„Nie spał…
… jakoś tak, nigdy o tym nie myślał w wymiarze wszelakich godzin przeklętych, zmarnowanych, jakoś tak, zwyczajnie żył, nie mierząc doby na oną dzienną i nocną… chociaż, zauważał mrok… i wtedy lekko spowalniał. Zapatrywał się w oną głębię jego zimową, w oną wiosenną szarość, potem znikającą połyskliwość lata, a potem znowu, coraz głębszą, jesienną, zwykle mokrą, liściami tchnącą…
Znajomość.
Ale nie spał…
Może właśnie przez ten mrok.
Przez to jak się nim karmił i nie potrafił bez niego żyć. Gdyby już miał spać wybrałby dzień. Dzień i jasność, no może poza mrocznymi, deszczowymi dziennościami, które tak go uspokajały… może poza nimi. Ale jednak, wciąż, jakoś tak… noc była dla niego wszystkim. Oddychał nią i się karmił, kochał i nie do końca pojmował ono uczucie… żył w niej i poza nią, jak było trzeba…
Ale wiedział, wiedział co woli.
Ona te wiediała, dlatego czasem siezieli razem. Spragnieni ciemności sczególnie teraz, latem, gdy wszyscy woleli słońce, nazywali je radością, oni… cierpieli… a on nie spał… ona czasem, czasem częściej… ale też jakoś tak była już zmęczona tym wszystkim. Czuł to. Czuł, że jest mu bliższa, niż kiedyś.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „To nie jest kraj dla słabych magów” – … oj… no nie wiem… Nie wiem w jaki sposób nabyłam tom drugi zamiast pierwszego, ale ponieważ było to miłe zaskoczenie, chociaż czcionka wielka i sama akcja, to jednak, jakoś tak, choć brak opisów i głębszego wejścia w postacie… no wiem, marudna ja, to jednak dobrze i szybko się przeczytało. Jakoś tak… nie było źle. Może i mogło być lepiej, ale wciąż… naprawdę mi się spodobał ten świat…
Nawet tak skromnie dawkowany. I chcę więcej…
Teraz zapolować na tom pierwszy!
W ogóle ostatnio one, nowe dla mnie, polskie pisarki fantasy mnie mile zaskakują.
„Sydonia” – … odlot.
Tak wiem, Cherezińska znana jest z powieści dopracowanych i niesamowitych, genialnych, historycznych, ale to, tutaj się czuje, że było to coś więcej, jakaś misja… i chociaż sama bohaterka intrygująca, inna niż jej podobne w tamtych czasach, walcząca, wciąż i wciąż próbująca postawić na swoim, dzielna, to jednak, czuć, że autorka ją sobie naprawdę ukochała. Ją, skazaną za magię…
Wiedźmę.. a tak naprawdę kobietę, która postanowiła zawalczyć o siebie… garbuskę.
Piękny obraz i kobiety i świata, o którym nas w szkole nie uczono, nie wiem jak jest teraz… onego pogaństwa i chrześcijaństwa, protestantyzmu i powątpiewania, właściwemu człowiekowi obglądu natury i…
No właśnie…
… tyle tu tego, ale tak, powieść jak najbardziej historyczna, opisowa, jak lubię. Z pełnymi postaciami, znakiem czasów, onymi drobinkami, które pozwalają nam naprawdę wejść w przeszłość. Niesamowite dzieło!!!
„Ogon skorpiona” – … tak! Chciałam więcej pani archeolog i agentki FBI, szczególnie razem. Ambitnych, wciąż dostających po tyłku, spowitych duchem Pendergatsa, ale nie naciskanych przez niego…
Samotnych, chociaż razem.
Razem rozwiązujących kolejną sprawę… sprawę skarbu! Książka naprawdę do spożycia na jedno posiedzenie, zresztą objętościowo nie jest spora. Trochę zabrakło mi w niej samych bohaterek, ale nie narzekam. Za bardzo… cała sprawa jest tak skomplikowana, tak zamątana, że do końca człowiek nie wie co będie i dlaczego, i tu w sukurs przychodzi historia USA… i jest jak w Indianie Jonsie…
W tym z dobrych filmów. LOL
I dwa pierwse tomy trylogii by Cedric Sire, czyli: „Gorączka i krew” i „Pierwsza krew” – … obydwie, a trzecia przede mną leży… mocno inspirowane autorami, którymi autor się inspiruje, więc logiczne… logiczne, że mroczne, pełne legend, baśni, podań, dawnych wierzeń, które nagle wkradają się we współczesną codzienność, jakby nie skończył im się czas przydatności do spożycia…
Niesamowite opowieści nie całkiem kryminalne, krwawe i brutalne, a jednocześnie… tak wiem, jedni powiedzą, że to fantastyka, ale, cóż, człowiek, to dziwna istota. Pamiętliwa, chociaż i zapominalska, czasem zwraca się ku siłom przeszłości, by kierować swą teraźniejszością i czasem, ponosi za to karę, za one o nich zapomnienie, bogach, rytuałach… zapominając, iż one moce…
… cóż, są tak wciąż prawdziwe…
Krwawe, koszmarne, a jednak…
Dla mnie prawdziwe.
