„Miała coś takiego, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, a może… może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, iż to miała? W końcu, jeśli postępujesz według tego, co we łbie ci siedzi, a nie innych bzdurzeń rzucanych ze stron wszelakich, onych słów, znaczeń, dźwięków, brzdęknieć i takich tamów, czyż znaczy to, że sam ustalasz normy, ramy i zasady… przynajmniej w większości? Jesteś własnym dekalogiem i zbiorem zasad ruchu… własnego… myślowego?
Czyż nie?
Prawda?
Ale jednak to miała, nawet spisane, wyryte wprost na spodzie kości czaszki, które tyle już zniosły z kotłowań pod sobą, że naprawdę nie miały nic przeciwko takiej modyfikacji statusu… chociaż nie, to wcale nie było przecież takie nowe, ostateczne… nie, z tym się chyba nawet urodziła, ale pojawiło się dopier, gdy uzyskało dla niej znaczenie… w tych słowach, znakach, w onym ich brzmieniu, chociaż…
Przecież kto niby miałby ją sprawdzić…
JĄ?!!
Nikt, nigdy, chociaż, może…
Może i sprawdzali, kiedyś, gdy jeszcze nie wiedziała jak się bronić przed ich prawdami, ograniczeniami, zwolnieniami, przyspieszeniami… przed ich jedynym słusznym widzeniem świata i siebie… w którymś momencie jej własny dekalog, one kilka strof zacęło działać. I jakoś tak, go sobie poporząkowała, bo nie, to nie on ją nauczał i zmieniał, nie, to ona postanowiła poprzestawiać młoteczkiem i kowadełkiem kilka słówek i przecinków… i nagle wszystko stało się jej i jasne…
Choć tak kochała ciemności.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Ziemiomorze” – … właściwie. No wiadomo, podstawówka. Jak Tolkien, coś, co trzeba poznać, by pokochać fantasy. A może nie trzeba… nie wiem, na pewno warto przeczytać, ale, czy współcześni zrozumieją moc i przesłanie tych słów, ogarną moc tej kobiety? Autorki…
Nie wiem…
Nie wiem też, czy takie mówienie, iż coś powinno się przeczytać, działa. Ludzie dziś nie uznają tego a radę, a przymus, więc… nie czytajcie. Ale potem nie twierdźcie, iż ktoś tam jest nowatorski, bo to sorry, ale śmiechu warte… poznanie większości tego, co ostało napisane przed moe zaszokować umysły, gdyż… współczesne fantasy to ostatnio głównie seks i wilkołaki, trochę wampirów… czasem piękny powrót do tego, co napisano kiedyś, cudowne, odświeżające skąpanie się w świadomej religijności i zabobonach preszłości, w wierze i tym, co miało tylko przerazić… ale najczęściej to jednak wilki i seks, trochę magii i tyle. Przewidywlane scenariusze… I tak, lubię je, ale jednak, jak wracam do onych WIELKICH pisarzy, to jakoś tak, trochę mi wstyd.
Czuję się przyłapana na czytaniu harlequinów i nie, nie ma w tym nic złego, zwyczajnie, to moje odczucie, jednak… czasem trzeba zatopić się ino w one krwawe zabawy i tak dalej, no co, nie ino najwyższą literaturą człek żyje…
A to jest taka iteratura.
Piękne zebranie wszystkich tomów cyklu, które ocywiście straciłam… ale teraz mam wsio w jednym, twarda oprawa, ech… ten powiew studenckich czasów, gdy człek pod ławką czytał sobie o Ziemiomorzu…
Rok zaczął się suszą i co jak co, ale ja tam jakoś nie widzę poprawy… okay, odrobinę popadało, ale jednocześnie wieje, więc wszystko od razu wysycha, znika, jakby nic nie zaszło. Jakby nic się nie stało.
Jakby…
Wody nie było.
Rośliny zachowują się dziwnie. Niby je podlewasz, niby żyją, a jednak, jakoś tak, jakby im się po prostu nie chciało, jakby straciły nadzieję, jakby… nawet ten hałas pełen motorów, które oczywiście zjechały się w lipcu w masie zastraszającej, siejąc popłoch na ulicach, wjeżdżając tam, gdzie ich nie powinno być, burząc to, cokolwiek nazwać możnaby mirem wyspowym… nie, serio, nie toleruję lata.
I oczywiście morze zakwitło.
Pewno, iż możecie się kąpać, ja po ostatnich problemach już nie próbuję… już nawet nie patrzę w tamtą stronę z taką myślą, zwyczajnie. Jakby i ta woda, jakoś tak, przestała nią być… wiecie, życiem.
I nie, nawet nie jest aż tak gorąco, zwyczajnie duszno, ciepło bardzo, w słońcu parząco, ale… to nie takie upały jak gdzieś indziej… przynajmniej na razie, rany julek, mam nadzieję, że się nie pogorszy, bo już mam dosyć lata. Serio. Zwyczajnie, ale ja tak mam. Nadmiernie ZAWSZE zaskoczona oną ilością ludzi, tym całym zamieszaniem, które tak naprawdę nie jest moje, niewiele dla mnie znaczy, a jednak… pamiętając je z dzieciństwa, ona dziwna sezonowość i wymiany ludzi, jakoś to działa na mnie normalizująco… ale też wkurwia, więc już nie wiem jak to jest. LOL
Jak to jest z Turyścizną?
Nie wiem…
Nie interesuję się… mogę powiedieć co widzę, ale z racji, iż niewiele widzę, jakoś tak, po prostu mam to gdzieś. Oczywiście, że w sierpniu zmienia się rodzaj Turyścizny, ich wiek i płciowości, ale, w tych czasach, jakoś tak, pierun wie co kto i gdzie. Chociaż, w przypadku Niemców to chyba raczej nie jest to tak zmienne. Szczególnie, gdy chodzi o wycieczki raczej geriatryczne… i tak, pewno sama kiedyś taka będę, albo już jestem, zależy kto czyta, jednak… trochę mnie one śmieszą. Bo wożą tych ludzie po miejscach wyznaczonych zamiast pokazać coś więcej. A większość z tych osób serio chodliwa jest! Mają więcej siły i radości niż ja…
… to ostatnie, tak, tego na pewno mają więcej…
Dzieci do szkoły, starsi na wywczasy.
A kiedy moje wakacje? No nie wiem, jakoś tak, jakoś kurna chyba o mnie zapomniały… no cóż, jak zwykle, ale czy ja mogłabym tak, tak jakoś tak dać się wozić w onym autobusie, już pomijamy ciągłe naćpanie aviomarinem… nie no, ja chcę wszystko po swojemu, ja chcę inaczej niż więksość… czy wszyscy.
… więc tak, w wymiarze Turyścizny jak zwykle. Zjazd motocykli, rowerzyści nie znający przepisów drogowych, wariaci ze stolycy, wiecie jak to jest, tutaj u nas podobno wieś taka, że wsio można, no i cool, policja zbierze sowite wynagrodzenie w mandatach i oby nic się nie stało… tyle… Chociaż, tak właściwie już się stało. Fale są, ale ludzie pędzą do wody i w niej zostają…
… a przynajmniej ich ostatnie tchnienia…
Jedna osoba, dwie…