze wiedział, że to, co przekazały mu sny było misją, którą miał spełnić … Misją najważniejszą, która nie mogła wydostać się z jego ust. O ! Zbyt dobrze wiedział jak kończyli wszelcy prorocy. Nie miał zamiaru popełnić ich błędów … O nie, postanowił stać się nowym bogiem tam, gdzie nieczęsto on zaglądał, na pełnym morzu …

***

Dusza była zdziwiona. Ciało odeszło, ale ona pozostała. W kokonie było jej tak dobrze i ciepło. Nie, nie chciała odchodzić, a ponieważ nie znała ciała i samodzielności postanowiła pozostać … na zawsze … Nie pragnęła wolności, bo jej nie znała. Znała tylko pragnienie wydostania się z worka i pragnienie rozwoju … I rozwijała się … Dusza zamieszkująca już to ciało była doprawdy bardzo gościnna …

Jednak w pewnym momencie stara dusza gdzieś się ulotniła i nowa dusza, przeznaczona dla małego dziecka, którego ciało wypłynęło tak dawno, postanowiła się rozejrzeć … Gdy dostrzegła niebezpieczeństwo zagrażające jej ze strony dwóch dusz: czarnej, ogromnej i małej nijakiej, postanowiła zadziałać …

***

Jedyny Anioł krzyczał tak zapamiętale, że nie zauważył Kapitana. Jednak dziwny powiew wokół jego serca wybudził go z agresywnej apatii. Od razu rozpoznał kto tu jest złem i choć nadal nie rozumiał, wiedział co powinien zrobić.

***

Nagłe uderzenie, które poczuł w okolicach dolnej części pleców wybiło go z rytmu. Kapelusz spadł i potoczył się w stronę zagajnika. Kapitan rozejrzał się, ale nie zauważył sprawcy. Nie zapobiegł więc kolejnym ciosom.

Anioł bił go, ale już po chwili zrozumiał, że sobie nie poradzi. Bardzo szybko się zmęczył, a i Kapitan po chwili zaczął się bronić. W jakiś dziwny sposób od czasu do czasu udawało mu się oddać niewidocznemu przeciwnikowi … Zresztą ciosy Anioła, można było nazwać najwyżej bardzo lekkimi …

***

Dusza zrozumiała, że sobie nie poradzi. Zaczęła się miotać po swoim nowym „mieszkaniu”. Wiedziała, że to co zrobi, może zaważyć na jej bycie, lub nie bycie …

***

Dusze zużyte, wraz ze swymi ciałami postanowiły powrócić. Nie miały co robić na ziemi, którą już zaszczyciły swoją obecnością … kiedyś. Chciały znowu wrócić i wspominać o tym co było, a co już nie może powrócić … I wtedy nagle usłyszały dziwny głos. Głos, który je przyzywał, mamił i zmuszał do odnalezienia tego, którego usta go wydały. Tego, którego kiedyś nienawidziły, bo był ich Strażnikiem, ale teraz …

Dusze odczuwały nawet … tęsknotę … za nim …

***

Tomira zatopiona w swoim świecie nie chciała wracać. Jej dusza uleciała ku marzeniom, roztopiła się wśród mętnych wyobrażeń. Kolory i twory umysłu dziewczyny dawały jej bezpieczeństwo i wspomnienia. Tu miała swoją rodzinę, tu nie czuła, że jest inna … Jedyną zmianą w świecie było to, że wszyscy mieli białe włosy …

Ułuda była piękna, jednak ktoś nagle ją zakłócić. Coś na kształt obcej obecności wdarło się do wyobrażeń, by je zniszczyć, przerwać letarg … Zmusić ją do powrotu do rzeczywistości, której nienawidziła. Zniszczyć świat, który tak budowała przez te lata cierpienia, którego nie rozumiała … Nie chciała pamiętać, odrzucała, kiedy tylko mogła … Ale obca obecność przyniosła wspomnienia …

Dziewczyna znowu widziała piwnicę i znowu przeżywała wszystkie dni, a jednak spoglądała teraz na to inaczej. Nie czuła bólu, nie bała się, jakby spoglądała na wszystko z bezpiecznej odległości. W dziwny sposób Tomira poczuła, że ból, który odczuwała miał ukształtować ją w inny sposób, że miał przywrócić coś, co dawno zanikło, co odeszło wygnane szponami złego …

***

Pozbawione krępujących ciał, dusze szybko odnalazły Strażnika. Jedyny Anioł, widoczny tylko dla nich, jak myślały, miał kłopoty … A one wiedziały jak pomóc …Pierwszy raz dusze poczuły, że tutaj mogą być pomocne …

