Pan Tealight i Pani Sucha…

„Czuli to…

Nie tylko widzieli, ale przede wszystkim czuli.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Wiedźmy z Kijowa” – … piękna. I tyle. No co mam powiedzieć… nostalgiczna nawet miejscami… taka jakaś, no nie wiem, prawdziwa… i te bohaterki, naturalne, zaradne, wkurzające innych, różnorodne…

Powiem jedno, jak ktoś kiedyś zaczytywał się w literaturze tak zwanej wschodniej, odnajdzie tutaj znajome kształty, jak ktoś Kijów zna, znajdzie znajome ulice, posągi, miejsca, wszelakie sztuki opisy i takie tam… po prostu klimat jak za dawnych czasów, gdy książki miały być czymś więcej niż ino dialogiem…

Ale wiedźmy…

… cóż, nie znają się, a jednak spotykają… czy to sztuczka diabła, czy los, obaczymy, ale wiadomo jedno, Kijów ma problemy. A problemy oznacają dla tego miejsca prybycie sił, które będą niezbędne do jakiegoś tam ich rozwiąania… ale jak trzy, tak różne trzy, kobiety mają to zrobić?

Książka naprawdę niesamowita, romantyczna, miejscami wścibska, jakby kurna każda z nas ino marzyła o tych oczach czarnych, o dłoniach pięknych, o onych mężczyznach, no wiecie o co chodzi… te ciotki mówiące, że ino ślub, dzieci… i o zemście onej, i ino seksem ona kobieta może wsio rozegrać, wygrać i namącić… dobra, powieść jest i nie jest współczesna za razem, niektórych może urazić. Na pewno. Feminizm tu jest, ale świadomy tego, że czasem dekoltem więcej zwojujesz niż…

… no właśnie, może jednak magią…

Ale co to za magia?

Warto!

No cóż… wieści nie są najlepse…

Po pierwsze nasza najnowsza wyspiarska zabawka, czyli nowy prom się zarysował. Znaczy przyrąbali w coś całkiem mocno i… zgadnijcie co? No zostawili wszystkich na zewnątrz, a był to ostatni prom, nocniak, i poinformowali ich o tym, że nie płyną, dopiero mocno po czasie… i tak się teraz zastanawiam, a raczej przygotowuję plan, co robimy jak nam się to przytrafi? I co oni zrobili? Miejscowi mogli wrócić do domu, ale reszta? I co my byśmy zrobili… Już raz w końcu było tak, że prom nie popłynął, wpierw kręcił się na morzu, stracił kontakt, czy co tam, pierun wie, czasem myślę, że on tam coś wąchają na tym mostku kapitańskim i nie są to dobre grzybki palone…

A czasem…

Po prostu się boję.

Ale, w tej poprzedniej sprawie było tak, iż kazali nam czekać, dali świstek na bułkę i herbatę i sieź w niewygodnościach, bo trza czekać na autobus… rozumiem to, z jednej strony, ale z drugiej… nie wiem… wiecie, nigdy nie mówią do końca prawdy, bo przecież lepiej nie. Wiadomo, panika, to rzecz najgorsza.

Jednak…

Trzeba przygotować jakiś plan… w tym czasie, gdy ju nie jest ciemno przez cały czas, czy też ziąb nie zabija, wiadomo, można kimnąć się w samochodzie. Albo wynając hotel, w końcu przecież zwracają kasę za to… ale, gdzie przed północą najdzie wyszynk jakowyś tyle ludzi? No bez urazy…

Jak, gdzie, przez kogo?

Trzeba jednak sprawdzić hotele i inne takie w Ystad, na wszelki wypadek…

Druga sprawa, to sięgnęliśmy najwyższej noty.

Dziesiątka!

I nie, nie jest to dobra wiadomość, a wszystko przez to, że oznacza to, iż nasza susza jest specjalna, wspaniała, ponadczasowa i w ogóle. Roślnki marnieją, drzewa niby kwitły niby nie, a liście, niby są, niby… nie wiem, awiązków owoców nie ma. I tyle… wiadomo co  tego będzie, a raczej, czego nie będzie…

Owoców.

Problem w tym, że Turyścizna ma w dupie naszą suszę, wkurzają ich nocne chłody, a to oznacza ogień i to otwarty… a wiadomo, jak u nas się zacznie hajcować, to po prostu poleci w prawo, lewo, dookoła, zakręci, zamota i zatrzyma się dopiero na morzu. Bo z wyspami tak jest, wody tyle dookoła, a pić nie ma co. A jak coś się pali, to nie wiadomo czy czekać, aż ogień tańczyć skończy, czy gasić…

Może?

… więc raczej kanał i kicha… jak nie urok to sraczka i jeszcze na dodatek braki w rejonach wszystkiego. Cóż, nie oszukujmy się, problemy to coś, co dotyka wszystkich, a już ostatnio jakoś tak eskaluje. Co będzie? Czy historia koło zatoczy? Pierun wie, czy kryzys się skończy? Kiedykolwiek?

Ktoś chce potańczyć o deszcz pobłagać?

Ktokolwiek?

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Pani Sucha… została wyłączona

Pan Tealight i Skuwka Porzucona…

Pan Gramatyczny ostatnio miał bóle, ale to naprawdę wszystkiego, jakoś tak po krzywemu i po prostemu, więc na te jęki, jakimi ich męczył, jakimi niszczył ich spokój,tudzież złudne poczucie, że w ogóle jakiś spokój im się należy, czy coś… wezwali mu Wielką Znachorkę, coby go tam napoiła onymi specjałami, ale też i opchnęła reszcie to, co miała w nadwyżce…

… wiadomo, lepiej mieć takie rzeczy…

Na wszelki wypadek, w końcu świat zwariował, jeśli nawet taki osobnik miał dość poprawiania innych. A przecież wszystkie słowniki znał, na blachę wykuł, w nowinkach lingwistycznych pławił swoje zmysły i doceniał naprawdę oną mowę kwiecistą, poprawną, głaszczącą jego skórę od zewnątrz i wewnątrz…

Cóż, nie był normalny.

Nikt nie powinien być normalnym jeśli dobija go brak przecinka i sabotuje wydarzenia, bo ktoś źle plakacik złożył…

Albo co gorsza, dorwie się do internetu i będzie ganiał za ludźmi, aż wszyscy go poblokują, wywalą go z social mediów… cóż, naprawdę był upierdliwy, a jednocześnie, jakoś tak, Pan Tealight naprawdę go doceniał. Za oną pasję, która sprawiał, iż mógł o dykcjach mówić z werwą, której poazdrościłyby najlepsze opowieści historyczne. O onych grantykach apreszłych wieków, o słowach zapomnianych, przywoływał je niczym jakoweś aklęcia… oj tak, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane naprawdę kochała go słuchać i używać jako poprawiacza swoich błędów… w końcu pracował za armo i wciąż chciał więcej, więc…

Ale teraz, był tylko cierpieniem.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Żółte pola, kwitnący bez…

… ale wszystko jakieś takie marne, dziwnie suche, bez onego życia, niczym one 3D printy, niczym coś wymyślonego, śmieciowego, kompletnie… tylko udającego to, co kiedyś było znajome, na co się czekało. Wyszukać w bzie trójki i szóstki, a może coś innego się znajdzie, połknąć na sczęście… zawsze działało. W rzepaku się wykąpać, w onej żółtej, sproszkowanej poświacie, która przy mgle stawała się świetlistym nieboskłonem… niesamowitym, i tak bliskim…

Kopie, ale niedokłane?

