Pan Tealight i Nagusenki…

„Nie pamiętał dnia ich stworzenia, ale też nie tylko on stwarzał przecież… od jakiegoś czasu wybaczał sobie przeszłość i zapominał, tak jak Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane. Miała w tym co najmniej habilitację! Chociaż o tym nie wiedziała… zapomniała pewnie. I choć często też zdarzało się jej zapominać o zapominaniu i coś ją opadało, dopadało, zapadała się w sobie, onej słodkiej ciemności, nagle nieznajomej i agresywnej… to wciąż, po prostu… tak było łatwiej. Ale dla niego to nie było takie proste. Nigdy. W końcu był tutaj od zawsze, tego, co miałby zapomnieć, by czuć się lepiej było aż… nazbyt wiele, więc…

… a jednak o nich zapomniał.

O Nagusenkach.

Dziwnych tworach wróżkopodobnych, wkurzająco namnożonych w tym roku, razem chyba z wróblami, które upierdliwie budziły ich o nieprzyzwoitych porach… zbyt wczesnych, zbyt późnych, zbyt nijakich. Podobno była to jakowaś symbioza, ale kto to w dzisiejszych czasach ma wygodę awierzenia definicjom?

Nikt?

Ale one… były wszędzie, nazbyt widoczne, nazbyt denerwujące wszystkich by wciąż trzymać je w onej dziwnej niepewności nieistnienia, by innym nie tłumaczyć, by nie wmawiać, ślaów nie zacierać, kolejne doły, ogniska, dalekie wizyty w morskich otchłaniach, okarmianie innych… by po prostu… były sobie, ale nie dla każdego, w końcu ona nagość, ich widoczzne… wszystko, dość kiepsko wpływało na mężczyzn i niektóre z kobiet. A nawet i więcej niż niektóre… 

… z kobiet.

Dlatego je usypiał… ale czuł się z tym niesamowicie niekomfortowo, jakby odbierał światu coś ważnego, coś… o istotności czego nie pamiętał, coż, o czym może i nawet on sam zapomniał?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: Camila Lackberg – … i tak… chyba stąd więła się moja fascynacja wyspami i morderstwami. Oną wygodnością, którą daje wyspa, odosobnienie, Lackberg, Theorin… tak wielu pisało o morderstwach na wyspach, ale to ta dwójka zmusiła mnie do odwiedzenia miejsc, w których wszystko się wydarzyło i w jednym z nich, a dokładniej całej, erm…. wojewódzkości, się zakochałam.

Fjallbacka!!!

Bo chociaż autorka wymordowała zdaniem wielu całe miasteczko, to jednak, w recywistości jej morderstwa rozsiane są po niesamowitym, koronkowym „archipelago”! Miejscu, bez którego nie mogę żyć. Zresztą, ja zawsze byłam wyspowa. Czy to wyspy rzeczne, czy polany pośród drzew i wąwozów, czy ino osada pośród piasków zagubiona i stadka sosen i buków…

… tak mieszkałam, tak żyłam.

Lackeberg może nie jest wybitną pisarką, ale czyta się ją szybko, wciąga to człowieka i jest jakieś takie, przynajmniej dla mnie, swojskie… logiczne i normalne. Naturalne. Bo człowiek mieszkający na wyspie się zmienia, a tacy, co się w takich miejscach urodzili są doprawdy wybitnymi przykładami odmienności człowieczej. I nie, oczywiście, że nie każdy to morderca, no weźcie, no, ale patrząc na one farmy porozrzucane między wodami i brozami, sosnami i jodełkami, jakoś tak, szczególnie w Szwecji… introwertyzm maksymalny…

Dreszcz przeszywa.

Ale też… czuję się tam dobrze.

Z cyklu przeczytane: „Pokrzywa i kość” – … okay. To było zaskoczenie. I to wielkie, przyznaję. Napisana z przytupem, miejscami komiczna, miejscami serce rozdzierająca baśń na modłę tych, które za dzieciaka w telewizji pokazywali, z ludźmi na piecach latającymi, jabłoniami, którym nie można było ufać, bochnami chleba, śpiewającymi kijaszkami… tak to kiedyś było, takie były bajki, a sióstr awse było trzy. Tak jak onych bab, wiecie: Mojry, Starucha, Dziewica i Matka, Wieszczki itp, itd…

I taka to jest książka.

Stara.

