„Czuli to…
Nie tylko widzieli, ale przede wszystkim czuli.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Wiedźmy z Kijowa” – … piękna. I tyle. No co mam powiedzieć… nostalgiczna nawet miejscami… taka jakaś, no nie wiem, prawdziwa… i te bohaterki, naturalne, zaradne, wkurzające innych, różnorodne…
Powiem jedno, jak ktoś kiedyś zaczytywał się w literaturze tak zwanej wschodniej, odnajdzie tutaj znajome kształty, jak ktoś Kijów zna, znajdzie znajome ulice, posągi, miejsca, wszelakie sztuki opisy i takie tam… po prostu klimat jak za dawnych czasów, gdy książki miały być czymś więcej niż ino dialogiem…
Ale wiedźmy…
… cóż, nie znają się, a jednak spotykają… czy to sztuczka diabła, czy los, obaczymy, ale wiadomo jedno, Kijów ma problemy. A problemy oznacają dla tego miejsca prybycie sił, które będą niezbędne do jakiegoś tam ich rozwiąania… ale jak trzy, tak różne trzy, kobiety mają to zrobić?
Książka naprawdę niesamowita, romantyczna, miejscami wścibska, jakby kurna każda z nas ino marzyła o tych oczach czarnych, o dłoniach pięknych, o onych mężczyznach, no wiecie o co chodzi… te ciotki mówiące, że ino ślub, dzieci… i o zemście onej, i ino seksem ona kobieta może wsio rozegrać, wygrać i namącić… dobra, powieść jest i nie jest współczesna za razem, niektórych może urazić. Na pewno. Feminizm tu jest, ale świadomy tego, że czasem dekoltem więcej zwojujesz niż…
… no właśnie, może jednak magią…
Ale co to za magia?
Warto!
No cóż… wieści nie są najlepse…
Po pierwsze nasza najnowsza wyspiarska zabawka, czyli nowy prom się zarysował. Znaczy przyrąbali w coś całkiem mocno i… zgadnijcie co? No zostawili wszystkich na zewnątrz, a był to ostatni prom, nocniak, i poinformowali ich o tym, że nie płyną, dopiero mocno po czasie… i tak się teraz zastanawiam, a raczej przygotowuję plan, co robimy jak nam się to przytrafi? I co oni zrobili? Miejscowi mogli wrócić do domu, ale reszta? I co my byśmy zrobili… Już raz w końcu było tak, że prom nie popłynął, wpierw kręcił się na morzu, stracił kontakt, czy co tam, pierun wie, czasem myślę, że on tam coś wąchają na tym mostku kapitańskim i nie są to dobre grzybki palone…
A czasem…
Po prostu się boję.
Ale, w tej poprzedniej sprawie było tak, iż kazali nam czekać, dali świstek na bułkę i herbatę i sieź w niewygodnościach, bo trza czekać na autobus… rozumiem to, z jednej strony, ale z drugiej… nie wiem… wiecie, nigdy nie mówią do końca prawdy, bo przecież lepiej nie. Wiadomo, panika, to rzecz najgorsza.
Jednak…
Trzeba przygotować jakiś plan… w tym czasie, gdy ju nie jest ciemno przez cały czas, czy też ziąb nie zabija, wiadomo, można kimnąć się w samochodzie. Albo wynając hotel, w końcu przecież zwracają kasę za to… ale, gdzie przed północą najdzie wyszynk jakowyś tyle ludzi? No bez urazy…
Jak, gdzie, przez kogo?
Trzeba jednak sprawdzić hotele i inne takie w Ystad, na wszelki wypadek…
Druga sprawa, to sięgnęliśmy najwyższej noty.
Dziesiątka!
I nie, nie jest to dobra wiadomość, a wszystko przez to, że oznacza to, iż nasza susza jest specjalna, wspaniała, ponadczasowa i w ogóle. Roślnki marnieją, drzewa niby kwitły niby nie, a liście, niby są, niby… nie wiem, awiązków owoców nie ma. I tyle… wiadomo co tego będzie, a raczej, czego nie będzie…
Owoców.
Problem w tym, że Turyścizna ma w dupie naszą suszę, wkurzają ich nocne chłody, a to oznacza ogień i to otwarty… a wiadomo, jak u nas się zacznie hajcować, to po prostu poleci w prawo, lewo, dookoła, zakręci, zamota i zatrzyma się dopiero na morzu. Bo z wyspami tak jest, wody tyle dookoła, a pić nie ma co. A jak coś się pali, to nie wiadomo czy czekać, aż ogień tańczyć skończy, czy gasić…
Może?
… więc raczej kanał i kicha… jak nie urok to sraczka i jeszcze na dodatek braki w rejonach wszystkiego. Cóż, nie oszukujmy się, problemy to coś, co dotyka wszystkich, a już ostatnio jakoś tak eskaluje. Co będzie? Czy historia koło zatoczy? Pierun wie, czy kryzys się skończy? Kiedykolwiek?
Ktoś chce potańczyć o deszcz pobłagać?
Ktokolwiek?