Pan Tealight i Niewiosenek…

„… no przyszedł no.

Bezczelnie i w całości swej ołatkowanej i kwiecistej postaci. Pod spodem nagiej, ale owiniętej folią, bo wiecie, ci kosmici. Jakoś miał na ich punkcie wszelaką obsesję, której nie udawało się z niego wytrzepać, czy wyrzucić, w żaden sposób. Próbowali wszystkiego, ale w końcu spotykali go raczej raz w roku, więc czas nie był po ich stronie, a i… mogli go uwięzić, prawda, jenak skurczybyk miał jakieś takie zdolności do rozpuszczania się i przepływania przez macki i palce…

… więc więcej nie próbowali. Ale chcieli… chcieli kieyś znowu mieć zimę zimową i wiosnę i lato czy jesień… i znowu zimę. No dobre, niektórzy mieli na punkcie imy opsesję, ale jednak… nie wszyscy. Większość może? Mieli w końcu do tego prwo, by mieć swoje ulubione i miesiące i dni, tygodnie i pory roku…

Ale on…

… on był niczym… był tym czymś co było ni zimą ni wiosną, był czasem zimowym, ale wiatrem zbyt ciepłym, opadem deszczowym, częstą sztormowością i powodem wielu migren u Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Mrok” – … miodzio, cycuś glancuś i w ogóle! Po prostu… Nie, nie dlatego, iż autorkę uwielbiam, wcale a wcale, ale jednak, no kurcze no, po prostu ta książka, ono czytanie, chwila, zapomnienia o otaczającym świecie, ale i koszmar, w który wkraczamy…

Lacey Flint, tom 5 „przygód” tej, która ma więcej tajemnic niż ustawy przewidują. Tej, która zrobi wszystko dla wszystkich, ale też w jakiś dziwny sposób pryciąga zło. Zło w różnych postaciach, koszmary senne, najgorsze przywidzenia stają się prawdą… tym razem ofiarami padają kobiety i to wszystkie są zagrożone. Gdy dziwna organizacja nawołuje do straszenia kobiet, umniejszania ich zasług, powrotu czasów sprzed sufrażystek, jakoś tak… wcale człowiek nie czuje onej fikcji, a wszystko dlatego, że te czasy są obecne. W polityce coraz cęściej pojawiają się goście spragnieni odebrania nam praw wyborczych. Mamy iść za chłopem, rodzić, nie chodzić o szkoły, zwyczajnie, być czymś w rodzaju domowego zwierzęcia…

Tak, nawet w Danii.

Wiem… szokujące, ale Skandynawia zdaje się być głęboko nieświaddoma tego, w jaki sposób pomiata kobietami. Dziwnie zaskoczona odkrywa to od niedawna, że tyle praw, swobód, a jenak nic nie działa… dlatego ta powieść tak szokuje. Nazbyt prawdziwa pokazuje, co może się stać, jeśli tylko ktoś pociągnie za odpowiednie sznurki. Jak działa tłum… i tak naprawę oco chodzi prowodyrom…

… w końcu, zawsze o TO chodzi…

TO.

I nie inaczej jest w tej powieści. Szokującej, poruszającej, prawdziwej aż nazbytnio, z lekkim wątkiem miłosnym i jeszcze onym CZYMŚ w tle, co daje nam nadzieję na kolejne książki. bo Lacey, pani wody, jak najbardziej wróciła do pracy w policji. I chyba już nie da się z niej wywalić. W końcu świat jest aż nazbyt przerażający, a ona jest związana z Londynem na zawsze…

Świetna i szokująca.

Z cyklu przeczytane: „Pakt” – … tak… to raczej niepierwsza taka powieść. Coś się dzieje w latach nastoletnich, przyjaciele składają sobie obietnicę, jedno płaci za wszystkich, a potem, po latach pojawia się w ich życiach domagając się zapłaty za stracony czas. Złamane życie… i tak, czytałam już coś takiego, ale nie TAKIEGO.

Gdy grupa przyjaciół popełnia… cóż, właściwie zbrodnię, nie pomyłkę, nie zaliczają wpadki… są winni, ale tylko ona ma z nich najmniej do stracenia. Problem w tym, iż wszystko jakoś tak idzie nie po ich myśli, ona owieczka wybrana na rzeź naprawdę na nią izie, a oni, grupa przyjaciół… có, żyją. Dorastają, tworzą rodziny i kariery. Gdy ona znów pojawia się w ich życiu nie chcą jej w nim. Chociaż obiecali… więc… ona domaga się opełnienia warunków umowy, którą zawarli lata temu.

Czy lepiej ją zabić, czy spłacić dług?

Jednak żądania są absurdalne, a może tylko i sie tak wydaje?

Może wtedy to wcale nie był tak dobry pomysł, może… wszyscy płacili i wciąż płacą za to, co się stało?

Intrygująca, ale nie tak porywająca jak inne powieści autorki. W jakiś dziwny sposób przez cały czas miałam wrażenie onej absurdalności sytuacji. Narracja trochę leży, osobowości też. Jakoś tak… wiadomo było od początku jak to się skończy i rozwinie, a jednak, trochę sam koniec zaskakuje. Trochę… no, może odrobinę. Środek jest szokujący, ale przewidywalny, a cała reszta to fajna rozrywka…

Taka na jeden wieczór.

Pojedziemy do Szwecji?

No choźcie, na jeden dzień. Wiecie, zobaczyć jak to świat działa i tak alej. Większa ilość luzi jak wygląda, znaczy, że nie tylko w necie, ino właśnie na żywca i czy w ogóle świat poza Wyspą wciąż jeszcze istnieje, bo czasem człowiek ma wrażenie, że poza nią niczego nie ma i nic nie ma i w ogóle…

Jakoś tak.

