Pan Tealight i Dziecię Ropuchy i Monokla…

„… ślepe było.

Ale tylko na pół oka jakoś tak, i to tego, które było teleskopowe. Po pradziadku ze strony mieczyka zwanego Nieznośnym Igiełkiem. Znaczy nie, że pradziadek, ino ten miecz tak się nazywał. Tak bardzo zabawnie. Ale też i dosłownie. I bo naprawdę był nieznośny, no i taki jakiś, wiecie, cieniutki i spiczasty i jeszcze kłujący. I naprawdę opływający w klejnoty. Opływający w nie i jeszcze się w nie obklejający…

Pradziadkowi było Waldemar.

A temu po kądzieli Maryjan. Wiecie, to taki bardziej koleś z wyższych sfer, a nie jakiś wygodny mały wojownik. Taki z domem więksym, jakimiś gadżetami, no i żonami, a tak, miał ich piętnaście, bo mógł. Było go stać, a z żadną nie utrzymywał tak naprawdę jakichś tam większych kontaktów… wiadomo, ile można? Miał swoje pasje, swoje zainteresowania, ale żony do nich nie należały.

Jednak najlepsi byli rodzice.

No tak, z nimi to w ogóle była inna bajka.

Spotkali się pewnego baśniowego, letniego wieczoru, kiedy to już w powietrzu czuć było jesień i wszystko, oraz wszyscy, mieli inne plany na ten wieczór, ale jakoś tak oni wszyscy i wszystko zwolniło, spowolniło i po prostu się atrymało zasłuchane w oną ciszę cykad i świerszczy, komarze bzyczenia, światłem gwiazd obmyci, oną czerwoną pełnią księżyca oszołomieni…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Siedzi sobie człowiek… i patrzy.

Patrzy na orane pole, coraz suchsze, jeśli to w ogóle możliwe… w końcu nie padało, wilgoć to jakaś mronka… może deszcz istnieje, może jednak popada, ale jakoś tak  prognozie pogody tego nie widać. Słońce, może trochę chmurek, ale raczej słońce i więcej słońca. Trochę wiatru, nocą lekko chłodniej…

Ot, taka wiosna.

Sucha, dziwna, nieruchoma jakaś taka.

Z tym niebem błękitnym, wronami wrzeszczącymi, mewami skrzeczącymi, kawkami, srokami, wróblami i innymi lataczami… z zającem chowającym się pod odbijającą szałwią. Jakoś te mrozy sprzed dwóch lat mocno nią pomerdały. Trzeba będzie podciąć, ale jednak, jakoś tak, jemu pasuje. Nawet kolorystycznie jakoś się zlewają. No ale, trzeba będzie ją przyciąć. Kwiatki dosadzić. Jakieś tam zioła, bo przecież one tylko chyba tutaj wytrzymują… i te heliochrysum…

Susza… a kiedyś były problemy z wodą.

Od kilku lat wszystko jakoś tak zdaje się marnieć. Fasady budynków się pochylają, farba odłazi ukazując mozaikę przeszłości. Tu róż, tu żółcienie, był i jakiś etap bieli. Były i szarości, coś ciemniejszego. Ale teraz czerwień. A może i pomarańcz, w końcu przecież to one dostępne odcienie w tym rejonie.

Ino „earthy tones”.

No i czerwone dachy!!!

I suche to wszystko, wiele budynków tak naprawdę niby ma właścicieli, ale czy ktoś tam w ogóle mieszka, czy ściany żyją? W wymiarze mikrobowo-robalowym może i tak, ale jeśli chodzi o całą resztę… cóż?

Ale… siedzi człowiek i patrzy..

Znaczy, jak ktoś umie, tak bez niczego po prostu ino siedzieć, bo mnie od razu nosi, więc se patrzcie na pola, na rozwijające się listki, ptaszków słuchajcie, onej ciszy, lekkiego wiatru, słońce może nie wrzące, ale opali, więc uważajcie, a ja wyplewię podjazd, bo wiecie, no wkurw cłowieka jakoś tak telepie jak tak nierówno te chwasty się plenią. Jakby jeszcze to w rządkach robiły… LOL

Jakoś tak, na razie, wciąż cisza…

Za jasno jak dla mnie, ale to maj już, chociaż człowiek wciąż jakoś tkwi w tym roku 2020, jeszcze przed pandemią, która tu u nas wygląała inaczej trochę, mocniej, więc niby nie powinniśmy być tacy… nerwowi, ale jakoś ja w ogóle nie potrafię z ludźmi. Mówią, iż to jednostka chorobowa, no ale.

Się nie będę kłócić.

Czasem tak myślę, czy można tylko siedzieć i patrzeć. Tylko i wyłącznie być obserwatorem, wnosić ino to, co się widzi do cywilizacji, a może nie trzeba wnosić czegokolwiek, może bycie wystarczy, w końcu wdychacie i wydychacie, więc… jakoś tak, drzewa was na pewno potrzebują? Może nie musimy być mistrzami manipulacji, szefami niewiadomocego… może naprawdę najlepsze są małe szczęścia…

Ale się na nich nie znam.

Wrony czasem mnie tylko tak intrygują… na nie mogłabym patrzeć godzina i zdjęcia robić, no co? Muszę robić coś jeszcze…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.