„Podróże bywają czasem tak bardzo skomplikowane. Jesteś wygranym, jeżeli siedzisz we własnym aucie, wąchasz ino swoje własne pierdy i cieszysz się ino onymi własnymi, cielesnymi produkcjami, samoróbka, handmade, assmade i tak dalej… i nie musisz patrzeć na formujące się w przedziwne rąbane patronusy oddechy współjadących, czy idących, czy płynących, czy cokolwiek, jakkolwiek…
… latających?
No więc jeśli masz swoje miejsce, na ziemi i ono niewielkie przewoźne, wygrałeś. Przynajmniej tyle. Pewno, że wciąż bulisz za paliwo i inne tam przyjemności, ale jednak, jakoś tak, wygodniej. Stajesz, gdy ci się chce, siadasz, sikasz… no dobra, bez tych pokazów na autostraach panowie!!! Widziałm nawet rowerystów, co na moście… a drewka mieli metr dalej…
Nie dbasz o wiele poza sobą i pojazdem… więc dlaczego ta jedna morda uczepiła się ciebie, że niby nie możesz, że ekologia, ten wywołany przez Pokrętną Ouiję Bóg/Demon, jest niezadowolony. Zwykle i tak chodzisz, nie latasz, nie stać cię w końcu, a ona co… miast dobierać się do bogatych to o biednego… co, łatwiej suko już kopanego kopać… a ptrz, oto ja: Pokopany się odradzam i mogą ci wyrzucić w ryj dojrzewanie w komuniźmie, stan wojenny i obozy koncentacyjne… I co? I jak ugryziesz problem moich traum powojenny, które Babcia mi przekazała?
Azaliż wżdy obosieczny to miecz… ten aktywizm, faszyzm i wszelakie inwigilacje, do tego wyznania i inne tam echolokacje.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Dwór Cierni i Róż” – … czytałam to kiedyś. W onej zaprzeszłej przeszłości, ale chciałam do tego wrócić. Tak, wiem, hype na oną autorkę przypomina mocne tortury… próbuje się wedrzeć w człowiek poprzez nagle książkowego Tiktoka, Instagram czy inne tam SMy. Ale w rzeczywistości chciałam wrócić, bo mi się podobało. Choć opowieść dość prosta, Piękna i Bestia, klątwa do złamania, rodzina, trochę klimacik jak z Igrzysk i uczucie… nie pierwszyzna, a jednak, ten niegrecny dowcip, nietuinkowość postaci, okay… od czasu wydania tej powieści postaci są zwykle takie, więc nihil novi, jednakże, wtedy to było takie miłe… fajne czytadło…
Teraz nagle odkrycie… archeologicne. LOL
A przecie one lata temu takich książek rodziło się sporo. Ludzie zapominali o autorach jak Feist czy Donaldson, świetności przełomu wieków, już nie wspominam nawet klasyków… i szukali czegoś romantycznego i barziej lekkiego… chyba? Jakby tracili pewne umiejętności… rozumienia cytanego słowa, nie wiem… wiem jedno, ta powieść nie jest zła. Jest… lekko nudna, lekko przewidywalna, brak jej pieprzu i przypraw mocniejszych i NIE nie chodzi mi o seks! Raczej o ten taki wkurw, zadiorność mocniejszą, jakieś… COŚ. Za co wdzięczną jestem, to opisy i stworzony świat, choć przypomina mi oarte z nadmiernej bykalności książki Hamilton… uuu, jakby to połączyć razem…
Ino mniej tych scen, to serio staje się… pomijalne…
No więc gdyby doprawić, byłoby cudnie, a tak jest okay. I chyba rozumiem, dlaczego babki sięgają po te powieści… dla baśniowości, bohaterek silnych, ale jednak zawsze mających coś na podorędziu, wiecie dłoń pomocną lub dwie… rozumiem. Ale nigdy nie zrozumiem onych facetów takich wiecie: oj takim niedostępny, ale czemu tak słabo się o mnie panienka stara… nosz kurna no…
Mniejsza, kto kocha to kocha, kto nie to nie… i po to są książki, by wybierać to, co wam pasuje!!! Żadnej mody nie toleruję!!!
Z cyklu przeczytane: „Tajny Klub Nietypowych Czarownic” – … a znaczy się kurna, jakie to są one typowe? Co? Jebana poprawność polityczna!!! Ta książka to zło w postaci najczystsej. Na dodatek prewidywalne i… bleee!!!
Ale… mamy boahterkę mogącą właściwie wszystko, któa nagle nic nie potrafi. Wychowana na łonie innej tam czarodziejki wie jedno, nie można kumulować magicznych na małej przestrzeni, ale jednak zgadza się by być opiekunką dziewczynek… dziwnych dziewczynek. Coś wam świta, nosz oczywiście, że zaświta, nie da się inaczej. Jedyny plus dorzucam powieści za psa!!! Serio!
