Pan Tealight i Sztukmistrz z Morskiej Pianki…

„Drzewa wiedziały… nie tylko szumiały i wyglądały super jako tło… nie tylko dawały cień i zieleniły się…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Na złej drodze” – … okay, na początku serio było fajnie. Całkiem ciekawy bohater, taka istota współczesności, do niczego nie pędzi, wielu go goni, ale jednak z czasem, z każdą stroną, coś się zaczęło jebać…

I tak, dosadnie i dokładnie, aż mi ciśnienie podskoczyło.

A przecież chodziło tylko o kolesia, który jeździł mini ciężarówką. Nic więcej. Ot takiego obrotliwego, mało łączącego kropki, właściwnie nikomu na nim nie zależy, zbytnio, jemu na innych też nie… do czasu… i tylko jeździ, w końcu praca jak praca. Paczki tu czy tam, droga prosta… i miało być zabawnie, a w kija nie jest. No kurna no, umiem odróżnić żart od jego braku!!!

Po prostu…

To ma potencjał, na pewno jest jakieś… ale też kompletnie tego nie rozumiem. Tego wszystkiego: bohatera, drogi, pojazdu, paczek, głupoty, wszelakiej porąbalności i głupoty… no weźcie no! I ten strach, który winniśmy odczuwać, ale go nie czujemy, bo w pewnym momencie mamy go gdzieś. Nos kurde no… kopnęłabym go w zadek a wiele, ale już szczególnie a to…

Zwyczajnie, można spróbować, może się nie spodobać. Komedia raczej to nie do końca jest… niestety.

Szkolnictwo… domowe…

… więc jest problem.

I powiem jedno, odcinanie dziecku dostępu do wiedzy to zbrodnia… jedna z największych. Sama to przeżyłam na własnej skórze i wciąż pamiętam mój własny, dziecięcy i nie do końca zrozumiały wtedy dla mnie, wkurw.

Dania posiada coś takiego jak… szkolnictwo domowe, co wykorzystują one rodziny ze Szwecji i Niemiec, których to dzieciom się w skołach nie wiedzie zbyt dobrze, lub mają, wiecie, takowe a nie inne polityczne, mniej lub bardziej, postanowienia, wierzenia i wszelkie tam popierdoleństwa, które przerzucają na dzieci. Nazywa się to zwykle wychowaniem, ale, czy wychowanie wciąż istnieje? Spoglądając na ten cały gen alpha, to ja tam nie wiem, gen zet też niezbyt… a już słuchanie ludzi z USA powoduje u mnie ból duszy z innej strony lustra…

… naprawdę.

Mam ją i tam.

Roumiem, że rodzic nie wierzy w edukację i daję sobie sprawę z tego, że pójście do szkoły to pierwsa wielka „szkoła życia”, jednak… dzięki temu wiesz czego nie chcesz w życiu, a już liceum i studia to doprawdy cudowny czas. Sam już sobie wybierasz czego chcesz, masz książki, stypendium można sobie wywalczyć… i dorośli nie siedzą ci na łbie… choć, może to antycne podejście do życia… jednak, diecko, które nie doświadczy szkoły nie będzie wiedziało, że jej nie lubi, wprost przeciwnie.

Wiecie, to jak z żarciem… jak nie spróbujesz, to nie wiesz, a jednak…

Coś dieciakowi nie gra i ju abierają je ze szkoły, pakują się i wynajmują szopę na Wyspie… dzieciak nie chodzi do szkoły w ogóle, może go uczą, może po prostu napierdala w klawiszki… może… nikt tego nie sprawdzi… i tak mamy idiokrację w pełni. Chociaż… mnie posłali do szkoły wcześniej, może i to był błąd… z drugiej strony, miałam książki, osiem klas i wiedziałam, że nie chcę. Nie chcę żyć tak jak inni, chcę innego i to tworzyłam zmagając się z codziennością… dlaczego teraz nagle to jest dla wszystkich jebanym trendem tiktokowym?

Kiedyś zwaliśmy to życiem.

Teraz…

… odbiera się wam wybór od początku… bo nie znacie nawet wachlarza, z którego możecie nie korzystać. Nie skumacie tego z Tik Toka czy innych SMów. Po prostu nie. Możecie próbować kopiować, ale… żeby nie było, nienawidziłam kilku ostatnich klas podstawówki, ale potem wiedziałam czego już chcę…

… wiecie, dojrzewanie. LOL

Brak obowiązku szkolnego nie jest rowiązaniem, a rodzic, który jest obecny w życiu dziecka jest najważniejszy. A nie, iż mam dziecko, bo trzeba, bo tak, bo szklanka wody, bo ładnie wygląda na obrazku… bo babcia…

… przestańcie krzywdzić ludzi!

… szkolnictwo oraz poczty problem… czyli listów od 2026 nie będzie!

A tak, właściwie miało być od tego roku, ale będzie od przyszłego. Znikną skrzynki pocztowe, znaczki, paczki będą, ale tylko one… jeszcze nie wiadomo, czy w ogóle komuś zlecą one roznoszenie małych listów, jak to się stało z reklamami, kartek itp. w końcu jest DAO… ale jednak, jednak za granicę się DAO nie da…

Nie rozumiem tego.

Szczerze…

Tak wiem, jestem antyk, aczkolwiek, wiem też, iż odebranie właśnie tego, onej możliwości wymieniania słów, ukrytych przed wszelakimi oczami, czy też kartek, serduszka jebniętego z drugiej strony syrenki, widoczku z kaskadami, których nigdy nie zobaczysz… znikną… koala, żyrafa, mały magnes z podróży…

Pyk…

Nie ma.

Okay, pewno wysyłanie poczty ze Szwecji wciąż będzie dla mnie wyjściem z sytuacji, ale jak długo? I czy w ogóle? Wolność słowa, to zabijanie pisania, które tak próbują przywrócić w szkołach… już nie walenie w klawiaturę, czy przesuwanie ekranu z mikrobami, które aż same się nie mogą nadziwić, że im się pozwala tak egzystować… żyć pełnią pełni wszelakich… po prostu!

Zobaczymy jak to będzie… ale… cóż, już marzec…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Sztukmistrz z Morskiej Pianki… została wyłączona

Pan Tealight i Madrzew…

„Drzewa wiedziały…

… nie tylko szumiały i wyglądały super jako tło… nie tylko dawały cień i zieleniły się… nie tylko czekały cierpliwie, aż ktoś je podrapie po korze, zauważy one kształtne gałązki, posłucha, pogada do nich, jakoś tak, zwyczajnie nawiąże kontakt, większy niż tlenowe wymienności… Tak, czasem rzucały w przechodniów posiadanymi orzeszkami… albo były to wiewiórki.

Nigdy nie wiadomo.

Wiadomo, współpraca…

No i te wszelakie tajemnice… oj, jak one wielbiły tajemnice. Połączone sobie tylko znaną, widoczną, cokolwiek tam one człowiecze naukowe głowy gadały, tylko one wiedziały jak to działa, i że w ogóle, i działa i tak dalej. I plotkowały. Obrabiały całkowicie bezkarnie i w pełni mając z tego ubaw: tyłki, głowy i ogonki, owłosienia, ich brak oraz problemy powierzchniowe… zagłębiały się w zasłyszane tajemnice, one wyszeptane: kocham cię, musimy się rozstać, ona już mnie nie chce, on mnie nie widzi, nie słyszy, ona chce więcej, on chce mniej, jest mi winien tyle, zabiłem, na dnie stawu są trzy małe ciała? nie tylko piętnaście długich… albo może i więcej… Nie, to nie siniak, to tylko taka dyskoloracja, wcale nie utykam, ale on nigdy by nie zdradził…

A pośród nich wszystkich prym wiódł Madrzew.

Ten Szalony, który nocą zwyczajnie wyciągał korzenie, odkładał je na bok, wyłaził ze swojej gładkiej dziwnie kory, i w postaci ledwo widocznego kształtu, podkradał się pod drzwi uchylone, okna i lufciki, łazienekowe wiatraczki, ogródki, łódki… i nagrywał na swoje włókna każdy dźwięk i jego brak.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Szafirowy płomień” – … tom 4 serii „Ukryte dziedzictwo”… tak, wpisałam diewictwo i przez chwilę nie leało mi w kontekście, choć i leżało… jednak… do głównegu nurtu Ptaszydło, do głównego, chlup chlup… Oto jest tom zawierający nie tylko opowiadanie „Diamentowa iskra”, ale przede wsystkim jest opowieścią całkiem innej bohaterki… BOOOM!

