„Nosz kurcze…
A jednak baby na niego leciały, a taki kościsty… bezzarostny nawet był. W jakiejś szmatce obcisłej, lycra jak nic, tudzież inne magiczne odzienie, a może i nawet jakaś druga skóra, której posiadanie było właściwie dla onego gatunku osobnika człekopodobnego… wiecie, skórka, by uwypuklić i nadmiary i braki… no niestety. Jak nic miał i nadmiary i braki i jeszcze ubytki!
Pan Gnat był jednakowoż nadmiernie dumny z siebie i tego, co uzyskał, znaczy czym się odznaczył oraz, czym się zajmował, gdyż azaliż wżdy… otóż był Kościeistą. I to podobno ostatnim z onego plemienia, rodzaju i tak dalej. Wiecie, wszelaki przykład narcyza, ale oczywiście takiego, który też wiedział co robi i że to, co robi jest istotne i jeszcze, iż musi pracować, bo inaczej, jak nic zniknie… tak, jak tylko przestanie pracować, to po prostu przestanie być potrzebny i już… no cóż, po prostu, zostanie wykluczony ze społeczności, planety i wymiaru.
Ot tak.
Wiedział o tym, a jednak jego narcystyczna nadzwyczaj osobowość pozwalała mu czasem w to wątpić. Jakoś tak. Dzielnie stawał na onej linie pomiędzy byciem i niebyciem, ale jednak jej nie przekraczał. Chociaż, czasem się chwiał, to w tę, to tamtą stronę, nicym kamerton, na pewno zepsuty, to w tą to w tamtą, to jakoś tak, zwyczajnie… zwalniał, przyśpieszał, jakby wiatry wiały…
A on miał przecież tylko w głowie kości.
Właściwie wszędzie je miał.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Rzeczy ulotne” – … opowiadania, wiem staroć, ale pamiętajcie, że wciąż odbudowywuję swoją biblioteczkę… a raczej się oszukuję. Ale jest. Zbiorek niewielki. Może i zmyślenia, może bajki, baśnie, zasłyszenia, a może i widzenia, przywidzenia, lub prawda? No kto wie?
Mapy, Studium w szmaragdzie, Magiczny tan, Październik w fotelu, Ukryta komora, Zbłąkane oblubienice, Kamyki z alei wspomnień, Pora zamykania, Zmiana w wodwo, Smak goryczy, To inni, Pamiątki i skarby, Na grzecznych chłopców czekają dary, Fakty w sprawie zniknięcia panny Finch, Dziwne dziewczynki, Arlekin i walentynki, Zamki, Problem Zuzanny, Instrukcja, Jak myślisz, jakie to uczucie?, Moje życie, Piętnaście malowanych kart z wampirzego tarota, Karmiący i karmieni, Krup chorobotwórców, Gdy nastał koniec, Goliat, Kartki z pamiętnika znalezionego w pudełku po butach w autobusie rejsowym gdzieś między Tulsą w stanie Oklahoma i Luisville w Kentucky, Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach, Dzień, w którym przybyły spodki, Ptak słońca, Wymyślanie Aladyna, Władca górskiej doliny…
Opowiadania, noweletki, krótkie formy wszelakie, bardziej lub mniej krótkie, wiersze… coś dla Tori Amos, coś po prostu skrobnięte, coś z Amerykańskich Bogów, coś… napisane przed czymś, napisane pod/po czymś, pod wpływem, a nawet coś nagrodzonego, bo przecież i takie rzeczy istnieją… no co? Trudno opisać antologię. Naprawdę. Przyznaję, że często po nie nie sięgam, wolę wejść w świat i historię i pobyć w nim, a krótka forma, choć sama lubię ją tworzyć, jest dla mnie zawsze początkiem czegoś większego, lub jego częścią. A jednak te miniatury Gaimana to perełki. Nie wszystkie, ale też nikt nie oczekuje, że autor zawsze popełni coś wysokich lotów, jednak nawet one na poziomie zwyczajnym jakoś „robią dzień”. Może was do czegoś zainspirują…
… może staną się waszym początkiem…
Piękne wydanie z serii Wydawnictwa Mag.