Bo może tego świata już nie ma, jak ibuprofenu w aptece czy sklepei… a tak, nagle zniknął i pojawił się rąbany ipren, do którego mnie wywleka na drugą stronę i co teraz? No kuźwa mać, łeb boli, ale… nic innego nie działa, człowiek już na więcej uczulony niż jakieś małolaty. Wchodzi do sklepu, a tam nic do jedzenia. Nie no, są produkty, ale po tych padnie, po tamtych się posra, o, po tych ino wypryszczy…

Zaryzykować?

W końcu coś jeść trzeba, a nie, nie da się samemu wysiać i tak dalej, bo nie stać człeka i na szklarnię i na ziemię i one trumienki, nawozy… wodę, prąd… bo tu ziemia jak kamień, nawet ta, co człek ją liściami, butwieniem stara się usprawnić, gdzie jelonki srają… na co nas w ogóle teraz stać?

Na umieranie?

Też nie!!!

Co z tym światem?

Taki jakiś morowy czas tej wiosny…

Szczerze.

Tak go odczuwam… a tak w ogóle, w sprawie onych wstrząsów, co to niektórzy się śmiali, że się niektórym wydawało, a u nas omal szyby nie poszły, cóż, to Polska po kilku dniach potwierdziła, że też poczuli… i zwalili, że w powietrzu nastąpiło intrygujące współpracowanie, które go w ten sposób rozniosło… zwalili na wojsko, ale co to było dokładnie, cóż… ktoś wie, ale nie my.

I tyle.

Jak kurna po wybuchu w Czernobylu… wszyscy widzieli i ino Polska jakoś tak dziwnie nic i nic… ja już nie wiem co z tym krajem, nosz kurde no… Ale, najgorsze jest to, że szczerze ono morowe powietrze mnie przejmuje. Z jednej strony rozumiem, susza… ale z drugiej, kurna, chwalą się na tylu stronach, że tyle mamy wodospadów i znowu ludzie przylezą i będie, że wyłączone… serio, znajoma polazła na spacerek po operacji kolana… no i było w niecce nic, nic nie spadało poza jej słowami o wymiernej znaczeniowości. No wiecie, lazła tyle, kolano boli, a tutaj nic…

Ale i tak rośliny starają się dać sobie radę.

Jakoś.

Drzewa w mgnieniu oka kwitną, przekwitają i wybijają liście, jakby czerpały wilgoć z jakiegoś UFO przewodnika… jakby się starały, za wszelką cenę, jakby wiedziały, iż w najbliższy czasie deszczu nie będzie… przerażające.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Skuwka Porzucona… została wyłączona

Pan Tealight i Treser…

„Żadne z nich nie lubiło ni cyrku ni zoologów, ale jednak…

… jakoś tak, to wszystko dookoła wyglądało ostatnimi czasy mocniej kiczowato, klałnowato nawet i jeszcze na dodatek, za każdym razem coś komuś z trąby, tudzież, zaryczało… coś abębniło, coś jakoś tak… załomotało. Niby rozwolnienie, niby jednak jakieś tam trawienie, ale kogo i czego? Może lepiej nie pytać? Może lepiej jednak się nie interesować? Przecież to wszystko dookoła ostatnio jest dziwnie coraz bardziej obce…

Coraz bardziej nieznajome.

Coraz bardziej…

Pan Tealight wiedział, iż świat się zmienia, w końcu tak go zaprogramowali. Taki był od zawsze, ale te ostatnie zmiany i nowinki były tak głupie, że nie chciał nawet o nich słyszeć, więc najął Tresera Zwierzyny Wszelakiej, by jakoś tak sobie potresować pchły i ziemiórki. Akurat się pojawiły, nie wiadomo skąd… więc czemu nie, trzeba skorzystać, zawsze o tym marzył, chyba… W końcu taki cyrk to ciekawa sprawa, chociaż okulary trzeba mieć, albo i lupę, czy coś w ten deseń.

Wiecie, taki cyrk, robaczy…

Robaczywy?

Chociaż, tak z drugiej strony, jak i tresera ledwo co ledwo widać… to jest to wszystko problematyczne. Nawet jeśli mają siedzieć tylko w jednym miejscu, na jednym kafelku kuchni, to jakoś tak ostatnio wszyscy głodni…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ciemność pojawia się gdzieś po 22giej… a czasem nawet później.

Prawdziwej nocy już nie ma, a to coś, co za noc się uznaje, trwa jakieś 5 godzin… i męczy.

Jak susza.

Oto codzienność, czy też raczej conocność… dziwny zapach za dnia, lekkie ochłodzenie nocy, ale wciąż, mocne, ciężkie opary rzepakowe, dziwnie przebijające się przez jakiś morski zaduch, czasem wodorostami ajezie, czasem gównem z pola, no wiecie, sama natura, nie żeby coś…

… pierdzinka jak malinka!

Bzdzinka czy co?

Oj, tak mi dzieciństwem zaleciało… w końcu smroek rzepaku coś stałego w ludzkiej egzystencji. Mocny, miodowy, ale jakiś smrodliwy. Jakby za wiele cukru w cukrze, żółcieni i żółtym… i ta suchość i błagania o deszcz płynące, i z dołu i góry, chociaż, przecież to oni na górze za to odpowiadają, więc… nawet jak trafia się parę godzin pochmurnych, to jakoś tak… wiesz, że padać nie będzie. Czujesz to w swoim dziwnie osuszonym od środka ciele, w gardle niewypowiedziane słowa, rezon straciły, pieśni niewyśpiewane, a nawet one myśli, co je należało wyrzucić, dziwnie gdzieś się zatrzymały i bez poślizgu nie pójdą. No nie da się, nic z tego, nic.

Coś pokropiło, ale patrząc na ogród, to rośliny chyba nawet tego nie zauważyły…

A podlewanie jakoś dziwnie nie działa.

Nawet tego zapachu nie ma…

Zresztą, jak coś urosło, to błąkające się zwierzyny zeżarły, więc naprawdę jestem pogrążona w ogrodniczej depresji. Jakoś tak… no smutno mi. Nie stać człowieka na one badylki, a tutaj jeszcze przyłażą jelonkowie i wpierdzielają one ciężko zarobione koronki… i to nie nazębne. Wiecie… człowiek czuje się trochę…

Oszukany.

Jest dziwnie duszno…

… jest głośno i kracząco wieczorem, no i jasno… i dwa razy wrony napadły już pod oknem  na kota, nie wiem o co im chodzi, ale chyba mają jakiś beef… wiecie, może wisi im kasę, czy coś? Albo na jajka się zasadzał? Nie wiem… nie mówią nic. Ino ciągle prychodzą, pukają w okno by im wody olać, albo wodę wymienić i tyle.

