– Erotyczne opowiadanie, tak na pewno powinnaś je napisać – zakpił ze mnie mój chochlik, po rozmowie z pewnym redaktorem, którą bezczelnie podsłuchał. – Szczególnie ty, która nawet boisz się napisać słowo penis – zarechotał.
Odwróciłam się na łóżku i trzepnęłam poduszką koło prawego ucha, gdzie błąkał się głos, a zarazem, jak miałam nadzieję, i jego mały, rozwydrzony właściciel. Głos ucichł, więc chyba trafiłam ?
Złudna nadzieja.
– Z tego penisa wyszedł by ci peniss, ręka by ci zadrżała – „szepnął” głośno. – Żeby ci tylko pinis nie wyszedł. Wolę już wersssję ssyczącą… przynajmniej niesie ze sobą jakąś obietnicę.
Tego było za wiele. Ale jak dorwać kogoś, kogo, kto jak tego naprawdę chce to nie widać. No jak? Oczywiście wie się, że on istnieje, chociaż psychiatra uważa inaczej… Może ma rację.
– Nie ma! – chochlik podsłuchiwał wszystko.
– Słuchaj, czy ty naprawdę nie masz żadnego wstydu?
W końcu się podniosłam. Ten Ktoś Tam spał obok nie zauważając toczącego się obok sporu. Jak chyba każdy normalny człowiek o około dokładnie, czekajcie, zezuję na video…, nadal zezuję, przecież nie iem gdzie są okulary, jest 03.34. Ja nie mogłam spać.
A byłam tak blisko.
– Słuchaj no, trzeba tylko użyć tego penisa, rozłożone nogi… – kontynuował.
– A może ten erotyzm i romantyzm obędzie się bez tylu słów? – przekonywałam.
– Bez słów – zarechotał obscenicznie rozdziawiając mordę.
– Dokładnie. Czy ty w ogóle wiesz co to miłość? – rozmarzyłam się, ale, uznajmy, że „zewnętrzność”, chochlika sprowadziła mnie na ziemię.
Nie, nie wyglądał jak Zgredek, czy też prezydent Putin, którego bardzo tudzież pozdrawiam, i uważam za wspaniałego faceta. Był elfio-krasnoludowato-troli i tudzież uff-dzież goły. Na pewno męski. Mogę zagwarantować.
– Słuchaj, może ci coś uświadomię – usiadł na moim kolanie i spojrzał na mnie tymi olbrzymimi, granatowymi ślepiami, bez źrenic.
– Czekam.
– Erotyzm to niekoniecznie miłość. To rozłożone nogi, poruszająca się pupa… niekoniecznie męska… wiesz nawet wolę jak one są na górze, to poczucie maleńkości, ten parujący magnetyzm…
– Poczekaj – machnęłam ręką, omal nie zwalając go z kołdry. – Niczym poddasz mi wszystkie szczegóły anatomiczne może uznamy, że to ja tu piszę?
– Tak, oczywiście… Ale jak na razie nie idzie ci najlepiej.
Rzeczywiście nie szło. Jedna publikacja we właściwej gazecie nie określała jeszcze mojego statusu pisarskiego. Agentka też milczała jak zaklęta królewna. Potrzebowałam księcia, ale jakiego?
– Przemyślałaś już wszystko? – spojrzał na mnie z politowaniem.
– Chyba tak. Ale naprawdę nie umiem. Erotyzm i to w połączeniu z fantasy? Jak? Wyobrażasz sobie krasnoludzką kobietę z takim Legolasem?
– Masz go na pulpicie tego laptopa.
– Pomińmy ten temat.
Pominęliśmy do rana. Około dziewiątej obudził mnie dmuchając mi w ucho. Był wyspany, ja nie.
– No i co z tym erotyzmem?
– Chyba sobie odpuszczę.
– Jak wszystko, nic z tego, ja chcę erotyzmu.
– Despota – odgryzłam się.
– Idiotka.
– Idiotka? I niby co to miało do tematu? – zaśmiałam się, choć tak naprawdę to zaczynało mi być już go szkoda.
