SEN TRZYNASTY

I  tak zaczyna się sen, że

zasypiam…

I tak zaczyna się sen, że

niknie dzień i

światło…

I tak zaczyna się sen, że

I tak zaczyna się koszmar, że

–          Widzisz ducha? – pyta mężczyzna niski i nieznany, a jednak znajomy i bezpieczny.

–          Widzę – odpowiadam spostrzegając odbijającą się w szklanych obrazach zjawę.

Nie boję się, jeszcze…

Dlaczego nie czuję strachu?

Dlaczego widzę?

–          Widzisz wiele. –

Niski mężczyzna kłania się, a potem zasypiamy, obydwoje, sami, mimo tych wszystkich ludzi wokoło.

I nagle nadchodzi strach, ogromny, niewyobrażalnie nagły… Strach, który zmusza mnie do opuszczenia krainy snów. Strach, który otwiera mi oczy, skrapia moje ciało zimnymi kropelkami…

I widzę ją…

Zjawę…

Ducha…

Zło w szarawej chmurze oparów nocy.

Zjawa o kształcie małej dziewczynki z dwoma kucykami posuwa się powoli w kierunku tego, którego kocham. Topór katowski w jej małej rączce wydaje się być dla niej stworzony i wcale jej nie ciąży. Wiem, co ona chce zrobić, wiem to na pewno…

Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Głos uwiązł gdzieś w gardle, i jakby zbyt zaspany nie chce go opuścić.

Muszę krzyknąć, obudzić tego, którego kocham!

Musze krzyknąć!

Otwieram usta, ale głos się z nich nie wydobywa. Tylko jakiś pisk, głośniejszy oddech, który nie może zbudzić mojej miłości.

–          To Ania, mała dziewczynka, pięciolatka… łóżeczko, zabawki… śmierć… – wyjaśnia cicho niski mężczyzna.

Mężczyzna nie może mi pomóc. To tylko mój sen.

Zjawa idzie dalej, powoli, ale nieubłaganie, a głos nadal nie nadchodzi.

Chcę wyciągnąć rękę, która mogłaby go obudzić, uchronić, ale nie mogę.

Nie mogę…

Muszę krzyknąć, krzyknąć teraz !

Ona jest coraz bliżej, bliżej…

Krzyczę!!!

Tak kończy się koszmar, że

się budzę

21.09.2001  Chepcher Jones/Marzenia Kowalska

Dodaj komentarz