Anne Bishop nie pisze dla każdego. Jej historie, stworzony przez nią świat, ma w sobie wiele więcej, niż tylko namiętność i mroczność. Zdaje się być ową subtelną nauką o różnicach między płciami. Opowieścią o tym, jak kochać i wzmacniać uczucia, jak żyć, by zawsze postępować dobrze. Jak przetrwać w świecie, w którym to czy jest się mężczyzną, czy kobietą – jest największą z tajemnic.
Te dziewięć tomów, to historie o złych Królowych, które wykorzystują ludzi i marzeniu – Czarownicy, która zbawia świat kosztem swojego życia (oj tak, podobieństwo zamierzone). To też światy, które są tak różne, a jednocześnie tak wiele mają ze sobą wspólnego… i Wielki Lord Piekła. Fascynujący i mroczny. A wszystkich spaja Fach i Kamienie. Moc, która może sprowadzić na nich dobro lub zło, bo przecież sami decydujemy kim, lub też czym, chcemy być.
Cykl „Czarne kamienie”, to emocje, seks, magia, ale też sprawiedliwość, walka, nauka. Fascynujący bohaterowie i zróżnicowana narracja. Historie, w których tak naprawdę niczego nie można być pewnym, a wyjście z opisywanego świata… boli.
Pierwsze 3 tomy – „Trylogia Czarnych Kamieni”, to opowieść o miłości, przeznaczeniu i zbawieniu. Główna bohaterka – Czarownica Jeanelle, nie tylko przenika przestrzeń i czas, ale przede wszystkim jest mieczem sprawiedliwości… dowcipnym, zadzionym i kobiecym. Jest i dzieckiem i dojrzałą Panią. Królową. Pełną mocy, która nie pozwala jej żyć tak, jakby naprawdę pragnęła. Ale też cudem, który przytrafił się w końcu Kaeleer i innym krainom. Rozdartą, walczącą, zranioną, ale wciąż podnoszącą głowę… a potem zwyczajnie, uśmiechając się, karzącą za zbrodnie.
Kolejne tomy to dopowiedzenia. Historie o czasie i świecie. Opowieści o niesprawiedliwości, walce o zmiany… o podstępach, nieczystej grze i szansach, których nie warto odrzucać. Jest w nich i rycerskość i miłość. Jest oddanie i nieczyste gry… Owa fascynująca różnica pomiędzy kobietą i mężczyzną, oraz lekcja, jaką przyswoić powinien każdy, by odnaleźć wąską, łączącą je kładkę. By kochać i być kochanym.
To opowieści o tym, że zwykłe opakowanie kryje tak naprawdę nacenniejsze klejnoty, a złoto okazuje się być zaledwie cienką warstwą farby.
„Pani Shaladoru” jest przypowieścią o pięknie i klejnotach. O tych, które leczą, ale też tych, które tylko leniwie błyszczą. I magii najważniejszej ze wszystkich – oddaniu siebie w całości krainie. Dyskrena kontynuacja „Przymierza ciemności”.
Anne Bishop „Pani Shaladoru”, Wydawnictwo Initium 2011.
Zakończenie, to cztery opowiadania. Fascynujące, ale przynoszące smutek… subtelne, ale i silne pożegnanie ze światem: Czarownicy i Sadiego, Lord Piekła Saetana i Sylvii, Lucivara, Surreal i Rainiera… ale i Draki, i wszystkich tych, którzy tworzyli tło, ale nigdy nie byli niewidzialni – no chyba, że akurat mieli taki kaprys!
Pożegnanie z tak płynną linią pomiędzy życiem a śmiercią. Jak zwykle z nutką humoru, jednak bardziej nostalgiczne.
To już tylko szepty w Ciemności, na Matkę Noc!
Boli…
Pingback: Pan Tealight i Serce Niełamalne… | Chepcher Jones