„Cheveyon…
… tak, było w jego imieniu coś z wiatru i morskich fal i obłoczków wolnych na nieboskłonie i skłonności ku niebieskości, onych liści chrupanie… i jeszcze one mglistości, pary poszukujące siebie, a w zamian znajdujące pnie i gałęzie, liściowie, mokre od porannej rosy, łyskające z pierwszymi promieniami słońca kropelki, na ostrych niczym wróżek szable liściach traw… auć!!!
Było w nim coś z onych zaskakujących, wiosennych grzmotów, gdy dziwnie jasne niebo rozdzierają żyły krwi, tętnice, a potem spadają pierwsze krople dotykając nagrzanej ziemi, betonu czy drewna… i rodzi się ten zapach, zapowiedź lata, ale tylko zapowiedź, wciąż noce są chłodne i przynoszą wytchnienie tym, co spiekli się całkowicie nieświadomie robiąc rzeczy, które musiały być zrobine.
… i jeszcze niepewność, zaczęte książki, porzucone listy, całkiem świadomie porwane miłosne wiersze z dzieciństwa, które już nim nie było, ale dorosłemu, starzejącemu się człowiekowi takim się wydają…
A on sam?
Cóż…
Nigdy nie umiał siebie opisać.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Dom nad błękitnym morzem” – … nie jestem woke i opis autora mnie przeraził, ale możliwe iż wystawiona byłam na nadmierne wokowanie, bo… ta książka jest piękna… po prostu piękna, choć i lekko przewidywalna, to jednak tchnie z niej jakowaś dobroć i taka odmienność przemiła i… te osobowości, oni bohaterowie… no, bez uray, ale dom, posiadanie domu i kogoś, kto nas kocha jest dla większości czymś najważniejszym, czymś bezpiecznym, a jednak często tak bardzo to od siebie odpychamy. Może nie chcemy widzieć, a moe tylko patreć?
Nie, to nie jest tylko opowieść o różnych dzieciach, akceptacji, rozmaitych dorosłych, które z onych dzieci wyrosły i… o tym, że tak serio, to nic się nie zmienia, bullingują cię za dzieciaka, w dorosłym życiu możes oberwać tak samo, chyba że nauczysz się tego, iż jesteś coś wart i żadna tam z ciebie szmata…
… upraszczając.
Tak, bałam się kolejnego prania mózgu, ale to pisanie, one słowa… dobra, mogłoby być więcej opisów, jakoś nie mogłam do końca zobaczyć domu i okolic, ale wiecie, ja mieszkam na wyspie, więc sobie to ułożyłam inaczej… i tak… warto! By oderwać się od codziennej przemocy. Wszelakiej.
Z cyklu przeczytane: „Poradnik zabójców wampirów Klubu Książki z Południa” – … dłuższego tytułu nie było? Widać nie… ale jeśli spodziewacie się krwi i starszych pań biegających z kuchennymi utensyliami by bić krwiopijców, to nie ta opowieść… oto jest diwna delikatność Południa, krainy, którą poznałam dzięki Anne Rice – a tak w ogóle, dlacego nie wznowią jej powieści? Ktoś coś? – oto opowieść o kobietach i o tym, jak często trudno im uwieryć w siebie. I jak bardo w chłopach wcią dremią one diwacności poglądów o tym, że jak bab, to mógu brak…
Chcielibyście…
Nie ma tak łatwo…
I o tym właśnie jest opowieść, wąpierz to ino coś w tle, coś co zmienia, przekłada, coś co wpływa na rodziny w małym miasteczku, coś, co nagle zmienia zdanie, coś… ktoś? Ale, przecież paniom nikt nie uwierzy, wiecie, chodzi o te dziwadła w wieku średnim, ni przypiął ni przyłatał, oj tak, znam to, he he he, nie wiedzą co z nami zrobić… niewidoczne i dziwne, tak, to my/one w końcu będą walczyć, ale najpierw będą sobą, kobietami, które kochają swoje rodziny i chcą dla nich jak najlepiej… w onej spiekocie Południa jej specyfice… grzeczności układnej… zrobią wszystko by nie wierzyć. Bo kto by uwierzył, ale jednak… giną dzieci, a one są matkami!