Usługuj naturze…

RIP Tina Turner… ech, tamte casy, te czasy, wiecie, te dziwne myśli… jakoś tak ostatnio, jakoś tak, nic nie sprawia, iż człowiek czuje się zachwycony. Chociaż, wróć… widziałam światło przenikające przez płatki… i fale i kamienie… tak, wciąż jeszcze są, ale tego wszystkiego już tak niewiele.

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Treser… została wyłączona

Pan Tealight i Szurająca Miotła…

„Właściwie, to wcale nie chodziło o porządki wiosenne, w końcu to już koniec maja. Raczej witać winni byli już lato, ale jakoś tak… nikomu się nie chciało, sił nikt nie miał wcześniej, niektórzy, to właściwie z tej suszy postanowili schłodzić się i zapaść z powrotem w sen zimowy, który, przyznajmy, w tym roku, zaraz, w tym i zeszłym, był marny… w końcu zima była ciepła, bezśniegowa, a cała reszta, no cóż…

Szkoda wspominać.

Ale…

Śiwat nie czekał, pory roku jakie były takie były, ale jednak i tak się zmieniały. Czy też raczej, jakoś tak, kalendarz o tym świadczył… w końcu cała reszta, udręczona, wysuszona, oni ludzie tacy wszyscy wściekli, co tutaj podziwiać, co oglądać, właściwie, czy wciąż jest wglenie bezpiecnzie?

Nawet Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane ostatnio nie wychodziła w ogóle. Raz polazła gdzieś, bo kamieni się jej zachciało i żałowała, za drugim razem mniej żałowała, bo i kamienie się okazały intrygujace, choć tamte też były fajne, ale tym razem odkryła coś nowego, a nowe oznaczało zawsze, że głowa będzie zajęta przez czas dłuższy, więc… wyższy score! Ale jednak, no po prostu, ni żółte pola jej nie wzywały, ni one listki… kwiatki przekwitły szybko, teraz ino czosnek w lesie i Turyścizny masy nagle obrodziły, więc…

Czas Chowaniasię… nadszedł.

A może po prostu już raczej jej się nie chciało, już jej nie zależało, już zaczęła tak odpuszczać i tak wiele, że po prostu… wypalała się, od środka i nawet ona nowa miotła, co ją Pan Tealight uplótł z pierwszych witek, przyozdobił sznurkami, kwiatami lodowymi, co nigdy nie miały się stopić, koralikami z kości wyplówek… sam rzeźbił, a malusieńkie były, bo i miotła niewielka, wiadomo, symboliczna, miniaturowa… ale śliczniusia i szurająca rytmicznie samodzielnie…

Nawet to jej ostatnio jakoś tak nie rozbawiało.

Jakby częściowo już jej nie było…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Jestem otchłanią” – … zryła mi… Serio, żadna książka, aż tak, ostatnio, dość dawno… nie zryła mi tak bańki!

Szczerze!

Ta książka jest mocna, masa w niej niedopowiedzeń, szokuje, porusza… jeśli macie traumy  dieciństwa, świadome, czytajcie ją w jakimś lepszym momencie swojego życia, ale jeśli one traumy często wciąż biorą nad wami górę, może jednak nie? Bo po przeczytaniu tej powieści naprawdę inaczej będziecie patrzeć na świat. Na swoją przeszłość, na to, co w codzienności was otacza…

Po raz kolejny bohaterem jest chłpiec. Syn pięknej matki, rozchwytywanej, ale też syn, który wciąż nie rozumie jej samej, jej życia, w ogóle życia. Dziecko, które potrzebuje opieki, a otrzymuje… świadomość. Inną, dziwną, zbyt szybką… otrzymuje przesłanie, mocne, niszczące go, a potem poskładanego byle jak puszczanego w świat, w którym rodzina i ciepło rodzinne są jakimś UFO. Osobnika w pełni niewidzialnego. Idealnego świadka, opiekuna, ratownika, a może jednak mordercy? Tego, który jest wszystkim, ale jednocześnie wie tak mało. Szybko adaptuje się do codzienności, umie zmieniać się w pełni, być innym, inaczej patrzeć na świat, ale tak naprawdę…

Wciąż jest… dzieckiem.

Tylko dzieckiem.

Niesamowity thriller. Opowieść o tym, jak ważne jest wychowanie, jak istotne są osoby, z którymi spotykamy się jako dopiero uczący się świata… jak wpływa na nas krzywda… a jednocześnie, jak możemy przełamać pewnego rodzaju pętlę… dziwnie niedokończona, pozostawiająca masę pytań. Jak można mieć wszystko i nie mieć niczego, jak można mieć nic, a jednocześnie… cóż… piękna…

Maj, to miesiąc długich weekendów i wselakich uroczystości kulturalnych, no i wiadomo, corocne spotkanie nadchodzi, i pewno będzie coroczne narzekanie, więc jakby co, to nie, nie idę. Dlaczego? A po co? Polityka to coś, co bawi się samo ze sobą, a udawanie, że komukolwiek zależy na czymś poza sobą… bez urazy, ja już nie udaję, walę prawdę między oczy i tyle. I tak nikt w prawdę nie wierzy, ludzie tacy ostatnio są. Jakoś tak… może to przez te social media?

A może zawsze tacy byli ino mniej, inaczej?

Folkemodet to taka impreza, co ma mydlić oczy…

… mnie nie stać już na mydło, więc sobie oszczędze tego mycia gałek. Wolę poczytać coś, coś innego… tym bardziej, iż maj się kończy, czerwiec już puka, susza nas dojeżdża i w ogóle jest źle. Deszczu nam trzeba i kasy, jakby co, ktoś chce wziąć udział w mocniejszej magii?

No jak?

Czasem się zastanawiam jak inni jeszcze mogą jakkolwiek w cokolwiek wierzyć. Że nie wiedzą, jakoś tak od razu, intuicyjnie… nie wsłuchują się w śpiew ptaków, nie wpatrują godzinami w szklaną kulkę z dziwnymi galaktykami w środku… wiecie, taką kryształową, szlifowaną, ale w środku zamknął ktoś i snestorm i wyspy i ptaki i motyle i jesce jakieś robiny, które dopiero opowiedzą swoją historię…

Lepse to niż telewizja.

Wierzcie mi, próbowałam ostatnio coś obejrzeć, nie umiem.

Wiosenność się zmienia.

Coraz więcej zieleni, jabłonie przekwitają…

… ale na owoce coś raczej nadziei nie będzie nawet. Nie że nie ma, po prostu jakoś tak człowiek czuł już wcześniej, zwyczajnie. Wrony wrzeszczą, mewy srają, a dopiero co człowiekk wyczyścił kurna taras. Znaczy Chowaniec czyścił, wiecie, duża maszyna, chłopa trzeba, no co… jestem w tych rejonach, w swoim domku raczej taka męsko/damska. Znaczy, bez urazy, lubię gwoździe i zabawy wszelakie w przybijanie, ale jednak wiem, że taka kosiarka to zaczęłaby mnie gonić, a nie ja ją pchać, więc… jeśli chodzi o słoiki, to czasem też przegrywam.