– Słuchaj…
– To ty słuchaj. Masz problem? – przykucnęłam przy nim w naszej małej kuchni i pogłaskałam go po spiczastych uszach.
– Wiesz jak trudno znaleźć drugiego chochlika i to jeszcze o odpowiednim wyposażeniu? – pomachał swoim. – No wiesz, odmiennym. Tu dziurka, tu patyś…
– Bez dosłowności.
– Bynajmniej. Przeprowadziliście się dość daleko od centrum. Nie, żeby w centrum było coś dobrego, ale jednak zwykle łatwiej tam kogoś znaleźć.
– Miałeś kogoś? – połechtałam go mocniej.
– No tak, ale nie wychodziło nam właśnie erotycznie.
– W jakim sensie?
– Nie chcesz dosłowności – przekręcił głowę i spojrzał wesoło, ale ze smutnymi oczami.
– Tylko w formie wyuzdania – zaprotestowałam.
– Jakiego wyuzdania jesteście małżeństwem od prawie sześciu lat!
– Patrz no, zakochałeś się bez wzajemności? Biedaku…
Zwykle nie przepadał za czułością, ale dzisiaj przytulił się do mojego uda. Jakoś dał się namówić na ubranka dla misiów.
Trochę trudno łazić przez pół dnia ze szlochającym chochlikiem uczepionym nogi, ale mam wprawę. Zbytnio cieszyłam się z tego, że przestał gadać o erotyzmie. Zbytnio i „zbytnio” krótko, wrócił do tematu około czwartej.
– To co z tym opowiadaniem?
– Nie mam pojęcia.
– Przecież ci pomogę. Zawsze to robię. Nawet mogę za ciebie wydusić w laptopie tego penisa.
Był uległy. Coś zbyt uległy.
– Słuchaj dostajesz jakąś prowizję od mojego erotyzmu, czy co?
– Nie.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. A raczej bardziej podejrzliwie niż zwykle. Nigdy do końca mu nie ufałam. Nie wiem dlaczego. W końcu był ze mną od zawsze. Znał wszystkie tajemnice, a czasem wiedział i to, czego ja jeszcze nie. A jednak nie potrafiłam mu zaufać do końca. Nawet nie uzgodniliśmy nigdy imienia. A przecież musiał jakieś mieć. Pozostawał tylko Chochlikiem, a był przecież kimś więcej.
– Dobra, zaczynamy.
Rozsiadłam się na podłodze i rozłożyłam komputer. Chochlik przysiadł na jednym z moich papci-piesków i rozrzucał dookoła chipsy, które wymusił w sklepie, gryząc mnie boleśnie w rzepkę.
– Zacznij od różnych płci, nie cierpię jak robią to tacy sami.
– No wiesz. Nie myślałam, że jesteś rasistą?
– Jakim rasistą? Lubię czarnych. Nawet bardzo mają lepiej rozwiniętą wyobraźnię niż biali. Biali są po prostu pozbawieni kolorytu. Znałem kiedyś jednego chochlika, który pilnował pisarza półIndianina. Ale mieli ubaw, zresztą razem częściej zaglądali do „zabawowych” miejsc niż my.
– Czyżbym usłyszała nutkę wyrzutu? – wkurzyłam się i poczułam się urażona. Myślałam, że darzy mnie większym uczuciem.
– Oj darzę, ale … Jestem mężczyzną i lubię się czasem zabawić.
Odczytał moje myśli, jak zwykle, ale w tej chwili tego chciałam.
– Mieliśmy pisać – rzucił miękko i łagodnie, prawie przepraszająco, po chwili milczenia, kiedy to wpatrywałam się w wygaszacz z „Władcy Pierścieni”.
– Podrzuć coś.
– Może książę i panna z biednego domu, która uciekła od złego ojczyma. Pierwszy raz zazna miłości, ale gdy się obudzi, księcia nie będzie.
– Zniknął, bo takie jest jego przeznaczenie. Ona zaś stała się przez ten jeden raz modliszką i jej potomstwo obciążone zostanie wielkimi pragnieniami i możliwościami erotycznymi. Tu można wsadzić nawet całą „Kamasutrę”.
– Tak, tak… Poradzisz sobie z opisami?
