„Ostatnio ktoś usłyszał koguta, ale ponieważ inni niczego nie zarejestrowali, czy uchem, dziurą w głowopodobnym naczyniu na szyi, słuchawką, maszyną… no wiecie, nikt nic, więc sprawa ucichla. Potem rozszczekały się psy i to już usłyszało więcej osób i bytów, postaci oraz kurzowych duszków pod szafkami…
Po kolejnym chmurnym i mokrym tygodniu nagle coś się w okolicy zmieniło, pojawił się w powietrzu jakiś taki ciężki, męski, tudzież kojarzony z testosteronem smrodek, lub i jakiś tam, no ten… jak go zwą, feronom… i pióro… zaczęło tańczyć nad Sklepikiem z Niepotrzebnymi, to się unosiło, to już prawie było przy ziemi, potem znowu skakało nad drzewa, ku chmurowm…
Nikt nie chciał go dotknąć.
A co jak to z anioła?
Jeszcze się czymś zarażą… psalmami czy inną tam hosanną…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Wilczy trop. Alfa i Omega tom 1” – … wiem. Tom drugi właśnie wylazł, a ja tutaj o pierwszym, no ale… trzeba od początku. Wiadomo, tamten straciłam, udało mi się kupić ten, przeczytać raz jeszce i wciąż uważam, że jest słabszy niż inne powieści/cykle tej autorki. Na „Polowanie” co prawda poluję, bo zawsze słabsze, to jednak wciąż fajne…
Znajome wilki, ona, wiadomo, serduszko puka… okay, w tej serii, to już szczerze nazbytnio puka, no ale… wiecie, jednak te powieści fantastyczne mają to do siebie, i są raczej skierowane do kobiet… chociaż, wróć, przecież Mercy wcale nie jest taka. Tylko dla kobiet, więc dlaczego tę powieść tak odbieram?
Za bardo seksualnie, romantycznie.
A może mam dość właśnie onej romantyczności, chcę więcej pasji, przygody, oczywiście że uczucia zawsze bedą, ale jednak, kurde no, nie mogą dominować. Tutaj, jakoś tak te wilki są nazbyt, skupione tylko na jednym, ale… pamiętajmy, iż to pierwszy tom, więc… mam nadzieję, że się rozwinie.
Lubię autorkę, dam jej szansę.
Czasem łapię się na tym, że wszystko milknie poza morzem…
Jakoś tak…
… nie stukam w klawiszki, siedzę, stoję, nic nie gra, nic sztucznego, jest tylko ten wiatr i jeszcze morze, fale uderzające w Wyspę i wygrywające najbardziej dziwną muzykę, niby szum, a jednak coś więcej. Jakby tylko tutaj szum był czymś więcej. Bo przecież w innych miejscach, na innych wyspach… tak, wychodzi na to, iż jestem koneserem wysp. Byłam na wielu, mieszkałam łużej lub krócej.
Chociaż ich dotknęłam.
Wyspy miastowe i te takie bardzo wiejskie.
Wyspy geograficzne i ekosystemowe, wiecie, wzgórza otoczone wąwozami, gdzie żyła garstka luzi, coś w lesie, osada, oddzielona od reszty, wszędzie chodziło chyba o oną separację, nie do końca odcięcie, ale jednak…
Te nie bycie razem.
A teraz, tak, teraz mieszkam na wyspie Wyspie, ale jeżeli wyjeżdżam, nie oszukujmy się, zawsze na północ, LOL, jakoś tak, to wciąż ląduję na wyspach. Albo obok wysp. Dotykam ich, patrzę na nich. Muszę być blisko wybrzeża, musi być morze, inaczej jakoś tak, nie wiem… chyba…
… przestaję odychać.
Wyspy sprawiają, że się nie wstydzę…
Siebie.
Chyba?
Sprawiają, że jestem normalna, znaczy normalna ja, nie żeby jakoś tak, nagle wiecie cud się stałam i bum… jestem zwykłym człowiekiem, oj nie. To nie ja. To już się nie stanie, to nie wróci. Po prostu. Ono ograniczenie terenu, którego nie czuje, jakoś tak, chyba na mnie dobrze wpływa, a może wciąż, chodzi tylko o ono morze. O ten szum, światełka na horyzoncie, znowu info o tym, że Express się zepsuł i płynie powoli… no cóż, oby naprawili, bo chcę gdzieś popłynąć.
Bo muszę…
Jakoś tak, wciąż muszę otykać nowego, innego… jakby to, że przeprowadzano mnie jako dziecko tak często sprawiło, iż prawie co 8-10 lat jakoś tak czuję, że muszę gdzieś się przenieść. Uciec z miejsca zamieszkania w inne miejsce. Jakbym… paliła za sobą mosty, a może jednak nie chodzi o palenie mostów a o to, i nauczyłam się niezakorzeniać. Wyrwano moje korzenie za młodu i choć próbowałam je gdzieś tam zapuścić, to już było za późno, one nie potrafią się zaczepić i być…
A może jednak…
Ona bezkorzenność daje mi pewne poczucie wolności. Wiecie, nikt mnie nie zna, nie pozwalam też się poznać… tak mi lepiej, łatwiej… a może tylko się oszukuję? Albo, jestem kimś, kto jest z takiego plemienia, które właśnie w ten sposób przetrwało. Ale rozpadło się, bo przecież nie lubimy być razem…
… i tylko ten szum fal, tak, słyszymy go wszyscy… on nam przypomina o nas samych, tyle nam wystarczy…