„Otuleni wciąż przeszłością, może dziwnie zaskoczeni, nierozumieli dlaczego teraźniejszość nie nagina się do ich pragnień, marzeń i snów.
Nie spełnia życzeń.
Nie jest tutaj i teraz, nie odwala większości roboty, w szczególności onej zbędnej, nie pozwala na lenistwo, tudzież… jakoś nie podrzuca pomysłów, jakoś nie wybrzmiewa chwilami i momentami, niby jest, a jej nie ma… przeszłość, która ich stworzyła, ukształtowała, jedyna droga im znana, bo w końcu wszystko nią było. Wszystko. Herbata, ju wystygnięta, kawa i ciastko zjedzone. Pościel wrzucona do prania, uniesienie, które minęło, ale chce się więcej.
I jeszcze…
Tylko przeszłość znali, teraz było tak umykającą chwilą, tak szybko, że nie dawało się go złapać, opisać i poczuć… dopiero, gdy stawało się przeszłością, częścią oddechu i pokarmem dla ciała, jakoś grało.
Istniało.
Było ich częścią.
Dlatego byli tacy zagubieni, dlatego też tak ich nazywali. A oni sami, jakoś nie potrafili trafić ze sobą w jeden borny punkt, w którym mogliby się spotkać i jakoś tak działać… dlatego też rzeźbili i malowali. Tworzyli obrazy z przeszłości oraz wizje tego, co ma nadejść unikając słów teraz, dzieje się, jest…
… wyrzucili je nawet ze słownika.
Jeżeli nie czuli tego, więc po co im było.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
I jeszcze troszkę…
Nowości!
Mimo onych informacji dobijających o problemach z papierem, jakoś się udało, ale jednak widzę, że jeżeli nie będzie wznowień, to nie zaopatrzę się w całego Pratchetta, Harris czy Anne Rice… tęsknię za jej książkami.
Bardzo.
No więc… po pierwsze mysz w Netto…
A co, wiecie, jedni by ukryli, a inni znowu kurcze, od rau walą karteczkę na drzwi i zamykają go na… nie, nie na godziny, a na dni! Ehm, ale dlaczego? Czy to naprawdę była mysz, czy jednak coś więcej? A może w momencie, gdy tak wiele dziwnego dzieje się na Wyspie, to i to należy wtłoczyć w oną dziwność?
No co… teoria spiskowa?
Może był to wielki zmutowany szczur wychowujący malutkie żółwiki? Przecież u nas jest promieniowanie, wprost namacalne!!! Może jakiś postanowił się zainspirować wiadomym serialem? No co? A szczur gorszy? Na pewno od tego chemicznego żarcia stały się tak wysoko wyewoluowane, że… ekhm…
No dobra…
Już podobno myszy nie ma, ale fasolkę lub groszek z Chin, mrożony, pewno znajdziecie… nie wiem co gorsze… ale, tak serio, to miałam napisać przecież o naszej cudownej Królowej i tym całym pierdolniku, co to nawet ludzie od monarchii wszelakich na Youtubie się rozgadali tak, że aż no nie wiem… Przecież zmiany w monarchii rozpoczęły się ju wiele lat wcześniej, za czasów jeszcze Elżbiety II. Nawet najbardziej mocny w swych ustaleniach i wszelako sztywny dwór Hispanii, też się zmienia…
No ale… zacznijmy od początku.
Tak trzeba…
Królowa Margrethe II, a dokładniej Margrethe Alexandrine Þórhildur Ingrid… no wiecie, wielu imion królowa, w końcu Dania, jeszcze za czasów panowania jej ojca Frederika IX i Ingrid Szwedzkiej miała po swojej stronie Islandię, więc… obecnie imiona dzieci następcy tronu często kłaniają się Grenlandii i Wyspom Owczym, ale, to akurat dłuższy temat. I ciekawy… no ale… Królowa, najstarsza z dzieci jako druga kobieta wstąpiła na tron duński!!! Zaskoczeni?
Margrete Valdemarsdatter, czyli ta pierwsza, zwana Panią Król – Lady King – była niesamowitą postacią i wciąż jeszcze nie znam całej jej historii, ale jak znajdę jakieś dobre opracowania, to się podzielę opowieścią o kobiecie panującej na przełomie XIV-XV wieku… kurde, to musiało być trudne… ale…
Ciekawe czy też miała takie problemy z dziećmi?
Bo nasza Królowa, która ze związku z księciem, Henri de Laborde de Monpezat… zmarłym kilka lat temu, wkurzającym ją podobnie jak angielski Filip Elżbietę, no te same umysły, wiecie, jęczącego, że czemu to ja nie jestem królem… bla bla bla… bo nie kurna! Nie rozumiem co tu jest do nierozumienia!!!
Nie jesteś i tyle!
Takie prawo, wiedzieliście obaj o tym wcześniej, a jednak… podobno nawet się spotykali i gadali o tym, spiskowcy. Jeden uciekał na statek, inny o Francji. Ech, kobiety mają pod górkę, a już jak urodzą im się synowie, z których ten młodszy będzie tak marudny, że po prostu nie da się wytrzymać, zwą go Jęczącą Martą, znaczy Jęczącym Księciem, ale tak mi się skojarzyło… no ale… Królowa Margrethe II synów ma dwóch. Starszy niegdyś golden boy, teraz zdaje się spokorniał, poślubił Mary z Australii i mają 4 dzieci, młodszy żony miał dwie i dzieci też ma tyle samo, czyli 4, o czym pisałam, ale… od tego czasu jak to pisałam Joachim, bo takie imię młodszego lata po gazetach i jęczy, że dzieci mu bullingują w szkole, że on bidulek, jak to…
Zaraz, przecież kasę zabrano wszystkim, a tytuły, nos kurna, ile można wytrzymać szmacenia tytułem poza granicą Danii i to na rynku modelingowym? A tak, dwójka starszych synów postanowiła olać szkołę i balować w ten sposób, wiecie, książęta od reklam = słaba inspiracja dla młodych. Wiadomo, że takie tytuły sprzedadzą więcej… łatwiej… i tak teraz myślę, że może jednak Królowa miała tego szmacenia książęstwa jakoś tak dość… więc tytuły pozostawiono im ino diadkowe, hrabiowskie, kasę zabrano jak trójce starszego syna.
I tyle… i dlaczego Królowa musi się z tego tłumaczyć?
Przecież ludzie tego chcieli, więc dlaczego teraz jęczą…
No i… te dzieciaki, podobnie jak ich ojciec Joachim, mieszkają we Francji czy USA… poza granicami Danii, więc po kij im tytuły? Nie pracują tutaj, a prawo duńskie jest ostre. Jak nie mieszkasz, odbieramy ci zwykły człowieku obywatelstwo, więc… I czy król Karol królowej Karolinie… znaczy, czy UKej też to zrobi? Wiemy już, że zmiany się szykują, ale wciąż ludziom źle?
Hmmm… nie dogodzisz, co nie?
Ale… co się dowiedziałam?
Po pierwse Joachim jest jęczącym upierdem od małego, zawsze był, więc nikogo jego wybuchy nie powinny dziwić, ale płakać na wizji? Rany! A po drugie, podobno kocha się w bratowej… ekhm, inaczej teraz patrzę na Marie… a tak, jego druga żona ma tak samo na imię jak bratowa… hmmm…
… dowodów brak!