„Przybył by naprawiać, by ulepszać, by pomagać, a jednak ona warknęła na niego od razu, od razu, chociaż wyglądał tak dobrodusznie. Ot… Starszy pan w łatanym paltociku, z siwą brodą i czuprynką… starszy pan, z brzuszkiem wskazującym na radości typowo ziemskie… a jednak ona warknęła, własciwie szczeknęła, jak to wrony ino potrafią… Jednak on się nie skulił, nie… wyciągnął tylko metronom i…
Tia, mógł tego nie robić.
Podobno był doświadczony…
Podobno z wiekiem przybywa mądrości, ale i te czasy jakieś takie dziwne, no i rozpoznawalność płci w narodach marna, więc może można mu wybaczyć, chociaż, czy teraz ma to naczenie? Nie ma. Już ino popiół, chmurka oddalająca się na horyzoncie, z wiatrem, czy przeciwko niemu się unosząca… Już ino tylko to zostało z onej całej buty i dobrodusznego anturażu. Mógł przecież od razu, jak to inni robili, przeprosić, powiedzieć, że zabłądził, czy coś…
Cokolwiek!!!
A nie z bronią na kobietę. Na wiedźmę. Na Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki Pomordowane… Tak pod nos… Okay, wiadomo, że ona mocno niedowidząca, ale jednak wiedząca jak najmocniej!
I tyle…
… nawet nie dowiedzieli się o co to wszystko było. Musiał coś chcieć nastroić, no musiał, w końcu po co mu ten metronom, teraz wciąż rogrzany leżał w dziwnie nieczułej dłoni Pana Tealighta. Cichy, właściwie milczący…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „W objęciach magii. Miłość od elfiego…” – … dobra. To był błąd. Ale… znam autorkę i… nie, wróć, to był błąd i tyle. Zwyczajnie te książki, bo nieszczęśliwie byłam w nastroju na dwie, na scęście dość cenowo pasywne, więc… wiecie, jeszcze nie wydrapuję sobie oczu czy glutówskąd popadnie, ale jednak… ja pierdziele, czy to ja, czy coś w tym jest… Oczywiście, iż wiedziałam na co się piszę, ale, że będzie TO aż tak prostackie i spisane tak neigodnym językiem, że..
Nie, nie mogę.
Czytacie na własną odpowiedzialność, bo to nawet nie jest zabawna rozrywka.
Z cyklu przeczytane: „W objęciach magii” – … eeee… to też nie jest abawna rozrywka, chociaż wydała mi się lekko lepsą niż poprzednia? A może to chodziło o poprzednią? Nie wiem… po prostu nie!!!
Tak, jest tutaj miłość, masa dialogów, prosta jak od cepa historia i lekka fantastyka, ale w rzeczywistości brak logiczności i tak dalej…
Może to ja? Może maybelline? Ech… no a bredzę no!!! LOL
No nieźle… zimny czerwiec.
Nie żebym narzekała, wprost przeciwnie, rozpiera mnie radość wszelaka, ale wiem, że zaraz Turyścizna jęczeć będzie, a z nią i inni, więc niezbyt to miły czas. Ale ostatnio mało który czas jest jakiś taki, chociaż znośny. Lekki… spokojny i nudny. Ciagle coś… bombardowanie reklamami z wojną w tle nie pomaga, a pamiętajmy, że unikam ich i wszelakich mediów. Mocno bardzo.
Wybory…
Tego wszystkiego jest zwyczajnie za wiele.
Wszystkiego…
Susza, ludzie, brak ludzi… zwyczajna niezwyczajność. Nowe nowości, stare starości, zacęty sezon. Niby koło się toczy, lato, a jednak… jakoś tak niepewnie w każdą stronę. Wszędzie i zawsze. I ten strach. Niby ptaki świergolą, cereśnie się pojawiają i truskawki ju prawie zjedzone, ale jednak, jakoś tak…
Inność…
O co w tym wszystkim chodzi? Onym całym życiu? O samo życie, oddychanie, romnażanie i wydalanie… biologia pewno przytaknie, ale ja, jakieś tam jestestwo, a może ino i mrzonka chce czegoś większego.
Czegoś!
No ale… to chyba był drugi tydzień czerwca, gdy nasz niesamowity prom zerwał się w Ystad uwięzi. Tak po prostu. Może chciał uciec, może jednak się zderzyć z wpływającą Polonią, czy innym tam promem, a może zwyczajnie wsio już szaleje? Nawet promy, które czasem dają się być tak bardzo uduchowione.
Niby metal, a taka lekkość…
Fakt pozostaje faktem, ludzie się wystraszyli, są szkody, znowu stuknął… może z niego jednak jakiś zwolennik skaryfikacji, czy coś? Ja to rozumiem. Jak najbardziej. Możemy porozmawiać, czy coś, bo przecież chodzi o to, by innych nie krzywdzić. A inni zostali skrzywdzeni i croissanty, które podobno dostali raczej nie utulą spóźnienia. 2 godziny… niby nic, a jednak.
Dla wielu czas, to największa z walut.
Najbardziej przeliczalna.
Najbardziej istotna.
Czas… a jednak, czy prom po prostu wybrał ten czas, czy może dzięki temu nie rozwali nas asteroida, bo efekt skrzydeł motyla zadziała? Kto to wie? Szkoda mi promu… nie wiem dlaczego, ale jakoś go kocham.
Jakoś tak…