Na miejscu mamy towarzystwo adoracji wzajemnej, ci o orientacji nudnej nie są opisywani nadmiernie, bo i po co. Nosz kurna, dziwię się, iż nasza bohaterka nie jest lesbijką… i nie, nie mam nic do gejów, wyhodowałam się sama w otoczeniu takim, gdzie było to dziwnie normalne… znaczy dziwnie teraz, gdy się na to patrzy. Na to, co dzieje się obecnie. Kochało się, więc się kochało i tyle. Żadnych lepszych traktowań czy gorszych. Książki i onej miłości tyż ju były… Ksiądz, Mercedes Lackey z jej magami… nosz weźcie no, jakbyście odkrywali już nie Ameryki a Mezopotamię. I wszędzie teraz, może i przepis jakowyś jest, jeen gej, jeden kolorowy bardziej, jeden mniej… zaraz usłyszę Szkotów z ich prawami… wróć… książka. Jest zwycajnie słaba. Ograne numery, przewiywalne zakończenie. Nudna. A szkoda, bo potencjał jest… i film byłby pewno fajny…
Ale z inną główną bohaterką, ta mnie wkurza. Choć ma psa…
Serdecznie nie polecam. Opis kompletnie nie pasuje do wnętrza.
Majówka…
Była i się zmyła była… nie żeby aż tak padało, ale na pewno wciąż jest chłodno… znaczy jak na maj. 10go bzy me wciąż nierozwinięte, chwasty rosną, ale cała reszta śni… jabłonki niezbyt, śliwka podobnie, znaczy zakwitła na noc jedną i przekwitła, a co się będzie przemęczać. Deszczu brak, wieje, nocą zimno, w dzień niby ciepło, a jak wyłazisz, to po chwili po kufajkę wracasz, bo jednak…
Telepie…
Ogólnie mówiąc miazga i degrengolada… Król z Królową przyjechać mają, się znaczy przypłynąć i chyba, nie wiem… opadła na mnie ona niemoc i kompletny brak zainteresowania tym, co się gdzieś tam dzieje i na co wpływu nie mam. Bardziej mi zależy na rzekach pełnych wody zdrowej, drzewach i żeby mi te cholerne przesłodkie jelonki przestały drzewka wpierdalać.
Nosz ile można.
Zależeć zaczyna mi na mnie… nosz kurde, zaskakujące… tak, to jeszcze nie miałam. Odkrycie, zapisać w poamiętniczku. Chcę gdzieś pojechać, wyruszyć gdzieś, coś, po coś, na coś… no pędzi mnie. Znowu… już tak miałam rok temu, uspokoiło się lekko na miesiąc i od nowa się zaczyna… więcej i więcej i więcej…
A może to tylko strach…
Pszczół nie ma.
Grzmoty majowe?
No właśnie, jak nie rąbnęło tak drugiego tygodnia mają, jak nie pierd… znaczy naprawdę głośno, doliczyłam do dwóch i już wdech brałam na trzy, gdy jebło tak, że pomyślałam, iż po szybach, a one drogie, nosz kurna molek! Na szczęście szyby stoją, znacy w całości, w ramach, gdzie były, dach się potrząsł ze ścianami, ale ustali. Dzielny domek, jebnęło potem jeszcze raz, później kilka razy w odali…
… i przeszło…
Dobrze, że chociaż popadało, ale… jeszcze 10 lat temu grzmot na Wyspie to było COŚ. Teraz pojawiają się dziwne bez ostrzeżenia i straszą. Nie przyzwyczaiłam się o tego. Zresztą, w ogóle ciągle ostatnio coś Wyspą majta, dźwieki iwne, jebane amerykańskie bombowce, kij wie co jeszcze, jakieś manewry, kurde no… ja już mam szczerze dość tego wszystkiego i tak człowieka na podstawowe szparagi nie stać, a wy jeszce dowalacie z tego. Nie mam już miejsca na więcej stresu!!!
I nie chcę się bać… żyć chcę, łagodniej.
Nosz do cholery jasnej, serio nie macie innych zabaw?
Drewniane domy mają to do siebie, że gdy wieje, to się ustawiają podle wiatru, a potem sobie skrzypią, tańczą i ogólnie muzykalne są… i okay, człowiek się przywycaja, ale grzmoty nie. I ten nagły wzrost liczby psów luzem latających i jeszcze szczekających – on nie gryzie. On pożera w całości, się pani nie boi!
A ty nawet noża nie moesz mieć…
Ogólnie, jak wspomniałam, nosz niemoc mnie jakowaś ogarnia… i wkurw. I strach jesce większy, choć już człek myślał, iż więcej dźwignąć nie może…