Pan Tealight i Modliszek Niezwyczaj…

„Zalecać, to się trzeba umieć jednak…

Umieć.

Może i w szkołach powinny być jakoweś lekcje, czy coś? Ogłady i szacunku, jakie kwiaty można, a jakie się powinno, i że doniczka nie winna być aktem przemocy… ni jego elementem, narzędziem, piskliwym głosem wołającym o pokój w momencie pękania na kawałków milion sześć. Akurat piskliwy głos jest wyraziście wkurwiający i to nie tylko niektóych. Wielu tak reaguje. Ale też i są oni fetyszyści… no z tymi, to jakoś tak nie zawsze wiadomo co i jak, a jeszcze w dzisiejszych czasach uraź takiego, to od razu policja, sędzia i kraty… i to nie na kilcie.

Modliszek miał to do siebie, że naprawdę kochał kobiety… naprawdę. Kochał je od początku do końca niezależnie od wieku, urody czy władzy sprawowanej… niezależnie od tego co miały na sobie, lub, czego też im, brakowało… niezależnie… i kochał je tak, awsze najmocniej, że aż sobie głowę wielokrotnego użycia sprawił. No bo wiecie, w jego rodzaju, to się ten łeb traciło od razu, więc…

… więc miał głowy przyczepiane i przyszywane, na rzepy, zameczki i przyssawki, na haftki i jedną taką, specjalną, co mu odrastała raz w roku… za każdym razem inna, dzięki czemu jego ropoznawalność była właściwie…

… nie istaniała.

I dlatego… cierpiał mniej.

Mniej niż zwyczajowi mężczyźni kochający tak wiele… ale też miał swoje problemy. No wiecie, współczesność, DNA i te sprawy, jednak musiał być ostrożny, naprawdę musiał… tylko że tak bardzo o to nie dbał… za bardzo. O one konsekwencje… niektóre już dorosłe… niektóre go ścigające.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Okno skąpane w mroku” – … okay. Nie spodziewałam się, że mnie tak wciągnie. Naprawdę się nie spodziewałam, właściwie, to wciąż jestem zaskoczona, ale… ona baśniowość w tej książce, te tajemnice, legendy, karty, magia… tak, to wszystko spojone młodością, ale nie brakiem doświadczenia czy dojrzałości, nie ciągłym: czy on mnie kocha czy nie… oną wyższą sprawą…

To po prostu ma ręce i nogi.

Okay, mogłoby być więcej onego opisu, onej historii, ale… może ona dopiero nadchodzi? W końcu to pierwszy tom! I chcę kolejne!!!

Chcę!!!

Tak, bohaterką jest młoda dziewczyna, usunięta z rodziny, zarażona… jest mgła, jest magia, jest coś czające się a własnymi jej myślami, jest tak wiele… jej nieustępliwość, ale nie natrętność, jej… cóż, można ją polubić. Jest syndrom i Kopciuska i Złotowłosej, ale bez księcia, raczej jest radenie sobie, inteligencja, dobro i zło…

Rozponawanie ich…

Ech… po prostu poczytajcie!

Z cyklu przeczytane: „Magia naturalna” – … dla okładki? Oczywiście, że nigdy się nie przyznam, iż uroda onej okładki oczarowała mnie tak mocno, że musiałam. Tak, przeczytałam o czym to i zaakceptowałam wybór. Czy oczekiwałam czegoś więcej? Tak, ale to ja, wiedźma od zawsze… od kiedy pamięć ma postanowiła się zbudzić i nie tylko przechowywać, ale czasem i udostępniać mi nagrania. Nie jestem wiccanką, nie jestem nowomodna… stara jestem. Nie miałam za czasów nauk wczesnych, nie określanych jako nauki onych gadetów, które są teraz. I które zaakceptowałam. Niektóre wrzuciłam w swój kanon, bo dlacego nie?

Wiedźma się zmienia.

