„To właśnie Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane sprawiła, że tak naprawdę się w to wszystko wciągnął. Nawet zaczął projektować swoje znaczki ze smakowym klejem. Swoje własne projekty barwnych lub minimalistycnych stron, kształty i bezkształcia, linie, drzewa, kółeczka… fikuśne obrąbienia, wszelakie znaki wodne i niewodne, a wsystko czystej pasji, nie na sprzedaż, po prostu rozdawał je różnym, a oni… niczego nie rozumieli.
Niczego.
To już nie były TE czasy.
Odeszły tak dawno, że walizki, które wtedy były modne rozsypały się w proch. Rozsypały się, a wiatr rozwiał to, co po nich zostało. I jeszcze o tym zapomniał, w końcu, to nie byłonic ważnego… tyko przeszłość, a ta miała w zwyczaju to, iż znikała… zamazywała się, czy też przyjmowała inny kształt. Kształt materialny mniej lub bardziej, mocny lub mierny, wielki czy też minimalny, lub zwyczajnie…
Zwyczajny.
Ale… chodziło o wiadomości przecież, małe rzeczy, wszelakie cuda z odległych krain, które może nigdy nie najdą się na mapie twego życia, które może na zawsze gdzieś tam będzie istniało, gdzieś tam będzie, ale wciąż będzie mało ważne… jakieś takie nieistotne. Może i egzotyczne, ale co tam…
… można żyć bez tego.
Ale be poczty?
Nie można…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Homo bimbrownikus” i inni – … okay, nie tylko… po prostu odpowiedź na pytanie: dlaczego to czytasz?
Bo przecież i forma wciąż ino opowiadaniowa, czasem one opowiaania tak krótkie jak żart komika na scenie, casem dłuższe, czasem nawet podchodzące po nowelkę mikrą, ale wciąż, małe to historie… więc dlaczego? Bo niegrzecne i w gumofilcach, cy raczej bimbrowe i magiczne, a może…
Może jednak chodzi o rocznik?
A może wujka Józka?
… który tak właśnie czasem wyglądał?
Nie wiem… i tak, to nie jest najwyższych lotów literatura, ale nie ma taką być. To ono grzeszne czytanie, gdy chcesz się dziko porechotać w miejscu publicznym i złowić kątem oka oną jedną czy drugą osobę, która rozumie, wie o co chodzi…
I jeszcze o inteligencję skurczybyka, bo pomiędzy onym rechotami przemycane są opowieści, które człowiek na studiach słyszał, albo i nie… które potem może wygooglać i dowiedzieć się więcej. Bo w tych książkach jest ona prawda ukryta. Ono historyczne dopowiedzenie… zabawne, ale na faktach!
No dobra… najczęściej. LOL
Tak, do Wędrowycza trza mieć jaja i obczajenie pewne historyczne, na dodatek z onej przeszłości, która dla jednych może być już archeologią, dla innych zapomnianym koszmarem, albo i dalej… to nie tylko magia, gumofilce i kilku Neandertali. Oj nie, to przede wszystkim ono wiejskie podejście do życia, wiecie, że wsio się da zrobić, jak nie tak, to przez ramię…
A może jednak chodzi tylko o to, żem na Lubelszczyźnie rodzona?
Może…
Królowa nie pali?
Nosz gruchnęło w wiadomościach, że już nie, a musicie wiedzieć, iż nasza Wysokość była palaczką pasjonatką. Osobą, która miała to gdzieś, że niemodne, że nierowe, że to i tamto, i tak dalej. Twardą babką z wielkim cygaropodobnym czymś między zębami, gdy przebywała na Grenlandii. A tutaj nagle, że już nie pali.
Ale jak to?
Możliwe iż to wynik przebytej operacji, kwestia rekonwalescencji, a może jednak nie? zahipnotyzowali ją czy coś? Nie wiadomo, ale jakoś tak… dziwnie. Nie żeby człowiek Królową z papierosem widywał, nie. Ostatnimi czasy raczej unikała publicznego palenia, ale paliła… więc, jaka jest prawda? Lekarze czy hipnoza, a może zwyczajnie już jej to nie bawi? No nie wiem, ostatnio, przy tych morskich wyprawch, gdy to Norwegowie się podczepili pod Dannebroga i ustanowili historyczną wyprawę, niczym kurna za Wikingów… LOL…
No wiecie, że tak wszyscy razem i w ogóle…
Jedyna rzecz, która wszystkich przeraziła, to najpierw przewracający się król Norwegii, a potem omal nie wywijająca orła Królowa… kurcze no! Rozumiem, że wiek i tak dalej, sama nie jestem najlepsza w postawie pionowej, ale jednak przecież powinni mieć jakąś ochronę, coś więcej… w końcu… nie no, wiem, że są do zastąpienia, ale jednak, takie to okrutne. Przemijający czas.
A jeszcze chwilę temu… człowiek był gdzieś indziej… robił coś innego, miał inne marenia, a teraz, nawet nie wiadomo jak jest tutaj…
Czas.
Popadało.
Tak nawet kilka razy, ale wciąż jakoś tak… sucho i nieświeżo. Może i wilgotność większa, ale jednak wciąż, kurcze, lato może to i, ale co z zimą i wiosną… jakby ich w ogóle nie było, tylko coś pomiędzy.
Coś nienazwane wciąż…
Wrony domagają się wody, mewy tupią w dach… szaleństwo prawdziwe. Turyścizna obecna, ale co ja tam wiem o świecie, w końcu tylko uciekam od niego. Uciekam ostatnio i od mediów społecznościowych, zresztą, nigdy nie używałam ich poprawnie… jak nie umiem siedzieć i oglądać filmów, tak nie mogę zwyczajnie wciąż klikać w coś, czy przewijać, po prostu…
… nie.
Wiem, że można obejrzeć sobie każdy skrawek świata, ktoś sobie nowe gacie kupił czy coś urodził, ale czy mnie to w ogóle obchodzi? Nie moje gacie, a na tym skrawku świata znowu palmy, bo dziwnie wszyscy za raj uznają one plaże i słońce, na których się smażysz… dziwne więc mają oni się smażący pojęcie piekła. Hmmm, intrygujące, przecież powinno im się ciepło podobać.
I chyba raka skóry tam się nie trzeba obawiać?
Sąsiad znowu chce przyciąć trawę, która nie istnieje… człowieku, daj jej pożyć. No weź no, cóż to za obsesja i trawowy rasizm!