Pan Tealight i Morze…

„Dawno już nie słuchał jego pieśni, jakby próbował się odciąć, ale jednak… jakoś tak musiał, powinien był może… bo przecież ono śpiewało, krzyczało, jęczało, a nawet wznosiło modły, a on, niewzruszony, a przecież wrażliwy… nie słuchał. Jednak nie słuchał ale też nie potrafił żyć bez onego śpiewu.

Po prostu…

… więc może uznajmy, iż nie słuchał, ale za to usilnie podsłuchiwał. Mocno i wytrwale, jakby chciał wyłapać najmniejse zafałsowania, ale przecież Morze nigdy nie fałszowało, nawet jeśli nie o końca zgadzało się z wiatrem, wiadomo, kady ma jakieś tam swoje humorastości, to jednak, był poprawny… znaczy niby było, ale w tym miejscu, w tej przestrzeni Morze było nader męskie i rzeką, gdy tylko ta nie do końca patrzyła i zajmowała się plotkami z drugiej strony Wyspy, pokradał się po Białe Domostwo i jakoś tak, no wiecie, patrzył na to wszystko.

Czasem to wszystko oczywiście przychodziło do niego, ale ostatnio jakoś nie…

Jakby coś się zmieniło?

Tylko co?

Natura, to oczywista ciągła zmienność, ale są sprawy na tej ziemi, które są stałe, jak wieje, to cię przewiewa, jak pali, to boli, jak świeci, niekoniecznie jest jasno, a gdy pada, można zmoknąć albo nie… w zależności od zbyt wielu zmiennych… ale Morza się słucha. Po prostu. Trzeba.

Czuł, że jakoś go nie słuchają ostatnio…

Nawet ona.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Gra zaklinacza” – … to jest… Ja piernicze. Niby Carrisi jest już na mojej półce ukochanych autorów, a jednak, wciąż jakoś tak, jakoś… ocekuję, że da plamę, że nie uciągnie tej historii, bo to jest dłuższa historia, to opowieść o nim i tym, co potrafi. O ludziach, którymi tak łatwo manipulować i kobiecie, która nic nie czuje… albo też li tylko się jej tak wyaje…

Najważniejsze…

No tak, najważniejsze, to przeczytać te książki w opowiedniej kolejności, bo ja skaczę jak pijana kozica. LOL Ale… mamy policjantkę i mamy… zbrodnie. Wiele zbroni, wszelakich, niby normalność, jednak… jednak w momencie, gdy ona postanawia jakoś tak odejść od tego świata zbrodni, ona zbrodnia odnajduje ją…

Znowu.

Tylko, kto jest ofiarą, kto zbrodniarzem, kto… tak naprawdę. Czy można się splamić złem i nie zauważyć tego… zrobić coś, bo ON tak powiedział, ale jak powiedział, gdzie, kiedy… gdzie jest odpowiedź?

Genialne!

Z cyklu przeczytane: „Dom głosów” – … ja pier… Znaczy.

Nosz kurna, niby już wiesz, co będzie, wiesz, a i tak cię zaskoczy. Zawsze… tym razem natykamy się na zaklinacza dzieci, na usypiacza. Psychologa dziecięcego, który potrafi wejść im do głów i poznać prawdę o krzywdzie, czy też zwyczajnie, po prostu, wysłuchać ich… bo przecież dzieci nikt naprawdę nie słucha…

Nikt.

Nawet one same.

To kolejne spotkanie z synem pana Baloo, więc jak wykle zalecam czytanie po kolei, bo inaczej coś się łamie, coś ucieka, coś… no właśnie, a ono COŚ potrafi być niesamowicie istotne, jak ta bohterka, pojawiająca się w życiu bohatera z nienacka. Dorosła, a jednak nosząca w sobie wspomnienia dziecka, więc… czy on, usypiacz dzieci, może jej pomóc? Czy potrafi ją zrozumieć i dlaczego to wszystko wydaje się mu nagle takie… niebezpieczne? Takie dziwnie wykradające mu cząstki osobowości?

Z cyklu przeczytane: „W labiryncie” – … jeśli tylko nie widzieliście filmu.

A nawet jeśli widzieliście…

I tak warto, bo chociaż najprawdopodobniej znacie zakończenie, to jednak i tak może was urzec, zaskoczyć… A film też warto zobaczyć, swoją drogą.