No dobra, wielbiciele tematu wiedzieli, reszta, czytajcie od początku, szczere, ku rozrywce własnej, rozwijce-nawijce kompletnie urbano fantastycznej, pełnej rodzinnego ciepła i szachrajstwa… też rodzinnego.

LOL

… no więc Catalina jest dorosła, przynajmniej na papierze i ma się całkiem super, ale nie wiadomo dlacego, teraz przewodzi rodzinie… znaczy się, dowiecie się dlaczego i możecie mieć własne zdanie w temacie siostrzanych miłości i przepychanek, jednak… przede wszystkim mamy młodą bohaterkę i pewnego osobnika, który w niczym nie przypomina tamtego poprzedniego…ekhm, wielkiego i groźnego… aczkolwiek, czy nie jest to tylko prykrywka? Może w rzeczywistości… Przede wszystkim jednak Rodzina staje się Rodem, już bez ochronnego parasola i musi się przygotować na walkę.

A jeżeli chodzi o przyjazne im strony, cóż, może się okazać, iż nie mają ich aż tak wiele…

Jak poradzi sobie nasza nowa przywódczyni?

No jak poprzednie…

Bonusowo występują Babcia i Mama, które są moimi osobistymi ukochanymi bohaterkami i naprawdę poczytałabym o nich coś, coś więcej… ech… wiecie, w moim przypadku to ten wiek jak się szuka takich w podobnym wieku, które wciąż żyją, bo nie wie się jak przetrwać to wszystko… I tak, wiem że to fikcja, jednak, na równoległe światy…

… czy na pewno?

Powinnam pisać o czymś innym, ale trzeba jakoś wyregulować stres, więc napiszę coś o wietre, bo kurna, ale piga no!!! Powiem wam, prawie tydzień ostrego dmuchnaia… czy to brzmi dwuznacznie? Może i brzmi, ale przecież nie napiszę jednoznacznie, a nudno by było. Ej no!!!

No więc dmucha, wieje i łomocze. Dźwięki rzeczywiście są koncertowe i powiem, iż nagranie tego i puscenie w shortach czy innych tiktokach diwnie nabija człowiekowi wyświetlenia, nie mam pojęcia dlaczego. Kiedyś spędziłam sporo za wiele czasu moknąc, by nagrać zwykłym telefonem ciurkający deszcz… viral no! Znaczy, viral w moich rejonach odsłon. LOL No weźcie!

Najdziwniejsze jest to, w jaki sposób domy drewniane ustawiają się w momencie pierwszych uderzeń. Wydaje się, że nasz wystawia klatę do przodu, oczy zamyka i twierdzi, że przetrzyma i da radę, w k0ńcu był malowany dopiero co, a susza dookoła dość silna  przerażająca, to deszczu chluszczącego się nie boi. Do tego dziwnie ciepło… jakby tak trupio odrobinę, gylle na polach, nosz wiosna pełną gębą…

Bleee!!!

Ponałam kilka drewnianych domów i powiem, że do takich dźwiękó po pierwsze trzeba przywyknąć, po drugie się ich nauczyć, a po trzecie, każdy dom ma je inne. I jest to niesamowicie fascynujące…

… podobnie jak sam wiatr.

Wiatr tym razem zaskakująco…

… nie no, zaczął się jak to zwykle bywało przerażająco, a dmuchanie w komin AKA rurę od kuchni, to jakoś tak nie sprzyja spokojności. Jednak, tak w okolicach czwartku czy jeszcze środy zaczął się mieniać… na jakiś taki…

… radośniejszy.

I nie chodzi o to, że dostałam pierwszą kartkę na urodziny…

A tak, oto marzec, czas urodzinowy. I tak, obchodzę, tak, w onym starczym dla wielu wieku, dla innych młodym inaczej, dla jeszcze innych młodym względnie, ostatnim zaś… no cóż… niewidzialnym. Tak, wieku, w którym człek staje się niewidzialny i kurna, super jest!!! LOL Nic na to nie poradzę, że na codzień lubię być niewidzialna. Nie chcę by ktoś do mnie podchodził, zwracał na mnie uwagę… I tak, nie mówimy o onych momentach w życiu, gdy czas się zatrzymuje, coś się dzieje, to jest straszne, przerażające, wzywanie pogotowia i tak dalej… Wtedy potrzebujesz pomocy, ale narucania prez innych swojej obecności mi, te telefony wszędzie i tak dalej…

To jest straszne, dlatego lepiej chować się i słuchać wiatru…

I pisać… pisać to, co się w wietrze komponuje, co wiatr komponuje, uderzając w różne miejsca, przestrzenie, lub bawiąc się nimi, wciskając się, lub starając się usilnie przearanżować mój ogród… wiecie, te latające doniczki.

Ech…

Albo kubły na śmieci… choć to ostatnio robią śmieciarze, nie wiem dlaczego, ale po nich nagle trzeba sprzątać i to w okolicy sporej… ech, pewno też się z wiatrami zakumplowali… a szczególnie z tym, dziwnie łaskocącym, wciąż silnym, ale przynoszącym taki jakiś… oddech anormalny.

Autentyczny… cmok!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Madrzew… została wyłączona

Pan Tealight i Unseen Tree…

„Tak z angielska poleciało, ale jakoś wciąż było rozumialne, słyszalne i widzialne… mimo wygłoszonego monologu, machania konarami, rzucania liśćmi i kopnięć korzeniami, wciąż je widzieli, choć ono uważało inaczej. Uważało, iż nikt go nie widzi, nikt nie słyszy i wszelako ten wypadek z tą ciężarówką, która tylko przypadkowo smaczny nawóz wiozła, to nie była jego wina!

W ogóle…

W końcu było niewidzialne. A i też kompletnie w sobie mobilne. Niczym owe Enty z Tolkienowskich opowieści, na które to się powoływał, gdy tylko ktokolwiek apytał je o pochodzenie, że z książek wyszło… że niegdyś ktoś wywalił książkę, w niej się ziarenko ziściło, ze wspomnienia i łzy kropli, więc słonawe bardzo miało czasem poczucie humoru, i tak jakoś… wyrosło sobie, od razu duże.

Wielkie i mocarne.

Imię sobie akurat z jakieś wyszarpanej strony, w której był wiersz…

I ten wiersz… i to wszystko, cóż, sprawiło iż przytuliło się do Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane i nie chciało być daleko od niej. Uznawało się za jej strażnika, chociaż… ona nie do końca to wszystko pojmowała. Niby zawsze, od dzieciaka, jako Mała Wiedźma Samotna zawierała przyjaźnie z korzeniowatymi, chociaż ścięte też kochała i łkała na ich widok…

… lepsze były niż ludzie…

Może to wyczuł?

Ale czasem jak ona, po prostu szedł w długą, jak tylko Wyspa mu pozwalała i broił… a Pan Tealight sprzątał.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Zaginiona księgarnia” – … casem, czasem zwyczajnie ksiąka nie jest la mnie. Opis zachęcał, obiecywał coś innego, albo tak sama sobie ubzurałam, czy coś, a w czytaniu…

I nie, książka nie jest zła, ale mi się nie chce czytać kolejnego romansidła rozstrzelonego w czasie z nutką tajemniczości, zbyt niewielką, oczywiście skaczącego po epoka i wiecie, wsio okay, na pewno dla wielbiciela tematu cy też wielbicielki, bo ta książka aż lasi się o kobiet, będzie to fajne cytało, ale to nie mój klimat. Mogę powiedzieć, i jest w niej jakaś logiczność, intrygujące postacie i pomysły – okay, oklepane, ale jednak… może ktoś nie czytał takowej opowieści, więc na pewno mu się spodoba…

Spodoba ona łagodność, ostre kobiece postacie, w znaczeniu zarysowania… oraz mężczyźni, źli i dobrzy, wyrozumiali, dorośli i ci, którzy wciąż jeszcze szukają siebie… Ot wiecie, życie z nutką bajki i oczywiście książek, książek, które wyjadacze znają… klasyków… ale i w bajkach, by wsio dobrze się skończyło trzeba zjeść jabłko… a ja zgagę miewam po jabłkach, więc może dlatego.

Dobre tłumaczenie, piękne wydanie!

Ekhm…

Znaczy my Kalifornię, a oni Grenlandię…

… oj nie, to durny pomysł, zresztą, jak mi doniesiono, wcale nie Duńczyk go wymyślił… więc co? Subtelna prowokacja? Tylko po co? Polityka, to coś, od czego uciekam od tak dawna, że naprawdę nie wiem już co oną ucieczkę rozpoczęło, ale to jak z technologią. wiedziałam, iż jej nie podołam, więc za Chowańca wzięłam sobie informatyka… który teraz psioczy na AI i tak dalej… zresztą, każdy psioczy, a jak pomyśleć głębiej, czy serio byłoby tak nam źle z trzecią nogą, a zwierzątkom z piątą?

