„Przyszła do niego świtem tak ciemnym, jak tylko ciemne mogą być one świtania bez słońca, jesienne, późne, prawie zimowe, ciągnąc za sobą zaspaną Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki Pomordowane, jakby dopiero ta druga położyła się spać, a tamta pierwsza, nie mogła się czegoś doczekać… jakby nie do końca się dogadały, jakby jedna przynależała do nocy i wszelakiej mroczności, a ta druga, no cóż, wiecie, musiała już przyjść. Nie miała innego wyjścia.
Musiała.
Nie żeby chciała, chociaż może?
Może jednak chciała, może o to jej chodziło? Może była taka bardzo zakręcona, taka niesamowicie nie do końca pasująca do tych dziurek w tym świecie, nie miała nakrętki, wkrętaka, nie miała… więc… ale jednak przyszła, tylko dlaczego ta Wiedźma Wrona? Nos jak otrzeźwieje i wypije swoją herbatę, to będzie wkurzona, oj naprawdę, albo smutna, a to gorzej, nawet gorzej.
Ryzykowała, to na pewno.
Musiało jej zależeć, albo po prostu… po prostu była szalona.
A może i jedno i drugie?
Ale dlaczego tak stała i ciągnęła za sobą wielki, czerwony wózek, z woreczkami i dzwoneczkami, z patyczkami wszelakimi, mchem jeszcze, tym z fioletowymi grzybkami, i oczywiście cukierkami i ciastkami, w końcu bez nich nigdzie się nie ruszała, ale zwykle wystarczał jej Piernikowy plecak, kuzyn Piernikowej Chatki. Tak, dokładnie TEJ Chatki, tej, o której wielu marzyło, wielu wiedziało, a jeszcze większa ilość… nie pamiętała, że tam była.
Dorosła i zapomniała…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Tajne przez magiczne” – … kurcze… no dobra jest! Okay, nawaliłam czytając najpierw drugi tom, ale jednak teraz mogę go przeczytać rozumiejąc więcej i…
Ta książka jest naprawdę dobra. Zabawna, logiczna, bohaterka jakoś nie odnajduje w sobie dziwnych szaleństw, jej normalność wprost uderza po ocach, a wokół magia. I wszystko to magia ino ona nie, bo przecież kot musi być, one tak mają, co nie? Trzeci tom podobno powstaje i nie mogę się go doczekać!!!
Autorka mi powiedziała! LOL
No ale… oto jest opowieść o tej, co była zwykłą, młoą kobietą, którą w robocie wyymali, całkiem dosłownie też i wiecie, zmienia obecnie zatrudnienie. Okay, może i bycie woźną to nie marzenie każdego, ale w jej przypadku przedszkole to lekka wizja piekła, a jednak, co robić, trzeba żyć… szczególnie jak rodzina dziwna, kot też, a świat dookoła nagle dostaje dziwnego szmergla. No więc idzie toto biedne dziewczę, wersja mysz szara, do onego przedszkola, spojler – zostaje zatrudniona, i dzieci ją biją…
A i gorzej.
Potem pojawia się mamusia, przystojniak, ojczym i…
Miodzio! Z magią, krasnoludką w amoku i codzienności, która dopieka nam wszystkim, polecam!!!
Z cyklu przeczytane: „Legenda o Sigurdzie i Gudrun” – … ech… No więc część dalsza opowieści o tym jak całego Tolkiena zbieram. A mimo wsio trochę tego jest. I tak, wiem, można inaczej… ale ja chcę tak.
Chcę je mieć znowu wszystkie, jak rąbane Pokemony!
I akurat ten tom jest tak specjalny, że warto! Wersja z objaśnieniami, przypisami, dwiema pieśniami, po prostu miodzio z opisami!!! Jakby Szekspir ze Śródziemia! Piękna, intrygująca, głaszcząca islandzkie mity. No i to pierwsza publikacja tego w Polsce, więc dlaczego nie?
I wyrąbało kawał Gudhjem… i Allinge…
Morze, a raczej wiatr.
Właściwie ostrzeżenie było tylko takie, że ma wiać i to o onej ziwnej strony, nic poza tym. Inne miejsca miały być zalane, podlane, przypomniano strach i zgrozę z XIX wieku, ale jednak chyba nikt nie był gotowy na to… na rowalone drogi, porty… i to u nas, gdie pieniądze raczej nie płyną strugami. Wypływają, ale wiecie, w drugą stronę, to marnie… więc kiedy to naprawią?
Nie wiadomo.
Wiadomo, iż niektórych miejsc w przyszłym roku nie odwiedzicie. Nie tylko Kunstmuseum, które zamyka się na kilka lat wielkiego budowania i remontu, ale też i wędzarni ryb… parkingu, skał… idzie se cłowiek wybrzeżem, a tam nagle koniec drogi, musę przyznać, iż to mnie chyba trochę zszokowało, w końcu już były fale, były… i widać mocno poluzowały „wieczko”, a może i mocniej…
Wiem, mam wciąż opowieść ze Szwecji, ale może poczekać…
Może też nigdy nie wybrzmieć, bo jakoś smutno mi.
Ostatnio sens życia mi umyka… nie, nie w formie agłady, ale jakoś tak, no wiecie, oj tam, depresję mam jako dodatek stały, po prostu jest gorzej i tyle… więc jakoś tak nie planuję, nie wiem, nie marzę, a muszę, inaczej…
Po co żyć?
Tutaj.
Muzeum.
No tak, Kunstmuseum zamyka się na lat kilka, więc człowiek chciał po raz ostatni, coś uwiecznić, znowu zobaczyć, jakoś tak… pożegnać się? W końcu nic nie wiadomo… plany mają ambitne, a mi i tak lepiej na zewnątrz, choć ona biała bryła ze strumieniem – już w ostatni weekend był wyłączonym… jest intrygująca. Lubię oną czystą biel… okay, lekko przyszarzoną, one schody, zakręty, ale i proste linie…
Po prostu…
A teraz, tam ma być wszystko… za kilka lat, więc… wszystko się może…
Poszliśmy popatrzeć po raz ostatni i połazić dookoła, fale wciąż duże, wciąż wieje, woda, pada, imno, a może tylko jakoś tak przejmująco, może to one zaćmienia, może nie wiem… koniec października… zobaczymy jak to będie, a na razie powrót do Szweci, jak to było, początek września… a tak, no więc trzy dni na Tjörnie!
Nie chciałam wyjeżżać z Fjallbacki, no ale… kolejna wyspa, najpierw Orust, intrygująca, potem Tjörn, gdzie już raz byliśmy zimą… okaj, bardzo późną jesienią ni kilka… i chcieliśmy pomieszkać w innym miejscu. I nas pokarało za oną inność, bo dom śmierdział jak… ble… nie polecam starych domów!!! Ale… co do nowej wyspy, to jest piękna… pamiętajcie, że w okresie sezonu najwyższego wejście na Pilene jest płatne, zaskoczyło mnie to, więc olałam sprawę, Annę już widziałam, więc… wylądowaliśmy w Sundsby Säteri . I ja pierziu, to był dobry wybór. Świetne jedzenie i sklep. Miejsce by połazić, pomarzyć, po prostu pobyć, albo posiedzieć i robić nic…
Polecam.
I wybierajcie nowsze miejscówki… nie te, w których straszy. LOL