Bo napar z liści brzozy i antybiotyki się nie wykluczają, oczy przemyte szałwią, podziękowanie rzece za chłód… więc dlaczego i nie krew…
Booo.
Niesamowite, chociaż przyznam, iż wchodzi się w tom pierwszy dziwnie zbyt raptownie, jakoś tak, bez wstępu, jakoś tak zostajemy wrzuceni bez wyjaśnień, tak przychodzą one później, ale jednak, czytać należy uważnie, pamiętać kto to Terminator i doprawdy nie wątpić w ludzkie moce… i pewnego rodzaju magię…
Lipiec zaczął się wiatrem.
I deszczem…
Deszczem zaskakującym nawet same pogodynki… deszczem okrutnym, siekącym, dziwnie narastającym, by potem nagle zniknąć, jakby nic się nie wydarzyło, bo wiatr od razu osusza wszystko. Wiatr, który miota, miota w dziwnych, falowych uderzeniach… i przeraa i… nagle uświadamiam sobie, że nie pamiętam wiatru…
Zapomniałam jak to jest odczuwać ten strach.
Dźwięk deszczu też szokuje.
Nagły, szarpiący, miotający wszystkim i wszystkimi, jednocześnie zbawienny, ale też niszczący, jakby nie mógł się ecyoawać. I co mamy? No cóż, zniscone słabe sadzonki, nieco podlany świat, ale bardziej storturowany powiewami i jeszcze… uczucie, uczucie, które narasta, że może to lato nie będzie takie spokojne?
Leniwe i ciepłe?
U te dźwięki… nie znam ich… krople nie upadają jak krople, deszcz, chociaż wali i porusza domem, to jednak, jest jakiś taki inny, jakby chciał coś udowodnić, ale jednak… wiatr, ten to dopiero, jakoś tak, zmienił sposób mówienia.
Jakby wiał innym językiem…
Jakby… nie był nasz?
Lipiec się zacął…
… dziwnie tak mnie zaskoczył, bo nagle człek sobie uświadomił, że to już druga połowa roku, a on jeszcze jakby gdzieś tak w 2020 siedzi… nie wiem, ale ostatnimi casy czas się mnie nie łapie… znaczy marszczy i tak dalej, ale samo jego ogarnienie, wszystko prechodzi tak szybko i tylko gdy boli, wtedy zwalnia…
Gdy smutek… te…
Gdy nowe pierdoły uchwalają, co to do niedawna były jeszcze teroią siskową, pojawiają się jako ustawa, a tak, tracimy pocztę. Podobno niedochodowa. Najpierw Dania sprzedala pocztę Szwecji, a teraz ma gdzieś dopłacanie… znaczy dokładnie: paczki i większe rzeczy będą dostarczać, ale do mniejszych kogoś muszą nająć i tyle… i raczej by woleli tego nie robić i…
Nie wiem jak to ma działać, ale od dawna mówi się o tym, że Dania chce przejść na niepisowność ludzi… znaczy analfabetyzm totalny. Każdy dostanie swoją emotikonkę i tak się będzie podpisywał… okay, żartuję, chociaż, kto to tam wie… przez te naście lat tak, to zawsze było ułatwieniem, iż sporą część spraw można było załatwić przez internet. Niechodzenie do budynków i okienka, to nie tutaj, ale…
Najpierw były karty plastikowe, drapane, potem takie pipczyki, a teraz telefon do komputera i… no właśnie, nie mam telefonu, więc ostaje mi pipcyk, ale jak długo? I tak kompletnie tego nie ogarniam, Chowaniec robi wszystko, ale jakoś tak, czuję sie poza nawiasem…
I tylko ten czas…
Bo jeśli on tak apierdala, to na co ucyć się tych technologii, jak zaraz je zmienią?
Po co? Lepiej poczytać, popracować w ziemi, pouczyć się języków, a nie ciągle te komputery… i tak człek się łapie na tym, że dzień przy nich spędza… i co? Co z tego mamy? Znaczy wróć, mój eksperyment trwa, raz w tygodniu komputer.
Genialne!!!
Ale na pewno nie dla każdego… jednak czas, tak, ten nami wszystkimi majta.