„Nakupili makaronów…
… przede wszystkim wiadomo suche i takie, co to każdy zje, a klucha to jednak klucha, zawsze dobre, nawet be niczego, bez sosu i posypki z serów… do tego jeszcze puszki, niestety z fasolką, więc niektórzy przewidywali powrót maseczek, ale nic to, ważne mieć jedzenie, jakby ta zima stała się…
Prawdziwą.
Bo spadł śnieg i wszystkich zadziwił. Nie zaskoczył, ale zadziwił, no wiecie, jednak to koniec listopada, więc…
Wiadomo też, iż możliwym jest, że się mu stopnieje od razu, po chwili i może, no i to w całości i szybko, ale jednak jednak przecież spadł i nadszedł Dziad Mróz i usiadł sobie na mostku by giry pomoczyć we wciąż płytkiej bardzo rzece. Bo jakoś tak, mimo deszczów i śniegu, to wciąż kiepsko było z wodą…
A już morze w ogóle było w kiepskiej kondycji…
Choć wiało.
Wciąż wiało.
Ale… te zakupy to nie tylko zima. Coś nadchodziło, szykowało się i nie był to wszelaki Jul. Czas obżarstwa i czas lenistwa i jeszcze sprzątania, stawianie choinek, bombki, prezenty… czyś dobry czy nie, i dla ciebie i dla ciebie jakiś Mikołaj się tam stanie, sprawi i wszelako zobrazowi. I źli i dobrzy za swoje będą wynagrodzeni… jak się nie pomyliliście w modlitwach oczywiście.
Nadchodziło Zimowanie.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Wieje i wieje i wieje…
Casem człowiek myśli, że ten wiatr się nigdy nie skończy, a potem sobie przypomina, iż był ten czas, gdy tego wiatru nie było, wcale, w ogóle, przez wiele miesięcy… tego powietrza, onej zmiany, wiania, skrzypienia dachu, uderzeń niczego, a jednak czegoś. Zmian. Kontynuacji, rozpoczęcia nowego, zakończenia.
A potem wieje przez wiele ni i już przestajesz myśleć.
Adaptujesz się jakoś.
Robisz, co masz zrobić, niczym nakręcana maszynka, ale tak naprawdę jesteś kimś innym. Kimś zaeżnym od kierunków wiatru, deszczów i tego momentu, gdy nagle, bez żadnego sensu słońce wychodzi zza onej szarości i już nie wiesz, czy to ono tak całe na biało się wyjebało przed szereg, czy ty…
A sąsiedzi patrzą…
Chociaż… czy tutaj mnie obchodzi co i czy w ogóle o mnie myśli? Obawiam się, że nie. Tak samo jak nikt nie zwraca się per: pan, pani… tak zwala mnie z nóg pismo z polskiego banku, co to w końcu widać cierpliwość stracili, wprost krzyczące: wypowiadamy CI umowę… a, widać i w Polsce już się nie tytułują. A może zwyczajnie… bo widzicie, problem jest taki, nie jedziecie do Polski, nie macie dowodu osobistego, brak dowodu oznacza problemy, częste rozmowy międzykrajowe, a ty nie chcesz, czasu nie masz… zapominasz, i tak cię zaskakują.
Brutale.
Z drugiej strony na kij ci to konto?
Tak właściwie…
Przyznaję, iż świat i ona cała nowoczesność to o kant tyłka potłuc. W szczególności jeśli chodzi o tak zwaną „rezydenturę”. Nie żebym się na tym wyznawała, bo w końcu jakoś tak nie uważam się za rezydenta… Mieszkamy tutaj większość swego dorosłego życia, więc… tak, spoglądając w internety, to jakoś nie, nie chcę do Polski. Nie, nie skusicie mnie jedzeniem, z moją dietą i tak kiepsko, ceny tyż wysokie jakieś… a ludzie, nie no, wciąż siedzimy w onych internetach, pamiętajmy, jacyś straszni. Wredni i obok inteligencji mało stojący. Jakoś tak…
Dla Duńczyków niejeżdżenie do kraju narodzin to dziwna sprawa… nie żeby sami odwiedzali stare miejsca, ale zwyczajnie, jakoś trudno im to skumać, że nie, dziękuję, sami przecież nie chcecie już tam jeździć…
Tak, to chyba największa zmiana.
Ale ci Duńscy Szwedzi, jak ich nazywam, wiecie, urodzili się tam, ale mieszkają w Danii, robią podobnie. Tutaj znika problem z żarciem, ale różnice są widoczne i to nie tylko w języku, czy akcencie… jakoś tak… inni są. Homogenizowana może i jest ona Skandynawia, ale nie homogeniczna.
Wielu w ogóle się nie przyznaje, że rodzeni gdzieś indziej.
Pod inną królową…
Ale oni to problemów z bankami nie mają. Szczęśliwcy. Jedni mają dwa obywatelstwa, inni wyrzekają się szwedzkiego, a tak, są tacy i choć można już od kilku lat mieć dwa… więcej niż kilku lat, to jednak, jakoś tak to dziwne. Jest w tym wszystkim jakieś i trzecie i piąte dno, a potem betongi!
Trzeba by pokopać, ale… na razie czuję się opuszczona przez bank, który nawet nie był mój… i to jeszcze tak do mnie, nie, że szanowna… a wróć, to do Chowańca było, to mogą. Wiecie… LOL