Pan Tealight i Snake Oil…

„Pielęgnacja odstarzenna…

Wszelakie maścidła, oleidła, wcierki oraz witkami batożenia, no i wyciski, wtręty podskórne i naskórne podduszenia. Pozbywanie i dodawanie, dorzucanie i dołykanie. Punktacje oraz dziwne przerywania myśli… to mieli na myśli. Znaczy myśleli tak, iż myśli w myślach zagmatwanych, no wiecie sami…

… chodziło o myślenie.

Mocne i wielkie oraz starzenie…

O one zmiany, których niekoniecznie się chciało, o one siły, które można było wprowadzić w człowieka, tudzież li inną istotę i po prostu, jakoś tak, coś zmienić. Czy na lepsze? Nie zawsze, ale jednak zmienić, tak, by się nie zmieniało… dość to dziwne było i przeczyło sobie we wszystkich miejscach, ale Pan Tealight już dawno przestał spoglądać na kolejne powstające i upadające interesy, które wywodziły się spod dachów Sklepiku z Niepotrzebnymi.

Jakoś tak było łatwiej.

Mniej zagmatwanie…

Jednak Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane jak zwykle obserwowała co się działo. Zawsze była tam pierwsza, często coś podrzucała twórcom, często też i ujmowała… te interesy, które wciąż istniały posiadały jej spore udziały… może nie zarabiała tak, jak chciała, ale jednak… po prostu działała. I obserwowała… czasem Pan Tealight myślał, że tak naprawdę, zwyczajnie, eksperymentowała na nich, jakoś tak… ale, nie był pewien. Ani tego, ani innych rzeczy ostatnio…

Znowu byt wiele się zmieniało, a on czuł się tym… przytłoczony.

Jakby nosił na sobie nie tylko one wieki, ale przede wszystkim góry, wądoły, wiadra cieczy wszelakich, których lepiej nie wylać na siebie, i bardzo niewygodne pudła, jak nic  IKEAi… do samodzielnego montażu. Gruchoczące, straszące tym, iż karton zaraz puści i śrubki się rozlecą… marzenia rozpadną.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Siostry” – … thriller? Ale jak to? Jaki thriller, to opowieść o siostrach, z których jedna jest tą, no, pracującą mrówką, a druga tym bawiącym się konikiem polnym, czy co to w bajce było… a potem ma wąty, że pracująca się z oną co podróżowała, ale kasy nie ma, kasą nie dzieli…

O tym jest ta opowieść i tyle, ale ponieważ są w tym jeszcze one dwie, dziwne siostry, matka, mąż, podejrzenia, więc wiecie, jest tego coś więcej, coś dookoła. I czyta się to szybko, ale w moim przypadku z wkurwem na oną wiecznie się bawiącą, roszczeniową sucz… tak, przyznaję się, znienawidziłam jedną siostrę, a potem drugą. Ino matka jest trochę logiczna… i wyspa…

No tak, wyspa…

Piękna! I tyle… Czy warto? Niezbyt…

Z cyklu przeczytane: „Jak sprzedać nawiedzony dom” – … ja pierdziu… ja pierdziu, ja pierziu… Okay, rozumiem, że ta powieść mogła mnie bardziej uderzyć z pewnych powodów rodinych, ale żeby a tak mną miotnęła?

Na chwilę jak Joey musiałam ją włożyć do lodówki, a dokłaniej schować i przeczytać głupie książki, ale nie mogłam o niej przestać myśleć, bo jest niesamowita. Taka, jak to drewiej pisano, z oną nutką południa USA… wiecie, smaczkami w postaci pań starszych, co to zawsze wiedzą co powiedzieć, no i oczywiście są oni… brat i siostra i to, co pamiętają  dzieciństwa… co im się w faktach nie zgadza.

I jeszcze są lalki i…

Ekhm, boję się lalek. Od zawsze…

I dziwne wydarzenia, które, no jakoś tak muszą zostać: rozwiązane, rozplątane, dopowiedziane, streszczone… bo przecież jak inaczej… przecież ona ma rodzinę, on może kiedyś będzie miał, przecież chcą żyć, a pieniądze się przydadzą, wróć, nagle są coraz bardziej potrzebne… i te koszmary z przesłości…

Co było prawdą?

