Pan Tealight i Pasażer z gapą …

„Wszelakiej masy pojazdy i przedmioty, które pomagały się przemieszczać pojedynczym, tudzież większym ilościom jednostek mniej lub bardziej żywych, miały jedno wspólne, znaczy miały, ale nie do końca z tego sobie zdawały sprawę… zdanie o onych przewożonych. W szczególności jednak tych żywych… chociaż niekoniecznie w czasie samego przejazdu.

I brzmiało ono: upierdliwi

No bo szczerze, ile można słuchać o tym, że się stuka nie tak, że rytm i kołysanie niedobre, a ten tu ma chorobę lokomocyjną, nażarł się na dodatek lodów, trochę przetrawił serka, więc od razu… podobno w Rydze tak w ogóle jest pięknie, ale wyrażenie jechać do rygi nie było oną ekspresją, azaliż… gdyby popatrzeć na kolory i rozbryzg, może i by coś z tego było… obraz, abstrakcja warzywna…

Naprawdę, wyobraźcie sobie jak czuje się ktoś, na kogo widok dostajecie od razu małpiego rozumu, bo sklepiki ma w środku, by w mocniejszą chwilę później, albo i od razu, zależy… no ten bluzg… i zupka z dzieciństwa się przypomniała. Smrodek… no jak tak mona, lubię cię, e a mnie na mdłości bierze, czy jak to jest?

Jak oni w ogóle śmią tak reagować?

Przecież oni dla nich wszystko. Na kołach i kolanach, na płozach i posuwiskach, na wodzie i ziemi, w powietrzu i w tunelach…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Przecinaczka” – … no dobra… od razu mam jeden problem z tą książką, na pierwszy rzut oka, nosz kolory mi nie grają. Naprawdę. Zwyczajnie i nawycajnie jest bijąca po oczach, waląca w gały i naciągająca rzęsy! I powieki… od razu zmarszczki się człowiekowi wyciszają… ale potem była treść i jakoś tak… ekhm, roumiem, że w UK powariowali, ale ja naprawdę nie toleruję woke i innych szaleństw. Ludzie, homoseksualizm istniał od zawsze, a cała reszta, to choroba, koszmarna, zaburzenia, tudzież zwykłe nadmierne spożycie titktowej zupy pierwotnej.

Powinni przed tym ostrzegać.

Ale… jeśli wam nie przeszkada narzut dziwności i odmiany żeńskie zawodów, które, sorry, nie zawsze brzmią nawet znośnie, nie są potrzebne, no weźcie no, to powieść naprawdę nie jest taka zła. Co do tłumaczenia, to NAPRAWDĘ współczuję. Szczerze… tłumaczce… ale… znowu ale. Treść. Oto nowy świat, potomkowie bogów i tak dalej i tak dalej, gdzieś tak w Itace, gdzieś tam na dole mapy, zalanej, zmienionej, dziwnym trafem ino dwie się zmieściły mitologie, ale cóż, może w dalszym ciągu, na który się zapowiada, pójdzie bogaciej… no więc tam potomkinie Mojr żyją sobie lekko skłócone. Jedna jest… DETEKTYWEM!!! I rozwiązuje problemy, a czasem coś ucina, w końcu taka jej wrodzona moc… probem w tym, iż w jej mieście pojawia się coś, czego nie rozumie i tutaj nagle wkracza przeznaczenie, zauroczenie, miłość i takie tam…

Przygoda, walka i strach.

Z jednej strony bałam się, iż powieść będzie nadmiernym YA wetchnieniem ku męskości, na szczęście nim nie jest. Czyta się ją szybko, rozumie przesłanie, nawet można polubić główną bohaterkę, ale… ech, ta poprawność polityczna dusi, szczególnie, gdy pamięta się mitologie. Gdy się je kocha. Lepiej być ślepym na wiedzę… i chyba to właśnie wiedzy i jakiegoś ogarnięcia autorce brak… trochę, no sorry, ale można było się skonsultować. Bez urazy…

Czy chcę ciąg dalsy? Oczywiście… ale… się boję!

