„Właściwie, to plany były inne…
Wiecie, słodkie, małe jagniątko, wszelaka rozmemławująca cię ciepłota serca, odbierająca myśli, które świat ten uznaje za złe, nieodpowienie i wysoce obraźliwe, niemiłe, niepuchate, nieskromne, aksamitnie obrzydliwe, czy nawert zaraźliwe. Kto to wie… te czasy, takie dziwne.
A jagniątko od zawsze i symbol i roztkliwienie…
Bo ono malutkie, puchate, wełniste, nieskromnie pożądajace tylko matki i jej mleka ale też i onej rozrywki, poznania nowego, poza onym stadem. Bo cóż jest tam, poza jednostajną, puchatą pierzynką stada? Może coś jeszcze bardziej miękkiego? A może i swawolnego, gzie można brykać i skakać i kląskać językiem tak różowym jak casem niebo o wschodzie słońca, wiatry zwiastujące…
Ale…
Są i tacy, co postregają jagniątko inaczej.
Jako ofiarę.
Nie ofiarę losu czy też wszelakiego uprzywilejowania, no bo białe i ładne, młode i wszystko przed nim, ale przede wszystkim jako ten podarunek dla bogów. Bóstw wszelakich większych i mniejszych, by je zatłuc, krwią ochlapać kamienie, by pozwolić karminowi nasycić trwę, ziemię pod nią, spłynąć ku wodom poskórnym i dzięki temu przemówić do wszystkich… bo pić trzeba. A woda jest, na razie, jescze jest. Nawet taka, oświęcona oną krwią… ale krew to jedno, potem mięso smaruje sę ziołami, zawiesza, piecze… część ofiaruje duchom, część innym bytom, część nieznanemu… by przebłagać ich za grzechy, których na pewno nie zdając sobie z tego sprawy, popełniliście wy człowieki, bo przecież zawsze dajecie plamę. W ten, czy inny sposób… i by przebłagać, zjawia się jagniątko… ale co, jeśli się okaże, iż ono jagniątko gryzie?
I wyrywa się…
I ucieka?
Kogo poświęcić?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Mokro i wieje, wieje i mokro…
Dziwność onej zimy jest niesamowita.
Jesień już była dziwna, wciąż zielona, się niekolorująca, a potem nagle nastała zima i liście i liście i zima… i to zimna zima… ale niestety przeszła i po dwudziestym grudnia nastała wiosna i wylazły robale. A robale, to nie jest fajna sprawa. Do tego ilości wody spadające z nieba, oj nie… za dużo, za szybko.
I to ciepło!
10 stopni, naście… nie no, przecież to jest jakieś szaleństwo… i nagle… wiadomość, że znowu ma się ochłodzić. Nie mam nic przeciwko, ale się zastanawiać, czy jednak nie posadzić drzewek i cebulek już nie wsadzić?
No co…
Bo jeżeli zamrozi, to wszystko… nie no, ale może nie zamrozi?
Może jednak…
Wieje… znowu wiatr się wzniósł na wyżyny wszelakiego pędu i gdzieś gna, coś gdzieś niesie, coś przestawia, coś podrzuca, coś… czegoś nie zabiera. I to jest dziwne, że wciąż pojawiają się jesienne liście.
Skąd?
Co do Sylwestra, to tak, strzelali.
I pryznam się, że tu mnie zaskoczyli. W końcu światełek to nie wynieśli na zewnątrz, ale wydawać kupę kasy na chwilę jebnięcia to od razu? Serio? Dlaczego się dziwię? Nie wiem, no ale… nic na to nie poradzę, ale się dziwię. W końcu te śmieci postrzelaniowe wciąż mokną, ale…
Najważniejsze, że listonosz w końcu paczki przyniósł.
Ach te priorytety z Polski, które idą dokładnie miesiąc… wysłane w tamtym roku, 3go grudnia, no tak, fajnie. Cudownie wprost. Niech żyje poczta północna. Oj, chyba im coś się pozmieniało znowu, że najbardziej zgryźliwy gość życzył mi miłego nowego goda. Z zaskoczenia omal nie oberwał w zamian drzwiami…
No przypadkowo!
Przecież nie specjalnie!
Zwyczajnie mnie wziął z zaskoczenia porannego, chociaż raczej już lekko popołudniowego. No weźcie no. Nie będę się tłumaczyć, boję się go! Zawsze jest opryskliwy, tym razem może wciąż na bani był? Nie wiem… wiem a to, że tutaj raczej piją. Wiecie, piją i jadą, to dość normalne. Dla nich. Młodzi to widzą i mają wszystko gdzieś, co najczęściej kończy się wypadkiem, w którym ktoś rani osoby trzecie, lub zabija, lub zawija się wokół drzewa… tak, tak zwani młodzi ludzie – dość ruchoma definicja w wymiarach wiekowych – są bardzo wraliwi i nie wiedzą co robić.
Nikt ich nie nauczył jak żyć… i dlatego są biedni tacy…
Czy pytanie: gdzie są rodzice? jest na miejscu?
Nie. Nie tutaj!
No ale, mamy nowy rok, nie wiem, jakoś nie kręci mnie to, że nowy stary czy jakiś tam recyclingowany… po prostu kolejny dzień. Szary i wietrzny, znowu deszcz wali w okna i szyby, w dach i ściany.