Pan Tealight i Posłowie…

„Po słowie ugadani przyszli z daleka Posłowie coś ugadać z innymi sobie podobnymi, tutaj, na Wyspie… może i jakieś problemy swe przedstawić, może i propozycje, może i jakieś nowinki przywlec ze sobą, w końcu jakoś takoś Wyspa była Mniejszym Krańcem Świata Żyjącym Nad i Pod Skałą Jednocześnie

… jakoś tak?

Ale nagle, gdy już byli na miejscu, okazało się, że wszyscy jakoś tak bardziej zainteresowani są wyspaniem się, wypoczęciem, jakby opadła ich jakaś niemoc, ale taka niechorobowa, raczej wyzwolenie spod pęt i kajdanów codzienności nagle ich puściło… stali się wolni, stali się tylko sobą, nie ciągłą pracą i posłannictwem,

W końcu mogli żyć.

Może nawet coś zmienić w swoim życiu?

Tak, Wyspa na nich oddziaływała. Co więcej, możliwe iż nawet chciała ich dla siebie. Tak po prostu, może i kaprys, może i miała wizję jakowąś, może i Pani Wyspy zwyczajnie coś planowała, nie wiedzieli… a nawet jeśli wiedzieli, to Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane była wyjechana, a to oznaczało, iż patrzyła… naprawdę patrzyła na to, co się działa dookoła jej domu. Po prostu… była bardziej uważna, a jej wronie oczy miała nie tylko dookoła swojej głowy, ale też i…

Dookoła wszystkiego… tutaj.

Chociaż, może kątem oka mogłoby coś jej umknąć?

Może…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Sundial” – … tak, wiem. To nie jest autorka dla każego, ale dlaczego? No dlaczego ludzie tak uważają, że co, że pomyśleć trzeba, że tutaj każdy, nawet różowa gwiazdka może być podejrzaną? Że prawda bywa gorsząca, czy szokująca? Przecież… no weźcie no, ludzie są okrutni. Wolimy nie wiedzieć co się dzieje tam, czy tam… potem nagle udajemy zaskoczonych, że no jak tak można… a przecież wiedzieliśmy, podglądaliśmy…

A potem wiadomo, trauma i nadmiernie serwowane psychozy, mentalne problemy i takie tam. No wiecie… teraz każdy wymknie się organom z powodu płci nagle nabytej czy też porzuconej, lub choroby psychicznnej. Kiedyś stygmatyzująca, obecnie… ale właściwie to nie o tym, chociaż… nie do końca…

Oto opowieść o rodzinie.

Dziwnej. W której niby jest i mamusia i tatuś, ale jednak, jakoś tak, nie ma nikogo. I może tak jest? Może niektórym to pasuje, ale co z dziećmi? Jak one sobie radzą z tym, iż rodzice są… specyficzni?

I właściwie, czy to rodzice, czy może sąsiedzi?

Niesamowita książka, szokująca, pełna… właściwie wszystkiego, osobowości, postaci, słów, obrazów zmiennych, namiętności, jej braku, smutku… historia opisana tyloma wątkami, iż naprawdę trzeba się wczytać i przyznam, że nie mogę się doczekać kolejnych. Bo muszą być, jak już się liznęło takiego pisania, ma się przerąbane… inne powieści nagle smakują dziwnie gorzej, ale… nie wszystkie.

Z cyklu przeczytane: „Zaklinacz” – … oj tak… nosz kurce, jak już człowiek wątpi w literaturę, to pojawia się Carrisi i rowala mi system. Na dodatek czytam go nie po kolei, co mnie wkurza, ale ostępność książek marna, wciąż mam braki, a chcicę taką, że nie możecie sobie wyobrazić. A może możecie?

LOL

W tym tomie zaczynamy przygodę z Mią, poszukiwaczką dzieci… tą, która zawsze znajdzie trop, tylko, czy czasem nie łazi w kółko? I kim w ogóle jest? Dlaczego jest taka, jaka jest? Dziwna? A może po prostu coś przeczuwa?

Wie więcej, widzi…

Jednak jak zareagować, gdy natyka się na cmentarz dziecięcych rąk? Nie można po czymś takim zwyczajnie wrócić do domu i wciąż móc patrzeć na innych jak na kogoś, kto nie wsadzi ci noża w plecy. Nie da się. Można tylko podejrzewać każdego, lecz czy wtedy można po prostu żyć?

Względnie normalnie?

Genialna, przerażająca i smutna…

Z cyklu przeczytane: „Dom bez wspomnień” – … tak, wiem. Pierwszy powinno się przeczytać „Dom głosów”, ale nie miałam. No po prostu, więc… więc powiem jedno, mona przeczytać bez pierwszego, ale wiele się traci. Bardzo wiele, za to z drugiej strony jest się dziwnie świeżym nabytkiem dla tych słów…

A opowieść jest ponownie psychologiczna, dziecięca, w końcu głównym bohaterem jest zarazem zbrodnia jak i on, specialista od usypiania dzieci… już to brzmi dziwnie dwuznacznie, już w tym momencie nie chcemy wiedzieć więcej, a jednak, i zarazem chcemy, więc wkraczamy w ten świat i jakoś tak…

Czujemy się kiepsko, ale przecież dobro dzieci…

Tylko, czy to wciąż są dzieci?