Nie pcham się tam, gdzie mnie mogą zjeść.

PS. Plaga kleszczowa nadal jest ON.

Trawa skoszona po raz pierwszy, pszczółki nakarmione, pierwsze muchy wytłuczone… normalność. Po jednej stronie Wyspy ponad 20 stopni, a po drugiej naście i tyle… taki tu mamy klimat, szalony, zmiennny i nie do końca przewidywalny. Chociaż czasem ma ten koniec i jak łeb łupie znaczy – będzie wiać.

A chyba coś mnie zaczyna łupać, ale ostatnio nabawiłam się uczulenia na słońce, cuownie, na starość człowiek zaczyna mieć dziwne wysypki i jakieś anomalie, a miało być spokojniej… kłamali!!! Nos zatkany, ślepia ledwo radę dają, masz już dość wszystkiego, ale chcesz czegoś i tak plączesz się sam przed sobą w zeznaniach, nie wiesz co zrobić, czego nie… po prostu, szaleństwo.

Za sucho jest!!!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Szurająca Miotła… została wyłączona

Pan Tealight i Patyk…

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane była niebezpieczna w wielu wymiarach, ekspresjach, i o każdej porze dnia i nocy. Niezależnie od tego jak to wszystko było liczone, wiadomym było, iż lepiej jej nie wkurwiać i tyle. Lepiej jej nie nastąpić na nic i tak dalej… ale jak już ktoś się zdecydował na spacer z nią, na co nie pozwalała wielu, oj…

… musiał się z tym liczyć, że będzie pomagał w noszeniu kamieni, patyków, gałęzi, a nawet małych drzewek wyrzuconych na brzeg…

No co?

Jak taka wiedźma wyłazi na spacer, to jak inni na shopping, ino ona kiecek czy butów nie szuka, z butów jedną parę ma, starczy nim się nie zepsują, to będą wtedy do ogródka, a nowe już czekają… ale założyć można ino jak pierwsze już są niechodzące… jak już po prostu bolą, jak już wolą stać.

Bo wieźma musi wiedzieć, kiedy rzeczy chcą odpocząć.

Kiedy… coś się zmienia, a kiedy nie…

A już ta Wiedźma Wrona, to jakby słyszała wszystko. Co mówią gałęzie i drzewa, buty i kapelusze, ściany domów i dachy, kominy jak szemrzą, albo one rowerowe szprychy, ale z samochodami jest już inaczej, dziwnie, po kawałku trzeba pytać… jakoś tak, a okulary, tak, one tylko patrzyły, zawsze.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Nom nom nom…

Nowości i nowości starości i starości… wiecie, na ile człeka stać było. Oj ciężkie to czasy, jak kurna co czytać nie ma… nie będzie? Nie wiem jak to będzie, ale treba się uzbroić w coś lub kogoś. Piwniczka prywatna pełna najlepszych pisarzy… hmmm, kogo byście chcieli tam sklonować?

No co… nie mogę namawiać do porwań… LOL

Tak chodząc po plaży, obserwując dewastacje poczynione „dla dobra” ekosystemu przypomniały mi się ogrody… ona chęć do czynienia każdego skrawka ziemi pięknym, chociażby były to chwasty – ale przecież chwast to niesamowita, cuowna roślina, więc dlaczego naawać mu takie efinicje negatywne, ale kwitnące, mleczy pola… łąki… nie ma już tego. Straszne to, jak się pomyśli, pomyśli tak głęboko, iż niegdyś cłowiek bawił się w onych polach makówek, wcześniej kwiatów maku tak niesamowitych, odurzających może, ale jednak… niesamowitych, a potem, potem przyszedł nakaz by je wyciąć, zniszczyć spalić, podobnie z liśćmi tytoniu…

Chmielowe tyczki ostały gdzieś na Lubelszczyźnie zapewne, ale…

Co więcej?

A teraz, właściwie, to ile z onej bardziej prawdziwej natury pozostało. Drzew starych, w których pniach można się było skryć ryzykując ugryzienie stwora jakowegoś, albo robiąc sekcję robalowi… no co? Robiłam… ale ino robalom. Zwierzakom większym nie, więc chyb pięć punktów psychopatą być mnie nie tyka, a może jednak… kurcze, może jednak mnie tyka. Ech, fajno!

Chłodno nadal na zewnątrz, bachory szkoły kończą i jest ballade.

Bo wiecie, ballade, to często jest, aczkolwiek to akurat jest… niebezpieczne, dziwne, nie wiem, szokujące i odpychające, więcej, więcej słów, by to opisać, ale… jak, dlaczego, po co… precież… to nie ma sensu…

No więc kończac szkołę dzieciaki odchodzące rzucają tym, co jeszcze w szkole posiedzą, cukierki… i teraz tak, jak to było z mięsem nadzianym gwoździami czy pinezkami, szkłem czy trucizną, tak wyobraźcie sobie one cukierki… z igłami i innymi niespodziankami. Co więcej, nawet jedna z firm uczy, jak wsadzić w te cukierki dziwne rzeczy i przyprawy – nie przesadzają, ale wiadomo…

Disiejsy świat od razu idzie w ekstrema!

I teraz tak… no dobra, jeść może w podstawówce niektórzy nie będą, ale igłą można oberwać… cukierkiem zresztą też, no ale… oczywiście nikogo nie złapano za rękę, co wydaje mi się dziwne, no ale…

Serio?

Rozumiem doprawienie ich pieprzem czy curry, ale to?

Wytłumaczcie mi, albo nie, lepiej nie… i tak nie wierzę, ni w ten świat ni ludzi. To wszystko to już po prostu przegrana bitwa. Wojna i wszelkie inne, epidemia i zaraza, i jeszcze zerwane zaręczyny, jak już dom zbudowany, ślub zamówiony, buty wypastowane, drużba wciąż treźwy, druchny piękne, ona idzie w tej sukni, a jego nie ma… tylko ślad został na stopniach, odcisk buta…

… wiem, odchodzę od tematu, ale kednak, jakoś tak, takie to przykre!

Smutne.

Tak wiele jest smutne w tych czasach, nawet jebane cukierki!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Patyk… została wyłączona

Pan Tealight i Buty Niechodzące…

„Do siedzenia…

… a tak, istniały takie buty.

