Pan Tealight i Ruina Definicyjna…

„Wiele Definicji zamieszkiwało Wyspę.

Czuły się tutaj pełne, wolne i niezmienialne… bo reszta świata jakoś tak nie do końca ostatnimi czasy tolerowała definicje i prawa. Jakoś nie potrafili żyć z ich niezmiennością, w pełni sprzeciwialności, wolności bycia innym, niedefiniowalnym… może i nawet samemu szalenie wolnym… może? Jakoś nie rozumieli tego, że by się buntować, trza wiedzieć przeciwko czemu i nie można tego zmieniać, bo wtedy ten bunt nie ma sensu. Kompletnie… potrzebujesz definicji by wiedzieć przeciwko czemu się buntujesz. Musisz mieć granicę, by wiedzieć kiedy ją przekraczasz… a jednak ludzie jakoś tego nie rozumieją. Kompletnie… więc się przeprowadziły tutaj.

Dla wolności wiary i wyznania i wszelakich postępków…

Znaczy bycia sobą.

I było im tutaj dobrze, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane je po prostu kochała, bo były takie prastarzyście normalne i dla niej prawdziwe oraz logiczne… co nie oznacza wcale, iż ze wszystkimi się zgadzała, ale z mądrym to i pokłócić się miło jest, jakoś tak.

A czasem można było z nią porozmawiać.

Czasem nie…

… często tylko słuchała… i to wystarczało. Oczywiście nie Ruinie, ale jej nikt nie lubił, nawet ona sama. Jakoś nie pasowało jej, że można być i upadłym i całym jednocześnie, więc po prostu w sprzeczności sama ze sobą nie mogła się jakoś tak, ogarnąć. I tylko przesiadywała pod mostami słuchając wodnych cieków. Zaskocona tym, że takie coś na nią jakoś tam wpływa.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Inkwizytor” – … cykl… Cykl o Morimerze Madderdinie to coś, co się lubi lub nienawidzi, kocha, albo cię odrzuca. Jakoś tak chyba jest w ogóle z całym pisaniem Jacka Piekary. On to w sobie ma, pasję, ale też i specyficzność, oną wyrazistość. Nie spotkałam go, ale rozmawiałam, było właśnie specyficznie… mało powiedziane, człowiek był smarkaty, a ten tutaj z mostu prosto młotem… no cóż, takie samo jest jego pisanie i chcę mieć je u siebie… z powrotem.

Chociaż część…

Chociaż kilka tomów… jakoś tak, dla grzeszności.

I znowu wiało.

Kolejne kilka dni przepełnione wiatrem, skacząca temperatura, jakby jej za to płacili, że raz wyżej, raz niżej, raz niby pada śnieg by zara zrobić się tak ciepło, iż naprawdę nie można wytrzymać… budzą się pszczoły, gdzieś wciąż mamy gniazo czegoś, co wygląa jak mutacja szerszenia i osy… wielkie i bzyczące, ale sennie. Jednak, jak tego nie zauważysz, nie przymusisz do wyjścia, wtedy dostaniesz igłą…

Z dupy.

Ale ten wiatr… temperatura rośnie, robi się ciepło i cieplej… płotek nadal stoi, cud prawdziwy, może i ja sobie tak postoję, ale nie w tym wietrze, nie! W końcu mogłoby mnie zmieść skrzydło wiatraka… a tak, nasz wiatrak w Gudhjem stracił jedno ze swoich skrzydeł, więc jeśli zawitacie tutaj zimą czy wiosną zobaczycie okaleczonego, białego olbrzyma… no dobra, lekko grzybniejącego, ale wciąż…

Nienaprawionego.

Podobno wezmą się za niego w okolicach Wielkanocy, ale…

Czy ja w to wierzę?

Chyba nie, ale wiecie, jak się uda, to się człek przekona o tym wszystkim… nawet o tym, czy w tym roku będzie choinka przy kotwicy, czy jednak nie… Jakoś tak to akurat miejsce ma spore trudności w jednoczeniu się i byciu razem… sami pierniczeni indywidualiści, łącznie ze mną. LOL

Oczywiście wiatr oznaca też, iż promy nie pływają. Bosz przecie mamy je takie nowoczesne, takie nienadające się na one wody Bałtyku, jednego z najbardziej niebezpiecznych akwenów, w rzeczywistości… i przy dnie i przy powierzchni.

No ale…

Poczta to przecież przeżytek. Od przyszłego roku znowu podwyżki, zmiany, nie będzie już pocztówek i listów, nie, nie opłaca się… więc co będzie? A nie pytajcie się mnie. W końcu wszyscy możemy zamarznąć przez zimę… elektryczność ino da wybranych i ino w określonych terminach, nosz po prostu raj! I nie, nie przesadzam. Ale… prawdopodobieństwo braku zimy jest też wysokie, więc…

Może będzie ino wiatr?

Ino ten oszałamiający, drylujący wsio po kopułką wiatr…

Światełek dookoła coraz więcej, ale jeszcze bardziej ubogo niż rok temu. Bo przecież… ceny. A może ino lenistwo, w końcu wszystko to ledy, niektóre chodzą na słońce, więc… jakie inne wymówki? Niby nikogo nie zmuszamy, ale ciemność tutaj jest głęboka i przejmująca, jak lubię, więc dlaczego nie dodać jej światła?

Dlaczego…

A może już nie należy pytać? Mamy na Wyspie kilku buntowników, którzy światełka ogólnie określane jako świątecne, zapalają co wieczór, niezależnie od pory roku! Kocham ich za to. Ten buntowniczy status w powietrzu, gdy widzisz w lecie choinkę z metalu. Nie chodzi przecież ino o to, że są, ale o to, że ich nie wyłączyli… rozumiem lenistwo nieściągania lampek… ale wiatr niszczący wszystko…

Może i on rozumie…

… może je lubi?

Tarmosić.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.