… bo jestem matką…
Dawno, dawno temu, na świecie pojawiła się mamusia. Przez długi okres czasu nie wiedziała, że nią jest. Dopiero, gdy znalazła się w szpitalu i spojrzała na chłopca, którego nikt nie przytulał, którego oczy wpatrzone były zawsze w ścianę, zrozumiała, że nie jest dziennikarką, ale właśnie mamusią. Tak długo przychodziła do niego, tak długo na niego spoglądała, aż i on na nią popatrzył i wiedział, że ma mamusię.
A potem ona zabrała go do domu. Choroba odeszła, a z małego człowieczka wyrósł śliczny chłopiec.
Tak, ta historia zaczyna się jak bajka… naprawdę. Mamy kobietę, którą praca, walka o prawdę, doprowadziła do niechcianego dziecka. Potem dziecko, które znowu komuś zaufało, a w końcu rodzinę, którą razem tworzą. Specyficzną, zalataną, ale skąpaną w miłości. Tak naprawdę wciąż zaczynają. Poznali się już, ale dopiero od niecałych dwóch lat są razem. Teraz kobieta znowu chyba kocha, znowu ma szansę na miłość, ale czy odważy się spróbować? Czy problemy w pracy nie zniszczą jej świata…
O tak wielu rzeczach myślimy, tak wiele pragniemy nie sądząc nawet, że tak łatwo, brutalnie możemy stracić to, co mamy!
„Niech go pani trzyma blisko siebie, słyszy mnie pani? Niech go pani trzyma z całych sił. Nigdy nie wiadomo, kiedy go pani straci.”
Ulotka o zaginionym dziecku, dziwne podobieństwo chłopców… wszystko to zmusza Ellen, by sprawdzić, czy jej legalna przecież adopcja, nie ma jakiś luk. Może chłopcy byli rodzeństwem? Bo przecież to niemożliwe, by ona wychowywała tego, którego szuka policja? Skradzionego innej kobiecie!
Rozpoczyna się śledztwo, ale tak naprawdę powieść Scottoline, to historia o strachu i samotności, którą on cechuje. O rodzicielstwie, którego nie wyznacza krew, ale uczucie. O pewnej świadomości siebie, ale też zarazem o walce i pogodzeniu się ze stratą. To opowieść o dążeniu do prawdy i zrozumieniu definicji bycia matką. Ale przede wszystkim to histoia wyboru… czy zdecydować się na zapomnienie, czy jednak, znając drugą stronę medalu, słuchając zrozpaczonych matek, zrezygnować ze swojego szczęścia!
To naprawdę dobra powieść. Inna. Nie rzucająca nas z ramion do ramion płaczących rodziców, ale raczej pokazująca te prawdziwe historie. Owe matki wciąż przemierzajace ulice, zaglądające w wózki, na tylne siedzenia samochodów. To nie napięcie, ale już zrezygnowanie. Te słowa, które padają po: „i żyli długi i szczęśliwie” choć życie im się załamało… To kobiety łkające nad ciałami, te, które do końca życia będą czekać… i ona, przed którą może ta droga się właśnie rozwija? Dziennikarka, matka, córka.
Kobieta, która decyduje się na prawdę.
Historia (gratulacje dla korekty i tłumacza) trzyma w napięciu, z jednej strony wiemy jak się musi potoczyć, z drugiej mamy nadzieję… ale nie jest wstrząsająca. Nie rzuca nas po ścianach, ale zmusza do myślenia. Powieść jest raczej piękna w swojej ukrytej prawdzie. W tym ukazaniu kobiecej siły, zdolnej postąpić dobrze, poprawnie, choć przecież tak bardzo to boli. Przyznaję, że książka fascynuje też formą. Krótkie rozdziały, prosty język, ale też dosadność… sama prawda, a jednak pozbawiona ekshibicjonizmu!
Naprawdę warto!
„Spójrz mi w oczy” Lisa Scottoline, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2012.
Pingback: Pan Tealight i Wiedźma do kolorowania… | Chepcher Jones