Czy naprawdę istnieje coś takiego jak niewinność? Człowiek myślący po swojemu, w pełni odpowiedzialny a swoje czyny, gdy pomyślimy o hipnozie? Tak, jak się okazuje, można, można tak wiele…

Z cyklu przeczytane: „Dziewczyna we mgle” – … małe miasteczko… dziwna sekta, ginące dziewczęta… fluoryt, pieniąde, oskarżenia, porwanie, a może ucieczka, kto wie? Kolejne zwłoki, krew, ślady…

I on, dziwny glina.

I jego pomocnik…

Ludzie, którzy wierzą i ci, którzy wiedzą. I szaleństwo, które niszczy spokój, który nawet nie istniał tutaj, a może… może w takich miejscach każdy jest winny? W końcu jak mogli nie wiedzieć? Jak? Przecież jest ich tak niewielu, skały dookoła, ten wiatr, święta… ten czas, tak, to był doskonały moment, by zniknąć…

Ta powieść strasznie trzepie. Stajecie najpierw po jednej stronie, potem po drugiej, aż w końcu już nie wiecie kto i co, jak? Aż w końcu, w końcu dorywa was prawda i wiecie, że temu autorowi w niczym nie wolno ufać.

W niczym…

Z cyklu przeczytane: „Wiedźmy z Dechowic” – … tom drugi.

Przyznam, że po pierwszym byłam ciekawa co będzie dalej, bo w końcu potencjał był. Trochę się naczekałam na ten tom, ale jednak warto było i chociaż coś mi przypomina i wiem, że korzysta z pomysłów już wielokrotnie wałkowanych, ale jednak, jakoś tak… znajome tereny, one babcie w chustkach, ploteczki, siły pokrętne, mieszanie tego co zagraniczne z tym, co współczesne…

Oj, to się nie może skończyć dobrze.

Ktoś moe nawet kopnąć w niejeden kalendarz!

Dowcipna i rozrywkowa, fajnie napiana opowieść o wiedźmostwie, które posługuje się siłami sobie ino znanymi. Które skorzysta z każdych pomysłów nie bacząc na skutki, w końcu zawsze można potem obiektom pamięć odebrać ale jednak, jak obcy przyłażą się panoszyć na naszym, to sorry, ale trza zareagować.

Mocno!!!

Nasze panie po best before, ale jak najbardziej w terminie ważności gdy chozi o typowe Baby Jagi, znowu stawiają swe pomarszczone dłonie i czoła siłom mniej lub bardziej nieczystym. Znajomym i nieznajomym, i dziwują się, jak to Wieszczka mówiła… na wakacje doskonałe czytanie.

I po nich też!!!

Sierpień…

No dobra, to było dla wielu zaskoczenie, chyba?

W końcu powoli na Wyspie pojawia się jakaś ciemność i mroczność, ale te wiatry, one sztormy, promy znowu porysowane, mogące płynąć, dziwnie niepływalne, no po prostu horror, a do tego opady deszczu i to nie takie tam sobie letnie popadówki… ino lanie ze szlaucha, a wiadomo, dookooła ludzie w namiotach, a tutaj dwa dni sztormu… nosz po prostu bajka, jak siedzicie w domu.

Ale siedzieć półtorej godziny na promie w porcie i nie móc wysiąść? Nosz przecież to koszmar!!! Na dodatek jeszcze ono trwanie i mylne prognozy pogody, które pokręciły w głowach nawet morskim wilkom, ale…

Drzewa powyrywane, ludzie wkurwieni…

A już widok idiotów wybierających się na wyjazdówkę w takie warunki na rowerach i to z dziećmi… czy was pojebało? Jedna piącha z wiatru na górce, rower pod auto i co? Kto będzie odpowiadał? Znowu będzie: nie wiedzieliśmy, wina nieba? A może jednak to wasza wina boście głupi?

Cóż… ludzie naprawdę nie myślą…

A Wyspa znowu ma problemy z promami.

A w nocy było 12 C…

Chyba nigdy nie było az tak zimno na początku sierpnia aczkolwiek przyznam, iż to bardziej normalna pogoda dla Wyspy niż te dziwne upały, które mieliśmy przez kilka ostatnich lat… kiedyś zwykle w lipcu było kilka cieplejszych, wrzących nawet dni, ale potem zawsze bryza. Nigdy ohydnego upału…

… więc jak dla mnie pogoda w końcu nromalna, ale…

Ale pewne jest jedno, w lipcu temperatury były lekko ponad 20 C. I imny wiatr. Wiadomo, w słońcu paliło tak, że topiło soczewki, a w cieniu mróz. Wieczorami coraz chłodniej… sierpień zaczął się od deszczów, orkanowych wiatrów i takich tam rozrywek. Jedno mnie zawsze oszałamia, jak ludzie zapominają, wybierając się na Wyspę, że tak łatwo  niej nie mona wyjechać… możecie próbować wpław, ale przy tych falach, no i jak weźmiecie ze sobą, auta czy rowery?

To jest wyspa… miejsce na morzu, tutaj… mamy inne reguły.

Oj mamy.

Pamiętajcie, że zawsze można próbować wynająć coś bardziej stabilnego, no i czasem naprawdę warto, sama kiedyś moknęłam z połową dobytku w niewielkim namiocie… koszmar!!! A dokładniej to jakieś 15 lat temu?

WOW…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.