„Szczególnie teraz się spojawiała, jak ona Turyścizna te fotki chciała cyknąć, jak się rowerami ujeżdżali, jak zazwyczaj nadzwyczaj, aż myśleli, że Wyspa jest tylko dla nich, by dać im to, czego naprawdę chcą, o czym marą, a może i tego, czego chcą niezbyt, a potem, wrócą do siebie, odpinezkują to sobie na mapce i będzie, że byli, tak się umęczyli na elektrycznych rowerach…
… tak, to wtedy się spojawiała, a w niewielkim, z pewnego punktu widzenia, Sklepiku z Niepotrzebnymi pęczniały zamrażarki…
No ale… pogoda pocyniała sobie tego lata jak ino się jej podobało, całkowicie zmienna, niezmienna, szalona, wnerwiająca, a jednak, istniejąca. Czy dobra, czy zła, zależało to od punktu siedzenia… i oczywista napojenia, czymkolwiek halucynogennym. Jakoś tak, dzięki roślinom, drzewom i grzybkom, korze i liściom, wszystko nabierało znaczenia, albo wyblakiwało niego… lub zwyczajnie okazywało się być nośnym i tyle. A po co się tak męczyć w onej codzienności…
No po co?
Jak są takie fajne napary!
Ale ona wciąż odmawiała, próbując tulić się to do tego, to do tamtego, powodowała szkody mniej lub bardziej zauważalne, czy znaczne… tam się uszko odtoczy, oko niczym pingpongowa piłeczka poskacze po suchej ścieżynce obok rzeki, z onej rzeki nurtów dziwnie spokojnych, niczego zaskakującego niezwiastujących, łeb śliski wychnie i HAPS! I po widocznym problemie.
Nie ma ciała, nie ma zbrodni, tosz nic się nie stało, a ten pan? Ależ tutaj panie władzo nikogo nie było, no susza jest, popadało trochę, ale nie, nikogo nie było… jakoś tak ludzie wolą te knajpy, nie dziczę widać… Wiadomo, świat okrutny teraz dla natury, wiadomo… tosz to ci ludzie już nic nie wiedzą co robią, no nic… a mimochodem palce w trawę suchą wytarte, a sucha trawa spije wsystkie grzeszki…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Na promie fajnie jest…
Serio.
Znaczy no, jak nie buja, wiecie, jednak to ma znaczenie, sczególnie jeśli lubicie żarcie na wodzie, wtedy odradzamy konsumpcję przy wysokich falach, a to lato jest dość wietrzne. Na szczęście chyba jedzenie większośći idzie super, bo ruch przy bufetowym wysynku aż nadto fluktuujący. A wiatr… Może nie zaskakująco, ale jednak, takie powiewy właściwie są raczej dla jesieni…
… nie lipca, no ale… sierpień.
Na ochłodę macie śnieg poniżej. LOL
Jednak zauważyłam, a miałam dziwnie wzmożoną pływalność przez ostatnie miesiące, nie tylko to, iż nowy prom ma wygodniejsze może fotele, wyższe, wystrzałowe przejście i tak dalej, ale jednak… jak tak pływają prawie wahadłowo, to jakoś tak, no trochę, raczej mocno… jest brudno. I to jest zaskakujące strasznie!
Podejrewam, że zwyczajnie się nie wyrabiają… bo jak by mogli, w jedną stronę płynie, wypluwa z siebie auta i od razu wpycha nowe, konie, psy, koty, ludzie o dziwnym owłosieniu, podejrzane przyczepy nie do końca campingowe, pierun wie co tam się w tym wszystkim mieści, większy rwetest niż u Tuwima. Nawet obsługa nie nadąża z ustawieniem się gdzie powinni…
Chaos.
Ale…
Ten chaos podejrzewam, że zauważają ino miejscowi, bo w końcu ci, co może po raz pierwszy czy drugi tutaj są, to wiecie, dla nich to nowe, to jest normalność… telefony migają, no i morze za oknem…
… o statek, o żaglówka…
Katamaran ma niezłe przyspieszenie, tnie oną całą wodnistość jak masło aż nazbyt miękkie, i niby tak, uczyli człowieka fizyki, formułki wciąż potrafi wyklepać, iż na ciało zanurzone w cieczy… a jednak, jak widzę one gigantyczne, metalowe, z marmurowymi często wykończeniami w środku, one twory pływające, to jakoś tak, po prostu nie wierzę… bo do tego chyba czasem trzeba wiary…
Chyba?
I nawet, jak już człek jest tam w środku, tak jak sobie człowiek siedzi w tym fotelu i nie wie co z nogami zrobić, jak się uda, to w tym wygodniejszym miejscu, ale ino ułudnie wygodniejszym, bo dzieciaki latają, mimo miejsc tylko dla nich, tabletki zaczynają działać, przymykacie oczy i jakoś tak, odpływacie w płynięciu, aż w końcu, w końcu znikacie… i wyrywa was z tej otchłani błogości syrena… no tak, nagle się okazuje, że mleko dookoła, morza nie widać, dziwna zimność… czy to havgus, czy nie? A może jednak on, przybył tu z nami, do Ystad, czy nie…
I zimno…
I syrena…
Po prostu, jakoś tak, morze jest nadzwyczajnie niezwyczajne, zmienne, wszelako otwarte i zamknięte jednocześnie. I wiecie co, mam chorobę morską, ale te półtorej godziny spokojnego płynięcia jakoś tak człowieka relaksuje… i stresuje jednocześnie, ale bardiej chyba intrygująco wyłącza… oby nie bujało…
Oby!