Sama tego chciała?
Życie?
Czy można przewidzieć jak się potoczy? Czy nasze kroki od razu krzyczą o następujących po nich problemach? Nie. Tak naprawdę to co tworzymy, cokolwiek powiemy, cokolwiek zrobimy, może być i pewno zostanie, użyte przeciwko nam… albo i gorzej? Jednak przecież nie można żyć nie żyjąc jednocześnie. Potknięcia i błędy, decyzje, wybory… wszystko to tworzy nas samych, sprawia że tylko do siebie możemy mieć pretensje, ale jednak… Justyna Sobolewska stara się nie mieć pretensji. Wprost przeciwnie. Mimo zdrady, bólu, rozwodu, ciągłych utarczek z obecnie byłym mężem, właśnie spełnia swoje marzenie. Pisze… jest AUTORKĄ! To jedno słowo zdaje się jej wynagradzać dziwne zakusy życia. Spełnia się nie tylko w owej, jakże teraz zdającej się być przyziemną. pracy stomatologa, ale przede wszystkim… pisze. Urywa się codzienności, plącze cudze sploty egzystencji, jest sobą w innym wymiarze.
Cały problem jednak w tym, że jest ktoś, kto pragnie zniszczyć jej krucho-szklaną, z takim trudem wydmuchaną, wymuskaną w ostatnich dniach, kulę. I właśnie to on składa kolejną łódeczkę…. To jego znak. Odcisk mordercy. Tylko komu się mogła tak bardzo narazić? Przecież sama cierpi! Sama powinna nosić w sobie ową wolę zniszczenia cudzego życia, a jednak… to wokół niej giną ludzie. Mniej lub bardziej jej bliscy, a na miejscu zbrodni zawsze papierowa łódeczka.
Dlaczego teraz?
Dlaczego ona?
Maria Ulatowska i Jacek Skowroński przyzwyczaili nas do swoich styli. Ona bardzo kobieca, dowcipna i rzeczowa, operująca przepięknym językiem, często skłaniająca się ku owej życiowej baśniowości, jakby chciała nam przypomnieć, że człowiek człowiekowi może być człowiekiem… i on, męski, dokładny i kryminalny. Jakby nagle Kopciuszkowi ktoś przywiązał do nogi śledczego. Ona liczy na happy end, a on sprawdza jakie wyroki od tego może dowalić Księciu. Co może wyjść z takiego połączenia? A powieść. Emocjonująca. Spójna i pełna. Barwna, przesycona życiem, a jednocześnie skąpana w śmierci. Z jednej strony taka od Wróżki Chrzestnej, z drugiej rodem z koszmaru. Szybka… Niczym z kałasza prująca serią obrazów. Małych miniatur żyć dziwnych ludzi połączonych przez przypadek: z miłości, przyjaźni, miejsca zamieszkania z nią… Autorką. Na swoje oczywiście nieszczęście. Jednak, czy są oni tylko przypadkiem?
A może swego rodzaju wyliczanką?
Zemstą?
I kto zabija?
Może ona sama spragniona innych doznań, pokarmu dla swojego pisarstwa? A może on… chociaż i tych „onych” jest tak wielu. Do końca nie wiadomo i chociaż już jesteście pewni, kolejne morderstwo może wam udowodnić bezmyślność.
Ot rzec by można: historii jakich wiele. Jest morderca i ofiary… ale, właśnie, zawsze to ale. Tutaj wyznacza je styl pisania, owe króciutkie, niczym mgnienie oka egzystencje, momenty przerwanych żyć. Owe wydarzenia, myśli, spotkania. Niczym łódeczki przepływają obok niezauważone, albo li tylko sfotografowane, pozostawione w czyjejś pamięci. A może niczym machnięcia pędzla? Kolejny obraz, kolejna postać, by potem wszystko ponownie zagruntować… Czy policji uda się zatrzymać tą falę? I jakie tajemnice skrywają owe wszelkie życia? Kto tak naprawdę jest winnym, a komu można jeszcze wybaczyć… bo przecież to też historia o wybaczaniu, o sprawiedliwości, o owych faktach, które widziane z jednej strony są słoniem, a z drugiej wężem do podlewania… Ta powieść ma w sobie coś innego. Jakąś swobodę, owe przemożne wrażenie, że zło tym razem może umknąć karze… a przecież chyba nie o to chodzi, prawda?
I w głowie po zamknięciu tylko jedno się kołacze: ile w tym ułudy, a ile prawdy?
„Autorka” Maria Ulatowska, Jacek Skowroński, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2014.