I były całkiem strojne, w końcu może i były do siedzenia, ale jednak nie oznaczało to, że są nie do pokaywania. Wprost przeciwnie. I one musiały być jak najbardziej delikatne, piękne i zdobione elegancko. Nie o stania, mże  gorszych materiałów, ale w dotyku, ech ci fetyszyści, no wszędzie się wciskają…

Albo te z kartonu, wiecie, przeznaczone specjalnie do trumny czy popiołku, na oną ostatnią drogę, która widać była niechodliwa, bo z taki podeszwami, to wiecie jak się idzie, na pewno namoknięte toto od razu, czy od kałuż, czy od potu, wiadomo jakie to teraz ludzie bielizny noszą, plastikowe wszystko…

Albo g tatuowane…

Nowa moda nastała i ludzie zaczęli sobie stopy tatuować zamiast ciągle kupować nowe buty, bo wiadomo, moda się zmienia, buty drogie, a wygoda w nich żadna, więc czy nie lepiej tatuażyk? Potem lekka modyfikacja… i można mieć co sezon coś innego, w kolorze, czy bez koloru, a że bolesne… no cóż… chces być modny, to robisz, co ci każą. I jesteś idiotą. Zamiast nosić co chcesz pozwalasz innym decydować o tym, co masz na zadku, czy nawet w główce… bo to nie przystoi i tamto jeszcze, i w ogóle, paniom nie, panie to już teraz panowie, obrona to atak, atak nie obroną…

Wszystko oszalało.

… więc buty nie mogły być gorsze.

Zresztą, przecież od zawsze istniały jako niewątpliwie intrygujący i fascynujący wielu element garderoby. Niekoniecznie użyteczny. Ale te naprawdę nie chodziły. Tak naprawdę. Po prostu…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Turyścizna zjechała.

Jak nic, dla nich to już lato. Może i wietrzne i chłodne, ale jednak słoneczne. Czasem jakieś chmurki wlecą, ale wiecie, to ino dla urozmaicenia. Ino dla wszelakiej niejednolitności. Dla onej wszelakiej fascynującej rozmaitości.

Wyspa

Kwitnie, zieleni się i wiosenni.

Nadal jest sucha, ale dziwnie optymistyczna… a przynajmniej tak się ją odczuwa. Jakby w końcu odpuściła. Miała wszystko i wszystkich gdzieś i postanowiła czekać. Czy to na deszcz, czy jednak coś innego… może ma jakieś plany, o których nie mówi? Może ma znajomości, które teraz się przydadzą?

Może…

Może w rzeczywistości Wyspa ma jakieś wielkie alny, o których nie informuje ludzi, ale jednak, jednak się je odczuwa. One jakieś tam nowości, niepewności, one wielkie abicje i ambiwalentne odczucia… i jeszcze… jeszcze coś, co wszystkich zaskoczy. Jednym przyniesie dobrobyt, innym zmiany, których może pragnęli, ale jednak nie teraz, nie w tej chwili? A jeszcze innym przyniesie takie szaleństwo, że w końcu będą mogli się w czymś zatopić, zapuścić korzenie, albo i je wyrwać…

W końcu się zdecydować…

Może na powrót czegoś, co już tutaj było? Może czegoś, za czym się tęskniło? Może… a może jednak nie? Może ona nowość będzie czymś kompletnie innym? Zaskakującym tak mocno, że aż zatrzęsie się wszystko?

Może… chociaż trzęsienia to już mamy dość.

Serio.

No ale…

… sprawy tych wstrząsów nadal nie wyjaśnili, ale za to hejt na tych, co nic nie odczuli podniósł się jak internet szeroki, wysoki i przejedzony. Bo przecież takie mamy czasy, czyż nie? Kiedy to się hejtuje wszystko, czego się nie rozumie, wszystko, czego jakoś tak nie daje się namierzyć, obliczyć…

Właściwie to wszystko.

Ale nic to, może lato nie będzie gorące tego roku, parafrazując, czy też raczej negując cytacik… może uda się to przetrwać, do czasu że znowu nadejdzie zima i… tia, wszystko kołem się toczy. Szczególnie w takim miejscu jak to. Sezon a sezonem, ciemno, jasno, dużo ludzi, mikro ludzi, ciągłe próby stworzenia z Wyspy miejsca całorocznych rozrywek i ciągłe plajtowanie onej mysli. A potem jej biczowanie i jeszcze skarżenie się, iż jak tak można, po prostu być tylko…

Naturą.

Jak?!

A przecież nie każde miejsce ma być Ibizą. Niektóre mogą być przeznaczone ino dla odpoczynku… od wszystkiego czasem. Od deszczu, wody, przestrzeni… ograniczenie przestrzeni, tak… Właśnie tak. Czasem ono ograniczenie sprawia, że zaczynacie się czuć bezpiecznie. Ze skrajności w skrajność.

A może jednak nie?

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Buty Niechodzące… została wyłączona

Pan Tealight i Koszula Widka…

„Od niej się nauczył, że bycie niewidocznym jest naprawdę niesamowitym pomysłem na życie. Nie tylko dlatego, że nie widzą jak bierzesz kolejny kawałek sernika… zjadłbym sernika, oj tak, na cienkim spodzie, z polewą czekoladową… albo tego ciasta, co Babcia Wiedźmy robiła…

… tak, pamiętał go, chociaż nie wiedział dlaczego.

Dlaczego wspomnienia jej wkradły sie do jego szarej głowy… dlaczego teraz i po co? Jaki był w tym wszystkim cel i kto powiesił oną wielką, niebieską koszulę na sznurze do suszenia zielska, co to go sobie Wiedźmy z Pieca zrobiły zaraz między Wygódką a Nowym Namiotem Nieczystści… jakoś tak im ono miejsce odpowiadało. A sam Namiot, wiadomo, po best before już się jakoś tak czerwony nie należał, a spotkania mogły być bardzo zalewane!

W końcu czas mijał…

Chociaż sam w sobie nie widział tego jako czegoś złego, przyzwyczajony do ciągłej zmiany Czas miał o sobie niewielkie mniemanie, a że nie mógł zatrzymać tego, czym był, to zwyczajnie wolał się schować tutaj… by nie być osądzanym, by w końcu miej wyjebane na wszystko i wszystkich, na one ich rocznice, na te wyzywanie, że dni za długie, za krótkie, że to nie tak, zmarszczki, a kiedyś to było lepiej…

Nienawidział ich…

Luzi.

A Koszula…

… cóż, Pan Tealight przyglądał się jej i zastanawiał, co to za nowa sprawa zwali się im na głowy i dachy?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Zasadniczo oczywiście…

Wiosna.

Ha ha ha! News chwili, jak nic! No dobra, mam newsa, było trochę deszczu, ino malutko, nawet właściwie niewiele powyżej onego zapachu, ochłodzenia, ale jednak, jakoś tak, nie… potrzeujemy deszczu, a nie ino jakiegoś substytutu. Ale, zamiast o tym marudzić, posłucham sobie wiatru, bo pizga z fajnej strony, wiecie, czasem te strony naprawdę mają znaczenie. A czasem nawet bardziej.

Zeszłoroczne liście znowu skądś się pojawiły pod progiem, jakby nie chciały odchodzić, przemieniać się w pył, i znowu uczestniczyć w onym kole życia, wiecie, jakby wszyscy już mieli dość… i jak tak wiatr macha gałązkami onej śliwy, niesamowitego drzewa, to tak sobie myślę, że jak nas szlag nie trafi, to będzie cud. Bo bez deszczu, w onej całkowitej suchości, spaleni słońcem, które zwyczajnie pali, nie świeci ino i ogrzewa, ale zmienia nam skórę w popiół, to od razu…

Nas trafi…

Jak nic, trafi nas szlag.