LOL

Dobra, durny żart…

No więc obiło mi sie o uszy, że Dania znowu obecna w mediach… no i super, kurna, więcej zmartwień człowiek ma… bo wiecie, niby z jednej strony reklama za darmoskę, chociaż tak nie do końca, ale z drugiej…

Koszmar!!!

Oczywiście, że uńczycy jakoś dziwnie kochają USA, w jakiś pokręcony sposób tamta kraina wciąż im imponuje, wciąż nie wiem dlaczego i wciąż… u Hemingwaya powtórzenia działały, cisza!!! I w ogóle nie pojmuję onej pasji i „lekkiego” zauroczenia krajem, który jest… cóż, kontrowersyjny, lekko mówiąc…

… chyba wolę by mnie tu lotna z radarem nie namierzyła, wiecie, człowiek egzystował w komuniźmie, więc wie jak uniki robić… jakby co, psychiczna jestem!!!

Mniejsza resztą o to, ja zwyczajnie nie chcę do Kalifornii!!!

Oni tam ciepło mają!!!

Pozatym mamy własne problemy, wiecie… dragi.

Popre wyspowość i ogólną, szeroką, właściwie przytłaczającą linię brzegową one szmugielki mają się dobrze, jednak tym razem nie chodzi o czysty i wystrzałowy towar, a zwykłą kokainę, wróć, nikotynę, nosz freudowski upsik… podobno dzieciaki się od niej uzależniają, a jeśli ktoś naczytał się kryminałów Królowej Zbrodni, to wie, że co jak co, ale w opowiedniej ilości i czystości jest ona zabójcza szybciej i pewniej. Działa… od razu… A małolaty, chociaż i stare głupie też, zwyczajnie ciumkają sobie nikotynowe cukiereczki i co? szpitale się radują jak Maria Curie Skłodowska…

Cudowne tableteczki o ssania wypalają japy i… 

… z jednej strony ktoś powie, ot Nagrody Darwina, ale z drugiej, te rąbane social media… Nie wiem dlaczego te ostatnie pokolenia uważają, iż nikomu i nigdy nie było tak źle jak im. I zaczynam wątpić, we wszystko. W końcu  kurna, moje życie takie łatwe i płatkami róż obsrane… Uspokójcie się. Nikt nikogo nie głaskał. Nie mieliśmy miejsc do zabawy, mieliśmy place budowy i likwidowane cmentarze… oj ten jeden we Wschowie naprawdę naznaczył mnie na kopacza grobów. Po prostu… poruszył ono coś, co miało być poruszone. Wyłaziliśmy z domów, bo tam nikt nas nie chciał, albo siedzieliśmy w nich, chcąc uciec od wszystkiego i udawaliśmy, że się uczymy… no dobra, ja udawałam, czytałam w końcu książki…

I nikt nie chciał siedzieć z dorosłymi…

… bleeee!

I nie, nie dawaliśmy sobie, przynajmniej nie wszyscy, wmówić, że modne jest ino to, czy tamto, choć były dzieciaki obwieszone markami… większość zwyczajnie biedna była… i nosiła ciuchy po innych… teraz to się nazywa thrifting i ma nawet swój hasztag… Kieyś to był obciach, który poczułam na wlasnej skórze, gdy podeszła do mnie dziewczyna ze starszej klasy i powiedziała, że w tej kurtce jakiś tam łomot ją całował…

Cóż, traumy… wszyscy je mamy!

Nie róbcie w nikotynowie, serio, znajdźcie sobie inne pasje!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Unseen Tree… została wyłączona

Pan Tealight i Ofiarność Ofiary…

„Legendarna ofiarność tej, która miała zostać złożona w ofierze, lub tego, w końcu równouprawnienie nakazywało składać płcie obydwie ku onym Bogom, którzy wciąż jeszce lubili zapach pieczonej ludzizny… wciąż kochali i krzyki i rozczłonkowania. No wiecie, jak to drzewiej bywało. Dziwnym byłoby się im dziwić, że lubili wsystko tak, jak było po staremu, no ale…

Ofiary były często mało chętne.

Już nie chowano dzieci ku chwale bycia ofiarowanymi…

Zapominano…

Kapłani wymierali, młodych nie uczyli. Wszelako nikt się nie bał, iż to jemu się przytrafi, ani nikt sobie tego nie chwalił, nie żył ponad wszystko wiedząc, że stos dla niego już przygotowano, no i krokusiki i żonkile, nie wiadomo dlaczego, ale te żonkile zawsze musiały być… i tulipanki… papuzie.

A Bogowie…

… cóż, z Nimi było inaczej…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Nom nom nom…

Trochę nowości, trochę starości, trochę… no nie wiem, czegoś takiego, na co bardzo czekałam, ale też i spore zaskoczenie… Wiadomo. Książki… one już tak mają, po prostu. Bardzo tak TAK tak mają.

Invictus i całowanie…

… więc… prawda jest taka, i sławetne Invictus Games, stworzone na podstawie podobnych amerykańskich przez ówczesnego księcia Walii i jego najstarszego syna… dotowane przez Williama, też i z pewnych wygranych/ugodowych spraw sądowych, później dane temu, który miał być „just Harry” rozpalają media interesujące się koronowanymi głowami, czy też nową Wallis. No wiecie… historia się powtarza. Problem w tym, iż zbędny UKejowski syn zwrócił się do podobnego w pozycji koronowanej naszego księciunia i… zaprosił jego, oraz jego małżonkę Marie, o Kanady…

Ci oczywiście pojechali…

Bo widzicie… prawa jest taka, i jak podobni byli ich dziadkowie/rodzice… sławetne spotkania byłego księcia Danii – AKA Filipa i nasego małonka królewskiego, kłótnie o nazwiska i tym poobne fochy, tak i podobnie postępują oni zbędni synowie. Zbędni tylko z punktu widzenia niektórych, lub ich samych, bo przecież wciąż mogący tak wiele, a jednak… ślepi na to, co mogą…

… chciwi…

Cóż, sytuacja sytuacją, bęni się spotykają, a Harry byt długo obłapia Marie… trochę to dziwne, no ale, jak żona wyjechała, widać brało się co jest. Może to i zabawne miało być, może i tak zwyczajnie wyszło, ale zawsze można się pośmiać… z onych dziwnych podobieństw. Z królewskich, bogatych problemów… czy też problemów bogatych zbyt ludzi, co to nie wiedzą już na co narzekać…

A w tle byli wojskowi.

Niepełnosprawni, o których tak niewiele się mówi… zbyt niewiele…

Czasem mi się wydaje, że tworzące dziwne i wciąż nowe „problemy” social media to dla wielu sposób na życie poza teraźniejszością, zwyczajnością, wiecie, touch the grass itp. Ale, z drugiej strony, obnażanie tych, co to kiedyś byli chronieni, czy to przez służby, czy plotki… teraz, przy wszędobylskich kamerach i telefonach, gdy o wiele więcej w świat ten wycieka… ale też pewno wiele wciąż jest dobrze ukryte. Może lepiej nie grzebać? W końcu ostatnimi czasy, spoglądając na UK czy Niemcy, już niczego nie wolno powiedzieć, czy przyznać się do swych uczuć na Facebooku… wszystko karalne, wolność słowa ma mieć granice…

Nie wiem… za stara jestem.

Zbyt dobrze pamiętam one GRANICE wolności…

Mało nas!!! LOL

Ojojojojjj…

… znowu nas mało… Tak czasem się zastanawiam… kto decyduje o tym jaka ma być populacja ograniczonego ekosystemu, bo nie oszukujmy się, przecież my jesteśmy ekosystemem ograniczonym, przeładowani w sezonie, poza nim wolni, cieszący się ciszą i przestrzenią, no chyba… chyba że zaczyna się gylle sezon, a wąchając zewnętrzność przyznam, iż wraz z ociepleniem zimowym pojawiło się i gówno na polach… No wiem, nawóz, ekologia, zakrzykniecie, ale to coś nie pachnie jak gówno. To cuchnie jak śmierć, chemia i zło wszelakie. A wierzcie mi, albo nie, wiem jak cuchnie normalne gówno na polu. Zwyczajnie, znam ten smród.

