Pan Tealight i Bogówdar…

„Żłobek był, były i owieczki, kózka jakaś i kilka osiołków…

Była szopa i dziwnie odziani kolesie, a pizgało… jak zwykle w listopadzie tutaj, więc dziwne były te ich okutania skromne i cienkie, samodział, nic z poliestru. Wszystko takie od razu wzbudzające odrazę, mocno i grubo dziane, na pewno drapiące, ale wiecie, w sto procent eko! Z owcy, kury, barana czy innego kozła. I te sandałki. No model Jezusek 3000. Nie do zdobycia. Wyłącznie dla wybranych.

I te dwa wielbłąy…

Lekkie przegięcie w pierwszych podmuchach zimowego powietrza, chociaż włochacze chyba jakoś miały to gdzieś. Dziwnie skołtunione, dwugarbne jak nic, ale jakoś tak, no jakby i trzy te garby były, a może i pięć… a może ktoś tam siedział, mieszkał w nich czy coś? W końcu… to było dziwne, więc dlaczego nie pójść dalej? Nie dać im mowy, myślenia i innych przymiotów, umiejętności, oraz kłód pod nogi, w końcu raczej na pewno bardziej inteligentne były to stfory niż one ludzie…

I ta kobieta z tym dziadkiem.

Ledwo stał…

I ten wrzeszczący bachor.

Sama wyglądąła raczej na jego siostrę niż matkę, ale nad głową miała wielki napis w dymku, więc nie się kłócili kto kim i zacz… teraz w ciążę i babcie zachodzą, więc mogą i dzieci, widać… chociaż… nie, wcale ale wcale się im to nie podobało. Ani jako wystrój ogrodu ani towarzystwo.

A ci trzej odziani tak jarmarcznie bardziej.

Świetliście… ciągnęło od nich i gorzałą i zielem jakowymś… A te ciuchy, jakie mieli fajne klapki i szlafroczki. Nosz po prostu Gucci 2020. Albo inne Luivitony. Tudzież… wiecie jak to jest z modą teraz…

I na to wszystko, lśniące i wrzeszczące, beczące… weszła ona, cała na czarno, dziwnie blada, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowana… i puściła pawia na dzieciątko. Bo wiecie, krótkowidz…

… ale było larum!

No ci w szlafrokach zaczęli coś w jakimś jęyku, ci od owiec, że trzeba przetworzyć, mateczka, że jakoś tak ona nie chce już tej ciąży i w ogóle, a pan starszy przysnął więc… Pan Tealight, dotąd obserwujący wsio zza węgła wkroczył do akcji i zajął się Wiedźmą Wroną… a jak go zobaczyli, a potem innych,bo wszyscy chcieli popatrzeć… no cóż, na obiad było pieczyste, weki zrobiono, suszone odoby na choineczki, coś do wykarmienia dicyzny, eko…

I fajny dywanik jest teraz w Wygódce.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wieje, duje… i tak dalej.

Czyli najlepsza pogoda, tylko odpalić świeczki, wziąć koc, walić robotę i zwyczajnie przejść w hibernacyjny ciąg. Bo dlaczego nie? W końcu na zewnątrz nie wyjdziesz, bo araz zatoki, bo araz korzonki czy inne mrzonki i jeszcze porwie cię wiatr i gdzieś poniesie, wiadomo co to teraz z tą naturą się dzieje? A może i smoki jakoweś się spojawią, albo i wielkie karakany, co niczym autobusy ludzi wozić będą…

No co?

Jakby co, to kolejny szot szczepionki już gotowy, ale tym razem jest już dobrowolny i… nie darmowy. Należy becalen za oną przyjemność, więc… więc apteki u nas nie będą nawet sprowadzać, bo zainteresowanie zerowe właściwie. Jak ktoś chce się kłuć, to proszę bardzo, na prom i do stolycy.

A co…

Oczywiście ci w wieku starszym mogą się zaszczepić za darmo i podobno były kolejki, ale podejrzewam, że w pakiecie były te frikadele z listerią, co to ostatnio na ludzi polują, więc wiecie, tutaj na darmowe żarcie ludzie łasi. Aż czasem mnie to fascynuje. Tak od razu brać i nie pytać z czego to?

Co do świąteczności…

No wiecie, cięcia budżetowe.

Ale poa tym, wieje i pada, pada i wieje.

Dziwnie niekolorowe liście i zielona trawa, kwitnące krzaki i tak dalej prez cały czas w modzie i trendy. Jak na razie ludzie przemykają się jakoś tak, jakby niepewni tego, co się wydarzy i myślą wybiegając tak te dwa lata wstecz, to sobie myślę, bo myślę jak widać nazbyt wiele, że dla wielu to mogą być one zwyczajniejsze święta… albo racej być miały, ale przyszły podwyżki i znowu gówno.

Jak nie plaga z maseczkami, to taka bez.

W Szwecji te trochę jakoś tak ciszej, ale wiecie, oni się rozkręcają dopiero w grudniu, więc… może dać im jeszcze trochę czasu?

Na razie wszystko staje się tylko pytaniem: jaka pogoda?

I fajnie by było mieć ino takowe zmartwienia, wiecie, aurowe… zewnętrzne. W końcu uciec od onej plagii, wyłączyć komputer, zawinąć się w koc i czuć świat, ale jaby go nie było. Jakby się skurczył znowu, jak to drzewiej bywało, gdy raz w roku listy z Hameryki przychodziły i kilka dolarów zawinięte w papierek… jak oczywiście nie zwinęli na poczcie, To był proceder nagminny w końcu.

I tylko… tylko tak naprawdę ona jedna myśl się we mnie kołacze… cóż ten nowy rok przyniesie? Jaką kolejną plagę?

Lepiej…

… nie myśleć, mieć tylko ten wiatr, książki, fale na horyzoncie… lepiej nie myśleć. Tak czasem zdaje mi się, iż niewiedza może być idealną beztroską.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.