Piękna, niesamowita, thriller, horror i powieść psychologiczna, raczej dla dorosłych, bo zbyt prawdziwa… BUUUU!!! Świetny język!

No tak, więc co z tym Van Goghiem?

Bo to był on, ona przesławna interaktywność i takie tam, więc była to jedna kupa wielka i tyle. Oczywiście jak porównać z tym, co mieli inni… a tak, oto jest zło i wszelaka wrogość social mediów. Wiadomix, jak ci jedni i drudzy pokazali jak powinno to wyglądać, hype taki na oną wystawę, iż wycajnie musisz, no jak nie… więc… no domagasz się tego samego, albo i jeszcze więcej, a tutaj co? Siedzenie na piekącej podłodze, okay, mogłam wziąć niewygodne krzesełko, ale jesteśmy w Szwecji, więc podłoga, ino kilka paneli z tych pokazywanych wielości w SM i tylko na nie padające światło rzutnika… kolory, zdjęcia, obrazy, słowa, ale to wszystko jakby w telewizorach kilkunastu, z których części i tak nie widzisz, więc… otula cię, ale nieokładnie, nie ma tego nad tobą, nie ma po…. nie jesteś w tym świecie. Nie!!!

I to mnie chyba wkurwiło najbardziej, tak barzo, że pojechaliśmy do Lund, bo musiałam sobie poprawić nastrój.

Albo wkurwa wyjeździć.

Nie pomogło, nadal nie mogę przeboleć tego, iż nie dostałam co mi obiecano. Właził człek do onej auli na zadupiu Malmo i co? Miał nadzieje, a tam, ani jednego słonecznika przy wejściu, a facet miał na ich punkcie obsesję. Albo i kilka… serio, byłoby mu głupio, gdyby zobaczył pełną wystawę i one okruchy, a które i tak musieliśmy zapłacić tyle samo. No dobra, plus zniżka za użytkowanie mostu, którego nie użytkujemy, ale i tak bulimy, więc… jakoś tak… No co? Szukam plusów…

Sklepik też ujowy!

Plusów brak, wróć, muzyka była cudowna!

Wystawa… minus siedemset!

Lund…

Ech, to miasto jest zwyczajnie piękne i posiada najfajniejsze sklepiki… dziwnie zawsze pełne ludzi – może ich wynajmują, czy coś? No wiem, że studenci i przyjezdni, no i jeszcze pewno zboczeńcy Muminowi jak ja, czy tam coś w ten deseń i oczywista, ci co chcą papier, bo tym razem sukałam Lexis Paper, sklepu, który nie tylko specjalizuje się w onym papierze i wszelakich do niego potrzebnych utensyliach, ale też zaczęli sprowadzać rzeczy z Japonii, dokładniej z firmy Traveler’s Notebook… a na to polowałam od ponad roku. Może bez Muminków, ale jednak… chciałam onej jakości i splendoru…

I co?

Chyba wolę jednak Notebook Therapy i ich Hinoki?

Ale na pewno na razie taniej będzie w Szwecji zamiast sprowadzać to z cłem… bez urazy, ale u nas go tyle walą, że przewyższa to koszt zakupów!!! Popierdzielone to wszystko… jebanie wiosennie na dodatek… kwietnia koniec, jak to piszę, na szczęście wciąż względnie chłodno, północny powiew nadaje!

Zaraz, czy niektórzy mieli majówki jakoweś?

Skąd tu Turyścizna?

No ale, sklep polecam, a to, że w ocenach o sklepie z Lund piszą, iż babka niemiła, no sorry, kurna, co ona ma wam się kłaniać, czy coś… po prostu, kompetentna i  uśmiechem, nie wiem o co już tym ludziom chodzi? Wyposażenie świetne, ceny normalne! Znaczy dla nas i tak niższe, bo to szwedzkie korony, więc…

LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.