„Ale no…
Wiadomo, wiosna, wszystko i wszyscy budzą się do życia, raduje ich słońce, wszelakiej pogody jasnej info i tak dalej. Grille się im marzą i jeszcze łażenie ino w gaciach i koszulkach i oczywiście wszelakie odpoczynki i inne tam, letnie już właściwie zachowania. Bo przecież jak ciepło, to pora roku nie ma znaczenia, byle pić, żreć i się lenić. By robić kompletnie nic.
Ale… no tak.
Mimo wszystko ciepławo może i było, duszno nawet i sucho, ale jednak to wciaż wiosna. Zwykła, może odrobinę zestresowana, ale wciąż, jakoś tak, wiosna… wiosna biegnąca już ku latu, ale wciąż…
No tak.
Wiosna, światło i od razu ludziom odbija, Pan Tealight wiedział, że co jak co, ale ta cała wiosna, to zawsze była jakaś ambiwalenta psychiatrycznie. Wszelako i mocno. Co jak co, jeśli chodzi o ludzi, miał ich gdzieś, ale mina Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane, jakoś tak go kłuła.
Wszędzie.
Rozumiał ją i już tęsknił za ciemnością i tymi ich wspólnymi chwilami.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Gudhjem…
Zacznijmy od tego, że Melsted i Gudhjem wiadomo, zwane są miastami bliźniaczymi. W znaczeniu onych syjamskich, nie że jakoś tak, takie same. Właściwie, okay, stoją one tablicki, ale gdzie się jedno kończy, a drugie zaczyna, no nie wiem, nie pytajcie się mnie… niby mieszkam w Melsted, a papiery mam na Gudhjem, kościół słyszę, zaraz za plecami one słynne ogrody motyle…
No tak, muzeum wydało zbyt wiele na coś, co jest dziurą w ziemi i trawnikiem… na swoim terenie, więc niby bez problemu, a jednak, coś mi nie gra… bo moja łączka dla robaczków i motylów i takich tam ptaszydełków, na ugorze kosmarnym, i właściwie za darmo wzrosła, a oni od tych wszystkich lat wciąż właściwie nic. Poza tym, że zdewastowali lasek, to trochę uregulowali spływ dziwnego strumyczka, częściowo rowiązali problem, który w czasie większych opadów oczywiście staje się problemem… no wiecie, w końcu oni WIEDZĄ co robią, ech…
… nie wiem…
Mniejsza, na onym całym trawniku pełnym kwiatów i z ockiem wodnym stać miały kamienne rzeźby, ale jakoś tak, wyszło jak wyszło. Rzeźby nadal stoją bardziej pod muzeum, gdzie trawka zielona a w niej siedzą stokrotki, więc ślicznie jest, no ale jednak… oj czekajcie, cicho… patrzcie, tam pod ścianą zalesienia jelonek, ten skurczybyk co mi szafirki wpierdolił, no jak nic on!!!
Bogowie!!!
Śledzi mnie, czy co?
No ale… motyle ogrody, to dla mnie ubaw roku.
Bez urazy, ale to nie jest jakaś wyższa technika, wystarczy zostawić tę ziemię, wyciąć może one ścieżynki, rozrzucić nasionka, ale i miejscami dosadzić kilka krzaczków, jakieś mniejsze drzewka, jakieś inne tam, wiadomo… ale zebrać nasionka tak z dookolnych łąk, które się zdarzają, sporadycznie…
Bardzo.
Nawet kurna mogliby trochę onych cebulek powciskać w ziemię, byłoby coś fajnego od razu wczesną wiosną, ale nie, bo natura… tylko że natura już dawno jest taka, jak i my i my jesteśmy ino jak ona, i zna krokusy, zadziwienie? Pewno że nie tutaj i tak dalej, więcej krwawnika i dmuchawców, no ale… byłoby miło! Kurdybanek, może jak sucho to kocanki, co? U mnie mają się super!!!
Genialne roślinki, pachną do tego!
Ech…
Przecież oni dostali na to tyle kasy!!!
I co z tego… trawa.
Babka na przykład, one czadowe kwiaty naprawdę sprawdzają się na działce i mnożą się genialnie, dodatkowo, nie podlewacie tego, bo korzenie specyficznie zapuszcza, do suszy przyzwyczajone, kwitnie, ma piękne liście, na odatek, prozdrowotne działanie… ech… abo ten wspomniany już krwawnik.
Ino z miętą nie szalejcie!
Ale… jeśli marzy się wam ona wiosenna motyla radość, to nie tam. Oj nie… sorry. Są na Wyspie inne miesjca, gdzie motylowie mają się super, ale… dlaczego o tym mówię, bo ten raj biodywersyjny, eksperyment biologiczno-botaniczno-aspołeczny-sztuk niepełeny, mieści się i w Melsted i w Gudhjem, patrząc na tabliczkę z nazwą, więc taka ciekawostka… dalej, idziemy na spacer!
Nad morze, do miasta…