Pan Tealight i Zespoleniec…

„Nazywał się Zespoleniec, Karminarz Zespoleniec i miał dziwną pracę… obrzydliwą właściwie… ale opłacalną, więc, może kogoś mógł zainspirować, a może zafascynować, jak Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki Pomordowane

Może…

… właśnie ją? Ale ona, tak, wciąż była w innym miejscu i czasie, za jakąś zasłoną, gdzieś nad dziwnym jeziorem tak ciemnym, iż nie można było nie tylko dojrzeć dna, ale i własnego odbicia, jakby… pożerało światło, a nie było ino ruchomym lustrem… w którym coś się telepotało, trzepotało… siedziała tam na kamieniu, gdzie inni przed eonami wyryli znaki: węże i łodzie, żmije i odbicia stóp, wgłębienia i kółka, postacie i broń, mglistości i oczywistości i jeszcze jakieś niedokończoności, które może takie winny były być, jakby wiedzieli więcej, jakby prowadzili kroniki, a teraz…

Wszystko było jeziorem.

Ciemnością…

Ale on przybył teraz i szukał jej tutaj, na Wyspie, nie tam, gdzieś w oddalonej odali, która wysysała z niej siły, a jednocześnie coś jej ofiarowywała. Coś nowego, pięknego i potrzebnego tej niskiej, ciemnej postaci na skałach skulonej, zasłuchanej w one trzepotania jeziornych fal, tak inne niż te morskie, w oną słodkość powietrza, ciszę lekko wietrzną, no i jeszcze samą siebie…

Nie była teraz dla niego…

Właściwie nie wiedziała dla kogo i czego była i jakoś wcale jej to nie przeszkadało… wtedy i tam, tam na szarym głazie wbijającym się jej w pośladki i w to miejsce, o którym nie chciała wspominać i jeszcze… te sosny w wodzie, nicym brodzące, dostojne damy w podartych sukienkach… tak, na pewno Wiedźmy na Wyspie nie było, ale Wyspa w niej wciąż…

Może jenak więc robił to, co miał, on, Zespoleniec.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Prezent od Autorki, za który bardzo dziękuję!!!

Nie mogę się doczekać tej książki…

W końcu ze mnie Marzanna Morrigan, we trzech postaciach… tutaj link do książki.

Z cyklu przeczytane: „Dziewczyna w drugim rzędzie” – … ech, nie. Znaczy okay, tak, ale nie… i nie do końca wiem dlaczego?! Bo najpierw mnie zafascynowała. Wiecie, ten znajomy kstałt hostorii o poworci o miejsc z dzieciństwa, szkoła, wszelkie  nią powiązanae emocje, rodina, ech… sekrety… ale potem nagle pojawiły się dwie kobiety i w którymś momencie zaczęłam się gubić.

Całkowicie.

I nie wiem dlaczego… plus, wkurzały mie literówki!!!

Opowieść prowadzona jest z punktu narracji dwóch kobiet, więc, brace yourself i pamiętajcie o tym. Jedno zapomnienie, wtopienie się w historię ciężarnej i po was, zapominacie o ziennikarce, która zrestą jest jak dla mnie bardziej intrygującą postacią, ale a słabo opisaną, jakby… tej powieści zwyczajnie powinno być więcej, mocniej, głębiej… i może bez polskich wtrętów, ale to pewno tylko ja…

Nie lubię ich i tyle… więc…

Nie, to nie jest zła powieść, ale na pewno zagmatwana, lgnąca ku horrorom miejscami, lecz przez nie odpychana. Intrygująca, ale jednak, jakoś tak… potrzeba jej redakcji i uzupełnień i będzie hit! Na pewno czyta się i wyobraźnia działa! Pamiętajcie, że jednak jakoś ostatnio mam strasznie wysokie wymagania. LOL

Z cyklu przeczytane: „Nie ufaj nikomu” – … okay. Niby proste… on coś zrobił, popełnił samobójstwo, ona nic nie wiedziała, biedna matka, teraz terapeutka, uciskana, napiętnowana… w wyniku wszystkiego zabita zostaje dziewczyna, ale czy na pewno? Pojawia się jej współlokatorka, dziwna znajoma i…

… dlaczego po pięciu latach?

Dlaczego tak późno?

Po co rozdrapywać rany… by tyko powiedzieć, iż to nie on, że się nie zabił? Ale nawet jeśli, to co z ofiarą… i tak wędrujemy wzdłuż linii czasu, cofamy się, poznajemy prawdę i kłamstwo i nagle sami już nie wiemy…

Ona? Ale jak to…

Intrygująca, trochę prewidywalna, gdy lubi się ten schemat powieści, a trochę, pokręcona… jakaś taka zagubiona miejscami, ale i zwodząca… szybko się czyta. Sporo się po niej myśli, o winie, karze, zemście, miłości… prawdzie i związkach.

Z cyklu przeczytane: „Zgubny wpływ” – … okay, jakoś się obawiałam tej powieści. Wiecie, z jednej strony dobre recenzje, z drugiej, znowu policjantka, powrót do przeszłości, ale moje zboczenie na punkcie sekt wzięło górę. Bo tutaj właśnie to słowo jest kluczowe: sekty. Nie zbrodnia, porwanie, czy zaginięcie. Nie rodzina, miłość, tajemnice przesłości, ale właśnie sekta…

I to, jak działa.

