„Czasem się spojawiała…
… ze spokojności, z nerwowości, z nieświadomej świadomości, senności i wybudzenia, posprzątanego i zbałaganionego, nigdy nie było wiadomo z czego się wykluje, ale tak się spojawiała, w onej otoczce nieoczekiwania, w tej subtelności niemyślenia i takich tam niedopowiedzeń… w tych słowach, które jeszcze się nie narodziły i tych w onych zalążkach, które poszukiwały swojej definicji…
Może i zagubionej jak one…
… jak one nowej…
Obcej.
Gy ju niczego nie było więcej, niczego nie można było zniszczyć, na nic czekać, być dobrej myśli, złej myśli, w ogóle nie mieć myśli… wtedy się pojawiała Wkurwia, Wiedźmia Wkurwia. I świat wybuchał. Naruszały się stare porozumienia, pękały nici miłostek fałszywych i coś trzeszczało… zawsze w tym samym miejscu. I jeszcze pojawiało się niebieskie, malutkie jajeczko, totalny zbuk, ale jednak, jajeczko… z którego się wykluło coś, co… no cóż, było przyschnięte do skorupki, a może i zwyczajnie taki miało styl, czy coś? I piskało… i był to jedyny dźwięk, którego ona nie słyszała…
…wtedy.
Gdy to się działo, za każdym razem.
Pan Tealight czuł, że ono jajeczko znowu gdzieś jest na Wyspie, że się toczy, że może i jest na horyzoncie i zastanawiał się…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Nosz kurde no, ale ta natura sra!
No wiem, że wszyscy wydalamy, ale jednak no… te rozplaski na drewnie są z jednej strony artystyczne, ale z drugiej, po prostu ohydne i tyle, sczególnie na oknie… Wiecie, do tego jeszcze one odgłosy. Jak toto startuje, to aż coś furczy w człowieku, i potem sru, niczym zrzut z onego drona, co to niby nimi mają niegdyś tam paczki rozwoić… czy rozlatywać raczej? No ale… przyszłość, to przyszłość, a dziś… dziś jest pochmurne, cudownie, jest majowe, listki zielonością swą przenikają przez chłodny havgus… i nagle taka mewa i plask, a ty dopiero okna umyłeś.
Człowieku ty głupi i na co ci to było?
W rynnach tumult szalony, nie wiem, czy małe wróblowe już są, czy co… ale po prostu szaleją. Co rano z doniczek wygrzebane, co im się tam podoba, czy to lawenda, czy ozdoby… czy ziemia czy… nie wiem, już tylko sprzątam nie wnikam. W końcu jak złapać te ptaszory i im powiedzieć by tego nie robiły, petycję pisać, pazurem, czy co, jak? No i z drugiej strony jakoś tak mi ich szkoda, ale jednak, jakoś z innej strony tosz to ona cudowna dzicz jest.
Choć nie do końca dzika… tykająca cię, czy raczej twoje roślinki.
Ale wiatr idzie, więc może się uspokoją?
I ta mewa, rany, kobieto… chyba kobieto… weź przestań pukać mi w okienko! Jam zajęta no, nie będzie ze mnie Deotymy!!!
Wiatr nadchodzi…
Człowiek już to wie i nie tylko dlatego, że mu w apce przypominają, ale przede wszystkim łeb napiernicza. Jakoś tak. A jak napiernicza, to wiadomo, będzie pizgać. Ale na razie na horyzoncie dwa białe żagle, nosz romantycznie można by pomyśleć. Można by, ale jednak, jakoś tak… nie wiem, wiem że wiosna i tak dalej, zieleń wali i jeszcze te kwiatki, stokrotki szaleją w niekoszonej u nas trawce, bo po co tam kosić… zresztą przecież mówią, iż to ekologicznie nie kosić do czerwca co najmniej…
No i co to za trawka…
Ino krótkie włoski.
Ale… wiosna! Więcej kwiatków, więcej roślinek, a potem ino kwiaty. Kwiaty i tak dalej, niebieskie niebo, chociaż, ma być pochmurnie jutro, no i czy to nie był taki ostatni długi weekend? Osz kurcze. Polityka znowu odbiera człowiekowi jakieś wolne dni, święta… których się może nie zauważało, ale jednak… raczej w rejonach niedostarczonej poczty która ostaje na kontynencie, którą chces, ale nie dostarczą ci przed świętem, bo mieszkas w rąbanej Narnii… no i okay, ale trochę kicha, jak zaraz po tym jest weekend, więc do poniedziałku, a po poniedziałku znowu długi weekedn.
WOW
Maj jest taki frywolny!
Retrogradacja Merkurego? Nosz pięknie!!!