DOŻYWOCIE

Po prostu… napisała!!!

Bo ja marzenie mam, którym chciałam się podzielić. Nie, nie będę skrobała do Świętego Nikusia, bo facet zajęty, zresztą marzenie takie bardziej konstruktywne i wiecie, nie do końca chyba legalne?

Chyba?

Otóż gustowna piwniczka mi się marzy, taka z elementami zgrejowanymi wiecie, jakieś kajdanki, ale gustowne, rdzawe, wiekiem sponiewierane, poprzednimi użytkownikami tchnące, lekko czerwienią macane… żadne tam sado maczo, nic w ten deseń.

I dyby! No dyby to już być muszą.

A w nich Autorka!!! Co pisze!

Tak, tak, tak… wiem premiera była lat sto. Jeszcze za czasów takich fajnych okładek i pewnej odwagi wydawniczej, za czasów słów co się pięknie składały, korekty i wolności, któa nie wymagała strojów z lateksu, kląskakących pośladków i ogólnego poddania się marazmowi w literaturze, także fantastycznej. Otóż właśnie owe 3 lata temu na człeka opadło mackami „Dożywocie”!!! I ów człowiek już nie zaznał spokoju. Zaczął szukać nader porzuconych domostw, wypatrywać gościa ze spadkiem, wsłuchiwać się we wszelkie jęki… nie żeby wcześniej tego nie robił, ale teraz był pewien, że wie dlaczego, że musi, bo przecieć…

Że no MOŻNA!!!

Można napisać powieść z jednej strony przecież nie jakoś wielce nowatorską, a jednak jakby taką była. Można umieścić w niej znajome postacie, bohaterów, z którymi człek chce się zjednoczyć, kuchennie, niebiańsko, duchowo, a nawet cieleśnie… i jakoś zauroczyć tego wymęczonego czytelnika od nowa, jakby pierwszy raz TO robił. Można!!! Jakoś tam bez dziwacznych zabiegów, ot polszczyzną go kupić. Słowami z lamusa, wyobraźnią co się pitów nie boi… Naturalnym przypadkiem, bo przecież się nie oszukujmy anioły i duchy na świecie są, ale Krakers tylko jeden!!! Bez strzelanek jakiś tam dziwnych, bez bzdurnych pomyłek komedyj, ot Polska właśnie! A jakby nie było, z tą jedną maluczką duszyczką, poetycznie przybyło… Ot życie w tej książce, no niektórym, jak nasz główny, ludzki bohater, choć pisarz, więc nie wiadomo do końca, no życie przydarza się lekko odmienne. Z dziwnymi współmieszkańcami, w domowym specyficznym ustrojstwie, z problemami jakże naturalnymi, ale i życiowymi, nader spontanicznym okolicy napięciem. Z ową naturalną bytnością kniei, bagien, podmokłych, wciągających i innych… rusałki, świerzop i gryka? Przecież powiedzcie, że się nie zdarza, że Aniołów nie ma, utopców, ani moherowych bytów?

Problem w tym, że kto z was by nie chciał się z nim zamienić, no kto, niech pierwszy rzuci piórem!!!

I dlatego, ponieważ Autorka się zajmuje nie tym co trzeba, a czytelnik wyrozumiałym być nie powinien, te dyby bym sobie marzyła. Bo tu jest CDN. Jak byk rogiem, między pośladki strzelił! A nawet jeżeli nie to… to podobno coś tam innego się na horyzoncie autorskim czai? Winter jak Winter, Lato nie zając, podobno nowa powieść Autorki gdzieś tam już w tłokach wydawnictwa chodzi? Tajemnice się piętrzą, osobniki płci wszelakich monitory obśliniają… a ona milczy!!!

„Dożywocie” Marta Kisiel, Wydawnictwo Fabryka Słów 2010.

„Hola, hola, wstrzymaj konie mój poeto, musimy to jeszcze dopracować (…) Trzeba ci jeszcze dodać mroku… Masz jakieś blizny?”

I właśnie dlatego uważam, że moje marzenie wyłącznie na pożytek się każdemu z wyznawców Kłulika nada! Amen i totamto Alleluja! Nowenny na własne już użytkowanie, a psalmy z daleka proszę ode mnie, moja pogańska dusza nazbyt jadem pluje i potem sprzątać trzeba!

PS. A i tu o tu po pierwszym czytaniu!