***

Kapitan poczuł najpierw, że ciosy ustały, a następnie lekki, orzeźwiający powiew. Zaśmiał się gromko i już miał sięgnąć po kapelusz, gdy nagle je zobaczył …

Kształty uśmiechały się do niego … To byli ludzie, ale przez nich mógł zobaczyć całą panoramę Krainy. Nie byli groźni, straszni w zwykły sposób, ale bał się ich, bał się każdym strzępkiem swojego jestestwa … Gdy powoli go otaczali, zamykając ciasnym, nieprzerwanym pierścieniem … bał się … Bał się chyba po raz pierwszy. A przez ten jego strach przebił się wesoły ryk krowy, która zadowolona mełła wilgotną trawę …

***

Jedyny Bóg rozparty w swym niebieskim tronie miał o czymś pamiętać. Miał pamiętać o mężczyźnie, któremu powierzył wielką misję, misję, która miała dać mu większą przyjemność z cierpienia. Miał pamiętać o snach, które zesłał Kapitanowi, który był jego nową zabawką.

Ale Jedyny Bóg zapomniał, jednak nie zapomniał, by kogoś obdarzyć cierpieniem … A, że los tak chciał … padło na tego, który miał być nadzieją … dla Niego samego … dla Niego samego …

***

Jedyny Anioł nie wiedział co zrobić. Dotąd tylko zajmował się duszami. Tymi, które się rodziły w worze i tymi, które powracały do niego z ziemi. Ale nie rozmawiał z nimi, nie umiał im powiedzieć, by rozwiązali problem za niego, a jednak w jakiś sposób je przywołał … Może stał się Bogiem.

W gruncie rzeczy nie była to zła, nieprzyjemna myśl. Żal mu było tych ludzi, w końcu był jednym z nich … kiedyś …

Gdy grom z nieba spopielił Kapitana, Jedyny Anioł miał właśnie dojść do wniosku, że jako Bóg nie przeniesie się do nieba, ale zostanie tutaj …

***

Jedyny Bóg nie był głupcem. Może nie pamiętał, ale nie był głupcem … Przypomniał sobie i w otoczeniu zimnych, szklistych płomieni stanął na łące, by zniszczyć winnych. Ale to, co zobaczył przestraszyło go …

–          Panie … – Jedyny Anioł pokłonił mu się, nagle zapominając o boskiej karierze.

–          Co tu robisz ? – zagrzmiał Jedyny Bóg.

–          Służę ci Panie, jako wygnaniec … –

–          A oni … –

Dusze stłoczyły się wokół Anioła i dziewczyny. Były zmęczone i pragnęły spokoju, ale wiedziały, że coś jest tu nie tak … Wyczuwały, że jedna, która powinna do nich dołączyć, wcale tego nie chce … Jakby jej czas się jeszcze nie wypełnił …

–          Panie … –

Jedyny Bóg wyglądał na zmieszanego. Nie widział co ma zrobić, co powiedzieć ? Przybył w postaci wielkiego Mieszańca: człowieka o nogach byka, ogonie węża, tułowiu niedźwiedzia i łbie wielkiego szczupaka. Jego długie wąsy kołysały się na lekkim wietrze, głowa obracała się to w prawo, to w lewo, nie widząc tego, co przed nią.

Nie wiedział co się dzieje … Był Bogiem, a na tej łące czuł się jak nie u siebie.

Gdy coś poruszyło się za Aniołem, wiedział, zrozumiał, że popełnił błąd, że jego zagłada nie została umieszczona w ciele dziewczyny, ale była nią … Zabił owoc, a powinien był ściąć drzewo. Jabłoń, którą zasadzili tak dawno, przetrzymywano w cierpieniu, bo to ono było dla niego zwykłością … A owoc był tylko utopią … Omamił go i dał poczucie bezpieczeństwa …

–          Ty ! Potomkini … – wyjąkał Jedyny Bóg na widok podnoszącej się dziewczyny.

–          Tak. To ja jestem nasieniem, które tak długo trzymano w ukryciu … Przybyłam, byś ty odszedł … Na zawsze … –

Jedyny Anioł przypatrywał się im z dozą niedowierzania. Znał przepowiednie, przekleństwo, które rzucili ostatni z dobrych magów. Pamiętał, że „… cierpienie będzie twą zabawą … cierpienie będzie wszystkim i powita Twój początek i koniec …”. A Biała Kobieta była cierpieniem. Nie mówiła, ale cień … powiedział wiele Strażnikowi. Wytłumaczył mu w jaki sposób ona może go widzieć … Pokazał, że niemożliwe może się stać.