I to jak zmieniał się przez wieki…

A to oznacza, że ktoś próbował wylać ono złe COŚ na pola pod osłoną prymroku, zimy i ciemności… oczywiście, że sąsidzi już donieśli na policję. Uwielbiam to, iż od razu ktoś gdzieś zadzwoni i robi się imba. I bardzo dobrze! Bo gówno to gówno, wiadomo, cuchnie, ale cuchnie normalnie, a to… waliło starymi nawozami, których, z czego pamiętam, przynajmniej częściowo mocno zakazano… ale… wróćmy o problemu depopulacji… Bo okazuje się, iż o 120 lat, kiey to badania zaczęto robić na ostro i z przytupem, zamiast zwykle około 40 tysięcy jest nas niecało 39…

Ktoś powie, że mało, inny, iż styknie, a reszta przypomni tylko, że ceny znowu lecą w górę, ludzie zostają tutaj maks sezon lub cztery i uciekają… wycinają wszędzie zieleń, niszczą, zezwalają na durne inwestycje i dziwią się, że tym, którzy kochają to miejsce zaczyna być źle? Że nazywa się nas idiotami i nieukami, gdzie spora część to naukowcy, artyści, albo ludzie mieszkający tutaj od zawsze, z dziada pradziada…

Co ja tutaj wciąż robię?

Kocham tę Wyspę… zwyczajnie. Jednak, szczerze, czasem myślę jakby to było uciec od niej na dłużej… miesiąc, czy dwa… Bo Wyspa często boli. Jenak uciecka stąd oznaca prom, a tam ceny, ja pierdziu, jakby człowiek nagle musiał coś zaplanować na lato, to ceny na niektóre dni poszybowały już ponad 1000 DKK… Przecież to jest szaleństwo. Jakieś prawdziwe i mocno popierdzielone!

… więc… czy uciekać na północ?

Kiedy… czy raczej, za co? Pomijając subtelny fakt, że przemoc na Północy rośnie… mocno… jak jakoweś indukowane szaleństwo…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Ofiarność Ofiary… została wyłączona

Pan Tealight i Zadanie…

„Znowu była to koperta, ale tym razem jedna z tych wąskich, dziwnie za długich na skrzynkę pocztową, dziwnie się rozpychających pośród innych, czujących się lepszymi, bardziej białymi, wybitnymi w onych mocno zarysowanych rogach…

Z okienkiem.

Znaczy ta była z okienkiem, bo niektóre nie są, a i tak zadzierają rogi i puszą się pomiędzy rachunkiem a subskrypcją na gacie przysyłane co poniedziałek cobyś prać nie musiał, oraz zleceniem na brzozowo czereśniowe krzesło z dziurką, które miało iść do sąsiada, ale ktoś pomylił numerki, no i Wiedźma Wrona Pożarta Przez dziurki… znaczy się Książki Pomordowane miała niezły ubaw…

Ale jej czasem naprawdę niewiele trzeba…

Taki typ atypowy.

Z drugiej strony, ona właściwa koperta, cóż, winna była wiedzieć better, naprawdę o wiele wiele lepiej, bo w końcu poczty niegdyś przychoziło w to miejsce nadspoiewanie wiele, jednak ostatnio, jakoś tak, dziwnie… ceny znaczków, ludzie, którzy przestali wierzyć w słowa, papier i tak dalej… Wiedźma tęskniła za pocztą, ale też i nie, więc tak nie do końca spojrzała na oną kopertę wciśnętą pomiędzy reklamę i zobaczyła masło za 10 DKK, więc… koperta się wyślignęła, Wiatr trochę pomógł…

I tyle.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ha…. To jeszcze z tej serii mi brakuje „PIEKŁA POCZTOWEGO”!!!

HELP!!!

Ktoś coś?

Naprawdę staram się wdychać oną mroczność, żyć nią, jakoś tak wykorzystać każdą chwilę, ale… już jej nie ma. Onej perfekcyjnej ciemności, szarości… wszystkiego, co tak kocham w pogodzie… już czuć one dłuższe dni, ono światło, tak wiele go, te wiatry dziwne… jakieś takie ozimnienie, zaskakująco suche…

Ma być zima, ale już im nie wierzę…

Wszystko jakoś tak się zmieniło.

Znowu, jakoś tak…

… po pierwse latają dookoła po Wyspie z piłami i tną jak leci. Czy mnie to nisczy od środka, tak, jak najbardziej. Sprawia to, że miejsca, które odrosły, znowu zaczęły od nowa  żyć, umierają. Po raz kolejny i nie mam już siły na to patrzeć, po raz kolejny… Naprawdę… potem wieści ze Szwecji… i tak słuchając królowej Sylvii, nie wiem, naprawdę nie wiem, czy możecie zrobić Szwecję znowu spokojną krainą. Nie wiem, wróć, nie posiadam wiary w sobie na takowe cuda, w ogóle, w nic już nie wierzę. Ale mam wiedzę i widzę, czuję, iż omijanie wieści ze świata naprawdę czyni człowieka zdrowszym, psychicznie… To, co tam się wydaryło, co ciągle dzieje się w okolicach Sztokholmu czy Goteborga, no cóż… należy być ostrożnym w Szwecji. Nie jak kiedyś… nawet one naście lat temu… Pamiętam ten dzień, w którym nagle wszyscy Szwedzi kąpiący się nago, pływający w morzu, wolni, stali się okrytymi stworzeniami, dziwnie zalęknionymi, politycznie poprawnymi, niesobą, bez onych dzieci z Bullerbyn… gdy potem zabójstwo za zabójstwem, mordy… wszystko to stało się codziennością w Skandynawii…

… zamykane drzwi, ryglowane.

A teraz, po latach słanych mi wiadomości na FB, którego wolę nie odwiedzać z powodu polityki krążącej wszędzie, której nie można uniknąć… wiadomości, jaka to Dania zła dla „uchodźców”… słyszę, że to u nas jakoś tak najlepiej. Bo mamy jakieś obostrzenia… I myślę sobie, ile sił, pieniędzy i biedy kosztowało mnie przeprowadzenie się tutaj, ile bólu, fizycznego i psychicznego, ile pracy… by tu wciąż być… bo chciałam być Dunką. Nie imigrantem, nie jakimś wyrzutkiem. Oczywiście, że nigdy nie będę w pełni, dla nich, ale to nie ma znaczenia, oni mają prawo tak czuć…

Zrobiłam to też, gdy było to o wiele bardziej trudne i nikt na YTbie nie podpowiadał jak.

Zrobiliśmy to…

… tak, Polska mi nie odpowiadała z wielu powodów. To piękny kraj i ma cudowną historię, ale dziwnie „niemój” taki kraj… a ta Skandynawia przyzywała mnie od czasu paczek dla biedaków w Polsce, które akurat Norwegowie wysyłali… tak było, tak widać wrosło i zostało… a potem ona Skandynawia przestała być miejscem ucieczki, nagle wsio miało być globalizacją, potem uchodźcy, ślepota ludzi…

Nikt nie uczy się historii!!!

Głupota a to ma się super!

I umiejętność wytłumaczenia kadego złego postępku…

Ale miało być o ciemności… onej zwykłej, pogoowej… a zeszło na czarności dusz ludzkich… i głupotę…

Już wiemy, że po trzech chłopakach w rodzinie królewskiej swedzkiej pojawiła się dziewczynka. Wiemy, że pewno będą i tam zmiany, ale… te narodziny jakoś trochę rozświetliły niektórych, jednak, czy rodzicom zabitych dzieci zrobiły nagle dobrze? Nie… Tak to jest, jak się mordercy nie zabija, a daje się mu publikę. Sorry. Tak to jest, jak nie ma bata… nad pewnymi osobnikami, a wisi on nad tymi, co harują…

Cy to się zmieni?

Strach mnie oblewa jak słucham o UK i cieszę się, że dziwnie nieudaną mi się zdała ona przeprowadzka tam… A tak, miał człek po studiach i takie plany, ale tutaj, to było to, po prostu. Jakoś tak… uczucie nagłe i mocne, zwalające z nóg, ale nie głaszczące i pieszczące… oj nie. Nie dające ni telefonu, ni za darmo tego i tamtego… oj nie. Czy podlegając prawom, kłaniając się nim, zwyczajnie przestrzegając ich i oczekując tego samego od innych człowiek popełnił błąd?

Ale ja z Europy jestem, my tu tak robimy?

Chyba?

Historia i toczy się kołem i potoczyłaby się prostokątem, bo ona tak musi. Jak moda, co to wciąż wraca, tak samo ludzie popełniają wciąż te same błędy. I niszczą drzewa. Co mnie tak wkurwia!!! Nosz do cholery jasnej… TLENU!!!

