Pan Tealight i Księżna Anne…

„Zawiadomienie o jej przybyciu dotarło na czas, czyli 3 miesiące przed onym wydarzeniem i się błyszczało… ale tak waliło po gałach… no po prostu wyjmowało się je z koperty i oświetlało sporą część kuchni i jadalnię w Białym Domostwie, co przy dzisiejszych cenach prądu…

… no wiadomo.

Całkiem użyteczna rzecz, ale co z tym zrobić, poza nastrojowymi kolacjami za darmowe oświetleniowe hygge? Poza tym światłem, które lekko przytłumione kocem sprawdzało się przy nocnych wyprawach do kibelka czy lodówki… wiecie, jednak nie byli przygotowani. Zwykle ktoś się pojawiał i tyle. Byli tacy, co robili hałas, czy tumult wszczyniali, czy jakoś tak… ale zwykle jak ktoś się pojawiał, to pragnął schronienia. Zakutany, zaszczuty, chciał swojego kąta, tylko swojego i spokoju i herbaty czasem podsuniętej, do której Mikołajowie, których komnaty ostatnimi czasy wciąż jakoś się poszerzały i w dół biegły, aż dotarły do jakichś źródeł…

… no waliło trochę siarką, ale wiecie, prozdrowotnie. Może i były jakieś widły czy ogony, ale nie oceniajmy…

Raczej nikt się nie zapowiadał.

Pory roku jak się zjawiały, to po prostu, no było to logiczne i tyle, ale jednak jak dochodziło już do czegoś takiego, czyli nieczęsto, sporadycznie, czy raczej… nie no, czy kiedykolwiek? Aż tak mocno?

… więc spoglądali na to zawiadomienie, oznajmienie i wszelakie: przyniosę ciasto… i nie byli na to gotowi, więc Wiedźmy z Pieca spakowały ono światło, otumaniły je wcześniej kilkoma naparami i odesłały dalej… do kogoś innego, kogoś, o kim jeszcze nie potrafiły w ogóle mówić… a może nie chciały?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

W Gudhjem Halloween…

Bo wiecie, u nas wcześniej, dłużej i tak dalej.

Ludzie są, znaczy Turyścizna co lubi jesień, ale tak bez przeady. Wywiesili za zewnątrz to, co wywieszają już od kilku lat… bardiej straszą one nierementowane, a tak chwalone elementy, jak one żółte, zapleśniałe ściany, one bezszkłowe okna, lekko zatkane jakimś plastikiem. I jeszcze ponownie na sprzedaż kolejne sklepy, budynki, które już wcale nawet nie udają tego, że są mieszkalnymi, wszędzie coś można kupić, wszystko tutaj na sprzedaż, dusze po prawej, klątwy za rogiem… a już człowiek myślał, że będzie jakoś spokojniej po tym wszystkim?

Oj, Gudhjem zmienia się w dzielnicę sklepową.

Za to na campingu sporo osób.

Na pewno nie ma tych, co wyjechali do Chorwacji by przyoszczędzić. Tudzież się do takiego zimowego wyjazdu szykują, no ale…

Co do Gudhjem, wracając do problemu, to szczerze, trudno sobie wyobrazić, iż w ogóle ktoś tutaj mieszka. To zaś, co mnie przeraża najbardziej, to ten smród wilgoci i grzyba, pleśni, której boję się paranoicznie… czuć go w sklepach i na ulicach. Czuć go, jak ktoś otworzy okno… coś się tu źle dzieje i gorzej nawet… w porcie znowu jakieś pomieszania  Christiansøfarten, ale może się dogadają. Znaczy, wiecie, jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno o kasę… wciąż można normalnie płynąć na Christiansø, więc boja nie ma, ale co będzie a rok?

Nikt nie chce nawet przewidywać.

Ja na pewno.

Pogoda w weekend była słoneczna… w ogóle ona jesień wietrzna taka, ale jeszcze względnie ciepła, ino ten wiatr i te noce…

Ale słońce wciąż wali.

Deszcz zaś jest słabym przyjacielem. Nie odwiedza, prezentów nie przysyła. Nie wiem… sucho dość, a jednak pleśń, wilgoć dookoła, ale… serio, co się dzieje? A może po prostu jestem przeczulona? Wciąż te rzeki ubogie, morze dziwnie odległe, liście zielone. Nie wiem, połowa października, druga, a tutaj tak…

I jeszcze ten wiatr, zatoki to mi popękają.

Ból jest okropny, szczególnie taki, gdy naprawdę nie da się funkcjonować, a jednak trzeba. Co mówili w skole, że paluszek i główka… niech się odewą ci  klasterowymi bólami głowy cy właściciele wrastających paznokci. I co durni wychowawcy, serio wciąż paluszek i główka… nienawidziłam tego powiedzenia.

Ech!

Może i w miastecku ludzie impreują, ale zwyczajni my, zwyczajnie i wprost nidnie przywitani niesamowitym wschodem słońca siedzimi w pracy. No bo wiecie, się samo nie zaorbi na te rosnące ceny prądu. Poszaleli. Przecież teraz, to wszędzie ino ciemność i zimność. Może dlatego ta wilgoć? W końcu typowy Tubylec załącza varmepumpe w okolicach 20 stopni… jak na potomków Wikingów strasnie są ciepłolubni. No weźcie no. Tutaj polar plunge a w domu jak w piekarniku.

LOL

Ale… żyć trzeba, albo jak ja to mówię, jak kto chce.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.