Oto opowieść o nadziei i przerażeniu, o dziecku, aginięciu i o tym jak wraca się do żywych i jeszcze nadziei, smutku, przewrotności i okrucieństwie, które nosimy w sobie. Okrucieństwie, które pojawia się nawet w tych opisywanych jako dobrzy… bo gdy treba ratować siebie zrobimy wszystko… tylko, czy wszyscy tak postępują? Jak barzdo można wybaczyć, jak szybko, jak często? Jak można zapomnieć… i czy w ogóle można, czy się powinno?

Co jest prawdą…

Co kryje się w zakamarkach i tych widocznych miejscach, za zamkniętymi drzwiami, jęk, płacz, przecież tak łatwo odejść, nie interesować się… tak łatwo.

Po pierwsze osiemnastka, po drugie morze…

Osiemnastkę ma drugi w kolejce do tronu, czyli Christian, a dokładniej miał. Imprezka była na całego i to nie jedna. Dostał ordery i kieliszków za ponad 60 tysięcy od rządu, czyli wiecie, z pieniędzy tłumów… i tak się ludzie acęli zastanawiać, kurna, co to za kieliszki, że takie drogie, więc wyjaśnili.

Rozumiem, że pić widać trzeba, ale serio?

Nie ma w pałacach jakiś zakurzonych musztardówek?

Czepiam się… na pewno… uroczy moment balu, to oczywiście bucik zostawiony przez jedną z panienek. Tajemnicę wyjaśniono, książę w podróż się udawać nie musi, a firma, która bucik wyprodukowała popisała się komentarzem na oficjalnej stronie Kongehuseta, zaprasając niedoszłą księżniczkę na zakupy. LOL dostanie na pocieszenie nową parę za friko, ale pewno musi pokazać oną sławetną szpilkę.

Złotą.

Trochę kanał, że nie kryształowy ten slipers. LOL Jednak co tradycja, to tradycja, co nie? Szczególnie w kraju Andersena!

Co do morza, to trochę historii… w XIX wieku morze wzburzyło się, wody machane wiatrami podniosły się w części Dani ponad 2 metry, a nawet i więcej i zginęli ludzie. Wielu zaginęło… a gdy to piszę trwa podobny sztorm, z okna widzę jak kotłują się wody. Wiatr roznosi wszystko, co nieprzymocowane… przerażające, a jednak, psychicznie ten wiatr jest jaiś taki spokojniejszy, nie taki jak ten sztorm, co tydzień temu tutaj tańczył i majtał zmysłami i myślami…

Już są straty, ból i zgrzytanie zębów, ale jak mówią, iż nie należy się budować w linii zalewowej, to od razu, że zakazy, że godność, wolność… ech, człowieki! Poszaleliście naprawdę. Teraz worki i czekanie… aż przejdzie. Ten poprzedni sztorm trwał 10 dni, ten ma trwać ino dwa… chyba przyniosę jednak eukaliptus do domu, telepie nim za mocno, a dopiero udało mi się go uratować!

Jedno dobre z tego wiania, że człowiek może ogrzewanie załączyć, bo prąd tańszy… nie, wciąż go nie stać, ale jednak… pizga jak w kieleckiem!

Że polecę sławetnym cytacikiem.

A teraz dalej do Szwecji, w końcu jeszcze nie skończyłam, gdzie to ja ostatnio byłam? Boras? Tam? Oj też wiało. Oj tak… ale następnego dnia było znowu słońce, wrzesień się zaczął i nie wiedziałam nawet jak ciepły i letni będzie… i był… ale wtedy było słońce, wiatr i malutka rozgwiaza w fakach słonych i ciepłych, i jeszcze Reso i gacie, których nie było… No co? Robię zakupy raz w roku, jeśli chodzi o ciuchy. To traumatyczne doznanie i zwykle robię to podczas wakacji w outlecie. Wsio czarne i bawełniane… ale widać jak olewają bawełnę… wszędzie plastik, więc Reso z tą maciupką rozgwiazdą wydaje mi się teraz takie nierealne. Ale polecam!

Co prawda jak tam przyjechaliśmy akurat ludzie szykowali jakąś imprezkę, ale pewno zwykle to ciche miejsce, dziwnie odludne, chociaż ma wszystko… dziwnie lesiste, dzikie i zamieskałe zarazem. Pełne cudów morza, skał… takiej wolności, jaką dawać mogą tylko wyspy. Odcięcia pewnego od cywilizacji, bo przecież ten malutki most łatwo zalać, zniszczyć i co wtedy?

Cudowne miejsce.

Park, którego jest częścią, jest doprawdy warto zobaczenia i obejścia… dookoła. Albo wszerz i wzdłuż… albo od strony wody, ciepłej i zawiesistej oleistą słonością, tak innej niż ta dookoła Wyspy…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.