Z cyklu przeczytane: „Asystentka złoczyńcy” – … usz… to było ryzyko. Książka z internetu. Nie no, wiem, iż nie wszystko w internecie jest złe, ale jednak, kurde no! Na szczęście nie jest źle, gorzej, fajnie jest!

Pożarłam powieść w jeden wieczór i to z dziwną radością.

Oto jest sobie dziewczę w wieku już lekko dorosłym, po przejściach, z rodziną, którą utrzymuje, ma na swojej głowie i siostrę i chorego ojca, brak matki, brak pracy, wspomnienia z poprzedniej, mocno traumatyczne, a krainę, w której żyje opanowała dziwna choroba i jeszcze dusi ją jakiś tam Zły. Na szczęście nasza bohaterka ma dowcip rasowy, więc nie można się z nią smucić długo… I tak, oczywiście, że spotyka na swej drodze złego… Wróć, Złego! I jest fajno. Jest nowa praca, choć pracodawca dziwny… ale, nie można wybrzydzać. Nie z tym humorem!

Problem w tym, iż chyba mają się ksobie…

Chyba, ale nie natrętnie!

LOL

No ale… powieść lekka, łatwa, komicznie zabawna miejscami, a miejscami komicznie poważna i przyjemna w odbiorze. Współczesna w narracji, ale przynajmniej opisów nieskąpiącą, za to jej dzięki. I chyba będzie ciąg dalszy, bo urywa się w zbyt dobrym momencie. Zawiera te smoka i nie tylko.

Są i inne fajne bestie!!!

Polecam!

I kwitną jabłonie i jeszcze lilaki…

I w ogóle.

Nosz wiosna.

Ble… No co? Najważniejsze to nie kłamać i być sobą do końca. Znaczy, jak tam wam wygonie, ja wolę jednak tak, mniej trzeba pamiętać, w końcu kłamać to trzeba umieć i mieć do tego dryg. U mnie tych opcji brak. Wiosna też ich nie wywołuje. Ani zabawy w ogródku, spacery, słońce i takie tam…

Ot zwyczajność już niezwyczajnych pór roku.

Niestety… wolałam ich regularność, no ale, co zrobić? Czy w ogóle jeszcze jednostka ma wpływ na coś poza swoim własnym otoczeniem? Któż to może wiedzieć, nie chcę już czytać kolejnych badań, dość mam tej całej dołującej teraźniejszości, i ludzi, szczególnie tych życzących mi słońca, nierozumiejących nawet po latach, iż ja i słońce to niezbyt miła mieszanka… oj nie.

Świat mnie przeraża, a przecież żyję na Wyspie, co ja tam wiem?

To, co do mnie dociera, to ino jakiś miliprocent tego, co istnieje, więc, jakoś tak nie chcę więcej. Chcę się pozbyć onego miliprocenta i tyle. Wolę żyć w onej mej ułudzie i tyle. Jakoś tak mi z tym lepiej. Jakoś tak… chyba?

Ale herbatę z suszonego lilaka robię.

Bez to jednak bez… bez niego żyć smutno. LOL

Wiosna mnie nie jara…

Słonko i ciepło też nie.

Ale… zaraz będzie lato, a po nim znowu jesień cudna i zima. I chociaż pewno znowu nie będzie śniegu i tak dalej, to jednak warto o tym marzyć i na to czekać. Tak po prostu i już. Bo w końcu co innego humanoidom zostało w tych rejonach? Tak jakby niewiele… no ale, będzie sezon, jak nic się nie zawali znowu będzie jęczenie o onych ludziach przewalających się przez mój kawałek świata…

I tyle.

Regularność.

Miejmy tylko nadzieję, że z budową onego meczetu to jednak nie przesadzą, bo jak tak, to już nie wiem gdzie uciekać. Zauważyliście, iż nie ma już miejsc dla tych niewierzących i pracujących? Tych co jęczą mało i grzecznie wykonują prawa i obowiązki… wszędzie ino ona poprawność polityczna. To musi pierdyknąć, ale nie na mojej warcie. O nie, ja tego sprzątać nie będę. LOL

A na razie, człek ma na co czekać.

Na cud jakiś!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.