Opowieść o naiwności.
… ideały? Młodość zdaje się mieć do nich wszelkie odpowiednie predyspozycje. Ma ową siłę i słodką naiwność. Tulimy się wtedy do ich definicji, kąpiemy w połyskującym blasku wyższych myśli. Potrafimy powiedzieć: oddam życie za sprawę!
A potem zderzamy się z rzeczywistością.
Niektórzy z nas zagubią ideały, wyrosną z nich i staną się… normalni, codzienni i zwyczajni. Inni będą walczyć do końca. Nasza bohaterka Joy właśnie stoi na początku tej drogi. Jeszcze nie wybrała. Dwudziestoletnia, zbuntowana, dowiaduje się, że jej dotychczasowe życie, właściwie od początku do końca było kłamstwem. Matka nie jest jej matką, ojciec nie jest, a raczej nie był, jej ojcem, a codzienność i pasja może być jedynym sposobem na wyjaśnienie tajemnicy jej narodzin. Problem w tym, iż poszukiwania prawdy muszą odbyć się na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej i mamy rok 1957, a Joy jest obywatelką USA.
Tak naprawdę opowieści o tamtym okresie nie ma zbyt wiele. Kto by chciał oddawać ową specyfikę tamtych dni, dziwną szarość, która zastąpiła wielkie epoki. Ale Lisa See, autorka znana w Polsce choćby z powieści „Kwiat śniegu i sekretny wachlarz” lub „Miłość Peonii”, posiada i odwagę i umiejętność. Wystarczającą siłę, by odmalować komunistyczne Chiny i politykę Mao. Nie wtapiając się w politykę, pokazuje cierpiącą wieś i zakłamanie. Nierówność i niesprawiedliwość, którym nadano pozytywne brzmienia! Zakłamanie… ale też wspominać przeszłość, która ukształtowała dwie siostry. Siostry połączone sekretem i córką. Po latach jedna z nich powraca do Chin, by poszukując swojej córki, młodej i jakże często wkuzająco naiwnej, powrócić do tego, co dawno zmyły łzy.
W najnowszej powieści See otrzymujemy dwie bohaterki i skomplikowany świat. Młodsza, prawdziwie naiwna, w pewnym momencie zaczęła mnie wkurzać, ale czyż nie taka byłam w jej wieku? Tak, jak najbardziej. Przesycona dziwnymi ideałami… innymi, ale z tą samą siłą, by ruszać świat z posad i zmieniać go! Joy jest właśnie tada. Pełna ideałów. Ona jeszcze wierzy. Ci, którzy jej towarzyszą, powoli ja ukształtują, brutalnie zmuszą do tego, by dorosła. Jej matka… powróci do przeszłości, by na nowo odkryć siebie, ale też zrozumieć, że życie nie mogło potoczyć swego koła inaczej. Nie obejdzie się jednak bez bólu i wyrzeczeń, i zrozumieć trzeba, że w tej historii nie ma miejsca na „happy end”.
„Marzenia Joy” można jednak zrozumieć dopiero wtedy, gdy w całości wtopimy w siebie „tamtą epokę i tamte cele”. Gdy dotrze do nas różnica wieku dzieląca obydwie bohaterki i świat, które… cóż, i dziś mamy podobne ideały, a i świat się nie zmienił, czyż nie? Propaganda też istnieje… A naiwność Joy? Owe wkurzające slogany, które ciągle przytacza i jej dziwna ślepota przypomną nam może przeszłość, gdy jeszcze potrafiliśmy ślepo wierzyć w ideały. To nie jest łatwa książka. To nie opowieść o miłości, młodej dziewczynie szukającej ojca i prawdy, ideałach i trójkącie z przeszłości. To też nie słodki obrazek innej kultury. Ta powieść to czysta prawda, bolesna i brutalna, która naiwność uzbraja w słowo „przetrwałam”.
Naprawdę niecodzienna.
Pingback: Pan Tealight i Fryzjera Morskiego rozterka… | Chepcher Jones