Jedyny Bóg się bał. Jego płomienie przygasły i nagle poczuł się zwykłym, małym … zwierzątkiem. A Tomira tylko na niego spoglądała … z litością w swych granatowo-czarnych oczach. Patrzyła, nawet nie mrugnęła, dopóki Jedyny Bóg, największe zło, nie zmieniło się w małego prosiaka i odbiegło kwicząc w stronę strumienia, gdzie zamotało się w powoje.

Tomira spojrzała na Anioła. Nie wiedzieli co powiedzieć.

–          Dusze muszą odejść, ale ta jedna, we mnie – dotknęła piersi. – Ona zostanie ze mną … –

Anioł tylko przytaknął.

–          Jesteś wybawicielem, obiecanym. To w tobie skupiły się dusze wszystkich unicestwionych magów … –

–          Tak sądzę. Chociaż i dla mnie jest to niespodzianka. Ukryli mnie wśród proroków, ale najpierw przynieśli cierpienie … Tego nie mogę zrozumieć … – usiadła na trawie, a dusze skupiły się wokół niej tworząc coś na kształt kokonu.

–          Nie umiem ich odesłać … – Anioł wskazał na gromadę przezroczystych.

–          Więc chyba ja też nie … –

***

Z pająkami jest tak, że zwykle wiedzą kiedy wejść na scenę. Mają wielki dar do pojawiania się tam gdzie nie trzeba, choć czasem … trafiają w samo sedno …

***

Pająka na grzbiecie prosiaka nie łatwo było dojrzeć, ale to nie był zwykły pająk. Ten pająk przybył z powrotem na łąkę (dla pająka była to dość daleka odległość) w otoczeniu krystalicznych ogni …

Tomira widziała, że gdy ginie jeden bóg, musi stać się inny i przyjęła to za dobre rozwiązanie … Zresztą Pająk odesłał dusze … a to znaczyło wiele. Przyciągnął też z daleka nowego Strażnika, którego nazwano Śmiercią, i którego obdarzono, jak wszędzie indziej kosą i szkieletowym wdziankiem, użyczonym przez jedną z dusz …

***

Ludzie przyjęli Pająka za boga. Był w końcu kimś naprawdę i mimo, że trochę strasznym, to jednak niezbyt złym …

Życie w Krainie w końcu zaczęło toczyć się jak powinno. Jednak wiele lat upłynęło, by ludzie zapomnieli, przyzwyczaili się do szczęścia prawdziwego, nie uzależnionego od przerw między cierpieniem. Mieszkańcy Krainy w końcu zaczęli widzieć piękno, świat wokół siebie, miłość i stworzyli nauczycieli.

***

Jednak tego dnia gdy zginął Jedyny Bóg, nowonarodzona Dobra Magini i nowonarodzony dobry, jedyny Anioł obrali sobie za swoją „Krainę” łąkę, strumień i przylegający do nich zagajnik. Tu stworzyli własny świat czerpiąc z mocy Tomiry. Świat, który był dostępny dla wszystkich, piękny …

***

–          Ta krowa … Wiesz, chyba trzeba ją wydoić? –

I to była pierwsza, najlepsza myśl tego dnia… Razem wydoili stojącą nieopodal krowę… a ciepłe mleko spływało po twarzy Tomiry, zostawiając tylko wilgotny ślad…

***

Nowy Bóg Pająk zaczął swoje rządy od zmiany sposobu zarządzania duszami i wprowadził względną reinkarnację. Ci, którzy chcieli, mogli po śmierci zostać pupilami ładnej panienki, a ci, którzy woleli spokój, znajdowali go w pustych salach byłego Jedynego Boga w niebie, gdyż Bóg Pająk był ogólnie dostępny…

I tylko niektórym czasem przychodziło do głowy pytanie, skąd Pająk, kiedyś zwykły pająk otrzymał „boskość”. Nikt w życiu by nie pomyślał, że wyssał go z mózgu prosiaka, zresztą byłego Jedynego Boga. Ale te myśli, jakoś bardzo szybko znikały z ludzkich głów.

Jednak czy ten, który wyssał złego, nie stanie się kiedyś złym ?

Tego nikt nie może wiedzieć… Bo któż zna przyszłość? Może tylko Magowie, a może tylko Bogowie?

Chepcher Jones/Marzenia Kowalska 26.09.2002

Dodaj komentarz