Wciąż czasem mi się zaraz mówiąc komuś co robiłam, czy dlaczego mie nie było, nie zauważać dziwnego odbiorcy zdziwienia i zaskoczenia, bo w końcu… sama nie postrzegam Szwecji jako onej zagramanicy! W ogóle. Tak, pewno, że trza tam dojechać i dopłynąć, ale przecież stąd wszędzie trzeba, chociaż… jak tak sobie pomyślę, to reczywiście jest we mnie zakorzenione ono coś, co sprawia, że przejażdżkę dookoła Wyspy uznaję za powód do jet lagu. A raczej moje ciało uważa, no ale… jedziemy. Tak, ciemno jak w zadku, w końcu to początek lutego, ale… powoli. Znaczy wróć, szybko. Nie wolno się spóźnić na prom. Jak się spóźnisz umarł w butach i tak dalej…

Prom na szcęście stoi, chociaż pizga. No tak jest jak człowiek kupuje bilety z wyprzedzeniem kilkumiesięcznym, bo wiecie, taniej. Nie oszukujmy się. Nie stać mnie na bilety na ostatnią chwilę. Ino na te a 99DKK. I to nieczęsto… więc pogoda to zawsze jest loteria. Ale… mimo pizgawicy jakoś dopływamy do Ystad niemocno wykolebani… w pewnym momencie nawet mi się wydawało, że przez prerie sunę z Winnetou… bo ja z tych dzieci, co nie czytały Musierowicz ino kochały Rdzennych Amerykanów i jakoś zostało im to do dziś… choć boją się koni.

No serio, są piękne, ale… kopią.

Widzieliście kiedyś kogoś, kogo koń kopnął… ja widziałam, straszne to… i z wiekiem cora gorsze… a jeszcze za czasów zaprzeszłej służby niezdrowia, no koszmar i uraz, więc konie podziwiam z daleka.

Ale Winnetou… ech, wydumałam, że jazda bokiem do kierunku płynięcia, nacy wróć, siedzenie bokiem do kierunku płynięcia w takich okolicznościach wietrzności i tak alej, no po prostu jest okay. Nie no, wciąż na aviomarinie, błogosławione prochy! Serio! Szczerze. Do tego muzyka w uszy, coś uspokajającego, ługopis, notes, książka, swoje rzeczy i zapachy i można płynąć… stolik, cztery fotele, ktoś do potrzymania za rękę… tak można płynąć nawet jak buja… nawet jak się naoglądałeś onych filmików z falami z Morza Północnego. Oj, zły to był pomysł…

Ludzie naprawdę nie wiedzą jak wygląda nasz najbardziej wypasiony katamaran. A co, ma się piątkę… Numero 5! Rulez!

Ale… dopływamy, zjedżamy, ciepło, śniegu nie ma, ale… nie pada. No jakoś tak ziwnie, bo precież ostatnio zawsze jak jesteśmy w Szwecji, to padało, ale… to się zmieni, oj tak, zacznie padać, ale na razie zwykły krąg… tutaj oddać butelki, tam wysłać listy, tu siku… no co, ma się zwykłe też potrzeby, potem Malmo by sobie ludzi podoświadczać, a tak naprawdę po raz kolejny uświadomić, iż chyba nas już tu znają, w sklepie z herbatą babka się pyta: gdzie Miś… he he he… W tym z magicznymi elementami tyż wie, że ja to ja… nosz kurde no, przecież się w oczy nie rzucam.

Do oczu też nie.

Polski sklep i księgarnia. Oj tak, taka księgarnia to skarb… po prostu terapia. Po prostu zwyczajna terapia i niezwyczajna też.

Znów uderza mnie, że książki same mnie znajdują, iż niektóre rzeczy chcą zwyczajnie o mnie przyjść i jeszcze, że Muminki tu są i Egipt i jeszcze, magia i one obrazki, kartki, słowa, tyle słów… takie to cudowne, odświeżające, normalne. Takie to wszelakie i piękne, niesamowite i jeszcze…

Kurna, czy wszyscy nowu aczęli palić?

Co za świat… IKEA i potem coś, co chciałam i jeszcze… szok cenowy, oj tak, wsio poszło tak w górę, a przecież to Szwecja… U nas za lek, który dotą kosztował 50DKK płacimy teraz 250DKK cy 280DKK i nie ma zmiłuj, tam jest za grosze. Nosz kurna mać, co to, Meksyk USA? Straszny ten świat, ale… możemy z niego wrócić na Wyspę i chociaż Ystad, to taka Wyspa już, to jednak, dobrze, że… no nie… prom powinien być, nie ma go. Najpierw, że opóźniony 30 minut, potem 90… Poobno mają jakieś problemy, a ty czekasz na onym postoju przed morzem i czujesz jak coraz mocniejszy wiatr targa autami. Nie tylko twoim. I boisz się. Co jak nie przypłynie? Co jak prypłynie, ale nie odpłynie… przecież mogą cię tu zostawić, mogą owieźć, ale nie wypakować…

Mogą…

Spóźnieni i wytelepani trafiamy w końcu do domu prawie 2 godziny spóźnieni, ale docieramy, a to najważniejsze… może? Na pewnoe lepsze to, niż inne opcje. Podobno mieli problemy z elektryką… I w ogóle to ludzie się skarżą, że z portu wali tak dieslem, że nie daje się tam okien otworzyć. A wciąż to najdroższe miejscówki… chcieliście widoków, to je macie.

Współczuję, szczerze.

A teraz… nowu pada.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.