KOCHAJĄCY NA MARGINESIE

Podglądając to, co prawdziwe, a niewybaczalnie pomijane…

„Udajemy, Że Nic Się Nie Stało, Czy Możesz Podać Mi Sól?”
Takie wydaje się być nasze życie, nasza codzienność. Zaprzeczamy temu co oczywiste, upiększamy to co brzydkie, nie umiemy zrozumieć dlaczego miłość i to co wynika z marzeń, nas właśnie omija. Spoglądamy na ludzi i oceniamy ich ciała. Nie interesuje nas ich wnętrze. Nie widzimy go, albo… już nie potrafimy dojrzeć. Media, religia, inni narzucają nam normy i kształty, w które powinniśmy się wpasować. Nie chcą nas takich, jakimi jesteśmy. Nie rozumieją.

To my – ludzie dziś. Okradzieni z owych cudownych metafor. Dosłowni. Rzeczywiści. Boleśnie spragnieni akceptacji i miłości. Traktowania lepiej niż zapchlony pies, pragnący być sobą. Codziennie raniący i będący okradani z nadziei. Której i tak nie mają. Doświadczeni przez przeszłość, bojący się przyszłości, ale wciąż… mający marzenia. Jak jątrzący wrzód.
To bohaterowie powieści Johanny Nilsson.

Johanna Nilsson, to autorka, która zaintrygowała już nie tylko intrygującą narracją, soczystą szczerością, specyficzną niepoprawnością. Powieściami, które bolą, bo obnażają prawdę, a nie maski, w które się odziewamy. Skrywając to, co dziś uznaje za wady – kształty, myśli, wyobrażenia. Seksualność.
Jej powieść „Sztuka bycia Elą”, zdaje się być wstępem podręcznika przywracającego człowieczeństwo.
„Kochający na marginesie” nie są kontynuacją, lecz pierwszym rozdziałem, kolejnym spojrzeniem, przebłyskiem tak rzadkiej empatii, charakteryzując się ponownie specyficzną delikatnością i estetyką języka. Nie pisane zgodnie z kanonami bestsellerów, na pewno przez wielu zostaną odrzucone. Tak jak bohaterowie.

Czyż to nie absurd?

Nilsson ma dar ukazywania osobowości. Ona nie traktuje ich schematycznie. Dla niej każda z postaci jest ważna. Każdy jest istotnym kawałkiem świata. Jego światłem i barwami. Świat bez nich jest niczym, ale… liczą się słowa większości, a do tych autorka się nie zalicza. Obdarzona gigantyczną wrażliwością, tworzy powieści, które zmieniają. Kształtuje literaturę wpływającą na postawy czytelników. Pokazuje im to, co często umyka, gdy spacerują w swoich wydepilowanych ciałach, pośród myśli o kolejnych zmaganiach z fikcyjnymi kilogramami, czy też wyborem kolejnej wycieczki – najmodniejszej. Pośród owego pędu ku dopasowaniu się.

Małżeństwo, ich dzieci, wnuki i wyrok; złodziejka – depresantka bez przyszłości; transwestyta bez nikogo; lekarz tęskniący; wdowiec alkoholik; żebrak kochający… ich małe przyjemności. To ludzie z marginesu, nie wymieniani w definicjach „normalności”. Ale ludzie!!! Nadzwyczaj zwyczajni choć tak… „nieautentyczni”. Ludzie na krawędzi, których warto poznać, nim odejdą. Odlecą jak liście z jesiennych drzew, tak piękni i różnorodni, ale tak ulotni.

To oda do czytelnika. Człowieka. Przypomnienie, by czasem otworzyć oczy. Rozejrzeć się, poczuć, zrozumieć. Kolejna powieść zbyt mądra, kolejna historia grupy ludzi, których życia się przenikają i wzajemnie kolidując, zmieniają. Kolejne przypomnienie, że piękno tkwi w nas samych, jeżeli go nie zabijemy; że szczęście istnieje, ale musimy mu pozwolić nas przygarnąć. Opowieść o wartości uśmiechu, akceptacji… gromieniu modnych schematów. Tak odczłowieczających. Piękna, dosadna i charakteryzująca się cudownymi rysami psychologicznymi bohaterów. Owych zapomnianych dusz, które pięknem dziennych motyli przyćmiewają zmrok.

„Kochający na marginesie” Johanna Nilsson, wydawnictwo Replika 2009, publikowana na wp.pl


Pozwólmy sobie na miłość…

Dzisiejsi ludzie zdają się być okradzeni z metafor i barwności. Osadzeni w i tak niedopasowanych schematach, upakowani w kubiki, mundury, sporadycznie zaskakują. Częściej boją się wychylić. Zabrakło im wyobraźni, by naprawdę czuć…. by pozwolić sobie na miłość. Czyżbyśmy już jej nie potrzebowali? Johanna Nilsson po raz kolejny udowadnia, że tak nie jest. Każdy potrzebuje miłości. Jednakże owa miłość jest trudna i posiada tak wiele odcieni. Tak wiele, iż jako my – dzisiejsi, nie umiemy ich rozróżnić. Karani za to co czujemy, za to jak wyglądamy, gubimy owe wyższe uczucia… niezależnie od tego, czy przyznaliśmy się do inności. To i tak tylko kolejny schemat, bez prawdziwych twarzy. Kolejne maski. Bohaterowie Nilsson, autorki „Sztuka bycia Elą”, to znowu zwyczajni ludzie. Barwni, ale tacy jak ci, którzy nas otaczają. Ci odpychani, zwani innymi, obcymi… ludzie, których spychamy na margines pola widzenia, bojąc się, że zniszczą nasze postrzeganie świata. Nie widzimy piękna w różnorodności. Nie chcemy by niszczyli nasze schematy. Nie chcemy by skazili tworzone przez nas, bezpieczne terytoria. Terytoria, które w rzeczywistości odgradzają nas od człowieczeństwa… Miejsca, gdzie żyją ludzie tacy sami jak my, ale potrafiący powiedzieć, przyznać się, że coś czują… Skażeni wyobraźnią i fantastyką. Piękni. Każdy zasługuje na miłość i „każdemu wolno kochać”! To główne przesłanie tej cudownej, aczkolwiek bolesnej, skandynawskiej miniatury. Książki, którą nie tylko należy czytać z pudełkiem chusteczek, ale przede wszystkim najpierw uzbroić się, przygotować na uderzenie zapomnianej wrażliwości. Bo słowa Nilsson, wybrane, wyselekcjonowane, po prostu bolą. Wydzierają z nas – maszyn człowieczeństwo. Zmuszają, byśmy nie tylko odczuwali ból bohaterów, ale sami odnaleźli siebie pośród nich. Odrzucili uprzedzenia i podziały. Zaakceptowali seksualność i… kochali. Tak po prostu. Bez pytania: Dlaczego!

„Kochający na marginesie”, to cudowna, idealna książka na Walentynki. Zamiast wszechobecnych, kolejnych odbić Kamasutry, podarujcie komuś uczucia, pokażcie, że jesteście wrażliwi. Uczucia jak najbardziej i fizyczne, bo w końcu seks to normalna sprawa, ale połączony z miłością, staje się pełnią, spojeniem, jednością dwojga ludzi.

„Kochający na marginesie” Johanna Nilsson, wydawnictwo Replika 2009, publikowana na merlin.pl

3 odpowiedzi na KOCHAJĄCY NA MARGINESIE

  1. Pingback: Pożartej Przez Książki horror vacui… | Chepcher Jones

Dodaj komentarz