PENSJONAT SOSNÓWKA

Czy będą problemy w owe bajce?

Czy Zła Czarownica rozwinie skrzydła i, niczym Anioł Wszelkiej Złości i Upierdliwości, opadnie nagle i boleśnie na tlące się szczęście Anny, Jacka, Florka, pana Dyzia i innych przyjaciół Sosnówki?

Czy bajka może trwać? A może życie, które dzierży w swych dłoniach autorka tej historii, Maria Ulatowska, nie może się dobrze toczyć dalej? Co z tzw. zaszłościami? Co z dmonami przeszłości, które tak lubią wychylać łby zza rogów i kątów, sprawdzając jak to się podopiecznym dzieje, by nagle wyskoczyć i wszystko popsuć?

Powiem Wam tyle, że nie mogę Wam nic powiedzieć, ale się nie zawiedziecie 😉 No pewnie, że mnie korci, jak sto diabłów gilgoczących mnie w pięty, ale nie powiem nic… no dobra powiem, jest jeszcze lepiej niż w „Sosnowym dziedzictwie”.

„Pensjonat Sosnówka” Maria Ulatowska, Wydawnictwo Prószyński i Ska 2011.

TRATATATAM!!! „PENSJONAT SOSNÓWKA” MARII ULATOWSKIEJ JUŻ DO KUPIENIA NA TARGACH, GDZIE TEŻ MOŻNA SPOTKAĆ SAMĄ AUTORKĘ!!! A TUTAJ WYWIADZIK 🙂 Po znajomości 🙂

A tak w ogóle, to wiadomo, że szykują się kolejne powieści naszej – jak sama o sobie mówi – Emerytki co to woli pisać zamiast ogródek modelować 🙂 Czekamy na panią Eustaszynę oraz Domek nad morzem!!!

HAHAHAHAHAAAA!!! DOSTAŁAM, NO MAM CAŁĄ, OFICJALNĄ CZĘŚĆ DRUGĄ OPOWIEŚCI O ZAPACHU ŻYWICY, TROCHĘ MOKREGO PSA, RYBY, FARB OLEJNYCH I… MRÓWEK? 🙂 oczywiście książka wygrana prosto z Wydawnictwa Prószyński i Ska!!!

Tutaj będę ja – to pisała Recenzja

Pod dachem z sosnowych igieł.

Wiecie co, cały problem w tym, że nie należę do tych optymistycznych, radośnie rozświetlających życie innych, osobowości – choć niektórzy twierdzą inaczej. Ja po prostu kocham magię, wiedźmy i smoki, trolle, elfy, krasnoludy i kendery… nawet żlebowe krasnoludy kocham. A potem krew, szczęk broni, mord… Tego tutaj nie znajdziecie. Bo „Pensjonat Sosnówka” jest zwyczajną bajką z tym dobrym zakończeniem. Choć… niekoniecznie takim, jaki byście sobie sami wyobrażali! Bajką o ludziach złych i dobrych, którzy jakoś się składają do kupy i tworzą coś pięknego, to miejsce, w którym każdy z nas chciałby żyć. Tą wymarzoną enklawę, gdzie jest zawsze ktoś kto przytuli, pokocha, zrozumie i wysłucha.

Witajcie w Pensjonacie!!!

Właściwie już prawie otwarty, jeszcze tylko tu remoncik, tutaj odmalować, a tam dosadzić kwiatów. Jak pewnie czytaliście w tomie „Sosnowe dziedzictwo” wiele się wydarzyło w życiu głównej bohaterki, Anny. I bardzo wiele jeszcze ma zamiar ją zaskoczyć. Mrówki na przykład! Ido końca wciąż nie wiadomo czy wysłane były one przez Dobrą czy Złą Czarownicę. Tutaj spotkacie miłego maga pana Dyzia, który pędzlem i sercem odda to co widzicie, ale tak, jak czujecie. Poznacie tutaj panią Irenkę, wspaniała, choć lękliwą trochę kobietę, w której jednak drzemie wiele niespodzianek… a w końcu i ekipę remontową, wesołą Szyszkę i sympatycznego Florka. Ale nie znaczy to, że nic złego się nie stanie. Bo zło zawsze gdzieś kuli się w kącie. Demony przeszłości z chęcią zniszczą to, czego nie są w stanie pojąć…

Anna myślała, że jej lepsza część życia się skończyła, ale chyba jest inaczej. Miało jej się nie przytrafić nic lepszego, ale osobowość tego specyficznego „kobiecięcia” zdaje się kupować uczucia wszystkich. Niezależnie od postępowania, zawsze potrafi przekabacić każdego na swoją stronę, a jednak… czy może wszystko? Czy może zostać matką odbierając ten tytuł innej kobiecie? Może i Anna Towiańska otrzymała miejsce, w którym może żyć, być szczęśliwą, ale czy będzie to trwałe?

Czy zatrudnienie przyjaciół to dobry pomysł i czy obdarzaniem przyjaźnią wszystkich to dobra lokata na przyszłość? Co z oszustami? Czy Zła Czarownica pogmatwa plany zakochanych? Czy przeszłość pana Dyzia nie zniszczy tego, co udało mu się w końcu osagnąć? A co z przeszłością Anny, czy to co przeszła pozwoli jej mimo wszystko na… jeszcze jedną niespodziankę?

Skrzywdzeni, skomplikowani, dobrzy i źli, a jednak wszyscy bardzo wrażliwi… jakby w tym miejscu ustanowiono azyl dla dusz atypowych. Tych, które nie odnalazły się we współczesnej codzienności i pędzie ku sławie.

Właśnie o takich ludziach, w swojej optymistycznej, bajkowej scenerii sosnowo-jeziornej pisze Maria Ulatowska (której trzecia książka jeszcze w tym roku). W jej świecie wszystkie problemy można rozwiązać nie wyciągając broni i nie wrzeszcząc. Tutaj wystarczy rozmawiać. Jakże to zapomniana przez wielu umiejętność. Zatrute jabłko wpada co prawda w dłonie królewny – Anny 😉 – ale staje się elementem malowniczego wystroju, bo lepiej zjeść coś z kuchni ani Irenki. Tutaj chyba nawet krasnoludki mają swoje związki zawodowe… I wiecie co, to jest możliwe… jeśli się tylko zechce, postara i trafi w takie miejsce. Bo one istnieją, ale nie każdy jest tam mile widziany.

Tak, to jest słodka, sympatyczna i przemiła historia… i taka ma być. Bo mimo iż ciągle mam ochotę na magię i smoki, to jednak czasem, w dziwny sposób, nie miałabym nic przeciwko posiadaniu pensjonatu i oddanych przyjaciół. Bo takie „cuda” się zdarzają, no muszą!!! co nie? Spisana z przymrużeniem oka, miejscami nadmiernie wzruszająca, potem znów tylko zabawna… historia dla pań, tak sobie myślę, że tak na wyłączność babska. Bo i nam się bajki należą!!! Takie po staremu piękne i z happy endem!!! Osobiste, podkład do sennych wypraw z tymi dla innych niewidzianymi… albo pomysł na własne życie?

Dodaj komentarz