Jest kobietą…

A ona książka, to niesamowicie przyjemna opowieść o magii dla tych, co zaczynają, albo chcą liznąć tematu. Dla tych, co zapomnieli, iż natura to też my sami, że jesteśmy jej częścią i tego nie da się zmienić. To opowieść o zmianach, przypomnienie o istotności pór roku spora garść zaklęć i przepisów. Wszystko miło przedstawione i elegancko oprawione w słowa… naprawdę sympatyczna pozycja.

I przepięknie wydana.

Najpierw wieść będzie…

Znaczy wieść jest, ale tak właściwie, to wydaje się jakby czekali jeszcze na jakiś cud, czy coś, ogólnie mówiąc, jak się nie zdarzy, to w dupie będą o sezon, ale… na razie remontu Kunstmuzeum nie będzie. Bo mimo zebranych wielu simoleonów, to nie starczy… Ludzie pytają jak to możliwe, co teraz, a oni…

No cóż, co można odpowiedzieć?

Wprost, że chcemy kasy więcej?

A może, że jakoś nie pomyśleliśmy, że wszystko drożeje, materiały obecnie trudniej dostępne, wiadomix, wsio po ptokach, jakoś tak po kasie… a może jednak można coś? Cud jakiś? Nie… Jednak, co teraz? Zamknąć, czekać… A może otworzą w przyszłym miesiącu… podobno mogą otworzyć… no ciekawe, ciekawe. No dobra, mają otworzyć, ale ludzie są… lekko mówiąc – poddenerwowani. Albo i wkurwieni. Na razie na lekko rozkopanym miejscu zebrali archeologów, by to wyglądało jakoś, potem wrócą krowy i…

I powiem scere, e kurna jak zwykle no!!!

Jak zwykle.

Ale na razie przeżywamy Folkemodet i tyle… znaczy już po, więc przetrwaliśmy, alem ciekawa, czy narzekać wszędzie będą na pogodę, nie tylko na ceny wynajmowania. LOL Ech, ludzie to dziwni są… nie uczą się… Jakoś mniej tego narzekania, jakoś mniej w ogóle wszystkiego, ni wieści o policji, spokój. Podobno rekordowa ilość ludzi była, to nie wiem, zimno ich spowolniło, czy co?

Bo w nocy nawet 9 stopni było!

YAY!!!

A! Piwo rozdawano za darmo i jakieś dzieciaki zebrały masę przechodząc przez wszystkie stoiska, więc młodocianych do ciupy… dorosłych też. Nawet wódkę udało im się gdzieś kupić, znaczy dzieciakom, no ja nie wiem… też i się nie znam, ale obostrzenia u nas są dość mocne, więc jak to? Już nic nie wiem…

To to zimno, jak nic…

I może ona drobina deszczu, co spadła w końcu w połowie miesiąca, no i ten dziwny wiatr, i w ogóle wszystko… wszystko jakieś takie znowu inne. I mimo onego padania, wciąż sucho… wciąż za sucho.

Za sucho.

Iglakom się chyba to pooba, co mnie cieszy, bo kocham iglaki. W szczególności za zapach i za to ile pożerają CO2, ale poza tym to chyba jakiś sentyment, czy coś? A może ona świąteczność? Może… Nie wiem. Wiem jedno… że gdy to piszę, to właśnie wróciłam z kolejnej wyprawy na kontynent, a to znaczy…

Że się wydarzyło,

I to ile!

Czasem człowiek wyjeżdża gdzieś i myśli sobie, że tym razem będzie lekko, łatwo i przyjemnie i wiecie, miejscami tak było, ale serio, te inne miejsca, nie no… powiem jedno, jeśli zmierzacie na wschód Szwecji, liczcie się z tym, iż remonty dróg tam mają wszędzie. Korki są bardziej niż obecne.

Po prostu szaleństwo!!!

No ale… posłucham teraz wiatru, przemyślę wrost cen wszędzie i… nie wiem, jakoś tak, spórbuję żyć. Bo ostatnio chyba człek ino to robi, jak nie głaska głazów z epoki brązu, czy szuka czegoś wcześniejszego. W końcu przede wszystkim jestem archeologiem. Tego nie da się wyciąć z człowieka nawet chirurgicznie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.