„Zaczynała się…
… ot tak, tylko i wyłącznie dlatego, że one kwitły… one nagie gałęzie, jakby się chciały w końcu zakryć, zawstydzone swoją nagością, brakiem listowia czy owoców… kwitły, często tylko przez noc, dni kilka, mgnienie oczu nawet…
Ale kwitły.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Żywiołaki” – … perfekcyjna. Przynajmniej dla mnie. Cudownie szalona, rozpasana, niesamowicie zaskakująca, ale też i odrobinę, bezpiecznie przewidywalna… i południowa… i jeszcze… jakaś taka, iwnie normalna. Znajoma. A jesce te osobowości bohaterów, które nicym rąbane cukiereczki, nie z ujowej bombonierki, ale z wypasanej, drogiej i ekskluzywnej tak lub inaczej, wybitnie dobrej paczuszki…
… ręcznierobione…
Ta książka to cud, miód i malinowie! I jeszcze śmierć, bajki, zagadki, zieciństwo, piasek i wyspa i jeszcze… więcej, tak bardo więcej. Klimat i zwątpienie w to wszystko, co człek dotąd czytał… uznawał za dobre. To…
Ta powieść jest niesamowita. Piękne wyanie, świetne tłumacenie, klimacik mroczny niby, a jednak, chociaż już wydaje się wam, iż wiecie co i jak, nagle spada wam coś na łeb i nic już nie jest takie samo.. ino akończenie mnie nie zaskoczyło. Musiało po prostu takie być… inaczej… ech… piękne to wszystko, mrocne, ale i cuownie rodzinne, pełne tego, czego mi w życiu zabrakło… rodzinnej miłości, bezwględności uczuć, bezpieczeństwa… ale nie znaczy to, że opowieść młodej dziewczyny, dziecka wciąż, ale też i nigdy dziecka prawdziwie, tak mną wstrząsnie.
Wstrząśnie, przerazi, ale też i…
Pozwoli się zakochać w tym świecie… nie żebym chciał tam żyć, to w końcu USA. LOL Mam uczulenie! To horror, thriller, obraz Południa, powieść psychologiczna, zwyczajnie rodzinna, pogrzebowa, ale też i leniwie niesamowita. Na każdą okazję i chwilę. Dla każdego… odważnego.
Z cyklu przeczytane: „Dwie splecione korony” – … Tajemnice króla Shepherda tom 2… które naprawę chciałam przeczytać. Tak, wiem, samą mnie to zaskoczyło, w końcu książka współczesna YA i tak dalej… ale osobowości są aż nazbyt dorosłe, pozbawione głupkowatej młodej naiwności i zapędów, do tego sprawa z kartami, poświęcenie, one cudowne balansy w granicach: on i ona, bohater i ten zły, król i pan…
Tia, to naprawdę niezłe czytanie, szczególnie jeśli pozwolicie sobie na małe zamyślenie się, na wkroczenie w mgłę w pełni…
… może na zawsze?
Dwutomowa opowieść o poświęceniu, przypadku i fatum, przeznaczeniu i losie, który po prostu sobie leci w kulki, w świecie spowitym mgłą, gzie właca to kawał ku… no kiepski jest, o naturze i ludzi i przyroy, kamieni… albo i tak naprawdę czymś jeszcze więcej. Czymś ponad onym ludzkim pojmowaniem, grą bogów…
Oj tak, jest tu i miłość, jest i zauroczenie, ale też jest i rozina, lojalność, poczucie prynależności, zdolność do poświęcenia, a wszystko ujęte w słowa, które nie ranią pustką literacką, ale i nie przytłaczają nadmierną muzykalnością liryczną. Naprawdę warto i piszę to ja, ona zaskoczona!
Okay, wróćmy do wycieczki na drugą stronę morza…
… znaczy wiadomo, moją drugą stronę morza, bo przecież LOL. W ciągu zwykłego wiosennego dnia, dzięki onemu światłu i tak dalej, można sobie robić niezłą małą wycieckę pomiędzy Malmo a Ystad… Malmo ustrojonym w świąteczne kolorki i tak dalej, wiecie, oni lubią one pastele i jajeczka, gzie najdziecie IKEAę i inne tam sklepy… właściwie, jeśli ktoś woli shopping, to może tam zostać, albo pokursować pomiędzy Malmo Lunem i Ysta i się nieźle zabawić… ale jeśli jesteście mną i w kieszeni pustki, znaczy dziury i tak dalej, może być jakiś kawałek papierka, czy piórko, kamyk… to możecie wybrzeżem pojechać o Trelleborga i zabawić się z przeszłością.
