„Do siedzenia…
… a tak, istniały takie buty.
I były całkiem strojne, w końcu może i były do siedzenia, ale jednak nie oznaczało to, że są nie do pokaywania. Wprost przeciwnie. I one musiały być jak najbardziej delikatne, piękne i zdobione elegancko. Nie o stania, mże gorszych materiałów, ale w dotyku, ech ci fetyszyści, no wszędzie się wciskają…
Albo te z kartonu, wiecie, przeznaczone specjalnie do trumny czy popiołku, na oną ostatnią drogę, która widać była niechodliwa, bo z taki podeszwami, to wiecie jak się idzie, na pewno namoknięte toto od razu, czy od kałuż, czy od potu, wiadomo jakie to teraz ludzie bielizny noszą, plastikowe wszystko…
Albo g tatuowane…
Nowa moda nastała i ludzie zaczęli sobie stopy tatuować zamiast ciągle kupować nowe buty, bo wiadomo, moda się zmienia, buty drogie, a wygoda w nich żadna, więc czy nie lepiej tatuażyk? Potem lekka modyfikacja… i można mieć co sezon coś innego, w kolorze, czy bez koloru, a że bolesne… no cóż… chces być modny, to robisz, co ci każą. I jesteś idiotą. Zamiast nosić co chcesz pozwalasz innym decydować o tym, co masz na zadku, czy nawet w główce… bo to nie przystoi i tamto jeszcze, i w ogóle, paniom nie, panie to już teraz panowie, obrona to atak, atak nie obroną…
Wszystko oszalało.
… więc buty nie mogły być gorsze.
Zresztą, przecież od zawsze istniały jako niewątpliwie intrygujący i fascynujący wielu element garderoby. Niekoniecznie użyteczny. Ale te naprawdę nie chodziły. Tak naprawdę. Po prostu…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Turyścizna zjechała.
Jak nic, dla nich to już lato. Może i wietrzne i chłodne, ale jednak słoneczne. Czasem jakieś chmurki wlecą, ale wiecie, to ino dla urozmaicenia. Ino dla wszelakiej niejednolitności. Dla onej wszelakiej fascynującej rozmaitości.
Wyspa…
Kwitnie, zieleni się i wiosenni.
Nadal jest sucha, ale dziwnie optymistyczna… a przynajmniej tak się ją odczuwa. Jakby w końcu odpuściła. Miała wszystko i wszystkich gdzieś i postanowiła czekać. Czy to na deszcz, czy jednak coś innego… może ma jakieś plany, o których nie mówi? Może ma znajomości, które teraz się przydadzą?
Może…
Może w rzeczywistości Wyspa ma jakieś wielkie alny, o których nie informuje ludzi, ale jednak, jednak się je odczuwa. One jakieś tam nowości, niepewności, one wielkie abicje i ambiwalentne odczucia… i jeszcze… jeszcze coś, co wszystkich zaskoczy. Jednym przyniesie dobrobyt, innym zmiany, których może pragnęli, ale jednak nie teraz, nie w tej chwili? A jeszcze innym przyniesie takie szaleństwo, że w końcu będą mogli się w czymś zatopić, zapuścić korzenie, albo i je wyrwać…
W końcu się zdecydować…
Może na powrót czegoś, co już tutaj było? Może czegoś, za czym się tęskniło? Może… a może jednak nie? Może ona nowość będzie czymś kompletnie innym? Zaskakującym tak mocno, że aż zatrzęsie się wszystko?
Może… chociaż trzęsienia to już mamy dość.
Serio.
No ale…
… sprawy tych wstrząsów nadal nie wyjaśnili, ale za to hejt na tych, co nic nie odczuli podniósł się jak internet szeroki, wysoki i przejedzony. Bo przecież takie mamy czasy, czyż nie? Kiedy to się hejtuje wszystko, czego się nie rozumie, wszystko, czego jakoś tak nie daje się namierzyć, obliczyć…
Właściwie to wszystko.
Ale nic to, może lato nie będzie gorące tego roku, parafrazując, czy też raczej negując cytacik… może uda się to przetrwać, do czasu że znowu nadejdzie zima i… tia, wszystko kołem się toczy. Szczególnie w takim miejscu jak to. Sezon a sezonem, ciemno, jasno, dużo ludzi, mikro ludzi, ciągłe próby stworzenia z Wyspy miejsca całorocznych rozrywek i ciągłe plajtowanie onej mysli. A potem jej biczowanie i jeszcze skarżenie się, iż jak tak można, po prostu być tylko…
Naturą.
Jak?!
A przecież nie każde miejsce ma być Ibizą. Niektóre mogą być przeznaczone ino dla odpoczynku… od wszystkiego czasem. Od deszczu, wody, przestrzeni… ograniczenie przestrzeni, tak… Właśnie tak. Czasem ono ograniczenie sprawia, że zaczynacie się czuć bezpiecznie. Ze skrajności w skrajność.
A może jednak nie?