Albo i inne kilimanżaro.

Wiadomo, wszelakie tam bombastik i tak dalej, ludzie wymyślają coraz to nowe problemy, z dupy całkowicie, teraz to już w ogóle nie rozumiem jak homo sapiens novinkus jest w stanie prowadzić rozmowy, w skołach w końcu mają dzieciakom zabrać telefony, ale czy się to uda, nie sądzę…

Przecież one nie potrafią podobno bez tego żyć?

Królowa jednak odwiedzi Wyspę, ale ino na chwilę, więc, właściwie, jakby jej w ogóle nie miało być… co z tym jej zdrowieniem, wciąż nie wiadomo, ale zmiany w rodzinie królewskiej wciąż solą w oku dziwnych poddanych i oczywiście synka marudnego bardziej. A może inaczej? Nie oszukujmy się, to zwyczajni ludzie, wystarcy spojreć na wyczyny onego „Spare”, wiecie…

Poczcie znowu odbija… listy podarte i to widać, że maszyna jakaś je tak potraktowała, na dodatek nikt nie bierze za to odpowieialności, a Dania za wszelką cenę chce stać się cyfrową, elektryczną maszyną. Auta ino na prąd, listy jak już, to w formie maili, nie, to nie la mnie to wszystko.

Nie.

Za to książki… kurna, jak ceny podskoczyły!

I tak, w Polsce!

Wchodzi człek na stronę Empiku i boom, o 10, 20 zł w górę!? Serio? O co chodzi? Znaczy wróć, wiem, że są tam te kryzysy i tak dalej, ale jak tak będzie, jak to się rozkręci, to sorry, jednak człek przestanie wydawać na jedzenie w ogóle, a będzie ino na książki. I już… nie oszukujmy się, trza mieć priorytety!

A poza tym… poza tym ptaszki się wykluwają.

Rwetest straszliwy! I tyle… more na swoim miejscu, niebo te, słońce, wiatr, chwasty rosną jak szalone, też mnie trafia, jak widzę ile pielenia mnie czeka i obiecuję sobie, że co jak co, ale jednak nasadzę ziół i gdzieś to mam! Taka szałwia ocienia ziemię i się nie chwaści, ha ha ha!!! Taka będę sprytna!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Koszula Widka… została wyłączona

Pan Tealight i Panna z Niesamowitych…

„Bo nie mężatka.

No wiecie, jednak mężatka, nie żeby gorsza, nie, no nic z tej strony, naprawdę nic… nie, no w ogóle nie!!! Oczywiście nikt tutaj nie potępia onych, co wkroczyły na drogę małżeńską. Czy to z osobnikiem płci obcej, czy tej samej, wiadomo, teraz tyle tych pełciów się narobiło, że ino nowe encyklopedyje pisać, ale… jak na razie, to po prostu ujmijmy to tak dwojako. Z psem czy kotem wciąż nie można, się znaczy oficjalnie, albo z kozą czy słoniem, wiecie, jednak zwierz to zwierz. Niektórzy może i się identyfikują ze świniami, ale mało kto się przyznaje, iż warchlak z niego…

Ale…

Nie mężatka, więc bez pewnych zobowiązań.

Chociaż, nawet panna może je mieć, kota, psa, chomika czy dziecię… przy cycku lub już dalej pogonione. W końcu czas płynie, wiele panien zmienia się w mężatki, wdowy, kochanki, wszelkie rozwódki… albo i jeszcze takie pomiędzy, niezdecydowane. Może już młotek zastukał, ale one jeszcze nie usłyszały onego stukotu. Wiadomo… drzewo w lesie, dźwięk nie dźwięk…

Tia…

Panna, do tego się już nie da wrócić. Raz rwiesz wianek, potem on już nie wraca. Jesteś inna, wyrolowana, obrobiona, zmieniona, naznaczona, może i szkarłatna litera jarzy się na twoim czole, niewidzialna dla wielu, lecz jednak… przecież tak niewielu wie, na pierwsy rzut oka, nim rozskreczysz się sama w sklepie…

Nim coś ktoś puści?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Władca ciemności” – … koniec? Ale czy to jest koniec? Ale jak to? Przecież… tak naprawę dopiero wszystko się zaczęło!!! Znaczy, no wiem, nie do końca, trzeci tom serii o Marcusie zaczyna się… cóż, od śmierci.

W tych książkach już tak jest, iż śmierć najpierw.

I oczywiście śmierć się pojawia, ale najpierw legenda i ciemność. Wszelaka niemoc związana z brakiem energii elektrycznej, która dla mnie jest dziwnie… nie wiem, może to przez czas spędzony w przeszłości, w której światło gasło, świeczki były pod ręką, gazowa butla, niektóry mieli jeszcze piece…

Tia…

… może dlatego dla mnie to było takie, normalne. Ciemność. Tutaj, na Wyspie, ciemność jest totalna. Sorry, nadchodzi noc, jeszcze poza sezonem jasnych nocy, jest po prostu nie do przejścia często. Gęsta i niesamowita… ale wiadomo, miasto to miasto, szczególnie takie, które zalewa descz, rzeka może wystąpić z brzegów, więc… no i kto jest zbrodniarzem, bo przecież są zwłoki i to nie jedne i jeszcze tajemnice Watykanu, które oczywiście wyłążą na wierzch, i jeszcze… jeszcze ci najbardziej okrutni, których nic nie powstrzyma, jak ich ukarać?

Jak o nich dotrzeć?

I tak, ponownie spotykamy naszą znajomą dwójkę czyli Marcusa i pełną sprzeczności obecnie, policjantkę. Wszystko się zaognia, zmienia, bohaterowie dorośli, z jednej strony uświadomili sobie one traumy, ale z drugiej, jakoś dziwnie się z nimi zmagają. Jakby rozwiązywanie spraw innych było łatwiejsze.

Tylko, jak długo tak można?

Niesamowita opowieść.

Czytać po kolei!

I jak nie jebnęło!

Szyby zaczęły latać, kwiatki na parapecie tańczyć… co łapać? I tak raz za razem… cisza potem jeszcze trzy razy, a za każdym razem mocniej… ostatni był najgorszy, aż do Chowańca zadzwonili, coby im wywiadu udzielił.

Kuźwa, ja rozumiem, że akurat mieliśmy włączone komputery, ale akurat, serio, i że od razy, facetime czy inne tam… w końcu zadzwonili po raz drugi na pogaduchy… nosz patrzcie jaki on sławny teraz. LOL Po drugim raie sąsiad wylazł, macha z dołu, że niby co się dzieje, nosz kurna skąd mam wiedzieć? No nic, link wyżej, wybuch jak widać poszedł z terenu Polski, ale…

Nikt nic nie wie.