Tak, świat mnie przeraża… już teraz wszędzie…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Zadanie… została wyłączona

Pan Tealight i Duch Miasta…

„No przypałętał się za nią…

A mówili żeby nie sprowadzała nowych!

Mówili jej to wielokrotnie. No dobrze, może nie sprawdzili, czy słuchała, tudzież przynajmniej sobie zanotowała to gdzieś, ale mówili… Pamiętali o tym, że mówili i to wielokrotnie. W końcu Sklepik z Niepotrzebnymi od dawna domagał się, i to donośnie, nowych przestrzeni. Rozkopali, czy raczej podkopali pod nim, już tyle, że czasem zdawało się, iż w końcu wszystko runie w dół i jądro ziemi zrobi z nimi ostateczny wielce porządek… ale na razie stali, a Podziemia wszelakie i Tunelowie miały się super. Nawet te budynki nadziemne, mniej, lub bardziej widoczne, wciąż sobie dzielnie stały, ale jednak tyle było niepotrzebnego na ziemi, tej ziemi, że wiedzieli, iż już teraz, od razu, lub na wczoraj, potrzebują więcej miejsca…

A ona nie słuchała chyba…

Chyba nie…

A może zwyczajnie nie chciała słyszeć… ostatnio zdawała się od nich uciekać. Jakoś tak, niby przypadkiem, niby bez przypaku unikała ich towarzystwa, unikała liścików, dymnych znaków, czy też przesyłanych prezentów… dziwnych oczywiście… bo w końcu to byli oni, to była ona, więc nie mogło być inaczej.

Nie mogło…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Początkujący złoczyńca” – … oj tak.

Zakochałam się!

Serio… dawno nie było takiej powieści by mnie usadziła i wyłączyła na kilka godzin z życia. Po prostu… I to mnie, osobnika, tóry nie lubi kotów. Tak, nie mam na ich punkcie fisia, uznaję je za przydatne jeśli chodzi o gryzonie, ale tyle… niech sobie żyją dziko, niech sobie inni w stodołach je mają, ale nie u mnie… Te kupy w niektórych ogórdkach! Bleee!!! Nie no, ja dziękuję, zrestą, nie ufam im…

A i tak wciąż do mnie przyłażą.

Ale… książka.

Niewielka, ale szybka, piękne wydanie, dobre tłumacenie, świetny bohater gówny, cudowne poboczne dodatki… no po prostu… wiecie, wszystko to, czego chcemy by spadkiem się stało. Chociaż może nie do końca, nie wiem, czy sama bym mogła tak… wiecie, z dnia na dzień stać się kimś innym?

Jednak, gdy czas nadchodzi, czasem trzeba po prostu stawić czoła wsystkie. Ludziom, kotom, delfinom, wielorybom… dziwnym listom, rodzinnym tajemnicom, no wiecie, parkingom… też. I marzeniom, o które warto walczyć, chociaż nie ma się właściwie nic. Naprawdę nic… A nasz bohater ma marzenia, lecz poza tym kiepską pracę, której nie lubi, przeszłość, która naznaczyła go smutkiem i podobno jakiegoś krewnego, który jednak właśnie kopnął w kalenarz i chce by ten… pomógł mu  pogrzebem. Wiecie, taka pośmiertna prośba wujka… nieznanego…

… jak można odmówić?

W starych butach, wytartym garniturze… nie można… a to, co potem, to akcja, komiczność wielka i wszelakie nieprzewidywane… Miodzio!

Okay… miasto.

Na szczęście nie bujało, znaczy w jedną stronę nie bujało, bo w drugą już tak… ale tak względnie nieciężko, więc dało się przetrwać. Nie ważne. I one ciemności, dziwne i ta mgła, gęste mleko, któe nagle zacęło za mostem się rozwieważ… oj tak, czasem jeden most – ten nad Sundem LOL – oznacza nie tylko dwa kraje, ale i dwie aury pogodowe… i mnie, oną dziwną istotę nagle wrzuconą w ramiona miasta…

Kurna, przecież to wygląda jak Wrocław, dlaczego jest aż tak przerażające? I tak… brudne, no bez urazy, ale te pomazane ściany i drzwi, śmieci zwykłe… wstyd! I te korki, wiem… ludzie, samochody, cały ten jaz oznacza miasto, ale jednak, szczerze, było to przerażające doznanie. Zlokalizowaliśmy kolejny polski sklep… Hurra! Wiadomo, twaróg! I nie tylko, ale wiecie, handlowa tajemnica! Potem kilka dziwnych sklepów, w których tak szczere siedzą jakieś zombie…

Potem dziwna, szokująca odmienność…

Dzielnica, w której znajduje się polski konsulat…

Ekhm, powiem tyko, że Dior i Chanel… Hermes i takie tam. Białe pałacyki nad wodą, z przystaniami, do tego zielone jaskrawo chodniczki, dywaniki, trawników. Oczywiście też płoty, Bentleye czy inne tam Mozarty samochodów, sorry, nie znam się i tyle. Tak mi powiedziano, że to drogie, nie stać mnie, kosztuje tyle co dom. Wybieram dom… nie mieszkanie na prawie depresji… jak oni się nie boją? Jak walczą z wilgocią, bo na pewno ją mają? I jakie mają widoki?

Ech…

Nie wpuszczą człowieka by sobie popatrzył… obsługa też niezbyt. Wiecie, tak dziwna, ale może i człowiek niezwyczajny?

Na pewno… wmawiaj sobie!

Gdy czekałam w samochodzie a Chowaniec załatwi swoje sprawy, widziałam, jak dwie Dunki atrzymały się na przeciwko konsulatu i pokazywały go sobie palcami. Przywlokły oczywiście dzieciaki w rowerowych więzieniach… Widać nie tylko mnie za każdym razem zaskakuje ta dzielnica.

Tak w ogóle, to Kopenhaga, pewno jak każde miasto, zwykła tęcza okoliczności finansowych. Od uliczek zasyfionych, po one dzielnice willowe… A tak to wszyscy mieli mieć po równo… ha ha ha!

No ale… architektura tutaj jest prima sort. Warto przespacerować się onymi uliczkami i podejrzeć onych bogatych i wszelako miejących innych gdzieś. Tak wiem, jestem stronnicza… a może ino prawdziwa? Cóż… nie dowiemy się. W końcu wszystko to wizja jednej osoby, każdy może mieć inną. Prawda jest jedna. Tu człek czuje się dziwnie nie na miejscu… i obserwowany.

Oj tak.

Sprawę udało się załatwić, ale jeśli ktoś chce wyrabiać sobie paszport w Kopenhadze, to mogę powiedzieć, że już nie wysyłają. Trza po niego przyjechać, co oznacza, że kurna będzie tam się trza doczłapać jakoś… bolesna myśl. Bardzo… szczególnie dla kieszeni, bo bilety na prom zdrożały tak, że łeb mały! Można jeszcze zdobyć one tanie, ale wyprzedzenie musicie mieć niezłe i nie w sezonie! A teraz… Tosz to ceny sprzed 10 lat, gdy niewielu mogło sobie w ogóle na nie pozwolić!!!

Powaliło ich?

A gdzie one obietnice? W zadku, co nie? Jak zwykle…

No ale… wiem jedno. Tłok tutaj o tej porze roku mniejszy niż w sezonie, pogoa dziwnie była ciepła, a ludzie, dziwnie ponurzy… Powrót do Szwecji był zaskakująco odświeżająy. Mgła na nas czekała… Wiecie, że nawet IKEA w Kopenhadze przeraża cenami!!!? A już brakiem towarów! Ja pierdziu!!!

20 godzin na nogach… część na wpół przytomnie…

… ale szczęśliwie przeżyte!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Duch Miasta… została wyłączona

Pan Tealight i Miły Momo…

Miły Momo nie miał matki ni ojca, siostry, brata czy nawet zespołu kuzynów jakichkolwiek. Babki czy dziadka, wujka, ciotki i wselakich tam innych… no wiadomo, rodiny nie miał. A może… Może tylko nie wiedział o ich istnieniu? Lekko nadmiernie zapatrzony w siebie, jakoś tak… nie interesował się ni skąd pochodził, ni dokąd zmierzał. Czasem po prostu tak jest lepiej, łatwiej, szczególnie, gdy skupiasz się na sobie, swym odbiciu, przemijających porach roku dotykających ciebie, onych falach obmywających, wietrze głaszczącym…

Gdy wszystko jest dla ciebie.

