Pan Tealight i Letnia Dzioucha…

„Bo prezenty przyszła podobno pod choinkę wstawić.

Pierun wiedział ino pod którą, no ale… mieli całą Wyspę do sprawdzenia, kilka choinkowych plantacji, lasy, no i te wszystkie sadzonki u Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane. Nie no, mogli jednak nie zdążyć jeśli było to coś zjadliwego… i ta wilgoć w powietrzu, dziwne ciepło, które otuliło ich wszystkich, miękkość deszczowych pioseneczek, sztorm…

… wiatry…

Nie…

Musieli się wziąć za siebie, założyć gumowce czy płetwy raczej i leźć na spacery poszukiwawcze, bo przecież nie można było tego nazwać inaczej, jakimiś wyprawami, czy akcjami, to już byłoby za wiele… i jeszcze ktoś by się dowiedział, zaczął węszyć, nie nie nie, trzeba było to bardziej po cichu załatwić. Po pierwsze coś takiego pojawiło się… eee chyba po raz trzeci za ich istnienia, znaczy nie wszystkich, tych najstarszych, a po drugie prezenty, w końcu tak nieładnie je przeoczyć… no i wiecie, to jednak Letnia Dzioucha. Ona. Może nie taka Ona jak Ona, którą mieli, ale jednak…

Ona.

… więc lepiej było znaleźć tę choinkę, modlić się by nie była członkinią kółka jakichś zainteresowań czy co gorsza, siostrzanego bractwa… wiecie, ha ha ha, i nie podzieliła się giftami z innymi, by też uszczknęli czegoś z onej całej niechwały i jakoś tak, normalniej mniej lub bardziej…

No wiecie, by się nie podzieliła.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Odwilż…

I zaczęła się… nawet nie odwilż, a woda z nieba, która zmyła śnieg. Do tego temperatura ponad 7 stopni, nie no, wcześniej było ponad 7 na minusie!!! I mróz, szadź, śnieg… i nagle, z dnia na dzień… wszystko się zmieniło. Jak to tak… Ciepłota sprawia, że nie dość, iż wszystko spływa, problemy mają na Wyspach Owczych, gzie błotne zlewki ochodzą do morza… czy u nas coś spłynie? A kto to wie? W końcu nie było onego jesiennego wymieszania się ziemi, rzeki i morza?!

Może to teraz będzie?

W końcu pogoda w tym roku to było czyste szaleństwo… bolesne szaleństwo.

Spoglądanie na resztki śniegu po pierwsze uświadamiają mi, iż tak wiele go spadło, a po drugie, że tak wiele go nagle deszcz odbiera. Niby i to woda i to woda, a jednak kurcze jakaś inna. Jakaś taka obca…

Nie stąd.

Jakaś taka smutna.

Bo jak to zima się zaczęła deszczem i mleczną mgłą? Ale przecież to nie o to chodzi, stary Scrooge będzie miał używanie, Grinch się skulił i rechoce ze śmiechu pod kapiącym okapem przysłoniętym jemiołą i choinkowymi gałązkami… bo się ludziom ubzdurzyło znowu, że będą białe święta… i tak, nie obchodzę, mam własne, ale to oznacza, iż wymagam zimności przez cały grudzień!

A co!

Mam prawo do szaleństwa wszelakiego.

Odwilż…

Nie tego człowiek chce na ten niby świąteczny czas. Czas, w którym tak naprawdę nigdy się nie odnajdywał. Zawsze nudziły go stoły i krzesła, zawsze chciał być z dala od onej masy ludzi… być ze sobą, książkami… tak, ja nie miałam onych świąt wspaniałych i tak dalej, wiecie jak z Hallmarkowych filmów.

Nie…

I wiem, że wielu z was też nie.

Krążą w świecie internetowym memy mówiące, że to nie Sanepid nadchodzi, więc przestańcie się wykańczać sprzątaniem i gotowaniem, ale z drugiej strony, może ktoś się w tym spełnia? Jak tak, to do roboty! Jak was to cieszy i wciąż myślicie, iż się uda osiągnąć to coś… to próbujcie, ale jak już wiecie, że to ino cierpienie, dajcie sobie siana, bo ból, który sprawiacie, sprawiacie sobie.

Zbyt wielki ból…

Może jak na Wyspie wyciągnijcie picie i jedzenie i odpocznijcie. Serio, żarcie nie musi być wielce wytworne i nie trzeba się trząść nad każdym pierogiem. Można po prostu je kupić. Można jeść też uszka poza świętami, wiedzieliście o tym? Bo jak tak zrobiłam kiedyś, to ktoś to widzący poczuł się…

Urażony.

Dziwne… jestem dziwna i już.

Można po prostu się wyspać, można odpocząć i jakoś tak wyluzować. Połazić w piżamie, poczytać, zjeść to, co się lubi, a nie to, co trzeba i już… i można zrobić też nic. Kompletnie nic. Niezauważyć tego czasu… bo czasem wydaje mi się, iż ludzie zapomnieli o onej wolności nierobienia tego, co tradycja nakazuje jak się jest u siebie, w domu, własnym, po dachem, w ścianach… robię to od tak dawna… a wy?

Ech ludzie.

Wesołego Czegokolwiek.

PS. W prezencie z pracy Chowaniec dostał ohydną niewielką walizkokuferkę ze skóry krowiej chyba czy świńskiej. Brzydkie to, nieprzydatne i śmierdzi. Ale warte pewno trochę, ktoś chce kupić? Na co komu takie coś? Może by się pokazać, ale serio, no szczerze… nie lepiej wydać taką kasę inaczej?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.