Napisana jak to drzewiej robili, z przemyśleniem, pomysłem i opisem okoliczności wselkich. Piękna, niesamowita, dziwnie niewymuszona, gdzie każdy element ma własną oobowość, gdzie do końca nie jesteście pewni jak to będzie, gdzie… cłowiek wchodzi i jakoś tak ostaje już tam…

… więc czemu się bałam. No bo to nowość, a ostatnio nowości przesycone są wokeizmem, czy jak to się tam odmienia, a tego mam po piszczałki w nosie. A tutaj jest historia prosta, opowieść o miłości, siostrzanej, o odwade, nagle w sobie odnajdywanej i jesce o marzeniach, a i spokotjności, która dobrą jest… naprawdę! Czasem cłęk chce posaleć, ale jak już nazkazują mu szalenie, to nagle wychodzi z założenia, iż może azaliż wżdy nie? Może zostanie w domu i poczyta?

Z jednej strony logiczna, zamknięta, polityczna rozgrywka, z drugiej… otwarte drwi do części drugiej. Ciekawe… polecam nie tylko wielbicielom starych baśni, klechd i przypowieści!

Lipiec był chłodny i jestem za to wdzięczna.

Za one niewrzące noce i casem pochmurne dni… i nawet już jakaś ciemność jest w okolicach 22giej. No po prostu życie! Bo ja szczerze w upały nie umiem, w lato w ogóle nie potrafię… a na dodatek… na dodatek, to powiem wam, że figi już są i takie gigantyczne!!! Tak, nadal wyglądają jak jądra, i to jakiegoś bardzo sporego giganta, no ale, jak człowiek stara się patrzeć z drugiej strony… może lepiej jednak nie myśleć o tym, no wiecie… słodkie i smaczna, ale środek taki intrygujący…

LOL

Dom odmalowany, więc oczekuję onych nastu lat spokoju, jak obiecała ulotka na kubełku od farby… taras, jak w każdej nadmorskości trzeba wyczyścić, wiadomo, a do tego żywopłoty opitolić i nagle człek sobie uświadamia, iż tutaj nie da się mieć wakacji, bo w domu człek se zawsze coś znajdzie do roboty.

Zawsze!

I nie byłam wciąż na plaży… znaczy w celach kąpielowych. Nosz przecież to czyste szaleństwo. A z drugiej strony Bałtyk tak mocno się zmienił… nawet słony już nie jest, jakieś niebieskie parzydlacze pływają, nie no, kurde, zbyt często oglądam Szczęki? I inne postrekinowe produkcje? LOL

A może… nie wiem, wodowstręt mnie chwyta? Nie, to nie…

Ale… o czym chciałam…

Oglądaliście film z 2022 pt: „Speak no evil”? Teraz podobno jakowaś poycja taka sama, ale hamerykańska się zrobiła… ale, ta, powiedzmy oryginalna sprzed lat kilku jest niesamowicie duńska. I holenderska też! I przerażająco prawdziwa, chociaż, nie wiem… ja tego nigdy tak nie doświadczyłam, no ale… chodzi mi o przedstawienie Duńczyków. Jako… ich właśnie takowych lekko głupkowatych w one stosunki społeczne, łatwowiernych, niepotrafiących mówić nie… Zawsze starających się każdemu zrobić dobrze… Ekhm, powiem tak, tacy Duńczycy to są, a jakże, jak ci coś chcą sprzedać, ale cała reszta… Chociaż, spoglądając na oszukane babki przez onych smagłych młodzianów, to może i coś w tym jest. Ale czy to łatwowierność, głupota, czy brak edukacji?

Nie wiem.

Oj nie wiem…

Ale w onych mediach często pojawia się, że ojoj, tacy my jesteśmy wierzący w każdego i każdemu, chcący robić innym dobrze, a potem donosik na sąsiada… Pijar Skandynawski? Tyż możliwe, ale film, bardzo dziwny. Przerażający jak nie wiem co, creepy! Pokazujący idiotyzm onego ulegania… oj tak. Nadstawiania policzka i takich tam… szczerze, może i pokorne ciele na dwie jedzie matki, ale…

Polecam, serio!

A co do drugiej sprawy, czy trzeciej już, to po latach niebycia Pizza Hut wraca do Danii. Tak, u nas nie ma onego dobrodziejstwa… chociaż nie wiem, kiedy to ja ostatnio… naście lat temu chyba się było? A jednak w pewnym sensie to taki znaczący plejs w moim życiu, więc… ciekawe. Pewno i tak trza będzie odczekać, no i kiedy to tam człowiek dotrze do onej wielce Danii?

Małe prawopodobieństwo, iż wkrótce.

Ale… jest wydarzenie!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.