Tylko i wyłącznie dla ciebie…

On to wiedział, był tego pewien i całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardo wkurwiał innych oną wiedzą, swoim postępowaniem, postępowaniami, zachciankami, wyglądem samym, czy też wydzielanymi odorami.

A może jednak wiedział, tylko jakoś tak, nie obchodziło go to. Bo zwyczajnie miał wszystkich gdzieś, tudzież nawet ich nie widział, poziom wroku miał raczej dość bardzo wysoko, więc mógł wybierać co widzi, co nie, no i ten monokl. Wiele mówił. Naprawdę był bardzo gadatliwy!

Naprawdę…

A Momo… cóż, może nie rozumiał, bo rozumiał tylko i wyłącznie siebie, może nie chciał, albo chciał, ale zapominał o tym zbyt często, przyzwyczaił się, iż tak mu wygodniej, no i zwyczajnie, przecież miał wybór… jak każdy, choć inni woleli o tym zapominać. O wyborze i kierowaniu własnym istnieniem,

Po prostu…

… był sobą w sobie i poza sobą też.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Znikające dziewczyny”, „Bezimienna”, „Grób matki” – … dawali w pakiecie, jescze wtedy, gdy Empik liczył pakiet a jedną książkę, więc… kuszące. Do tego opis, no i morderstwo, wiadomo…

Kupiłam.

Przeczytałam i powiem jedno… bohaterka ma przerąbane!

Niby to zwykłe opowieści o zbrodni, o ofiarach, o których nikt nie dba, o tej, której na nich zależy, ale też o traumach, które noszą w sobie sami funkcjonariusze. Czyli wiecie… jak zwykle. Jednak… w tych książkach jest pewien element powtarzalny i on uderzył mnie najbardziej. Nie powiem co, bo może akurat się zecydujecie, a to juś spojler nad spojlerami… napiszę, że…

Warto.

Może nie jest to namiernie wybitna kryminalistyka, ale jest w tych książkach odmienna ona zbrodniczość. Ta, która tworzy, kształtuje, rzeźbi tych, którzy później szukają potworów i tych, którzy się nimi stają. Tych, którym często wiele uchodzi bezkarnie… osób z pogranicz nawet szarości.

Już nie tylko czerni i bieli…

Ale oczywiście najważniejsza jest nasza główna bohaterka, gdyż na początku zbrodnie zdają się być wyłącznie dodatkiem, dopiero z czasem wydają się łączyć z jej pokręconym życiem, aż za mocno. Mąż, jej szkolna miłość, zdradził ją, oszukał, matka to inna opwieść, więc… stara się sobie poradzić. Raczej chyba nieźle, chociaż… ciągła współpraca z nim nie należy do łatwych. Więcej, w pierwszym tomie wszystko właściwie utrudnia jej dochodzenie.

Ale nie poddaje się…

Kolejne tomy to kontynuacja pierwszego, dlatego warto mieć je pod ręką, chcoiaż też zawsze warto sprawdzić na fragmencie, czy odpowiada wam takie pisanie. Nienajłatwiejse do wczytania się… ale to moje zdanie.

Zima…

W tym roku niezimna, dziwna, sztuczna… full artificial. Przynosząca chwiejne nastroje i nieswoje myśli, oraz marzenia, co do których mam mocne wątpliwości. Do tego ona jasność która atakuje bardziej i bardziej, z każdym dniem i dziwnie niepełną już nocą. No wiecie, depresja… ale… kiedyś ktoś mi powiedział, że Gudhjem to depresyjne miasteczko i wiecie co, nie rozumiem tego do dziś, ale może to zwyczajnie moja depresja, która kocha depresję onego miejsca, a może inni uznają spokojność względną i widok na morze za depresyjne? Nie wiem…

A może zwyczajnie kiepski ze mnie człowiek.

W onym aspekcie odczuwania i bycia cłowiekiem.

Czy też produktem człowiekopodobnym… no mniejsza… musimy jechać do Konsulatu. Czyli szykuje się wyprawa. Oczywiście jak zwykle okraszona stresem, no przecie nie można na spokojnie. Tym razem nasz samochód padł. Tak po prawdzie, to powiem wam, że chyba zrobił to po raz pierwszy od tych – o kurde… dwudziestu lat… Nagłe uświadomienie sobie wieku auta jakoś mną kopnęło.

No serio… tyle przeżył, przejechał i przewiózł…

Potrzebne nam nowe ctery kólka, ale skąd, jak…

Ja pierdziu, nic ino walić głową w śwcianę, bo i komputer się ropada, ju nie panuję nad dokładnym sprawdzaniem brakujących literek i mój aparat… jak aparat mi padnie, to będzie bardzo źle, bo muzyka w uszach i robienie zdjęć, to moja autystyczna sposobność na radzenie sobie ze światem…

Ale… mamy jechać, a on w warsztacie…

Niby można wynająć auto i przyznam, gdy spojrzałam na cenę wynajmu auta a bilety autobusowe, to mną trząsnęło… Prawie 70DKK za podróż do Ronne? Serio? Popieściło kogoś? Przecież… Bo bez przesady, jeszcze niedawno przeprawę przez morze można sobie było dostać za 99DKK.

Dlaczego auto?

Bo na piechotę się nie da za bardzo zrobić wszystkiego. To po pierwsze, a po drugie, kompletnie sobie tego nie wyobrażam. Za to wynajęcie auta na dzień to coś w okolicach ponad 200DKK, więc nie ma zmartwienia o ziemniaki i inne rzeczy, które po drodze musicie kupić, o zdążenie na autobus, o oną godzinną podróż… O to, czy pada, czy nie pada, czy się spóźni… jedzie jak wariat itd. itp.

Tutaj naprawdę trzeba mieć pojazd.

Jakiś, często jakikolwiek…

No ale… Kopenhaga. Miasto, gdzie rower może was zabić, gdzie podobno mają najlepsze hamburgery i hot dogi są czczone – choć to w całej Danii, no i jeszcze, dodatkowo, Turyścizna obraca się rok cały. No i w dziwny sposób ludzie spoza Unii Europejskiej mogą kupić mieszkania? Wiadomo, może i prawo jest prawem, ale pieniądz włada kieszeniami! Nie wiem już…

Ten świat jest tak bardzo pokręcony.

Wszędzie…

Zobaczymy jak to będzie, a w ogóle… wiecie jakie problemy człowiek ma by się umówić w Konsulacie?! Nikt jakoś nie kuma, iż niektórzy nie mogą po prostu wsiąść na statek i przypłynąć pod drzwi. Czy też po wodzie prytuptać. No kurna no! To państwo wyspowe, come on!!!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Miły Momo… została wyłączona

Pan Tealight i Zaproszenie na Bal…

„Na rzezanym papierze, wycinanym w ząbki, wyduszanym, wybrzuszanym, tłoczonym i w płatkach fiołków maczanym… kilka się nawet przylepiło. Cukrane takie, smacne… małe Zaczątki Kornikowate już przeżuwały mikrskopijne naleśniki z ogryzka, które Pan Tealight im ofiarował, bo one bez poprosę i dania to same nie brały. TTakie były sprytne. I choć Wiedźmie Wronie Pożartej Przez Książki Pomordowane zdawała się ona ich uprzejmość wysoce podejrzaną, to jednak… no cóż, na razie milczała. Miała własne inne problemy. Jak kontakty z ludźmi w wielkim mieście, którym musiała się poddać, niechętnie, ale i chętnie, bo się okazało, że może dostanie misia, a ona na misie chciwa bardzo, więc z takową zanętą dała się przewieźć na drugą stronę wody i nie marudzić za bardzo w sobie, znaczy w wiedźmie, a potem w misiu…

Bo miś na nią czekał, łapki wyciągał, strasznie biedak wyczekany, jesienny jeszcze taki z dynią i liściem, się okazało czekał na nią tylko, a w domu, w dziwnie opajęcznionej mimo zimy skrzynce na listy czekało Zaproszenie… i to na Bal… ale jeszcze o nim nie wiedziała, albo wiedziała i zwyczajnie omijała temat?

Pewno tak.

Wolała nie wiedzieć.

Zresztą, póki nie otworzy koperty nie będzie wiedziała, że to jest zaproszenie, a nie patrząc na nią nawet nie będzie wiedziała, iż jest to coś dla niej, w końcu… czas przeminie, ktoś inny otworzy skrzynkę, przez przypadek koperta się zawieruszy, pantofelek nie będzie uciskał, ludzkich ciuchów nosić nie będzie trzeba…

Zwyczajnie.