Chociaż, wiem że epidemia kleszczy w Polsce jest zatrważająca, może to one? No wiecie… to było trending na stronach PL. Po kilku godzinach nadal jakoś tak nic nie wiadomo poza tym, iż Chowaniec nie będzie w telewizji, bo ktoś inny się zdecydował i widać, jakoś tak, zwyczajnie wszystko na razie wyciszyło się…

Sobota… kurna, miał być spokojny weekend.

A jakoś chyba nie wyszło.

No bo sobota i wieczór piątkowy to jedyna jakaś tam możliwość spokojności, albo może się uda, tak w niedzielę… spokojna niedziela, nudna i z dobrymi wieściami na przyszły tydzień? Mogłoby być, co nie?

Może…

No dobra, poza tym jest ciepło i jasno…

Noc nadchodzi pełna dziwnego, niebieskawego światła i tak naprawdę, męczy… ósma, dziewiąta… kiedy te ciemności w końcu? Przecież ranek wstaje w okolicach piątej… a może i wcześniej to światło się pojawia? Już nie wiem. Mam ochotę nie wiedzieć, tak naprawdę… nie wiedzieć niczego.

A może jednak wiedzieć… nie wiem. LOL

Mniejsza, wiadomo, lato idzie, maj już w połowie, czas zapiernicza jak szalony, a człowiek cieszy się tym, że fajny notes w końcu udało się mu nabyć. Małe rzeczy, wiecie, małe rzeczy czasem są wszystkim. Serio. Fajny kamyk na plaży, zwrot podatku z urzędu, nie wiem, jakieś tak małe głupoty, a nie wciąż te popierdoleństwa. Popierdoleństwa, na które człowiek nie ma wpływu często… bo jakbyś nie walczył, zawsze coś się zawali, coś można pomylić, namieszać jakoś, proste…

Zawsze się zaliczy jakąś wpadkę… choć raz na rok!

Może po prostu one wpadki trza będzie jakoś dopieszczać i jeszcze oswajać? Nie wiem, ale może o to chodzi?

Tak w ogóle, to patrzę na kogoś, kto wpieprza na wizji McDonalda i sobie myślę o tym, nosz dlaczego u nas McD upadł? Był jeszcze jakoś w 2005, może rok później, a potem nic? Nie wrócił? Dlaczego? Czy ludzie by nie żarli, ci przyjezdni na pewno, ale miejscowi? Czy cukierki im wystarczają? Bo przecież jest tyle miejsc do wynajęcia, nawet w samej stolicy, na rynku, od tylu lat wolny lokal, perfect dla KFC czy McD!

… więc dlaczego nie?

Czy ja bym jadła?

Pewno nie… nie lubię tych buł, ale frytki… może?

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Panna z Niesamowitych… została wyłączona

Pan Tealight i Pomiędznik…

„Zawsze to miejsce było dość dziwne.

Niby istniało w całym ekosystemie, w każym jego załamaniu, wdechnięciu i westchnięciu, niby było wszędzie, we wzdychach i zdychach… zawsze, ale jednak, często było zatykane, jakby nie chcieli go zauważać… jakby… zapominali o nim, a może, przestawali je dojrzewać? A może… tracili oną umiejętność prawdiwego widzenia zaśepini tymi, któzy wmawiali im, i tylko oni wiedzą jak widzieć?

Nie wiedział, ale jednak był zaskocony, gdy Pomiędznik, władca wszystkich onych granicznych, przybył do Sklepiku z Niepotrzebnymi, by zwyczajnie się wprowadzić. Co więcej, prosić o azyl i szykować miejsce, najlepiej głęboko, gdzieś tam, pod onymi jaskiniami, gdzieś gdzie gejzery z ciepłą, jajeczną mazią, zapewniały wszelakie rozkosze spa i różnych tam wariacji artystycznych.

Wiecie, z onego błocka można sobie było zwyczajnie coś ulepić…

Albo kogoś zalepić.

Na amen!

… więc jak wykle pokiwał tylko głową i wpuścił kolejnego gościa… przez te wszystkie lata, wieki, eony, tylko kilka razy zaryło się, iż miał wątpliwości, teraz ich nie miał. A zresztą, drzwi przytaknęły cicho klapką na listy, jękneły judaszkiem w kształcie paszczy z jęzorem – automatyczna myjnia oka za darmo za każdym razem! i już, wiadomo było, że wszystko się ua, że tak ma być i tyle.

Ale musiał to przemyśleć.

Wsłuchany w cichutkie gruchotania, gdzieś tam w głębi ziemi pod Białym Domostwem… dziwił się światu. Bo to, co obserwował zdarzało się już, ale nie aż na taką skalę… chociaż, ludzi było więcej i tyle.

Może to to?

Rechot Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane rozlegał się mu gdzieś w okolicach trzustki… boleśnie… ostatnio naprawdę robiła wielkie postępy w onym prawie filmowym wiedźmim się śmianiu.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Gudhjem… motory?

Motory?

Serio?

Wybiera się człowiek na zwykły spacer, jakąś taką zwyczajność… wiecie, niedziela, ale niektóre sklepy otwarte, Turyścizna jest, lody je, a tutaj nagle grzmoty, nagle odgłosy jak z czeluści, w których serio nie chcesz się znaleźć… dźwięki, których chcesz uniknąć… prerażające, przestraszające.

Motory…

Zjechali się na coś tam…

… nie interesuje mnie na co, ale jednak kurna no, specjalnie ponadprzykręcali sobie te dźwięki, tłumiki zlikwidowali? I pomyśleć, że durnie myślałam, iż ten ruch został w Gudhjem ograniczony. Znaczy wiecie, na głównej ulicy, że nie można, że tylko ci, co mieszkają, że jakoś tak…

Nie wiem…

Przerażające to wszystko.

Na dodatek, jakoś dziwnie ludzie zapomnieli, jaki to u nas jest ruch i wychodzi na to, iż większość chyba z UK przyjechała, bo nie wiedzą, że trzeba iść po tej, a nie po tamtej, oczywiście w zależności od iścia pod górkę czy z górki… a pod górkę tutaj całkiem nieźle w uda daje! Jak ktoś chce, to taki spacer dookoła miasteczka codziennie, czy kilka razy w tygodniu, spokojnie odbębni wam ćwiczenia za razem cardio, jak i one ćwiczenia z ciężarkami, jeśli tylko nie kupicie na dole lodów…

No wiecie… LOL

Jeśli ich nie kupicie, ale w zamian, po drodze w dół, w Sparze weźmiecie melona czy ziemniaki i z nim się przejdziecie pod górkę i z górki i z znowu… no to po prostu ubaw roku! Tracicie kilogramy, ale musicie uważać na one otry, tosz to idioci i wariaci. I kurna no, ekologia na całego – #sarkazm.

Ja pierd… nie, nie będę się nerwować, kryształek se kupię.

Bo przecież one sklepy, chyba ze 3 czy 4 je mamy, takie wiecie, ciuchy dziwne, dziwne akcesoria, jakieś czapeczki i takie tam, no więc one u nas mają i jakieś tam ezoteryki… i czasem są kryształki i wiecie co, był… mała kulka śniegu, no obra, śniegolodu, ale dla mnie za jedno… wiadomo, dobry kryształ nie jest zły!