Nie, to nie typowe wamirze slachtowaia i jakieś tam romanse, to COŚ więcej. Dla tych, którzy jednak mają trochę więcej lat…
No dobrze, w końcu zakwitły jabłonie, róowią się i bielą, opadają płatkami, w końcu i bzy zaczynają szaleć, ciepłota dnia, która jednak zmienia się w chłód wieczora, za com wdzięczną… tchnie aromatami, ale… susza… i patrząc na prognozę będzie coraz gorzej. Już nawet człowieka chcą rozerwać informacjami i prezentacjami owych koszy na śmieci… jakby kurna było co prezentować. Sorry, ale ja nie mam odpadków jedzeniowych, większość idzie pod kwiatki jak już, albo wrony zabierają…
Ale najczęściej, zwyczajnie, nie mam co wyrzucić.
Mam plastik, bo wsio w to pakują, ale butelki u nas zwrotne, więc… nie wiem, na co mi one przegródki? Na jeden słoik na pół roku? Bez sensu to… ale nie ważne. W końcu będą nowe kosze po tych latach zapowiedzi i wiem jedno, w Szwecji się mało sprawdzają, co jedziemy, to zmiany, więc nie wiem, czy i tak wsio nie wyląduje w jednym… Ale w końcu, po tych wielu latach, będą dwa kosze i trzy przegródki. Ale mówiłam, nie ważne… Susza ważna. Pewno znowu Sct Hansa nie będzie, znowu ognie nie zapłoną, już ostrzegają, a moje płucka coś czują, że już jest nazbyt sucho.
Kwiaty w lesie nie poszalały w tym roku, chociaż urodzaj na orchidee jest. Ale zawilce i przylaszczki… nie… i rzeczki wyschnięte, wysychające, zanikające, obrywające się piaskowe brzegi Wyspy, których też nie będą chronić…
… nic nie będą…
Chór będzie, znaczy kosze!
Ale jak wyglądam przez okno, to pola wciąż żółte… nie, nie pd zorzy, kurde, z tym to te płyną w mediach… ludzie, to trza mieć dobre sprzęty by coś zobaczyć, sporadycznie co da się gołym okiem, więc… spokojnie. Zresztą, czy w ogóle ktoś pomyślał dlaczego je tak widać. Bo słonko boli!!!
I lepiej go unikać.
Ale żeby nie było, były i zorze, są żółte pola, pół Wyspy cieplejsze niż drugie pół, a dziwne mgły szaleją. Wszystko jest jakieś takie nie na miejscu. Jednak, w końcu cieplej, druga połowa maja i mamy naście stopni, WOW. Nocą chłodno, więc kocyk wciąż się przydaje, ale jak ktoś chce, to proszę, można się męczyć długo z oną żółcienią na niebie… bolącą. Można i dłużej pracować, czego rząd bardzo chce likwidując kolejne święta… pewno to i ostatnie Pinse… wolne. Dla odwrócenia uwagi info o pierwszym bobrze od wieków spotkanym w kraju, znaczy tu, w Danii… no nie wiem, ale spoglądając na miny tych, co to widzieli mitycznego stwora, to możliwe, iż były inne, ale jakoś tak, nikt nie wiedział czy to wydra czy synszyl jakowyś.
Ktoś nawet coś rzucił, że bóbr może być domowy?
Ja naprawdę zgłupieję w końcu…
Ludzie posiadają wiedzę tiktokową. I tyle. Nic więcej. Pewno jak nałożyć brązer czy też co kupić na Stanleya to wiedzą, ale bóbr czy wydra, to nie… jeszcze im łoś wyjdzie… brak mej wiary w ludzkość taką oczywistą sprawą jest…
Azaliż wżdy. LOL