„Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane była niebezpieczna w wielu wymiarach, ekspresjach, i o każdej porze dnia i nocy. Niezależnie od tego jak to wszystko było liczone, wiadomym było, iż lepiej jej nie wkurwiać i tyle. Lepiej jej nie nastąpić na nic i tak dalej… ale jak już ktoś się zdecydował na spacer z nią, na co nie pozwalała wielu, oj…
… musiał się z tym liczyć, że będzie pomagał w noszeniu kamieni, patyków, gałęzi, a nawet małych drzewek wyrzuconych na brzeg…
No co?
Jak taka wiedźma wyłazi na spacer, to jak inni na shopping, ino ona kiecek czy butów nie szuka, z butów jedną parę ma, starczy nim się nie zepsują, to będą wtedy do ogródka, a nowe już czekają… ale założyć można ino jak pierwsze już są niechodzące… jak już po prostu bolą, jak już wolą stać.
Bo wieźma musi wiedzieć, kiedy rzeczy chcą odpocząć.
Kiedy… coś się zmienia, a kiedy nie…
A już ta Wiedźma Wrona, to jakby słyszała wszystko. Co mówią gałęzie i drzewa, buty i kapelusze, ściany domów i dachy, kominy jak szemrzą, albo one rowerowe szprychy, ale z samochodami jest już inaczej, dziwnie, po kawałku trzeba pytać… jakoś tak, a okulary, tak, one tylko patrzyły, zawsze.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Nom nom nom…
Nowości i nowości starości i starości… wiecie, na ile człeka stać było. Oj ciężkie to czasy, jak kurna co czytać nie ma… nie będzie? Nie wiem jak to będzie, ale treba się uzbroić w coś lub kogoś. Piwniczka prywatna pełna najlepszych pisarzy… hmmm, kogo byście chcieli tam sklonować?
No co… nie mogę namawiać do porwań… LOL
Tak chodząc po plaży, obserwując dewastacje poczynione „dla dobra” ekosystemu przypomniały mi się ogrody… ona chęć do czynienia każdego skrawka ziemi pięknym, chociażby były to chwasty – ale przecież chwast to niesamowita, cuowna roślina, więc dlaczego naawać mu takie efinicje negatywne, ale kwitnące, mleczy pola… łąki… nie ma już tego. Straszne to, jak się pomyśli, pomyśli tak głęboko, iż niegdyś cłowiek bawił się w onych polach makówek, wcześniej kwiatów maku tak niesamowitych, odurzających może, ale jednak… niesamowitych, a potem, potem przyszedł nakaz by je wyciąć, zniszczyć spalić, podobnie z liśćmi tytoniu…
Chmielowe tyczki ostały gdzieś na Lubelszczyźnie zapewne, ale…
Co więcej?
A teraz, właściwie, to ile z onej bardziej prawdziwej natury pozostało. Drzew starych, w których pniach można się było skryć ryzykując ugryzienie stwora jakowegoś, albo robiąc sekcję robalowi… no co? Robiłam… ale ino robalom. Zwierzakom większym nie, więc chyb pięć punktów psychopatą być mnie nie tyka, a może jednak… kurcze, może jednak mnie tyka. Ech, fajno!
Chłodno nadal na zewnątrz, bachory szkoły kończą i jest ballade.
Bo wiecie, ballade, to często jest, aczkolwiek to akurat jest… niebezpieczne, dziwne, nie wiem, szokujące i odpychające, więcej, więcej słów, by to opisać, ale… jak, dlaczego, po co… precież… to nie ma sensu…
No więc kończac szkołę dzieciaki odchodzące rzucają tym, co jeszcze w szkole posiedzą, cukierki… i teraz tak, jak to było z mięsem nadzianym gwoździami czy pinezkami, szkłem czy trucizną, tak wyobraźcie sobie one cukierki… z igłami i innymi niespodziankami. Co więcej, nawet jedna z firm uczy, jak wsadzić w te cukierki dziwne rzeczy i przyprawy – nie przesadzają, ale wiadomo…
Disiejsy świat od razu idzie w ekstrema!
I teraz tak… no dobra, jeść może w podstawówce niektórzy nie będą, ale igłą można oberwać… cukierkiem zresztą też, no ale… oczywiście nikogo nie złapano za rękę, co wydaje mi się dziwne, no ale…
Serio?
Rozumiem doprawienie ich pieprzem czy curry, ale to?
Wytłumaczcie mi, albo nie, lepiej nie… i tak nie wierzę, ni w ten świat ni ludzi. To wszystko to już po prostu przegrana bitwa. Wojna i wszelkie inne, epidemia i zaraza, i jeszcze zerwane zaręczyny, jak już dom zbudowany, ślub zamówiony, buty wypastowane, drużba wciąż treźwy, druchny piękne, ona idzie w tej sukni, a jego nie ma… tylko ślad został na stopniach, odcisk buta…
… wiem, odchodzę od tematu, ale kednak, jakoś tak, takie to przykre!
Smutne.
Tak wiele jest smutne w tych czasach, nawet jebane cukierki!