„One Kciuki.
Mocarne i okrutne.
Niewybaczające.
Hejterzy przebrzydli wciąż klikający „nie lubię”, łapki w dół wrzucający, oskarżający w komentarzach wszystkich o zachowania wszelako nieobyczajne… albo piszące co im się tam podoba, bo przecież mogą. Wysyłające te zdjęcia, klikające wszystko co się da, regulujący mocno wszelakie wirusowe zachowania przedmiotów, które choć podobno martwe, jednak mają inteligencję…
… inteligencję nie do końca zrozumiałą.
Kciuki…
Nawet nie dłonie, nawet nie ręce, może owłosione i spuchnięte, pachy i kadłubki, odnóżki i nóżki, wielkie i mniejsze, brzuchy i stopy… i jeszcze te oczywiste nieoczywistości i oczywiście… ludzie. Człowieki. Osoby. Posiadacze dojść w internetowy świat, ale czy naprawdę oni tym władają?
Oni…
Może im się wydawać, że coś wiedzą, że przeczuwają, może i nawet czasem coś im się wyaje, iż nie, to nie oni, przecież nie pisali, przecież byli tam może, ale zajmowali się całkiem czymś innym…
Kciuki i Wrony, to będzie świata koniec.
A może tylko Kciuki, a Wrony ino na wyżerkę.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Narcyz spętany” – … eeee… czy ja to w ogóle czytałam? Bo wyszło jak już nie mieszkałam w Polsce, a powieści, które wtedy wydano raczej nie zawsze trafiały w moje ręce, więc czy czytałam…
Czy jednak nie?
Chyba, nie wiem… może to przez to, że czytałam tylko raz. No co? Nie oszukujmy się, to taki wciągający odmóżdżacz z seksualnym zacięciem, przez co czasem człek podnosi łeb i się zastanawia, czuł coś, czy nie? A może jednak… pełnia jakaś, czy inny wampirzy pierun, a może do lupanaru mu… no wiecie…
Tym razem nasza bohaterka po wyprawie na pustynię i naukach u swojej mentorki stara się jakoś tam no ten swój konflikt rozwiązać, płciowy… znaczy, dosłownie to chodzi o to z kim spać, bo być przecież i tak zawsze mają być razem, poprzez jego naki, czyż nie? A może wszystko się odwróci, jeśli na scenę wkroczył nowy gracz?
Oto wraca triumwirat… ona, nie do końca wiadomo co, wilkołak i mistrz wampirów. Ekhm, niezły zestaw, do tego inne łaki, ameno i marakuje!
No co?
To pisanie jest takie właśnie rozwalające. Pozwala jakoś odsunąć codzienność i zwyczajnie sobie być i już…
PS. Czytać od początku, choć są tacy co czytali od środka i te jakoś przeżyli.
Wieje, wieje, wieje…
Nagle już nie pamiętam czasu sprzed wiania, nie wiem jak to jest, gdy nie buczy, majta domem, pada… Gdy można normalnie wyjść na zewnątrz nie ryzykując gałęzi drapiącej w plecy, lub co gorsza walącej sę na głowę. Nie no, niby nie jest to jakiś mega huraganowej mocy wiatr, ale dziwnie drapiacy, umysłowy, myślowy…
Męczący.
Ciężki był ten świąteczny czas, gdy człowiek chce sobie wyjść i pobyć w naturze, z naturą i wszelako bez kleszczy. Nie dość, że nagle zrobiło się 10 stopni minus 7, to pojawił się deszcz, potem sztorm, wiatr, nie no, ja się na to nie pisałam. Jak to USA ma mój śnieg, znaczy co? Znowu postnordem wysyłany był? A mówiłam, że wyłącznie kurierem i to najlepiej UPS… z doświadczenia…
No ale, człek już wie, że na nic wpływu nie ma, nawet na reklamy na YT wyskakujące i dorzucające mu coś do depresji. Szczególnie te pierdoły o kryzysie i Czerwony Krzyż, co to każe wyłączać wszystko… znaczy co? Bez wody, bez światła. Nie no, spoko, ale pracować pewno wciąż trzeba?
Na ślepego?
Nie mam plazmy, którą mogłabym wyłączyć, nie mam mywarki, czy mikrofali, czy… nie wiem, co tam normalni mają. Wciąż ino pralka i lodówka, więc jak to jest, Krzyżyk? Dołożysz mi się do mego zróżnicowania diety, bo węglowodany mnie dobijają. Chcę warzyw, ale mieszkam na Mniejszym Krańcu Świata i…
… mało tu jest i drogo tak, że przyjezdni uciekają.
I okay… nie mamy wiele, ale w takim razie, przestańcie nas bullingować!
Podatki w końcu chyba są wystarczająco męczące!!!
Poczucie winy…
Jak bardzo wzbudzają je media? Nie wiem, unikam ich… czytam książki sprzed wieku, czy też takie, całkiem zmyślone lub naukowe i jakoś tak, nie ma w nich reklam i odezw państwowych. Niby kryzys, ale jeszcze wam dokopiemy, w końcu od kilku lat tak wam ludzie cudownie, że w końcu…
Święta tutaj były smutne.
Ciche…
Nieoświetlone.
Nawet porezygnowali z choinek, na przykład u nas. Wiecie jakie to jest smutne? Wydają na pierdoły, ale nie na coś, co sprawi, że Tubylcy się uśmiechną, może poczują lepiej, lżej odrobinkę, może… bo ludzie się nie śmieją, liczą. W oknach coraz mniej świateł, domy znowu na sprzedaż… Wyspa ma przejebane. Co kryzys to zmiany. Co zmiany, to w dupę… kop prawej, z lewej, może odpady atomowe nowu się pojawią… czemu nie, w końcu kryzys, cisza ma być… a… Nowy Rok?
Oj, nie zauważyłam.
Czy ludzi chorują?
Nie wiem… nie wychodzę, bo pizga, a do ludzi, nawet jeśli wychodzę, wolę się nie zbliżać, bo i po co? Pierun wie gdzie byli czy będą? Lepiej się nie zbliżać. Ale może te deszcze chociaż rzeki wypełnią?