– Poradzimy sobie…
– No to już… Wziął ją w ramiona, chcąc nadrobić stracony czas. Wiedział, że będzie jego pierwszą i zarazem ostatnią. Wiedział też co za straszliwe dziedzictwo jej przekaże, ale musiał to zrobić…
Widziałam to, o czym opowiadał Chochlik. Grotę porośniętą mchem i zwisającymi pnączami, które tworzą malowniczą kaskadę. Unoszący się dookoła obłok mgły otula kochanków splecionych w tajemnym uścisku, leżących w głębi groty, na posłaniu z traw i liści. On na pewno pochodzi z królewskiego rodu. Pierścień na jego palcu pyszni się rubinem i skrzydłami jastrzębia. Płaszcz, którym się okrywają podbity jest gęsim puchem i obrębiony niedźwiedzim futrem. Nagie ciała współgrają ze sobą, ich zmysły, oddechy, członki wiążą się ze sobą i prężą w pełnej rozkoszy.
Zasypiają potem, by uspokoić ciało, ale umysły nadal krążą wokół. On się podnosi. Wie, że musi odejść, bo inaczej ona umrze. Kocha ją, ale musi pozwolić jej na wypełnienie proroctwa, które i jemu ciąży jak zbyt ciężka zbroja. Krępuje mu ruchy, na chwilę sprawia, że się zawaha. Tuż przy wyjściu odwraca się, by na nią spojrzeć, na jej rozrzucone brązowo-czarne włosy, na te pasma, które wcześniej otulały jego nagie ciało. Długie rzęsy, które śmiesznie łaskotała mu szyję… Zawaha się, ale jednak wyjdzie. Ale już nie jako człowiek, ale jako jastrząb z rubinem pomiędzy oczami. Rozwinie skrzydła i wzbije się w przestworza, by uciec, by zapomnieć. Osiąść tam, gdzie tacy jak on, odrzuceni przez świat mogą dożyć swoich lat modląc się tylko o to, że jednak coś się zmieni. Że przeklęte fatum zmieni swoje słowa, rzucone kiedyś, gdzieś w imię dobra wszystkich.
On będzie czekał, a ona się obudzi. Najpierw będzie się cieszyła ciepłem, które zostawił po sobie, a potem zacznie go szukać i nie znajdzie. Wtedy przyjdzie nienawiść na niego, na siebie samą, że dała się tak podejść… a potem będzie dziecko i nagle odczucia inne niż przed spotkaniem księcia. Kiedy zrozumie? Pewnie ktoś jej powie, może wyzwie od czarownic, gdy zabierze kolejnego męża?
Gdy zrozumie, że to klątwa będzie chciała uratować swoje dzieci. Ale nie uda jej się. Zginie próbując ich bronić. A jej śmierć wyzwoli ojca spod więzów losu. Odbierze mu wolność skrzydeł, ale da dwójkę dzieci. Jego dzieci. Inne, spłoną na stosie, mimo tego, że spróbuje je uratować. Zginą, bo będą rozpustne, a może po prostu zaklęciem nałożonym na kobietę był niedosyt miłości, ciągłe poszukiwanie, może to ludzie wykorzystują tych, którzy szukają miłości, wykorzystują ich cieleśnie.
Dwójka dzieci Jastrzębia i kobiety z ludu imieniem Assyria przeżyje, ale będzie zawsze szukało miłości. Ojciec pomoże im powstrzymać chuć. Ale wszyscy szybciej się zestarzeją. Umrą, ale nie odejdą ze świata. Jako duchy będą się błąkać i nadal szukać miłości…
Nigdy jej nie znajdą…
Nigdy.
Bo zwykle miłosno-erotyczne historie nie mają dobrych zakończeń.
– To nie jest czysty erotyzm? – powiedział w końcu chochlik, gdy odczytał wszystkie obrazy.
– Ale zawsze można coś dorzucić. Przecież będzie kilka scen erotycznych. Nawet dość ostrych. Już ty sam się o to postarasz.
– No dobra, to siadaj i pisz…
19.02.2003 Chepcher Jones/Marzenia Kowalska
Nie no po prostu super:)
dziękuję 🙂