„Miły Momo nie miał matki ni ojca, siostry, brata czy nawet zespołu kuzynów jakichkolwiek. Babki czy dziadka, wujka, ciotki i wselakich tam innych… no wiadomo, rodiny nie miał. A może… Może tylko nie wiedział o ich istnieniu? Lekko nadmiernie zapatrzony w siebie, jakoś tak… nie interesował się ni skąd pochodził, ni dokąd zmierzał. Czasem po prostu tak jest lepiej, łatwiej, szczególnie, gdy skupiasz się na sobie, swym odbiciu, przemijających porach roku dotykających ciebie, onych falach obmywających, wietrze głaszczącym…
Gdy wszystko jest dla ciebie.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Znikające dziewczyny”, „Bezimienna”, „Grób matki” – … dawali w pakiecie, jescze wtedy, gdy Empik liczył pakiet a jedną książkę, więc… kuszące. Do tego opis, no i morderstwo, wiadomo…
Kupiłam.
Przeczytałam i powiem jedno… bohaterka ma przerąbane!
Niby to zwykłe opowieści o zbrodni, o ofiarach, o których nikt nie dba, o tej, której na nich zależy, ale też o traumach, które noszą w sobie sami funkcjonariusze. Czyli wiecie… jak zwykle. Jednak… w tych książkach jest pewien element powtarzalny i on uderzył mnie najbardziej. Nie powiem co, bo może akurat się zecydujecie, a to juś spojler nad spojlerami… napiszę, że…
Warto.
Może nie jest to namiernie wybitna kryminalistyka, ale jest w tych książkach odmienna ona zbrodniczość. Ta, która tworzy, kształtuje, rzeźbi tych, którzy później szukają potworów i tych, którzy się nimi stają. Tych, którym często wiele uchodzi bezkarnie… osób z pogranicz nawet szarości.
Już nie tylko czerni i bieli…
Ale oczywiście najważniejsza jest nasza główna bohaterka, gdyż na początku zbrodnie zdają się być wyłącznie dodatkiem, dopiero z czasem wydają się łączyć z jej pokręconym życiem, aż za mocno. Mąż, jej szkolna miłość, zdradził ją, oszukał, matka to inna opwieść, więc… stara się sobie poradzić. Raczej chyba nieźle, chociaż… ciągła współpraca z nim nie należy do łatwych. Więcej, w pierwszym tomie wszystko właściwie utrudnia jej dochodzenie.
Ale nie poddaje się…
Kolejne tomy to kontynuacja pierwszego, dlatego warto mieć je pod ręką, chcoiaż też zawsze warto sprawdzić na fragmencie, czy odpowiada wam takie pisanie. Nienajłatwiejse do wczytania się… ale to moje zdanie.
Zima…
W tym roku niezimna, dziwna, sztuczna… full artificial. Przynosząca chwiejne nastroje i nieswoje myśli, oraz marzenia, co do których mam mocne wątpliwości. Do tego ona jasność która atakuje bardziej i bardziej, z każdym dniem i dziwnie niepełną już nocą. No wiecie, depresja… ale… kiedyś ktoś mi powiedział, że Gudhjem to depresyjne miasteczko i wiecie co, nie rozumiem tego do dziś, ale może to zwyczajnie moja depresja, która kocha depresję onego miejsca, a może inni uznają spokojność względną i widok na morze za depresyjne? Nie wiem…
A może zwyczajnie kiepski ze mnie człowiek.
W onym aspekcie odczuwania i bycia cłowiekiem.
Czy też produktem człowiekopodobnym… no mniejsza… musimy jechać do Konsulatu. Czyli szykuje się wyprawa. Oczywiście jak zwykle okraszona stresem, no przecie nie można na spokojnie. Tym razem nasz samochód padł. Tak po prawdzie, to powiem wam, że chyba zrobił to po raz pierwszy od tych – o kurde… dwudziestu lat… Nagłe uświadomienie sobie wieku auta jakoś mną kopnęło.
No serio… tyle przeżył, przejechał i przewiózł…
Potrzebne nam nowe ctery kólka, ale skąd, jak…
Ja pierdziu, nic ino walić głową w śwcianę, bo i komputer się ropada, ju nie panuję nad dokładnym sprawdzaniem brakujących literek i mój aparat… jak aparat mi padnie, to będzie bardzo źle, bo muzyka w uszach i robienie zdjęć, to moja autystyczna sposobność na radzenie sobie ze światem…
Ale… mamy jechać, a on w warsztacie…
Niby można wynająć auto i przyznam, gdy spojrzałam na cenę wynajmu auta a bilety autobusowe, to mną trząsnęło… Prawie 70DKK za podróż do Ronne? Serio? Popieściło kogoś? Przecież… Bo bez przesady, jeszcze niedawno przeprawę przez morze można sobie było dostać za 99DKK.
Dlaczego auto?
Bo na piechotę się nie da za bardzo zrobić wszystkiego. To po pierwsze, a po drugie, kompletnie sobie tego nie wyobrażam. Za to wynajęcie auta na dzień to coś w okolicach ponad 200DKK, więc nie ma zmartwienia o ziemniaki i inne rzeczy, które po drodze musicie kupić, o zdążenie na autobus, o oną godzinną podróż… O to, czy pada, czy nie pada, czy się spóźni… jedzie jak wariat itd. itp.
Tutaj naprawdę trzeba mieć pojazd.
Jakiś, często jakikolwiek…
No ale… Kopenhaga. Miasto, gdzie rower może was zabić, gdzie podobno mają najlepsze hamburgery i hot dogi są czczone – choć to w całej Danii, no i jeszcze, dodatkowo, Turyścizna obraca się rok cały. No i w dziwny sposób ludzie spoza Unii Europejskiej mogą kupić mieszkania? Wiadomo, może i prawo jest prawem, ale pieniądz włada kieszeniami! Nie wiem już…
Ten świat jest tak bardzo pokręcony.
Wszędzie…
Zobaczymy jak to będzie, a w ogóle… wiecie jakie problemy człowiek ma by się umówić w Konsulacie?! Nikt jakoś nie kuma, iż niektórzy nie mogą po prostu wsiąść na statek i przypłynąć pod drzwi. Czy też po wodzie prytuptać. No kurna no! To państwo wyspowe, come on!!!