Na przykład możecie zobaczyć: Erkes Dos, Tullstorp, Sjorups, Balkakra… i nie tylko, w końcu tego wszystkiego, starego i stojącego, tak zwykle do zobaczenia za darmo i tak dalej… no wiecie… bii też mogą się kulturowo uwzględnić. LOL
Erkes Dos, czyli Dolmen Erke, a w rzecywistości neolitczny grób korytarzowy, co widać… ekhm, no widać, ale, co najważniejsze… monument położony jest w polu, aczkolwiek łatwo o niego dojechać drogą polną, lecz utwardzoną, no problem. Widok szeroki, ale teren płaski, wiadomo, morze blisko… Wrażenie kamiennej kopułuy niesamowite jak zawse, mam tak z każdym megalitem, no kręcą mnie, a ten na dodatek ma około 30 helleristningerów…
… cupmraków, więc, no rozkosz niesamowita. Aczkolwiek pizga! Ja pierdziu, jakby tam wiatry sabat miały niezły i już były po części pitnej!
Tullstorp jest równie niesamowite.
Tutaj najziecie dość odmienny architektonicznie kościół, a na otaczającym go cmentaru kamień runiczny… Parking przed kościołem, nie ufajcie GPSom. Trzeba kawałek przejść, ale warto, bo można też obejrzeć stare nagrobki oraz kościół na planie greckiego krzyża. Kościół, który choć nowy, trzyma w swoich trzewiach oną pamięć po starym, pierwszym, drewnianym przybytku, tchnącym duchami tych, co wciąż wierzyli…
„Klibir i Asa wznieśli ten kamień ku pamięci Ulfa”, gdziekolwiek Ulf jest, czy też był, na pewno mu było miło.
Lub wciąż jest.
Głaz jest niesamowity.
Sjorups i Balkakra… dwa miejsca, a jednak… niczym jedno.
Pierwszy, to dwunastowieczny kościół, prosty w formie, a jednak i jakoś tak logiczny. Niesamowity, wybijający się wieżą w niebo, na niewielkim wzniesieniu, otoczony w większości polami, z widokiem na staw i one iwy piękne…
Spokój, cisza i kamień: „Saxe postawił ten kamień ku pamięci Asbjorna, syna Toke, swojego partnera”. Ale to nie koniec inskrypcji z X wieku. Głosi ona jeszcze, iż wspomniany towarzysz nie uciekł, ale podczas bitwy walczył póki miał broń… moje luźne tłumaczenie. Jedyny pewnik to to, iż prawdopodobnie – więc mało pewnie – chodziło o bitwę za Eryka Szwedzkiego, obronę rzeki i takie tam… Ale sam głaz, bardziej toporny niż poprzedni, takie wolę, przyznam, pełen runów, aż dwa rządki…
… ma w sobie ono coś.
Niczym jajo, z którego zaprzesły bard mógłby się nagle wykluć i wyśpiewać nam opowieść… prawdziwą… mniej lub bardziej.
Ale Balkakra… ech… no po prostu, tam jest pięknie. Mimo tego, iż blisko ulicy, domy wszelakie dookoła, to jakoś tak, kurde, cudowne miejsce na ślub, szczerze! Pewno i dlatego, że zajęto się ruinami, ach jest, wszędzie trawa i fiołki… jest tu jakiś dziwny spokój, jakaś taka ucieczka…
A potem poleźliśmy na plażę w Ystad, bo tak.
Robimy tak zawsze. Jest tam kibelek, jest miejsce, by umknąć od zgiełku… może Ystad to nie metropolia, ale ja mam naprawę małą tolerancję na tłumy i tak dalej. Chociaż same miasto naprawdę warto zleźć we wszystkie strony.
Jest boskie!
Nie tylko z powodu Wallandera.