A jak człek weźmie go pod ono słońce over Gudhjem, ten sol przez niego będzie przenikał, a jednak i morze z tyłu będzie się odbijać, to jakoś tak, nagle lepiej, no i odejść można od centrum i po prostu być… w Nordhavnie, gdzie jakoś tak, wszystkiego mniej jest. Wszystkiego jakoś tak… więcej. Więcej spokojności, morza, ludzi mniej, dźwięków i ten pas ziemi całującej morze, skał się z nim bawiących…

Za to w Allinge oblali rzeźbę/pomnik keczupem… pewno się domyślacie czego ten pomnik, i dlaczego, i z jakiej okazji, której to czas już minął, a posąg wciąż stoi… no tak, Rosja nie jest mile widziana… nigdzie. Ch0ciaż tutaj, to w szczególności, a II WŚ, za te koszmary… nie, wypad! I tak jak sobie o tym wszystkim pomyślę, to jakoś tak, no po prostu nie rozumiem skąd ten pomnik i dlaczego?

Poczytam o tym później… jak Scarlett…

Na razie mam co innego do roboty… na razie mam zajęcie, jakoś nie mogę się nudzić, więc, nie, na razie nie… chociaż, korci mnie… No i bam, cmentarz, serio? Nie wiedziałam. Znaczy wiem, że są groby, ale nie w Allinge, jakoś tak… nie byłam tam, bo jakoś no, o patrcie, nawet przewodnika można dostać, jak kogoś stać…

O patrzcie, mam nawet zdjęcie…

Mam nadzieję, że nie użyli naszego, bornholmskiego keczupu, bo jest za dobry by tak go marnować, wiecie… rozumiem dlaczego, protest to protest, wyrażenie opinii, nikogo nie skopali, deszcz by to zmył, ale susza… więc…

Ekhm…

… wszędzie ludziom nerwy puszczają, mi z powodu strasznych dźwięków!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Pomiędznik… została wyłączona

Pan Tealight i Szczypacz…

„Ale no…

Wiadomo, wiosna, wszystko i wszyscy budzą się do życia, raduje ich słońce, wszelakiej pogody jasnej info i tak dalej. Grille się im marzą i jeszcze łażenie ino w gaciach i koszulkach i oczywiście wszelakie odpoczynki i inne tam, letnie już właściwie zachowania. Bo przecież jak ciepło, to pora roku nie ma znaczenia, byle pić, żreć i się lenić. By robić kompletnie nic.

Ale… no tak.

Mimo wszystko ciepławo może i było, duszno nawet i sucho, ale jednak to wciaż wiosna. Zwykła, może odrobinę zestresowana, ale wciąż, jakoś tak, wiosna… wiosna biegnąca już ku latu, ale wciąż…

No tak.

Wiosna, światło i od razu ludziom odbija, Pan Tealight wiedział, że co jak co, ale ta cała wiosna, to zawsze była jakaś ambiwalenta psychiatrycznie. Wszelako i mocno. Co jak co, jeśli chodzi o ludzi, miał ich gdzieś, ale mina Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane, jakoś tak go kłuła.

Wszędzie.

Rozumiał ją i już tęsknił za ciemnością i tymi ich wspólnymi chwilami.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Gudhjem…

Zacznijmy od tego, że Melsted i Gudhjem wiadomo, zwane są miastami bliźniaczymi. W znaczeniu onych syjamskich, nie że jakoś tak, takie same. Właściwie, okay, stoją one tablicki, ale gdzie się jedno kończy, a drugie zaczyna, no nie wiem, nie pytajcie się mnie… niby mieszkam w Melsted, a papiery mam na Gudhjem, kościół słyszę, zaraz za plecami one słynne ogrody motyle…

No tak, muzeum wydało zbyt wiele na coś, co jest dziurą w ziemi i trawnikiem… na swoim terenie, więc niby bez problemu, a jednak, coś mi nie gra… bo moja łączka dla robaczków i motylów i takich tam ptaszydełków, na ugorze kosmarnym, i właściwie za darmo wzrosła, a oni od tych wszystkich lat wciąż właściwie nic. Poza tym, że zdewastowali lasek, to trochę uregulowali spływ dziwnego strumyczka, częściowo rowiązali problem, który w czasie większych opadów oczywiście staje się problemem… no wiecie, w końcu oni WIEDZĄ co robią, ech…

… nie wiem…

Mniejsza, na onym całym trawniku pełnym kwiatów i z ockiem wodnym stać miały kamienne rzeźby, ale jakoś tak, wyszło jak wyszło. Rzeźby nadal stoją bardziej pod muzeum, gdzie trawka zielona a w niej siedzą stokrotki, więc ślicznie jest, no ale jednak… oj czekajcie, cicho… patrzcie, tam pod ścianą zalesienia jelonek, ten skurczybyk co mi szafirki wpierdolił, no jak nic on!!!

Bogowie!!!

Śledzi mnie, czy co?

No ale… motyle ogrody, to dla mnie ubaw roku.

Bez urazy, ale to nie jest jakaś wyższa technika, wystarczy zostawić tę ziemię, wyciąć może one ścieżynki, rozrzucić nasionka, ale i miejscami dosadzić kilka krzaczków, jakieś mniejsze drzewka, jakieś inne tam, wiadomo… ale zebrać nasionka tak z dookolnych łąk, które się zdarzają, sporadycznie…

Bardzo.

Nawet kurna mogliby trochę onych cebulek powciskać w ziemię, byłoby coś fajnego od razu wczesną wiosną, ale nie, bo natura… tylko że natura już dawno jest taka, jak i my i my jesteśmy ino jak ona, i zna krokusy, zadziwienie? Pewno że nie tutaj i tak dalej, więcej krwawnika i dmuchawców, no ale… byłoby miło! Kurdybanek, może jak sucho to kocanki, co? U mnie mają się super!!!

Genialne roślinki, pachną do tego!

Ech…

Przecież oni dostali na to tyle kasy!!!

I co z tego… trawa.

Babka na przykład, one czadowe kwiaty naprawdę sprawdzają się na działce i mnożą się genialnie, dodatkowo, nie podlewacie tego, bo korzenie specyficznie zapuszcza, do suszy przyzwyczajone, kwitnie, ma piękne liście, na odatek, prozdrowotne działanie… ech… abo ten wspomniany już krwawnik.

Ino z miętą nie szalejcie!

Ale… jeśli marzy się wam ona wiosenna motyla radość, to nie tam. Oj nie… sorry. Są na Wyspie inne miesjca, gdzie motylowie mają się super, ale… dlaczego o tym mówię, bo ten raj biodywersyjny, eksperyment biologiczno-botaniczno-aspołeczny-sztuk niepełeny, mieści się i w Melsted i w Gudhjem, patrząc na tabliczkę z nazwą, więc taka ciekawostka… dalej, idziemy na spacer!

Nad morze, do miasta…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Szczypacz… została wyłączona