SEN PIERWSZY

Przez senną otoczkę słyszę szum strumienia. Jest gdzieś niedaleko. Jego srebrzysta pieśń jest niezmienna, wtacza się we mnie, zastępuje złe myśli. Niesie ze sobą czystą niewinność i stałość.

Pomaga mi.

Otoczyła mnie przezroczysta ściana, która uformowała wokół mnie kulę, jednocześnie nie odcinając dopływu powietrza. Zamknęła mnie, nie dopuszcza zła i grzechu, brudu i wszechobecnego cierpienia.

Jestem w niej doskonale wolna i zależna tylko od siebie. Sama kieruję jej torem, a ona unosi się nad wilgotnymi, zielonymi liśćmi drzew, z których powoli skapuje słodka soczystość karmiąc to, co pod nimi.

Kula wiruje, kierowana moimi niewypowiedzianymi pragnieniami opada niżej … i niżej.

Lawiruje pomiędzy pniami i chwytliwymi ramionami poszycia, by w końcu lekko opaść obok strumyka, tego samego, którego głos odebrał mnie rzeczywistości.

Mimo ścian kuli czuję miękkość trawy i miły mrok cienia. Czerpię swobodnie wodę ze strumyka, a ona orzeźwia moją duszę. Jej idealny smak i chłód uzdrawia moje członki. Bicie serca, napełnione migotliwą czystością roznosi się po całym ciele, docierając do najbardziej ukrytych zakątków. Cieniutkie pasemka żyłek pulsują życiem, a zmysły nabierają dziwnych mocy.

Oczy widzą już nie tylko to, co inni chcą pokazać, uszy słyszą nie tylko to, co inni chcą powiedzieć … stopy wiedza, że dotrą w miejsca nieznane nikomu, ręce muskają trawę i wiedzą, że jest ona niepodobna do innych.

Zasypiam we śnie… Moje ciało układa się wzdłuż strumienia, ale czy śpię cała ?

Jakaś cząstka mnie samej wybija się z ciała i wędruje do góry. Jest jak migotliwa iskierka, która jak anioł pilnuje snu i rośnie… Najpierw powoli, niezauważalnie, potem już szybciej i szybciej… Gdy jest już tak duża, że przykrywa niebo… pęka, a z jej milionów cząstek powstaje płaszcz, który kopułą zapewnia mi bezpieczny sen.

Nie widzę tego, ale wiem, że tak właśnie jest.

Lipiec 2001   Chepcher Jones/Marzena Kowalska

Dodaj komentarz