Wieje…
Nos kurde jak ja mam dość wiatru. Nie macie pojęcia jak można mieć dość wiatru, albo macie, co ja tam wiem, nie będę nikomu wmawiać, że ma lepiej niż ja… nic nie wiem, ostatnio ino za głowę się łapię, jak mnie jakoweś wieści dopadną z tak zwanego świata. Bo po prostu…
Nie wierzę.
Ale tam, z drugiej strony ja i tak mocno niewierąca w nic, więc na kij mi tam wiara, zwyczajnie to ono oszołomienie chyba na mnie tak działa, iż ludzie tak mogą, ciągle i ciągle i ciągle to samo motać, w to samo się pchać, w tym samym brodzić, mieszać się do tego samego, no weźcie no. Ile można. Już nie chodzi o Einsteina nawet, choć mówił, że to głupie jest, ale jednak… no na chłopski rozum!
Ale… siedzicie w tym życiu, wiecie lepiej!
Nie o tym chciałam, o wietrze miało być… no więc jest… promy odwołane, jeden pływa, cudownie po prostu, jakoś jeszcze wydostać się z Wyspy wydostaniesz, ale już wrócić, to loteria, jak wrócę, to powiem wam, co wygrałam. W znaczeniu pokrętnym oczywiście, bo kto to tam wie co i jak… jeszcze te deszce niespokojne świat targające, no nie no, ja nerwami mymi tak nie mogę… nie żebym słońca pragneła, ale ciszy za oknem, mniej szumienia, wiecie…
… że wieje…
Ekhm!
Planujecie sobie ważny wyjazd i nie macie innej opcji ino ono morze.
Zagranic się człowiekowi zachciewa, kurna mać, ale przecież tak naprawdę poza Wyspą to wsio jakaś taka zagranica, zamorska, wszelako, inna, świat z ludźmi odzianymi w marki jakieś i dbającymi o włosy, a tutaj… natura! Wiatr mnie czesze, deszcz mnie myje, nawet jak w domu człek się naodżywkuje, to i tak wsio spłynie, więc po co wciąż się starasz głupia… ech, ty i te twoje szaleństwa. A potem masz, esemesa ci przysyłają, że odwołują ci prom. I to nie tak, że od razu mówią, kiedy się tobą zajmą, nie, wywiozą cię poza Wyspę, ocywiście, ale jeśli chodzi o powrót to się sama pani sobą zajmnie, no przecież nie będziemy się wtrącać…
Się pani nie zajmnie bo pani ułomna, ale oni choć to wiedzą, to strugają wariata.
Ale tak to jest teraz w tych czasach z obsługą klienta. Nie dość, że na kasie robi właściwie każdy z nas… skumaliście to już? No każy z nas na kasie robi i jeszcze to sobie chwalimy. Wiem, że samoobsługowa łatwiej, mniej ludzi, ale i tak w IKEA ktoś ci w kark dyszy, że za wolno te świeczki majtasz i tykasz tym cykaczem, i tak patrzą ci na ręce, nos kurna mać, ja się na kasjerkę nie uczyłam, bo się nie nadaję… ha! Zna się swoje granice i ułomności! Oj tak, niestety… Ludzi nie toleruję, słabo widzę i się telepię, no od razu świeczka skasowana co najmniej trzy razy.
Nie no…
Idziesz do pracy, potem po drodze jeszcze robisz za nadzwyczaj znowu podrożałych zakupów kasowanie i co, w domu dalej zapierdiel, bo pozmywać trzeba, posprzątać… to kiedy ten cas wolny?
Bo wiecie co, ja nie mam.
Jakoś tak…
A człowiek se myślał, że wolniejsze to życie tutaj… przecież imprez nie ma, pośpiechu… nie no, nic nie ma, dlatego tyle trzeba się nalatać. A jeszcze szefa mojego ulubionego ogrodniczego oskarżyli o terroryzm… znaczy z tego paragrafu, bo teraz trza być mistrzem w bomb robieniu by nawozy sprzedawać, by wiedzież z czego najlepsze i ile można komuś worków dać czy flaszek… Wiecie, niby logiczne, ale kto tu u nas kurna kupuje na tony nawozów w ogrodniczym…
… małym takim.
Kogo stać?
Nawet Breivik se dostawę chyba cięarówką zamówił, nie?