MARIOLA, MOJE KROPLE!

Kulisy PeeReLu?

Pamiętam kolejki. No i paczki z tzw. darami z zagranicy. Pamiętam też strach, ale też dziwaczną swobodę i wolność. Picie „coca coli” z jednej butelki i gumę balonową z komiksami Disneya. No cóż, młoda byłam. Dziecku niewiele do szczęścia tak naprawdę było potrzeba. Pamiętam przymusowe szczepionki i niechęć wszystkich do czerwoności. I oczywiście pamiętam zmiany… Tak naprawdę było pikantnie. Świętym Graalem był papier toaletowy i rajstopy, cukier… i wyroby „czekoladopodobne”. I działo się tak wiele. Symbolizm niektórych myśli porażał. Słowa często trzeba było skrywać, a mi oberwało się kiedyś za słuchanie kaset – takie małe plastikowe z taśmą w środku, magnetofon trzeba było mieć – z przebojami Laskowika i Smolenia.

Ci, którzy byli bardziej dorośli mówią, iż działo się wiele… ja pamiętam tylko to.

Sięgając po najnowszą powieść autorki przebojowej „Cukierni Pod Amorem”, liczyłam na wspomnienia i lekkie uzupełnienie wiadomości. I to otrzymałam. Z gigantyczną dawką komicznego rozpasania… i trochę więcej, choć bez przesadyzmu!

Ale w końcu… „To tylko teatr, cóż tu się może dziać?”

No w rzeczywistości nic wielkiego… mamy koniec 1981 roku, co prawda trwają próby nowej sztuki oraz trwają naciski. Do miasta ma zjechać wspaniała delegacja z zaprzyjaźnionego mocarstwa, ale w zapyziałym teatrze każdy dobrze wie, na czym polega kolejność dziobania. Są rzeczy jednostajnie istotne. Na przykład Dyrektorowi marzy się kolejna małżonka. Znaczy się w rzeczywistości to tak najpierw syn, a potem nowa żona, więc ma co robić. Zaraz potem marzy mu się emerytura poprzedzona orderem chlebowym i niezłą fetą. Porządek musi być. Co prawda z jakiegoś dziwnego powodu dostarczono żywą wałówkę, którą przedstawiono jako Małgosię i to na dodatek w błogosławionym stanie, ale co tam… W końcu idą święta! Ten powielacz, albo dwa, cóż mogą sprawiać problem, podobnie jak pędzony na kukułkach bimberek, ale człowiek jakoś musi przetrwać. Czy to wójt, pleban czy dyrektor, czy też najważniejszy w prowincjonalnym mieście towarzysz sekretarz, wszyscy wiedzą, że są rzeczy najistotniejsze.

Bo tak naprawdę przetrwanie jest najważniejsze dla wszystkich. Czy jest się w słusznej partii czy „Solidarności” i tak nikogo nie ominą kolejki, świat niewiele się różni. A właśnie rzucili rajstopy i papier toaletowy! Wiadomo, że walczyć o swoje trzeba, ale też bez przesady. Marzenia ma każdy, najwięcej z nich kołacze się obok świętego niczym Mekka Wrocławia, mieszkania i talonu na malucha, ale są i tacy, którzy to właśnie się zakochali i mają inne rzeczy na głowie. No i tacy, których miłość wygasa.

Ot zwyczajne życie moi państwo, choć w jakże intrygujących okolicznościach teatralnej przyrody.

„Pani Melu, czym dziś trujemy?”

I oto pokrótce o czym historia cała jest. Najwspanialsze w niej jednak to, że czyta się ją nie jak rzut okiem wstecz, ale historię z całkiem innego świata. Fantastycznego, w którym wielkie Bóstwo Partia mogło wszystko. Obdarowywało wybranych czym pragnęli, ale mogło też decydować o zmianach w czasie i przestrzeni. Nie grzeszyło zbytnią inteligencją, ale też pragnęło przetrwać. Lokując całą historię w murach teatru autorka sprytnie wykorzystała nie tylko swoją wiedzę, ale też wszelakie rekwizyty i specyfikę środowiska. Dzięki temu cały humor jest w rzeczywistości niewymuszony i naturalnie mknący ku… no jakiejś katastrofie. Czy to spalone spodnie czy problemy polityczne, nadmierne ambicje czy pragnienie wyzwolenia świata, wszędzie można liczyć na komizm sytuacji. I wszędzie wietrzyć jakiś spisek. W końcu któż przebije aktorów w wierze w przesądy? Na dodatek tak barwnych bohaterów jak ci zebrani w prowincjonalnym teatrze gdzie cenzura spiera się z religią, a sztuka często jest nią tylko w przypadku sztuki mięsa.

„Mariola, moje krople!” to historia zgrabna i zabawna, odcięcie się od rzeczywistości, uśmiech i szybkie czytanie. Opowieść przywołująca owe realia polskiej przeszłości, ale w sposób naturalny, nieprzesadzony. Ot kosmiczna komedia pomyłek z drobną kiścią wpadek w środku. Jak dla mnie ta książka, to doskonały towarzysz dla ostatniej powieści Andrzeja Pilipiuka „Wampir z M3”, bo co jak co, ale krwiopijców to mamy i tutaj.

AAAA…. RECENZJA TEŻ NA MERLIN.PL 🙂

PS. Świnki pozdrawiają 🙂

„Mariola, moje krople!” Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Świat Książki 2011.

Dodaj komentarz