To jak to jest z tymi specjalistami?
Telewizja karmi nas przeróżnymi wizjami specjalistów pobierających próbki DNA, badających co paskudniejsze próbki, babrających się we wszelakich odchodach… oraz sprawdzających pozostawiane ślady wszelakie. Większość z nas wie jak ładnie świeci się krew – i nie tylko ona, a spora część zajrzała w otchłanie zbrodni. Kochamy seriale kryminalistyczne w typie CSI, czy czytać powieści odsłaniające kulisy mitu „zbrodnia-kara”.
Jednak co jest prawdą?
Jak to w życiu bywa, niewiele. Z wykwintnych koafiur i superanckich gadżetów, codzienność specjalistki od kryminalistyki sądowej, odrze Wam właśnie autorka tej niewielkiej powieści. Jak sama twierdzi swego rodzaju pamiętnika. W rzeczywistości z dowcipem opowiedzianej historii młodej dziewczyny lubującej się w zwłokach, a potem kobiety spełniającej swe marzenie. Posiadaczki ogródka, w którym co kilka miesięcy zakopuje się nowe zwłoki, oraz… dziwnie wykorzystywanego garażu.
Jeżeli nie wiecie jak załatwić promocyjnie trumny dla kilkunastu zwłok – zgłoście się do niej.
Dana Kollmann opisuje swoją pracę prawdziwie i do końca. Poczujecie ten smród i biegające po skórze karaluchy rozmiarów kurczaka. Zobaczycie beznadzieję i z trudem torowaną sobie drogę pośród mundurowych płci zwykle męskiej. Kobiecość zderzy się z koniecznością noszenia wielkich gaci, a codzienność ludzkiej anatomii i jej wyziewów… z tym jak zachowują się żywi. A jednak Autorka do końca stara się pozostać sobą, rozdzielać to co ważne i ważniejsze.
Książka, podzielona na zgrabne, skupione zawsze wokół jednego tematu, przemyślane rozdziały, napisana jest płynnie, z lekką żałością w słowach, ale chyba sprawiedliwie. Wpadki przy zwłokach – cóż, zdarzają się. Co gorsze i co bardziej zabawne sytuacje też. Każdy zawód je ma. Ale… tak oddanej pasji babki ze świecą szukać. Chociaż pewnie niechętnie widzielibyści ją w roli rodziny – bo ona z chęcią komuś przybliży swoją pracę od… środka!
Po co chuchać na nieboszczyka? Jeżeli chcecie się dowiedzieć – zajrzyjcie! Jak bardzo szaleni są ludzie, ops! przepraszam… chciałam powiedzieć „denaci”? Proszę bardzo! Jak wielkie mniemanie mają o sobie niektórzy stróże prawa – też będzie. Ale i o tym jak bardzio wstydzimy się bąka, a co! 🙂 I pomyśleć, że jej mama chciała, by do pracy nosiła sukienki!!!
„Nie bierz do ust ręki umarlaka” Dana Kollmann, Wydawnictwo Sonia Draga 2009.
SYNDYKAT ZBRODNI W BIBLIOTECE
Pingback: Pan Tealight i Wiedźmy Pożartej Przez Książki piromania… | Chepcher Jones