„Za mało używane K.
Te niechciane, nie że jakoś tak skazane, czy też może odrzucone, bo internet, bo dziwni ludzie nieakceptujący tak naprawdę egzotycznej inności, ale z łatwością dający sobie wmówić…
Wszystko inne.
Po prostu dziwnie tracące na popularności w świecie języków, które zmieniały się ku ucieszeniu leniwości pospólstwa. Nie było żadnego okólnika, ni jakiejś tam obwieszczającej notki, zwyczajnie… chociaż nie, zaraz, przecież niektóre kraje chciały się pozbyć swoich nader specyficznych liter, nie rozumiejąc, i to właśnie czyni ich wyjątkowymi, niesamowitymi, egzotycznycmi i pożądanymi.
Głupota.
Nie no… może jednak to wina internetu nie kochającego ąćś i tak dalej… może to jednak to? Duńskich, pięknych liter też nie lubił rozpoznawać… dlatego piątek stawał się piatkiem i tyle mógł z tym zrobić co nic, jeśli jescze był w nawie strony www, to już kompletnie miał przerąbane. Nagle…
Odbierano mu tożsamość…
Dlatego ona Misa chyba się pojawiła, pod lewem w kuchni Sklepiku z Niepotrzebnymi.
Dla ich wygody?
Czy też… głupoty?
Ale były te one, litery nieznane, odrzucone w pomroce dziejów apreszłych, gdy to układano alfabety, gdy czyniono zmiany, gdy kozikiem rzezano napisy na drewnianych belkach, gdy dłutem wydrapywano, wybijano większe szramy… wiecie, jak za bardzo skomplikowana, to może uprościć… hieroglify, hieratyka, demotyka…
Ech, to były czasy.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Aaaa! Nie myślałam, że mi się uda, jeszce w tym roku, ale się udało. Niewiele, bo niewiele, ale jednak… brawo ja. W końcu kto potrzebuje jedzenia, i tak się starzeję, jeść tra mniej i tak dalej… czytać więcej.
Patrzcie jakie nowości.
Po prostu jak nie ja.
… więc książki pod choinką były, znaczy były przez większość czasu, bo wiecie, bez urazy, ale nie mogłabym tak sama sobie zrobić czegoś takeigo, zmusić się do założenia czegoś, co nie jest czarne i tak dalej i uśmiechać się do obcych ludzi i ten stół i jeść przy kimś… z kimś. Nie, nie mogę…
To jedna z moich wizji piekła.
Kolejną jest opaanie się i ogólnie tak wane ciepłe kraje.
No ale… święta, święta i po nich. Nie oszukujmy się. Kto lubi rodzinnie, mam nadzieję, że naprawdę wam się udało i było filmowo i pięknie, i nikt się nie pokłócił. Jak ktoś woli tylko we dwoje i nieformalnie, czy w małej rodzince, zdrówka i dla was, mam nadzieję, że wsio się wysrało, wiecie, przeróbka żarcia jest ważna… tym, co w ogóle mają to gdzieś, też najlepszego. Może byliście na fajnym spacerze? Może nikt nie zadał wam tych durnych pytań, które wkurwiają was co roku…
A tym, co wolą być sami, nielicznym…
… uściski z daleka. Wirtualne. Bo wielu z nas nie lubi się ściskać, tacy jesteśmy nieokrzesani. Niezrozumiani przez wielu. Chociaż, z czasem dochodzę do wniosku, że to tak, jak moja Babcia, która nie rozumiała tego gotowania i wielości żarcia. Dla niej to było głupie. I jeszcze ono niewygodne siedzenie przy stole, żadnego zajęcia, czy przycięcia komara… no tak…
Święta to skomplikowana sprawa, odkomplikujmy je i niech karp i żarcie nie będą oną wyrocznią dobrze spędzonego czasu. Jak nam dają wolne, wykorzystajmy to dla siebie i tych, których kochamy… inni, cóż, inni też niech to zrobią. Chociaż w tym roku tego wolnego mało…
No tak, w tym roku wolnego mało.
Święta w weekend?
Zgroza wszelaka!!! Jak tak można, to powinno być zakazane, ale wielu ma wolny cały tydzień, wiecie, do pierwszego 2023, więc wielu wyjechało, wielu zaszyło się w domach, wyłażą ino w dzicz i strzelają… choć nie wolno, ale taka tradycja, czasem wciąż się zdarzy, iż ktoś wypali fajerwerka przedwcześnie.
Taki przedwczesny wytrysk…
He he he…
No jak żarty starego wujka, wielce obleśnego, przy karpiu. Oj, pamiętam takiego… yyyy… aż mogłabym przysiąc, że karp się na niego dziwnie patrzył i oczami przewracał. Zawsze był taki jeden, cały i patrzący… bleee… może dlatego tak kocham ten Jul. One choinki proste takie, one spotkania rodzinne, ale też całkowite olewactwo religijności, po prostu, spotkania znajomych czy rodziny, chwilowe czy dłuższe, i picie… no piją no, a potem bileciki i jakieś Majorki. Albo siedzenie w domu i zwyczajnie hygge i laba. Niepracowanie… taka fajna sprawa.
Chyba?
Wciąż mam z tym problem.
Co ja robię? Otóż ja świętuję cały grudzień od września, a przez cały rok na ten czas szykuję kalendarz, takie wiecie, po dwa prezenty dziennie, które upamiętniają nasze przygody, wydarzenia ważne i takie tam… wyjazdy… no i idę w dzicz, jak się da, w tym roku jakoś przedwcześnie no bo śnieg, a potem bez śniegu i wciąż mokro i pada, i mało bezpiecznie na ledwo ubitych, podmokłych ścieżkach, ale… kocham ten ciemniejszy czas. Bez słońca, pochmurnością i szarością…
I jeszcze…
Ten spokój Wyspy… tak… skończy się w okolicach i w Sylwestra, ale… potem znowu chyba wróci. Chociaż…
Będę musiała wycierpieć.
I nie, nie lepię, nie gotuję, jemy normalnie chociaż, mamy jakieś te tam grzeszki… no wiecie, granie w gry i czekolada!!!