Wyminąć da się Przyszłość?

Da się?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

A i jest druga część zamówienia.

Powinno starczyć na jakiś czas, co nie? Chociaż, kogo ja oszukuję, już widziałam coś, co bym chciała, listę wciąż mam sporą… LOL

Siedzę i patrzę na mrok…

… ubywa go tak szybko, jakby się rozmywał, traci na intensywności. Coraz więcej słońca, coraz mniej ciemności, już za nią tęsknię. Tak, wiem, tylko ja. Tylko ja czekam aż będzie jej wiele i tylko ja łkam, gdy nagle zaczyna jej ubywać. Miękkiej ciemności i powiązanej z nią ciszy, onej spokojności zimy niezimowej.

Nie rozumiem ludzi…

Nie rozumiem pogoni za wiosną, onej chęci przyśpieszenia wsystkiego, onej niechęci by odpocząć, zwolnić, zaszyć się gdzięś z książkami i świeczkami, otulić się oną mrocznością, wybaczyć sobie wszelakie nieaprasowania, zmarszczki, wady ciała, serca i ducha… po prostu, dać sobie luzu, na wstrzymanie…

Nie rozumiem.

A już kompletnie nie pojmuję pędu ku kolejnym świętom. Mi się o nich kompletnie, ale to w ogóle i wcale nie spieszy… i tak, ja Jul zaczynam już we wrześniu, ale nikogo do tego nie zmuszam. Za to ciągłe reklamy siłowni i cebulek kwiatowych, serio? Uspokójcie się chociaż na chwilę! Czy jest ktoś, kto nie chce mi czegoś sprzedać? Jakby co, to sama mam zdjęcia i obrazy na sprzedaż! MAM! Ktoś, coś? W końcu musę jakoś zarobić na nowy aparat i na laptopa. Ten…

Już potracił litery!

Wpadam w szał wyrzucania rzeczy, które składowałam z niewiadomych/wiadomych lecz już teraz dla mnie nie ważnych chyba… przyczyn. Bo przecież można je reusnąć, można znowu użyć, można coś robić z tym pojemnikiem, to w końcu szkło, ceramika… ale ile można. Szuflada, potężna, się wypełniła i zwyczajnie mam dość, więc najpierw to, potem kubki, przecież ich nie używam, tych nawet nie lubię, nie chcę, te nie pasują o niczego, a te są mikroskopowe…

Po co mi to, i tyle… robię miejsce, na nowe.

A może tylko robię miejsce?

Nie mam w sobie noworoczności, chęci zmian z powodu przeskakujących cyferek. Mam swoje celebracje i mam swoje zwyczaje oraz wszelkie reguły, czy też kanony, których się trymam. Ćwiczyć pięć razy w tygodniu, ruszać się, dbać o ducha, mózga i ciała stan, i jeszcze o to, co dookoła. Drzewa kochać, misie wielbić i Chowańca też… i mieć marzenia, dążyć uparcie i przeciwko wszystkim i wszystkiemu do celu… nie potrzebuję noworoczności, by wiedzieć co chcę zmienić.

I wsystko chcę od razu!!!

Wyrzucam, co skumulowałam przez okres mienia nic… nie chcę już tego, nie chcę by przypominało mi o smutku, o godzeniu się na brak wyboru.

Nie chcę…

Chcę… spełnienia swoich własnych marzeń i już…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Zaproszenie na Bal… została wyłączona

Pan Tealight i Biała Chusteczka…

„Haftowana i obsmarkana…

… ale wiecie batystowa, z onej magicznej przeszłości.

Historyczny relikt z glutów…

Mozaika stworzona z łez i marzeń, tchnień i kaszlnięć, wzdechnięć i zdechnięć, z wciąż widocznymi zabarwieniami, o których wielu tak bardzo wolało nie myśleć, te koklusze i plwociny. Bo wiecie, ona taka vintage, a teraz vintage, to moda, to każdy chciał ja dorwać na tej aukcji wołanej w pośpiechu, ale na tyle dobrze rozreklamowanej, i przylazło chyba wszelakie stworzenie z okolicy dalszej i bliższej…

Ostatnimi czasy pożądanie łatwiej było kreować niż czuć samemu, tak z siebie, chyba… a przynajmniej tak twierdziła Wiedźma Wrona Pożarta Przez Ksiąki Pomordowane. A chyba wiedziała co się jej zdaje, znaczy na pewno…

… chyba.

Zaufali jej, a teraz, wciąż z zaskoczeniem, patrzyli jak różni biją się o to, co oni zwali śmieciami. Wiecie, tym wszystkim, czego nikt nie chciał, a czemu dorobiono tiktokowe łatki i pozwolono im szeptać opowieści i obietnice tkać… Kręcisz rolkę, tworzysz vibe czy inny core i już…

… sprzedane!

Panu w kapelusiku z piórkiem z bardzo sztucznej ptaszyny.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Potwór” – … przestać. Muszę przestać ufać iektórym autorom, serio. Bo jakoś tak akurat z tą autorką mi naprawdę nie po drodze. I nie dlatego, że książka jest nieciekawa, czy pomysł jest zły, ale to pisanie. Nadmiernie obszerne, tak wielowątkowe, tak dziwnie zbiorcze, a jednocześnie puste, dziwnie niepełne… Nosz pomieszanie  poplątaniem,, a jednocześnie dziwny brak uczuć. Kompletny. Niczego nie czuję… a powinnam. Ginie dziewczyna, inne mogą też… powinnam coś czuć, ale narracja prowadzi nas takimi drogami, iż zapominamy o niej…

Kompletnie.

Najważniejsi są oprawcy. Nagle… lekko gloryfikowani? Nagle nie do końca oskarżeni? Nagle… sprawiedliwość tłumu?

Nagle…

Wymiar sprawiedliwości to potężny temat, zbrodnie, bo w tomie przewija się ich kilka, do tego oczywiście one nieśmiertelne wątki emigracyjne i rodzine, no i jest kolejna opowieść o dziwnej parze detektywów, która z jednej strony ze sobą trzyma, z drugiej… w pewnym momencie orientujesz się, że nie pamiętasz jak mają na imię… nie przywiązujes się do nich, chociaż, są interesujący, mają problemy, są zagmatwani a jednak… nie, po prostu to chyba… nie jest opowieść dla mnie. Odpuszcam. Ale może inni, którzy wolą takie zagmatwanie, do tego rozumieją może lepiej współcesność… cóż, może to dla was. Dawka codzienności współczesnej.

I łez, sprawiedliwości i w końcu… zemsty?

A może tylko ciągłego o niej marzenia?

W końcu… w końcu udało mi się nabyć książki w ilości porządnej. Ilości wymaganej, one upragnione i stare i nowe i wiecie sami jak to jest… po zmianach w Empiku to ruletka, ale się udało…

YAY!

Jest tu sporo czytania znajomego, kontynuacje… są i nowości, więcej kryminałów niż fantastyki, a historyczne, cóż… ostatnio nie potrafię znaleźć tego, czego szukam. Ze wznowieniami mocny kryzys…

Monety i rozbiórka.

Takie tam, wiecie, fakty, które pewno nikomu nie są potrebne, ale oto są… po poierwse moenty… Tak po prawdzie, to fizycznego pieniądza w rękach od bardzo dawna nie miałam. Ale to naprawdę dawna. Nie mogę sobie przypomnieć płacenia… innego niż kartą czy telefonem. No wiecie… dotknij, pacnij, przeciągnij… to już sporadycznie… Dodatkowo one Skandynawskie formy płatności – wcią niekompatybilne e sobą, ale podobno nad tym pracują – jeszcze dziwniej.

Niby masz pieniądze, a jednak…

Gdzie one są…

No więc dotąd tłoczono monety duńskie w Finlandii. Nie wiedziałam o tym. Teraz nastąpi zmiana, no i będą je robić gdzieś indziej… znaczy się w Hiszpanii. Będą hiszpańskie duny. Kto rozumie joke’a podnosi rękę i wpłaca pięć złotych. Albo piętnaście… LOL Taki oto switch. Niby nic, a jednak, trochę dziwnie?

Tak to przynajmniej wsio zostawało na północy.

A co do rozbiórki, to oczywiście azbest… no pewno, że to azbest! 