I to, jak kształtuje ludzi…

I to… czy można być poza nią…

Ale było warto, gdy człowiek pominie zbyt skromne opisy, naprawdę warto, mimo wszystko… wielkie litery, jeśli ktoś zwraca na to uwagę, zbyt mało treści, ale rozbuona wyobraźnia leci w Google i przypomina sobie sprawy i opowieści, sczególnie teraz, w dobie YouTube’a tak bardzo jawne… pokazujące, jak truno jest być… nie wiem, poza nią, poza oną rodziną, myśleniem…

Poza…

A obok tego rozważanie na temat internetu i influenserskości… że tak sobie posłowotwórzę. A czemu nie. Czy to w ogóle ma sens, poza zarobkami, jakoś tak, czy ludzie z pokolenia normalności wstawiania obiadów w sieć i gołej dupy, są już w stanie powiedzieć jak to ukstałtowało ich i czy… cóż, czyż to nie inny wymiar sekciarstwa. Pewnego… nienamacalnego, psychicznego, prania mózgów, zmiany myślenia, aż w końcu, konforntacji z ludźmi na ulicy, w sklepie…

Na zewnątrz…

Bo to opowieść o onym zewętrzu i wspomnieniach… a gdzieś obok mały chłopiec czeka na ratunek. Dobra.

Z cyklu przeczytane: „Stor Panda och Lille Drake” – … znalazłam wSzwecji, co widać po języku i zakochałam się w tych wóch opowieściach… bo są dwie. Może jak na razie, może… cóż, oto filozofia w małej pigułce, pięknej pogułce, opowieść o miłości, byciu, przyjaźni, własności i istnieniu…

Czasem smutna, czasem… zaskakująca.

Mało słów, niesamowite rysunki w japońskim stylu.

Z cyklu przeczytane: „The Journey” – … bardziej znana książka Norbury’ego. Smutna miejscami, zbyt dosłowna, choć onych słów ino garść, to jednak… w końcu każdy z nas jest podróżą… i zawsze ona podróż się kończy…

Ech… nie na ciemne wieczory i depresję.

Albo… może tylko do oglądania? Piękna oprawa, doskonała na prezent, ale gdy dusza złamana, czasem nazbyt onych myśli może zaszkodzić… a może to tylko ja tak na słowa reaguję? Nie wiem…

Havgus…

Nastał havgus i tyle.

Przez kilka dni dziwna, mroźna wilgoć opanowała Wyspę męcząc i zwodząc zarazem Tubylców jak i Turyściznę, która znowu nie potrafi kupić sobie egarków na samochód. Tak, trzeba mieć zegarek, tak, w południowej Danii, gdzieś tam przy granicy niemieckiej, jest wymóg specjalnych zegarków, z niebieskim dodatkiem…

… więc serio, przez neta lepiej, bo ostatnio u nas je znaleźć, to po prostu koszmar. Nasz ma prawie 20 lat… kurde no! Może czasem mu wskazówka opadnie, ale działa jeszcze, jeszcze działa!!! I dobrze…

Ale co do havgusa, to podobno pojawił się i w Polsce i nastraszył ludzi.

Serio? Jakby już to słyszałam… jakoś tak, nikt nie obserwuje natury, nikt nie wie? Jest to tak sporadyczne zjawisko?! Nie pamięacie go sprzed roku czy kilku lat? No ludzie no… co się z wami dzieje? A może teraz ze wszystkiego lepiej zrobić coś przerażającego, coś emocjonującego w kiepską stronę?

Nie wiem… dziwne to…

Havgus to normalność atmosferyczna, czasem dająca wytchnienie, czasem, gdy zderza się z wrzącym wiatrem, aż jakaś taka równikowa, parna, niedająca oddychać… straszna, wydierająca siły z człowieka. Ech, to było dziwne kilka dni w tym i tak pokręconym lecie, no ale… nic zaskakującego… za to wciąż suchość pod kwiatami mnie zaskakuje. No przecież czasem popada…

A wciąż mało wody.

Za mało.

Mgła adwekcyjna… normalność, ale jak cłek patrzy na takie artykuły, to go trzepie. Głupiście luzie, czy tak odłączeni od natury? Co ajfona nie było wiać, czy jak? A może zalepiła mgła słuchawki?

Wiem… straszna jestem. LOL

Czasem mi się wydaje, i naprawdę człowieki odstają od tego co wokół nich. Wiecie, drzewa, mchy i porosty, kstałty gałęzi, wody meandry, mglistości, opady i kamienie, skały i piaski, morze, rzeka, staw… tyle teg, ale jakoś tak, już was nie zachwyca… nagle jakaś durna vlogerka reklamuje książkę, która ma nauczyć dorosłych zachwycania się wsystkim od nowa… i ja się pytam, ello, a popatrzcie na swoje dzieci, co to nie potrafią pobawić się tylko patykami i kamykami, nadać im imion i stopni niewojskowych, smoków im usypać i tak dalej… wyobraźnia w zaniku wszędzie?

Chyba tak.

A może to dlatego, że mnie na te szanelki nie stać?

Ech, nie, pewno ino dziwna jestem…

Może one wasze dzieci wwewnętrzne, to tak naprawdę stare, zgorzkniałe pryki, sączące piwo przed jakowymś mundialem? Oj, nie jest dobrze w żadnym z państw, ale u nas chociaż wciąż zbierają patyki… i porosty… i choć jestem dziwna ja, co widziała mrówki fajowe, gryzące, ale fajowe i jeszcze patyki i mchy i kamienie były i tańczyły tam w tym miejscu dookoła drew… tak, wiem…

Nienormalna… i dobrze!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.