Azbest spowodował jakieś problemy z pozwoleniami, potem oczywiście zaostrzenie wszystkiego… w znaczeniu norm, ostrożności i takich tam, chociaż nie wiem… jak są w stanie to zrobić jeśli woda dookoła, a wiatr pizga? No ale… w Nexoe rozwalają silosikowy budynek w porcie i pewno fajnie to wygląda, ale nie chcę tam przebywać. Wiem, wiem, wiem… folie, prewencja, kombinezowny dla luzi, ale powietre robi swoje, więc jakos skażenie samo się nasuwa na myśl…

I na płucko.

Snestorm, tragediowo w Rutsker i nagłe topnienie…

I docekaliśmy się snestormu. No po prostu pięknego, cudownego, moe niewielkiego, może a ciepłego i tak dalej, ale jednak był… weekendowy, co nie przeszkodziło mediom narobić takiego szumu, że kurde jakby to 2010 rok był! Nos bez przesady. Byłam na ewnątr… tak, wiem, na środku śniegu w zaspach było więcej, ale był to weekend.

W domach siedzieć!

I cudnie było przez dni kilka i zimno nawet i przymrozkowo, a teraz wrócił ten dziwny wiatr i deszcz i jeszcze ono ocieplenie.

Okropne.

Ale… dzięki onym opadom oczywiście media miały używanie. Znowu zrobiły coś z niczego i człowiek naprawdę, widząc to od zadka strony w nic już nie wierzy, co w przypadku Wyspy ma kiepskie skutki, bo jeśli coś będzie prawdą?

Jeśli…

Nie uwierzę.

Za cel obrano Rutsker, gdzie reczywiście śniegu się trochę więcej zebrało, ale nie było to coś wymagającego nie wiadomo jakiej interwencji, pomijając subtelny fakt, iż temperatura zwyczajnie sprzyjała topnieniu… i tyle. Pewno, w którymś momencie nawet może i było minus 5, ale jednak… krótko. Już w poniedziałek wsio zaczęło topnieć, a dziś – wtorek… nie ma prawie nic.

I smutno jest…

A tak pięknie i dziwnie normalnie było…

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Biała Chusteczka… została wyłączona

Pan Tealight i Miejserc…

„Miał je…

… tak właściwie, to było to widoczne od razu, ale jednak się przedstawił. Wiecie, miał te tam, starodawne na pewno, maniery, więc można się było pomylić co do imienia… chociaż nie, nie można było, nie, w ogóle. Samo jego bicie sprawiało, że wszelakie włoski na ciele obiorcy, czy też świadomego, czy nie do końca, wstawały na baczność, salutowały i były gotowe oddać życie za ono bicie… albo bicie oddać. Cokolwiek, byle tylko przestało tak dudnić! Strasznie waliło. Z każdym stuknięciem spora osoba jego posiadacza chwiała się i lekko zdawała się być zdumioną… może dlatego, iż serce biło mu nie tak jak zwyczajowemu człowiekowi, zmęczonemu czy nie, ale raczej czemuś, co nie do końca było ywe, ale jednak wciąż jeszcze…

… chyba żyło…

No co godzinę.

Jak wiecie, zegar z kukułką czy wielbłądem, co tam kto lubi…

Ale biło, no i wystawało, odstawało mocno od ciała, frontalnie tak, w kształcie, który nie dawał się pomylić… z zadkiem. Na pewno. Chociaż, podobno to taki, ale jednak, to było serce, naprawdę serce… I on je miał, albo ono miało jego, a on nie zdawał sobie z tego do końca sprawy? Kto to wie co końca?

Kto?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No więc… widzicie, normalnie, to mnie nie stać, ale jak mona wymienić durny preent  pracy Chowańca, to dlaczego nie? No przecież… ale, domagam się wznowienia nie tylko trylogii Kusziela… ktoś pamięta?

Czytał?

Moje książki pochłonęła pleśń, ale pamiętam… ekhm, dla dorosłych, żeby nie było, choć w tych czasach, kogo to gorszyć może… ech! I… więc, dlaczego tego nie wznowią? Bo nabyt inteligentne na YA? Bo za dorosłe? Za wiele liter? Co z Anne Rice?! Do jasnej cholerastej, słyszałam, iż powstaje jakaś nowoczesna książka, podobno koleś interview robi  wampirem… WTF?

AAAAAAAAAAAAAAAA!!!

6 stycznia spoglądałam na topniejący śnieg i czułam smutek. Głęboki i dojmująco przejmujący. Straszny. Nagle od ujemnych temperatur presliśmy do 7 stopni i to w nocy! Czyste szaleństwo, koszmarny wiatr… przecież tego nie było… nigdy… okay, nigdy aż tak. Noce, to zawsze ochłodzenie, ujmujące oczyszczenie z pędu dnia. A teraz… dobre, e chociaż jest ciemność. Ona cudowna ciemność.

Sarość czasem i dnia…

Bezzsłoneczność.

Ale ile można… by złapać one ostatnie śnieżności uciekłam w drzewa, owce i plażę. Dość dziwne polączenie, nie powiecie? A może nie dziwne, w końcu tutaj, to normalność. To coś, co się zdarza. Owce są za polem, normalnie, na zewnątrz, do tego krowy i dwa konie, chyba, może to jednak jednorożce… w końcu światło słabe, w końcu ona szarość zimowości się zdarza, ona normalność pogodowa…

Normalność… dziwne… czy jeszcze istnieje?

Ale, nasze owce, znaczy, nie moje, wyspowe, wiecie… są często całoroczne, dobrze odziane. Szczególnie te z mocną, taką mięsistą, nader długą wełną… łażą sobie, z drugiej strony ich kozy, podobna ilość na nich futerka… nie ma co, wiedzą jak się ubrać na zimę, tylko ona zima niezimowa jakaś. Co do koni, to te wolą być jednak w swojej otwartej lekko stajni, ale krowy, nie no, one te jakby lokówką traktowane… miejscówkę żywieniową mają z widokiem na domki kolorowe i morze i niebo, i wiatrak i jeszcze ludzi łażących czasem dookoła mają…

… dla ich rozrywki.

Taki świat…

A teraz sprawa herbowa, bo się wkręciłam…

Po pierwsze: nie ma to jak samemu języka zasięgnąć AKA Googla… i podanych tam stron, oraz poczytać o różnych tam… herbowych sprawach… kiedyś człowiek miał nawet taką fazę, po tym jak Vimes musiał sobie swój stworzyć do ślubu, no wiecie, Pratchett… Ale… po pierwsze w gazetach takie byki, że klękajcie narody, a po drugie, to nie ma nic nowego poza tym, iż teraz z nordyckich dwóch bogopodobnych, lekko przeryswanych kolesi brodaczowych wyszli tacy, ekhm, dziwnie ciemni, co wyglądają na północ Afryki… ekhm… chciałam powiedzieć inaczej, wróć, powiedziałam inaczej, ale nie napiszę przecież… Czepi się mnie jescze ktoś, a ja i tak mam dość swoich spraw, no ale… poza tym w końcu Unii Kalmarskiej z tarczy herbowej symbol zszedł, o który podobno wciąż? kłócili się ze Szwecją… kłócili się od wieków tak w ogóle…

… od wieków…

Serio?

Nikt o tym nie pamięta, nobody cares!!! No ale, widać dziwne priorytety bogatych mają się nadal dobrze. Ogólnie mówiąc, coś tam jest fishy, nie tylko rotten w państwie Duńskim, ale jednak nikt nie wie o co do końca kaman!

Bogowie!

No więc… oto stary herb sprzed Królowej Margrethe II…

Tera ten, który był dotychczas…

Widoczne zmiany w części środkowej i dolnym prawym rogu… wiadomo, Islandia…

I teraz bajer, oto jak Wikipedia pokauje nasz herb obecny…

Jak widimy bez trzech koron i podział inny, ale… oto oficjalny z duńskich stron…

No weźcie mnie nie mówcie, iż panowie nie wyglądają inaczej… LOL Wszędzie kłamią!!! LOL A tak szczerze, to nie roumiem, kolory, z tego, co pamiętam są ekstremalnie ważne, każdy kraj ma podany numer każdego koloru dotyczącego flagi i herbu… Nie można używać o ton jaśniejszego czy ciemniejszego w przypadku spraw państwowych… więc, czyż nie jest to państwowa sprawa?

Ale…

… kolejna recz, w końcu prawnie ustanowiono zakaz wywieszania obcych flag. Okauje się, że tak, to było, ale nie do końca prawnie zapisane, więc już jest… wyjątki: Skansynawowie, Niemcy… no i czasem dozwolone z powodów… wiadomo, wciąż ta Ukraina. Ale już USA nie może se machać!

Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii | Otagowano , , , , , , , , | Możliwość komentowania Pan Tealight i Miejserc… została wyłączona